W historii każdej wielkiej ekipy piłkarskiej można doszukać się momentu przełomowego, jakiegoś wiekopomnego wydarzenia, które zapisało się w historii futbolu złotymi zgłoskami. Dla przykładu dla angielskich kibiców ery Alfa Ramseya było nim zwycięstwo nad Niemcami 4:2 na słynnym Wembley w finale mistrzostw świata, fani The Peacocks mieli swój tytuł mistrzowski zdobyty w ostatniej kolejce sezonu ligowego na Anfield, a z przykładów bardziej współczesnych warto wspomnieć ,,heavy metal” Liverpoolu Jürgena Kloppa w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów przeciwko Barcelonie. Swój kazus posiada również londyński Arsenal, prowadzony w latach 1986–1995 przez szkockiego szkoleniowca George’a Grahama, który na finiszu jubileuszowego (setnego!) sezonu Football League potrafił napisać niesamowitą historię, o której fani Kanonierów jeszcze latami będą opowiadać swoim dzieciom oraz dzieciom swoich dzieci.
Futbol po brytyjsku tragediami pisany
Obchody wspomnianej rocznicy, przypadającej na sezon 1988/1989, rozpoczęły się jeszcze w poprzedniej kampanii. Wtedy to władze Football League postanowiły zaaranżować pokazowy mecz pomiędzy jedenastkami składającymi się z najlepszych zawodników w lidze oraz światowych gwiazd futbolu.
Kapitanami obydwu ekip byli fenomenalni Gary Lineker oraz Diego Maradona. Spotkanie zakończyło się wysokim zwycięstwem drużyny „gospodarzy”, która zaaplikowała „gościom” aż trzy bramki.
W następnych miesiącach zorganizowano również Festiwal Piłkarski, którego zwieńczeniem był zakończony w październiku 1988 roku turniej o Centenary Trophy (Puchar Stulecia). Wzięło w nim udział osiem najlepszych drużyn poprzedniego sezonu w Anglii.
Zwycięzcą okazał się londyński Arsenal, który w pokonanym polu pozostawił Liverpool, Manchester United (tryumf Kanonierów 2:1 w finale na Villa Park), Nottingham Forest, Everton, Queens Park Rangers, Wimbledon oraz Newcastle United.
Przeczytaj także: Full Members Cup. Angielska odpowiedź na Ligę Mistrzów
Pomimo starań władz ligi turniej nie cieszył się zbytnią estymą kibiców, co dosyć dobitnie podsumował dziennikarz ,,The Times” Stuart Jones, który przedstawił go jako ,,końcową porażkę zawstydzających obchodów stulecia Ligi”.
Błędy popełnione w trakcie organizacji obchodów były jednak zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, za którą uznać trzeba wielość problemów trapiących angielski futbol w latach 80.
Przez całą drugą połowę tej właśnie dekady trwał bowiem zakaz występów wyspiarskich ekip w pucharach kontynentalnych, nałożony przez europejską centralę po zamieszkach na Heysel. Swoje zrobiły również wybryki chuliganów na rodzimych stadionach, między innymi starcie na Kenilworth Road pomiędzy ,,fanami” Millwall oraz Luton Town w 1985 roku.
Przeczytaj też: Węzeł Gordyjski
Na rezultaty ze strony władz państwowych trzeba było jednak jeszcze poczekać. Premier Margaret Thatcher wypowiedziała stanowczą wojnę pseudokibicom dopiero po kolejnej wielkiej tragedii, śmierci dziewięćdziesięciu sześciu osób w trakcie półfinału FA Cup na Hillsborough w 1989 roku.
,,Futbol to nasza gra narodowa, daliśmy ją światu. Ale jej wizerunek w Anglii został zbrukany” – uważał Peter Taylor, twórca słynnego raportu próbującego wyjaśnić przyczyny katastrofy, od którego zmiany miały się dopiero rozpocząć.
Incydenty, takie jak te wspomniane powyżej, niszczyły reputację uwielbianej na Wyspach dyscypliny sportu. O dziwo pomimo problemów trapiących piłkarskie środowisko zainteresowanie handlowe meczami First Division wzrosło niewyobrażalnie. W sierpniu 1988 roku ITV zapłacił bowiem czterdzieści cztery miliony funtów za możliwość transmisji spotkań najwyższej klasy rozgrywkowej w ciągu czterech najbliższych sezonów.
Porozumienie to powstało, gdy British Satellite Broadcasting wycofało swoją wspólną z BBC ofertę, niezadowolone z tego, w jaki sposób prowadzone są kluby First Division. W listopadzie rząd Margaret Thatcher zarządził restrukturyzację instytucji nadawczych, która pomogła w rozwoju wielokanałowej telewizji satelitarnej.
Można więc rzec, że umowa ITV działała jako prekursor rosnących ofert nadawczych oraz nakładała presję, aby utrzymać pozycję najlepszych klubów na Wyspach. Była również pewnego rodzaju zapowiedzią dla przyszłych wydarzeń, czyli narodzin marketingowego potwora, za którego należy uznać Premier League.
Przed meczem sezonu
Przez większą część kampanii 1988/1989 stołeczny Arsenal prowadził w ligowej tabeli. Ich menedżer, George Graham, potrafił zgromadzić wokół siebie zbalansowaną ekipę, prawdziwą mieszankę rutyny z młodością.
Rolę kapitana, jedną z najbardziej odpowiedzialnych w zespole, Szkot powierzył absolwentowi akademii klubu Tony’emu Adamsowi, nazywanemu po latach ,,Mr. Arsenal”. Atmosfera w szatni wydawał się dobra, na pewnym etapie sezonu Kanonierzy mieli aż jedenaście punktów przewagi nad broniącym tytułu mistrzowskiego Liverpoolem, lecz ich przewaga stopniała po serii fatalnych wyników.
Ekipa The Reds natomiast, trenowana przez grającego menedżera Kenny’ego Dalglisha, po słabym początku ligowej rywalizacji zaczęła odrabiać straty i z miesiąca na miesiąc stawała się głównym pretendentem do tytułu obok londyńczyków.
15 kwietnia 1989 roku o godzinie 14:00 dla każdego sympatyka Liverpoolu czas się jednak zatrzymał, co było związane ze wspomnianą już wcześniej tragedią na Hillsborough. Katastrofa ta, najgorsza tego rodzaju w historii angielskiego sportu, doprowadziła ostatecznie rządzących do zadania sobie pytania na temat standardów bezpieczeństwa na piłkarskich arenach.
Z powodu tragedii spotkanie Liverpoolu z Arsenalem z 23 kwietnia, które miało zostać rozegrane na Anfield, przełożono. Odpowiedniej daty na jego przeprowadzenie nie znaleziono jednak aż do finału Pucharu Anglii, w którym to gracze The Reds ograli rywala zza miedzy, Everton, oddając w ten sposób hołd swoim zmarłym fanom.
Ostatecznie nowy termin jego rozegrania został ustalony na 26 maja, sześć dni po finale na Wembley, w piątek wieczorem. Pozostałe kluby First Division zakończyły zmagania tydzień wcześniej.
Finisz wyścigu o tytuł mistrza Anglii zapowiadał się więc niezwykle pasjonująco. Arsenal, który jeszcze kilka tygodni wcześniej parł jak burza, w ostatnich dwóch meczach przegrał z Derby County oraz zremisował z Wimbledonem.
Liverpool wygrał natomiast w sposób przekonujący odpowiednio 2:0 z Queens Park Rangers oraz 5:1 z West Hamem, co pozwoliło na wyprzedzenie Kanonierów o trzy oczka na kolejkę przed końcem rozgrywek. Ponadto The Reds mogli się poszczycić lepszym bilansem bramkowym.
DRUŻYNA | M | Z | R | P | BR +/- | PKT | |
1. | Liverpool | 37 | 22 | 10 | 5 | +39 | 76 |
2. | Arsenal | 37 | 21 | 10 | 6 | +35 | 73 |
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi zdawały się więc przemawiać na korzyść ekipy gospodarzy. Nieubłagane były zwłaszcza statystyki, według których Liverpool nie stracił dwóch lub więcej bramek na Anfield w ciągu trzech ostatnich lat, a Arsenal nie wygrał tam aż od piętnastu. Co więcej, The Reds nie ponieśli porażki w żadnym spotkaniu, w którym w ataku wystąpili wspólnie Ian Rush oraz John Aldridge.
Ponadto kilku zawodników Czerwonych mogło pochwalić się doświadczeniem z występów w spotkaniach o podobnym ciężarze gatunkowym, czego w tamtym momencie nie można było powiedzieć o graczach Kanonierów.
Koronnym przykładem może być tutaj ostatni mecz sezonu 1985/1986, gdy The Reds po golu króla Kennego pokonali 1:0 Chelsea na Stamford Bridge, co jak się okazało pomogło przypieczętować im mistrzostwo. ,,Daily Mirror” pozwolił sobie w tej sytuacji nawet na opublikowanie artykułu o dość wymownie brzmiącym nagłówku: ,,Żadna modlitwa nie pomoże, Arsenalu.”
Trener gości, aby rozładować napięcie, które narastało w jego zespole po ostatnich niepowodzeniach, dał swoim graczom dwa dni wolnego. Na przedmeczowych treningach dało się już jednak wyczuć pewnego rodzaju rozluźnienie, czego najbardziej widoczną oznaką było udanie się drużyny do Liverpoolu dopiero w dniu meczu, co ewidentnie zaskoczyło większość piłkarzy.
W czasie autokarowej podróży Graham postanowił pokazać swoim zawodnikom dokumentalny film o sukcesie Arsenalu z sezonu 1970/1971, aby zainspirować i zmotywować ich do walki przez pełnych dziewięćdziesiąt minut.
Spektakl czas zacząć
Spotkanie mistrza z pretendentem do tytułu odbyło się w ciepły wiosenny wieczór. Początek batalii opóźnił się jednak, gdyż wielu kibiców Arsenalu z powodu korków nie zdążyło dojechać na miejsce o czasie. Piłkarze gości, pomni ostatnich tragicznych wydarzeń, wręczyli kwiaty fanom zgromadzonym w różnych częściach stadion, ku pamięci tych, którzy zginęli w katastrofie na Hillsborough.
Menedżer Kanonierów zaskoczył ekspertów, posyłając do boju zespół w ustawieniu 5-4-1, gdzie nietypową dla siebie rolę libero przyjął David O’Leary, jedyny nie-Anglik w składzie Arsenalu. Chłopcy Dalglisha mieli natomiast zagrać w klasycznym zestawieniu 4-4-2: z czteroosobowym blokiem obronnym, taką samą liczbą pomocników oraz dwoma środkowymi napastnikami.
Mecz z większym animuszem rozpoczęli londyńczycy. To oni wykorzystując skrzydła przy szybkich kontratakach, co rusz napychali biedy obrońcom gospodarzy. Chociaż Arsenal nie zwykł grywać w ten sposób, dzięki taktycznemu geniuszowi Grahama, obrońcy Lee Dixon i Nigel Winterburn dostali możliwość gry bardziej z przodu, co w perspektywie całego spotkania miało ograniczyć poruszanie się po boisku bocznym pomocnikom Liverpoolu.
Pierwsza znacząca akcja miała miejsce, gdy z prawej strony boiska do Steve’a Boulda dośrodkował Michael Thomas, lecz obrońca Steve Nicol był w tej sytuacji sprytniejszy i wybił piłkę ponad poprzeczkę. Liverpool odpowiedział strzałem Rusha zza pola karnego, lecz niedługo później Walijczyk musiał zejść z boiska z powodu kontuzji. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, co w kontekście upływającego czasu zdawało się mocno przybliżać Liverpool do obrony tytułu.
Szaleństwo ostatniej akcji
Siedem minut po wznowieniu gry kapitan gospodarzy Ronnie Whelan przewinił na skraju własnego pola karnego. Winterburn perfekcyjnie wykonał rzut wolny pośredni, gdyż jego dośrodkowanie na bramkę strzałem głową zamienił Alan Smith.
Zawodnicy Liverpoolu protestowali jednak, twierdząc, że Anglik nie był w ogóle w stanie nawiązać kontaktu z piłką, a co za tym idzie, bramka nie powinna zostać uznana. Po konsultacji z asystentem sędzia David Hutchinson podtrzymał jednak swoją decyzję. W jednym z wywiadów, którego arbiter udzielił w 2014 roku, przyznał, że nie rozumiał, dlaczego gospodarze protestują, podczas gdy telewizyjne powtórki potwierdziły, że Smith musnął futbolówkę.
,,Zapytałem liniowego: ,,Czy któryś z piłkarzy Arsenalu faulował?” On powiedział, że nie. Ponownie zapytałem: ,,Czy istnieją jakieś przesłanki za tym, abym nie uznał tej bramki?” Ponownie zaprzeczył. Uznałem więc gola, a zawodnicy gospodarzy natychmiast się wycofali.”
Taki obrót spraw uskrzydlił Kanonierów. Parli oni mocno do przodu, choć to Liverpool posiadał wciąż optyczną przewagę. W siedemdziesiątej czwartej minucie niepokryty zupełnie Thomas wpadł z całym impetem w pole karne gospodarzy, ale jego strzał był na tyle słaby, że z łatwością znalazł się w koszyczku legendy The Reds, Bruce’a Grobbelaara.
Menedżer gości przeprowadził w międzyczasie dwie szybkie zmiany (za zmęczonego Paula Mersona pojawił się Martin Hayes, podczas gdy Steve’a Boulda zastąpił Perry Groves), które miały rozruszać nieskuteczne ataki gości. Szkot zmienił również ustawienie swojej ekipy na 4-4-2, co zdawało się być jednak dużym ryzykiem, gdyż dawało to Liverpoolowi przestrzeń do ewentualnych kontrataków przez piekielnie szybkich Barnesa i Aldridge’a.
Ten drugi oraz Ray Houghton mieli nawet swoje szanse na wyrównanie, lecz nie udało się ich wykorzystać. Bolesna dla miejscowych była zwłaszcza okazja Aldridge’a, który został złapany na minimalnym spalonym w sytuacji, gdy udało mu się pokonać Johna Lukica. Suma summarum jednak w miarę upływającego czasu Liverpool zbliżał się powoli do upragnionego osiemnastego mistrzostwa kraju w historii klubu.
Gdy na zegarze wybiła dziewięćdziesiąta minuta gry, groźnie wyglądającej kontuzji nabawił się Kevin Richardson. W międzyczasie kamery telewizyjne uchwyciły Steve’a McMahona, mówiącego kolegom z ekipy The Reds, że do końca gry pozostało sześćdziesiąt sekund. Z powodu kontuzji pomocnika gości sędzia przedłużył jednak mecz jeszcze o około dwie minuty.
Zawodnicy Liverpoolu postanowili zastosować grę na czas, między innymi podając piłkę do swojego bramkarza. Kilka sekund później Arsenal przeprowadził jednak decydujący atak. Szaleńczy rajd Barnesa w polu karnym Kanonierów został zatrzymany wślizgiem przez cierpiącego jeszcze chwilę wcześniej Richardsona, który podał piłkę do rąk swojemu golkiperowi. Lukic nie wahając się długo, oddał ją do Lee Dixona, a ten długim podaniem uruchomił Smitha. Anglik nie był jednak zbyt długo w posiadaniu futbolówki, gdyż po jej przyjęciu obrócił się i zagrał na wolne pole do Thomasa. Ten wygrał przebitkę z grającym tego dnia wydawałoby się dobre zawody Nicolem i ile sił w nogach pobiegł w pole karne niczym Usain Bolt na setkę, przerzucając piłkę nad bezradnym Grobbelaarem.
Szaleństwo zapanowało w sektorach zajmowanych przez kibiców gości. W przeciągu następnych około trzydziestu sekund Liverpool spróbował przeprowadzić swoje ostatnie zagranie, akcję rozpaczy, która mogłaby jeszcze przechylić szalę na ich korzyść.
Ostatecznie jednak piłkę przejął Thomas, który ponownym zagraniem do Lukica zamknął wszelkie spekulacje na temat tego, która ekipa tego dnia była lepsza. Ostatni gwizdek arbitra dla zawodników gości rozbrzmiewał pewnie niczym miód dla ich uszy, podczas gdy gospodarzy musiał przyprawić o istny ból głowy. Mistrzostwo kraju pojechało do Londynu!
Czerpanie z dziedzictwa
W pomeczowych wypowiedziach trenerów nie było jednak złej krwi. Graham był dumny z wyniku swojej ekipy, twierdząc nawet, że ,,nikt poza Highbury nie spodziewał się, że to zrobimy, ale kiedy stracisz wiarę, równie dobrze możesz zawiesić buty na kołku.”
Dalglish podziękował swoim graczom i nie obwinił ich za niekorzystny rezultat meczu. Dziennikarze natomiast rozpisywali się w samych superlatywach zwłaszcza o ekipie gości, między innymi David Lacey z ,,The Guardian”, który nazwał zwycięstwo Arsenalu w pełni zasłużonym. Opisał on to spotkanie jako „cudowną nocą dla angielskiego futbolu”, która choć na chwilę pozwoliła przysłonić tragiczne wydarzenia na Hillsborough oraz inne problemy, które trapiły ukochaną na Wyspach dyscyplinę sportu.
Mecz na Anfield jest dziś uznawany za punkt zwrotny w historii angielskiego futbolu. Dziennikarz Jason Cowley zauważył, że zamiast zamieszek, które mogły skończyć się śmiertelnymi konsekwencjami, fani Liverpoolu pozostali po meczu i oklaskiwali Arsenal „tak, jakby zrozumieli, że jesteśmy na początku czegoś nowego; że nie będzie powrotu na stare śmieci”.
Dominic Fifield zasugerował, że zwycięstwo Arsenalu „podważyło mit, że Liverpool był niepokonany”, podczas gdy Si Hughes z ,,The Daily Telegraph” napisał, że ,,zainicjowało to upadek jednej z największych instytucji piłkarskich.” W następnej kampanii Liverpool odzyskał mistrzostwo, lecz jego dominacja nad resztą stawki stopniowo malała.
W lutym 1991 roku Dalglish zrezygnował z funkcji menedżera klubu, tuż po zakończeniu powtórzonego meczu FA Cup przeciwko Evertonowi, zakończonego remisem 4:4, tłumacząc się narastającą wokół niego presją oraz problemami zdrowotnymi.
Czerwoni w latach 90. oraz na początku stulecia ewidentnie szukali swojej tożsamości, musiało minąć aż trzydzieści lat, aby nad Merseyside znów zawitał puchar za mistrzostwo Anglii. Arsenal pomimo spektakularnego zwycięstwa nie był w stanie wziąć udziału w Pucharze Europy, ponieważ na kluby angielskie nadal był nałożony zakaz występów w europejskich rozgrywkach.
Drużyna Grahama odnosiła jednak dalsze sukcesy na początku lat 90. Podopieczni Szkota ponownie zdobyli tytuł mistrza ligi w sezonie 1990/1991, a następnie dwukrotnie tryumfowali w krajowym pucharze oraz w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1994 roku. Niedługo później, w 1996 roku, na Highbury pojawił się nikomu nieznany Francuz, Arsène Wenger, który zrewolucjonizował brytyjski futbol. Jest to jednak materiał na zupełnie inną opowieść.
Pomimo tego, że przyczynił się do odebrania tytułu Liverpoolowi, Michael Thomas zasilił szeregi ekipy z miasta Beatlesów, stając się nawet jedną z klubowych legend, między innymi strzelając gola w wygranym 2:0 spotkaniu z Sunderlandem w finale Pucharu Anglii. W 2007 roku jego bramka z meczu na Anfield została uznana za drugi najważniejszy moment w historii Kanonierów (bezapelacyjnym zwycięzcą okazała się legendarna ekipa ,,The Invincibles”, która zdobyła mistrzostwa kraju bez choćby jednej porażki w sezonie 2003/2004).
Wydarzenia tamtego majowego wieczoru posłużyły za jeden z wątków filmu ,,Miłość kibica” z 1997 roku, będącego adaptacją bestsellerowej książki Nicka Hornby’ego o tym samym tytule. Główną rolę, nauczyciela angielskiego i zarazem zagorzałego kibica Arsenalu, zagrał w nim późniejszy zdobywa Oscara, Colin Firth.
Hornby, twórca książkowego pierwowzoru, nie zgadzał się z płynącymi głównie z prasy zarzutami, że jego książka była odpowiedzialna za gentryfikację piłki nożnej, argumentując, że Rupert Murdoch, „właściciel międzynarodowego imperium medialnego”, miał na to zdecydowanie większy wpływ.
DAWID KOWALCZYK