Tomas Carlovich – lepszy niż Maradona

Czas czytania: 6 m.
5
(1)

Gdy w 1993 roku Diego Maradona przybył do Rosario, by reprezentować barwy miejscowego Newell’s Old Boys, rozentuzjazmowany dziennikarz z lokalnych mediów oznajmił, że jest szczęśliwy, iż klub z jego miasta pozyskał najlepszego piłkarza na świecie. W odpowiedzi Boski Diego miał stwierdzić, że najlepszy piłkarz globu już grał w Rosario i nazywał się Tomas Carlovich. Kogo miał na myśli Maradona? Spieszę z odpowiedzią.

Tomas Carlovich – biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Tomasz Felipe Carlovich
  • Data i miejsce urodzenia: 19.04.1946 Rosario
  • Data i miejsce śmierci: 08.05.2020 Rosario
  • Wzrost: 183 cm
  • Pozycja: Pomocnik

Historia i statystyki kariery

Kariera klubowa

  • Sporting de Bigand (1966-1968)
  • Rosario Central (1969-1970, 1976, 1980-1983, 1986)
  • CSD Flandria (1971)
  • Independiente Rivadavia (1972)
  • Central Cordoba (1973-1975)
  • CA Colon (1977)
  • Deportivo Maipu (1978-1979)

Piłkarz z ludowej legendy

Jakiś czas temu opisywałem na łamach Retro Futbol historię Robina Fridaya. Niepokorny Anglik był nazywany w swojej ojczyźnie najlepszym piłkarzem, którego nigdy nie widziałeś na oczy. Tomas Felipe Carlovich ma w Argentynie tę samą opinię. Najlepszego zawodnika, którego grę rzadko kto miał okazję ujrzeć na własne oczy.

Jednakże w odróżnieniu od swojego europejskiego odpowiednika, nie utopił kariery w morzu alkoholu i innych używek. Tomas Carlovich nie był też jednym z tych krnąbrnych chłopców. Autsajderów, którzy byli mądrzejsi od całego świata i wybrali złą drogę na szczyt. Owszem, ten syn jugosłowiańskiego imigranta przez całe życie chadzał własnymi ścieżkami, ale nie wynikało to ze zbyt wybujałego ego, czy konfliktowego charakteru tego chłopaka z biednych dzielnic Rosario. Wręcz przeciwnie. El Trinche (widły), jak nazywa się Carlovicha w ojczyźnie, był ekstremalnie nieśmiały.

Nigdy nie pragnął sławy i celowo unikał furtek, które mogły mu otworzyć bramę do wielkiej kariery. Kochał tylko grę w piłkę i to była jedyna rzecz, na której mu zależało. Mimo to zdołał podbić serca kibiców we wszystkich klubach, w których występował. Idealnie wpisał się w rolę piłkarza, który jest bardziej bohaterem ludowych legend i barowych opowieści niż realnym boiskowym herosem.

Szczególnie że nie zachowało się zbyt wiele namacalnych materiałów, które dokumentowałyby jego grę. Tę znamy jedynie z ustnych przekazów argentyńskich kibiców, które zapewne z czasem uległy licznym nadinterpretacjom i przekłamaniom. Argentyńczycy wiedzą jednak swoje. Wielu z nich, zapytanych o najlepszego piłkarza w historii swojej ojczyzny nie wskazałoby na Messiego ani Maradonę. Nie byłby to nawet Kempes czy Batistuta. Wymieniliby Tomasa Felipe Carlovicha, kolejny dowód na to, że w Kraju Tanga uwielbiają futbol przepełniony mistycyzmem i romantycznymi opowieściami.

Trinchex2 1
Graffiti przedstawiające Carlovicha. Źródło: commons.wikimedia.org

Nietypowy Jugol

Już samo ustalenie daty urodzin Tomasa Felipe Carlovicha nie jest łatwą sprawą. Co prawda angielska Wikipedia datuje ją na 20 kwietnia 1949 roku, lecz gdy wrzucimy personalia piłkarza w wyszukiwarkę, to ukazuje nam się 19 kwietnia 1946 roku. Natomiast Jonathan Wilson w swojej książce „Aniołowie o brudnych twarzach” celuje w rok 1948.

Nie do końca jasne jest również pochodzenie przydomka piłkarza. Najczęściej można się natknąć na wyjaśnienie, jakoby pseudonim El Triche (widły, widelec) był pochodną wyglądu chłopaka. Wysokiego młodzieńca, na dwóch szczupłych i długich nogach. Takiej etymologi swojej ksywy zaprzecza jednakże sam Carlovich.

Jak już wspomniałem, w jego żyłach płynęła bałkańska krew. Ojciec – Mario Karlović – przybył do Ameryki Południowej z Chorwacji. Sam Tomas ma jeszcze sześciu braci. Młodzian od piętnastego roku życia reprezentował barwy Rosario Central. Występując w tym klubie, zdołał nawet zadebiutować w argentyńskiej ekstraklasie.

Według jednej z anegdot, pewnego dnia Rosario miało jechać na mecz wyjazdowy do Buenos Aires, ale El Trinche przybył na zbiórkę zespołu sporo przed czasem. Gdy minął kwadrans, znudzony Carlovich stwierdził, że nie chce mu się dłużej czekać na resztę zespołu i wrócił do swojej dzielnicy, by pograć w piłkę ze znajomymi. Tak zakończył się jego epizod w najwyższej klasie rozgrywkowej.

DOŁĄCZ DO NASZEJ GRUPY NA FACEBOOKU: HISTORIA PIŁKI NOŻNEJ

Wkrótce zaczął grać w klubach z niższego szczebla. Nie był szybki, ale brak dynamiki nadrabiał bajeczną techniką. Jego popisowym numerem było zakładanie rywalom podwójnej siatki. Najpierw przodem, a później tyłem. Wszystko po to, by zabawiać zgromadzoną publiczność. Legenda miejska głosi, że w kontrakcie miał przewidzianą premię za wykonanie tego tricku w czasie meczu.

Musicie przyznać, że takie zagranie to dość zuchwały ruch, cechujący raczej graczy o olbrzymiej pewności siebie. Natomiast El Trinche był do tego stopnia nieśmiałym chłopakiem, że gdy trafiał do nowej drużyny, to początkowo przebierał się przed treningami w pomieszczeniu gospodarczym. Cóż, podobno Lionel Messi robił tak samo, gdy trafił do La Masii.

Dodatkowo Carlovich był osobą mocno przywiązaną do swoich rodzinnych stron. Otwarcie przyznawał, że źle się czuje, kiedy zbyt długo przebywa z dala od domu rodzinnego. Uwielbiał spędzać czas, grając w piłkę z kolegami z sąsiedztwa, łowiąc ryby lub polując.

O jego przywiązaniu do najbliższych niech świadczy fakt, że pewnego razu celowo złapał czerwoną kartkę, by móc jechać, złożyć życzenia swojej rodzicielce z okazji Dnia Matki. Chociaż z pochodzenia był Jugosłowianinem, to ciężko było doszukać się w nim cech charakterystycznych dla typowego Jugola. Ognisty temperament pokazywał jedynie na boisku. Inna z legend mówi, że gdy Carlovich kolejny raz został ukarany czerwonym kartonikiem, to publiczność ubłagała arbitra, by anulował karę i pozwolił im dalej podziwiać El Trinche w czasie gry.

Zbici Albicelestes

Mecz, który utrwalił legendę Carlovicha, odbył się w kwietniu 1974 roku, kiedy to przygotowująca się do wyjazdu na mistrzostwa świata w RFN kadra narodowa pod wodzą Vladislao Capa miała rozegrać spotkanie kontrolne z reprezentacją miasta Rosario.

El Trinche reprezentował wówczas barwy Central Cordoba, klubu, w którym rozegrał łącznie ponad 200 spotkań i grę w jego barwach określał najpiękniejszym wyborem, jakiego dokonał w swoim życiu. Był jedynym piłkarzem z tego zespołu, który został powołany do łączonej drużyny Rosario. Poza nim miasto miało reprezentować pięciu graczy Newell’s i pięciu z Rosario Central.

Typowa zbieranina, która po raz pierwszy spotkała się na godzinę przed meczem i miała odegrać rolę chłopców do bicia dla argentyńskich kadrowiczów. Na murawę w biało-błękitnych trykotach wybiegli m.in. Carlos Babington, Rene Houseman czy Miguel Angel Brindisi. Sprawy przybrały jednak niespodziewanego obrotu.

Już na początku spotkania El Trinche popisał się swoją popisową podwójną siatką, zakładając ją obrońcy Independiente Francisco 'Pancho’ Sa. Kadra narodowa nijak nie potrafiła sobie poradzić z szalejącym, długowłosym młodzieńcem, który przednio się bawił, co rusz ośmieszając kwiat ojczystej piłki nożnej. Do przerwy podopieczni Capa przegrywali 0-3, a poddenerwowany selekcjoner miał nakazać zdjęcie z boiska Carlovicha, by uniknąć dalszej kompromitacji. Ostatecznie mecz skończył się wygraną Rosario 3-1.

Dzięki temu spotkaniu El Trinche przeszedł w świadomości miejscowych kibiców do legendy. Pomógł w tym zapewne fakt, że wspomniany sparing był jedynie relacjonowany w radiu. Nie zachowały się żadne materiały filmowe, które by zweryfikowały prawdziwość opowieści o nadludzkim występie bożyszcza ludu. Natomiast ta nadludzkość była zapewne cementowana przez lata w czasie pogawędek klasy robotniczej w barach czy rodzinnych spotkaniach przy grillowanej wołowinie.

Unikając sławy

Sławetny występ Carlovicha nie zaowocował jego transferem do lepszego klubu. Przede wszystkim dlatego, że El Trinche nie pragnął trafić do świata wielkiej piłki. Gra na wysokim poziomie, pod presją oczekiwań kibiców pozbawiała go radości czerpanej z uprawiania futbolu. Kiedyś wypowiedział się w następujący sposób:

Kiedyś mieliśmy mnóstwo boisk, a teraz nie ma ich prawie wcale. Wiecie, dlaczego tak lubiłem grać na ulicach? Bo człowiek, który wychodzi na murawę i widzi przed sobą 60 czy 100 tysięcy widzów, nie może cieszyć się grą. Po prostu nie może grać, w ogóle. Ci wszyscy ludzie na trybunach, ich oczekiwania, ich obelgi…

-Tomas Carlovich

Mimo gry w niższych ligach, przed mistrzostwami świata w 1978 roku Cesar Luis Menotti pragnął przetestować Carlovicha w drużynie narodowej. El Trinche nie przyjechał jednak na konsultacje. Tłumaczył się tym, że udał się na ryby, rzeka wezbrała i nie miał jak powrócić na brzeg. Odmówił także Pelemu, który chciał ściągnąć Argentyńczyka do New York Cosmos. Na zawsze pozostał chłopakiem z ludu, symbolem radości czerpanej z ulicznej gry. Uosobieniem sloganu Against Modern Football.

Może właśnie z tego powodu jego sława, jakby na przekór pragnieniom Carlovicha, wyprzedzała go aż tak bardzo? Może gdyby zdecydował się na grę dla Boca lub River Plate stałby się tylko jednym z wielu? Do jego nieformalnego fan klubu zaliczali się nie tylko Maradona czy Menotti. Jose Pekerman, były selekcjoner reprezentacji Argentyny oraz Kolumbii, powiedział kiedyś:

Był najpiękniej grającym chłopakiem, jakiego widziałem. Rozkochał w sobie wszystkich, którzy go widzieli.

Z Kolei Aldo Poy, reprezentacyjny napastnik, który także urodził się w Rosario, mówił:

To niepojęte, że on nigdy nie zagrał na najwyższym poziomie. Miał niezwykłe umiejętności techniczne. Nigdy nie widziałem takiego rozgrywającego jak on. Był trochę powolny, ale nadrabiał inteligencją.

Dziś określa się jego styl gry jako krzyżówkę Fernando Redondo z Juanem Romanem Riquelme. Po zakończeniu kariery Tomas Felipe Carlovich zmagał się z osteoporozą, która zaatakowała jego biodra. Kibice z Rosario zorganizowali dwa mecze charytatywne, w czasie ich trwania zbierali pieniądze na leczenie swojego idola, który po odwieszeniu butów na kołku pracował jako murarz. Podczas jednego z nich dziennikarz zapytał El Trinche, czy gdyby mógł przeżyć życie jeszcze raz to, czy coś by w nim zmienił. Wzruszony, były piłkarz odpowiedział łamiącym się głosem:

Nie, proszę pana, proszę mnie o to nie pytać. O nie, tylko nie to. Chciałem po prostu być z ludźmi, których kocham. A wszyscy są tutaj w Rosario.

Jakiś czas temu w Hiszpanii wystawiono sztukę teatralną pod tytułem: „El Trinche, najlepszy piłkarz świata.” Ilu zawodników może się pochwalić tym, że historię ich życia ukazano na deskach teatru?

Te teksty także powinny Cię zainteresować:

RAFAŁ GAŁĄZKA

Źródła
  • J. Wilson – „Aniołowie o brudnych twarzach” El Trinche, czyli piłkarz, który nie chciał być Maradoną.
  • Felieton Michała Zaranka ze strony przegladsportowy.pl Tomas Felipe Carlovich: Legenda El Trinche.
  • Artykuł ze strony storiemaldette.com

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Rafał Gałązka
Rafał Gałązka
Futbolowy konserwatysta. Przeciwnik komercjalizacji piłki, fan świateł rac na trybunach. Sympatyk Arsenalu i lokalnego LKS "Dąb" Barcin. Beznadziejnie zakochany w Reprezentacji Polski. Głównie piłka polska oraz angielska.

Więcej tego autora

Najnowsze

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...

Przełamanie w starciu z liderem – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Weegree AZS Politechnika Opolska

Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii w meczu 9. kolejki Bank Pekao 1. Ligi podejmowali Weegree AZS Politechnikę Opolską. Spotkanie rozegrane zostało w przeddzień Święta...