Książka, która została uznana za jedną z najgorszych o piłce nożnej. Książka, przez którą Jerzy Brzęczek być może stracił posadę selekcjonera. Książka, która nie powinna się nigdy ukazać. Czy faktycznie „W grze” jest aż tak zła? Po paru latach postanowiłem bliżej się przyjrzeć książce Małgorzaty Domagalik i Jerzego Brzęczka, która ukazała się we wrześniu 2020 r.
O książce właściwie wszystko powiedział kiedyś Krzysztof Stanowski w swoim (wówczas jeszcze) Kanale Sportowym. Skutecznie mnie wtedy zniechęcił do czytania, choć miałem na to ochotę, bo książka tej samej autorki o Jakubie Błaszczykowskim była naprawdę dobra.
No właśnie – kiedy w 2015 r. ukazała się „Kuba. Autobiografia”, nie wiadomo było, czego się po niej spodziewać. Małgorzata Domagalik to naprawdę dobra dziennikarka, choć nigdy wcześniej nie zajmowała się piłką nożną. Z drugiej strony dziennikarze sportowi bali się chyba trochę „wziąć na warsztat” historię Jakuba Błaszyczkowskiego, niezwykle tragiczną. Zrobiła to więc kobieta spoza mediów sportowych, do której Kuba i jego rodzina (a więc i Jerzy Brzęczek) mieli pełne zaufanie. I efekt był naprawdę dobry, ponieważ trudna historia ponad 100-krotnego reprezentanta Polski została opowiedziana w sposób taktowny, ale jednocześnie prawdziwy i poruszający. Pochwały dla autorki były zasłużone. Niestety, historia Jerzego Brzęczka (przy całym szacunku dla jego osiągnięć) nie ma aż takiego potencjału. Małgorzata Domagalik uznała jednak, że warto ją opowiedzieć. I to jeszcze w najgorszym z możliwych momentów. I to jeszcze zupełnie nie tak, jak powinno się ją opowiedzieć.
Krzysztof Stanowski w swoim materiale zwracał uwagę, że nawet w przytaczanych przez autorkę wywiadach rozmówcy starali się jej uzmysłowić, że to jeszcze nie czas na książkę o Jerzym Brzęczku. Że dobrym momentem byłby jakiś spektakularny sukces, albo koniec jego pracy w roli selekcjonera – wtedy można by tę historię opowiedzieć w pełni. Małgorzata Domagalik miała jednak inny pomysł. I tutaj może zaskoczę wielu – akurat z jej punktem wyjścia się zgadzam.
Jerzy Brzęczek w roli selekcjonera spotkał się z zupełnie niezasłużoną i przesadzoną krytyką (często zwykłym hejtem). Ok, dostał posadę selekcjonera trochę na wyrost, nie był też nigdy medialny i nie potrafił zrobić wokół siebie odpowiedniej otoczki. Może i trafnie, ale niezbyt taktownie, określił to Zbigniew Boniek – że Adam Nawałka przypominał Roberta Redforda z tym swoim szykiem i szalikiem, a Brzęczek to był taki bardziej Maliniak z „Czterdziestolatka”. A od gry reprezentacji faktycznie bolały wówczas oczy (a czy teraz nie bolą?).
Ale skoro jednak ta reprezentacja grała, wygrywała i bez problemu awansowała na Euro oraz nie spadła z Grupy A Ligi Narodów (słynne zrealizowanie celów), to Brzęczek powinien mieć możliwość poprowadzenia jej na Euro. Paulo Sousa został zatrudniony po to, aby nie było „wtopy” na turnieju, ale ta i tak była. Potem więc zmieniła się narracja, że jednak przyszedł po to, aby reprezentacja nabrała odpowiedniego stylu i zaczęła grać „na tak”. I kiedy nawet ten styl zaczął się pojawiać, to „siwy bajerant” uciekł do Brazylii. A potem to już było tylko gorzej.
Ale mniejsza z tym. Faktem jest, że Jerzy Brzęczek został potraktowany bardzo niesprawiedliwie, stał się też mimowolną ofiarą pandemii COViD-19 (gdyby Euro odbyło się w terminie, na pewno by reprezentację poprowadził). I trzeba mu oddać, że po tym zwolnieniu potrafił zachować klasę – nie opowiadał, jak to go nie szanowano w kadrze, jak to Lewandowski nie chciał trenować w poniedziałki (o tym opowiedział Marcin Feddek); przyjął zwolnienie „na klatę” i choć z pewnością był rozżalony, to jednak tego żalu nie uzewnętrzniał. W życiu zawodowym po kadrze mu nie poszło, ale któremu selekcjonerowi w XXI wieku poszło?
Trochę przydługi ten wtręt nie o książce, ale chciałem po prostu powiedzieć, że źle potraktowaliśmy Jerzego Brzęczka. Może nie był to wybitny piłkarz i nie jest teraz wybitnym trenerem, ale na pewno dużo lepszym, niż wielu mogłoby się wydawać.
Wracając do książki – napisałem, że zgadzam się z punktem wyjścia do jej napisania, który najprawdopodobniej obrała Małgorzata Domagalik. Jako przyjaciółka rodziny głęboko nie zgadzała się z lawiną „hejtu” w stronę Jerzego Brzęczka. Chciała mu pomóc i napisać książkę o tym, jak wspaniałym był piłkarzem, jak wspaniałym jest obecnie trenerem i przede wszystkim, jak wspaniałym jest człowiekiem (tutaj akurat zgoda – to naprawdę porządny człowiek). Jerzy Brzęczek (być może pod jej wpływem) też zbytnio uwierzył w to, że jest bardzo niedoceniany. Stąd ten dziwny dokument „Niekochani” i generalnie tworzenie syndromu „oblężonej twierdzy”. I pewnie też sporo błędów Jerzego Brzęczka w relacjach z piłkarzami, bo ostatecznie to chyba oni przyczynili się do jego zwolnienia. Ot, choćby taki jeden, o którym sam zainteresowany wspomniał:
Ta motywacja byłaby dobra, gdyby Brzęczek nie wspomniał o medalu olimpijskim. To oczywiście wielki sukces, ale na igrzyskach grają młodzieżówki i to nigdy nie może być traktowane na poziomie medali ME czy MŚ. Tutaj ewidentnie popełnił błąd, co zresztą sam przyznał. Inna sprawa, że pewnie niektórzy nasi reprezentanci mają zbyt wielkie ego, bo mogli by po prostu się z tego zaśmiać i grać dalej.
Kolejnym wielkim błędem Brzęczka było zatrudnienie psychologa Damiana Salwina. Z innych mediów można było się dowiedzieć, że reprezentanci niezbyt cenili sobie tę współpracę. W książce „W grze” znajdziemy wywiad z Salwinem… Może trudno oceniać człowieka po krótkim wywiadzie, bo dorobek ma naprawdę imponujący, ale w tym wywiadzie zrobił na mnie wrażenie „coacha-bajeranta”, który ma receptę na wszystko i sypie jak z rękawa obrazowymi metaforami (np. „Jeśli chcesz żyć w rzece, musisz umieć rozmawiać z krokodylami”).
Ta książka ma więc wiele bardzo słabych fragmentów, które niejako potwierdzają, dlaczego Brzęczkowi nie powiodło się w roli selekcjonera – nawet, jeśli wyniki się zgadzały. Być może Małgorzata Domagalik chciała jakoś ochronić Brzęczka przed krytyką, szukała u niego plusów tam, gdzie ich nie było i w efekcie Brzęczek zaczął mieć o sobie zbyt wysokie mniemanie. Przebija się to w niektórych wywiadach zawartych w książce, gdzie czasem nawet Domagalik stara się sprowadzać JB na ziemię. Ale wrażenie całości jest ogólnie bardzo niekorzystne dla selekcjonera.
Pamiętajmy też o timingu wydania książki – nie odbyło się z powodu pandemii Euro 2020, Robert Lewandowski (wiemy, że nie był w dobrych stosunkach z Brzęczkiem) właśnie wygrał Ligę Mistrzów i był wtedy najlepszym piłkarzem na świecie. Reprezentacja grała kolejne, coraz słabsze mecze, i coraz więcej osób miało poczucie, że marnujemy potencjał najlepszego piłkarza świata. A kiedy ktoś jesienią 2020 r. przeczytał „W Grze”, faktycznie mógł odnieść wrażenie, że Jerzy Brzęczek stracił „kontakt z bazą” i trzeba reprezentację jak najszybciej ratować. Stąd zwolnienie na progu roku 2021 r. Nic ono pozytywnego w dalszej perspektywie nie przyniosło, ale to już inna historia.
Czy książka „W grze” powinna w ogóle powstać? Uważam, że tak – ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze: kiedy indziej, co najmniej rok później. Małgorzata Domagalik chciała tą książką udowodnić, że Jerzy Brzęczek jak najbardziej zasługuje na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. A niestety pokazała, że ta rola w wielu miejscach go przerosła.
Po drugie: dużo ciekawsza byłaby po prostu biografia Jerzego Brzęczka. Wątki z jego kariery piłkarskiej czy trenerskiej przed reprezentacją Polski pojawiają się, ale nie stanowią nawet 50% objętości. Większość to jakieś czcze gadki o hejcie i o tym, jak to jest prowadzić reprezentację Polski. I nazbyt powtarzające się wspomnienia członków rodziny, też niewiele wnoszące. Dwadzieścia minut po przeczytaniu tych rozdziałów nawet nie byłbym w stanie powiedzieć, co przeczytałem.
Mimo wszystko publikowanie książki o Jerzym Brzęczku miało sens. Tyle, żeby była to opowieść o ciekawym piłkarzu i trenerze, bez z góry założonej tezy. No i żeby było tam więcej treści, a mniej niezbyt głębokich rozważań. Wciąż jednak są tam ciekawe fragmenty i na pewno nie podrę tej książki, tak jak uczynił to Krzysztof Stanowski. Uważam Jerzego Brzęczka za solidnego trenera, porządnego człowieka i zwyczajnie powinien zwieńczyć swoją pracę selekcjonera udziałem w Euro 2021. Jest prawdopodobne, że osiągnąłby wynik lepszy niż Paulo Sousa. A niezależnie od wyniku, Zbigniew Boniek mógłby uścisnąć mu rękę po turnieju, podziękować za pracę i nikt nie mówiłby potem o poczuciu krzywdy i realizowaniu wszystkich celów.
NASZA OCENA: 4/10
Chciałbym, aby za parę lat Małgorzata Domagalik i Jerzy Brzęczek ponownie usiedli do tej książki. Trochę ją przeredagowali, trochę skomentowali pierwsze wydanie, a przede wszystkim dopisali dalszy ciąg. Wtedy mogłaby to być całkiem wciągająca książka. Póki co jest ciekawym znakiem czasów i źródłem do analizy nieudanej(?) przygody Jerzego Brzęczka z reprezentacją.
BARTOSZ BOLESŁAWSKI