Na wypożyczenie trafiają piłkarze, którzy według macierzystego klubu nie mają w danym momencie zbyt wiele do zaoferowania. Rzeczywistość okazuje się jednak bardzo często zupełnie inna. Zapraszam do zestawienia zawodników, którzy grając na wypożyczeniu, odegrali wielką rolę w bezpośrednim starciu z aktualnym klubem.
Coutinho – udział w demolce Barcelony
W styczniu 2018 r. Philippe Coutinho przeszedł z Liverpoolu do Barcelony za kosmiczną kwotę 135 milionów euro. Wówczas ofensywny pomocnik stał się najdroższym piłkarzem kupionym w historii klubu. Niestety, Brazylijczyk popadł w niełaskę w stolicy Katalonii i musiał szukać szczęścia na wypożyczeniu w Bayernie Monachium, gdzie trafił w sierpniu 2019 r.
Los skrzyżował Blaugranę i Bawarczyków w sezonie, który przerwał wybuch pandemii koronawirusa. Rywalizacja na poziomie ćwierćfinału Ligi Mistrzów przybrała wówczas formę jednego meczu i rozgrywana była w Portugalii. Data 14 sierpnia 2020 r. zostanie jeszcze długo w pamięci kibiców obu klubów.
Po pierwszej połowie Bayern prowadził 4:1, a Bayernu z pewnością nie spodziewali się, że ich ulubieńcy podkręcą jeszcze tempo w drugiej połowie. Na trafienie Luisa Suareza odpowiedział Joshua Kimmich. Przy wyniku 2:5 w 76. minucie gry na boisku zameldował się Coutinho.
Brazylijczyk absolutnie zignorował powiedzenie, które mówi, że: „leżącego się nie kopie”. 6 minut po wejściu na plac gry ofensywny pomocnik wyłożył idealnie piłkę na głowę Roberta Lewandowskiego, a polski snajper wpakował ją do siatki.
Coutinho rozochocił się jeszcze bardziej i 180 sekund później sam wpisał się na listę strzelców, kiedy wbiegł w pole karne z lewego skrzydła i umieścił piłkę przy prawym słupku bramki Barcelony. Wisienka na torcie miała miejsce w 89. minucie, kiedy Brazylijczyk ustalił wynik meczu na 2:8. Wówczas wypożyczony z Blaugrany piłkarz wykorzystał niepewną interwencję Nelsona Semedo i z bliska pokonał Marca-Andre ter Stegena. Ostatecznie bawarski klub wygrał tamtą edycję Ligi Mistrzów.
Chwilę później Coutinho zakończył oficjalnie wypożyczenie w Bayernie i wrócił do stolicy Katalonii. Niewiele pozostało jednak z dawnych zachwytów nad brazylijskim talentem. Dziś portal Transfermarkt wycenia piłkarza już na tylko 20 mln euro.
Coman – gwóźdź do trumny Juventusu
W lipcu 2014 r. Kingsley Coman przeszedł z PSG z do Juventusu. Za wówczas 18-letniego Francuza Stara Dama zapłaciła tylko symboliczną kwotę jako ekwiwalent za wyszkolenie. Chociaż skrzydłowemu nie można było odmówić talentu, nie potrafił odnaleźć się w taktyce Massimiliano Allegriego. Bianconeri wygrali Serie A, Puchar Włoch i zameldowali się w finale Ligi Mistrzów, ale Coman odgrywał wówczas tylko rolę zmiennika.
Po roku współpracy w Turynie podjęto więc decyzję, że młodziana należy wysłać na wypożyczenie. Ostatecznie skrzydłowy trafił do Bayernu, którego prowadził wówczas Pep Guardiola. Coman zmierzył się z Juve na poziomie 1/8 finału Ligi Mistrzów.
W pierwszym meczu w Turynie padł remis 2:2. W rewanżu goście wyszli na dwubramkowe prowadzenie, a Coman wszedł z ławki w 60. minucie, zmieniając Xabiego Alonso. Bramki Roberta Lewandowskiego i Thomasa Mullera spowodowały, że potrzebna była dogrywka. Tam nadszedł moment francuskiego napastnika.
Juventus opadł już wyraźnie z sił, co Bawarczycy bezlitośnie wykorzystali. Najpierw w 108. minucie trzecią bramkę dla gospodarzy zdobył Thiago Alcantara. Dwie minuty później Coman wbił gwóźdź do trumny macierzystego klubu. Francuz popędził prawym skrzydłem z własnej połowy, wjechał w pole karne Starej Damy, ściął na lewą nogą i precyzyjnym strzałem nie dał żadnych szans Gianluigiemu Buffonowi. Tamtą edycję Ligi Mistrzów Bayern zakończył na półfinale, gdzie uległ Atletico Madryt.
W lipcu 2017 r. francuski skrzydłowy został wykupiony przez Bayern za 21 mln euro. W Turynie do dziś dyskutuje się o tym, czy nie za zbyt pochopnie oddano Comana do stolicy Bawarii. Z jednej strony piłkarz nie odnajdował się w pomysłach Allegriego, a ponadto w Bayernie często łapał kontuzje, ale talentu i możliwości nigdy nie można było mu odmówić. Potwierdzeniem tego drugiego była zwycięska bramka w finale Ligi Mistrzów w 2020 r. To trafienie nawiązuje pośrednio do tematyki artykułu, ponieważ Coman przesądził wówczas o porażce PSG, a więc klubu, którego jest wychowankiem.
Courtois – ręce, które zatrzymały Chelsea
Thibaut Courtois otrzymał szansę wejścia w świat wielkiej piłki w lipcu 2011 r. Wówczas 19-letni bramkarz został wykupiony przez Chelsea z Genk. Od razu jednak Belg trafił na wypożyczenie do Atletico Madryt. Z klubu odszedł David De Gea, wobec czego na nowym golkiperze ciążyła od razu spora presja, aby godnie zastąpić Hiszpana. Nikt w szeregach Los Cholconeros nie spodziewał się jednak, że Courtis wykona pracę zdecydowanie powyżej oczekiwań. Jedną z ofiar tego obrotu spraw była m.in. Chelsea.
Belgijski bramkarz spędził w Madrycie trzy lata, a w ostatnim sezonie przyszło mu zmierzyć się z The Blues na poziomie półfinału Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu na starym jeszcze stadionie Atletico Vincente Calderon padł bezbramkowy remis. Sprawa awansu na Stamford Bridge pozostała więc absolutnie otwarta.
Gospodarze wyszli na prowadzenie dzięki bramce Fernando Torresa, ale reszta meczu należała już do piłkarzy Diego Simeone. Bramki Ardy Turana, Adriana Lopeza i Diego Costy zabrały Atletico do finału w Lizbonie. Jednym z bohaterów tamtego wieczoru w Londynie był Courtois, który popisał się wieloma świetnymi interwencjami.
Przed rozpoczęciem półfinałowej rywalizacji Chelsea zażądała opłaty w wysokości 5 mln funtów, co miałoby w ogóle pozwolić na grę belgijskiego bramkarza. Taki bowiem zapis widniał w umowie wypożyczenia Courtoisa. UEFA odrzuciła jednak żądania The Blues.
Rosły golkiper poza dobrą grą w Lidze Mistrzów, trzymał również równą formę w Primera Division. Jego interwencje pomogły Los Cholconeros wygrać mistrzostwo kraju pierwszy raz od 18 lat. Courtois wrócił do Chelsea w 2014 r. i spędził w Londynie kolejne 4 lata. Od 2018 r. pozostaje zawodnikiem Realu Madryt.
Morientes – kat Królewskich
Fernando Morientes był wielką gwiazdą hiszpańskich boisk w barwach Realu Saragossa, a później Realu Madryt. Snajper został jednak odsunięty na bok, kiedy na Santiago Bernabeu trafił Luis Nazario de Lima, czyli słynny brazylijski Ronaldo. Przy takim obrocie spraw Morientes został wypożyczony do AS Monaco w sierpniu 2003 r.
Francuski klub prowadził wówczas Didier Deschamps, który stawiał pierwsze kroki w wielkiej piłce jako trener. Pod jego wodzą hiszpański snajper spisywał się bardzo dobrze, o czym świadczy liczba 22 bramek na koniec sezonu we wszystkich rozgrywkach. W Ligue 1 Monaco zajęło trzecie miejsce, a kibice zapamiętali grę klubu szczególnie przez pryzmat Ligi Mistrzów.
El Moro (przydomek Morientesa) i spółka wygrali grupę, w której mierzyli się z Deportivo La Coruna, PSV Eindhoven i AEK Ateny. W 1/8 finału francuski klub pozostawił w pokonanym polu Lokomotiw Moskwa. W ćwierćfinale natomiast nastąpił szczególny moment dla Morientesa, ponieważ na tym etapie trzeba było stawić czoła Realowi Madryt.
Na Bernabeu kibice obejrzeli widowiskowy mecz. Monaco miało sporo okazji do zdobycia bramki i wyszło na prowadzenie, którego nie oddało do końca pierwszej połowy. Po przerwie nie ustawały ataki Królewskich, którym nie brakowało skuteczności. Cztery bramki gospodarzy sprawiły, że fani francuskiego klubu zaczęli spuszczać głowy. W 83. minucie Morientes dał jednak wszystkim wyraźny sygnał, że nie wszystko jeszcze stracone. Trafienie Hiszpana na 4:2 sprawiło, że w rewanżu Monaco miało jeszcze realne szanse na odrobienie strat.
Na Stadionie Ludwika II na prowadzenie wyszli Los Blancos. Stan dwumeczu 5:2 sprawiał, że mało kto chciał stawiać jeszcze na Monaco. Tuż przed przerwą wyrównał jednak Ludovic Giuly. Zaraz po wznowieniu gry drugim celnym strzałem głową w całym dwumeczu popisał się Morientes. W ten sposób kwestia awansu nagle stała się otwarta. W 66. minucie ponownie trafił Giuly, a do końca meczu piłkarze Realu pozostawali nieskuteczni, co ostatecznie oznaczało awans Monaco do półfinału.
Tam piłkarze Deschampsa wyeliminowali Chelsea. W finale w Gelsenkirchen ulegli jednak 0:3 Porto, prowadzonemu przez Jose Mourinho.
Po zakończeniu sezonu Morientes wrócił do Madrytu, ale spędził tam tylko pół roku. Hiszpan został sprzedany do Liverpoolu, ale nie zawojował angielskich boisk. W swojej karierze występował jeszcze w Valencii, Olimpique Marsylia i Santa Ana CF. W ostatnim z wymienionych klubów zakończył karierę w 2015 r.
Morata – młody pogromca Realu
Na koniec pozostaje Alvaro Morata, który w lipcu 2014 r. trafił z Realu Madryt na dwuletnie wypożyczenie do Juventusu. Hiszpan nie mógł znaleźć miejsca w stolicy Hiszpanii z powodu obecności takich postaci jak Cristiano Ronaldo i Karim Benzema, wobec czego przeprowadzka do Włoch wydawała się rozsądnym ruchem. Z czasem urodzony w 1992 r. snajper zaczął odgrywać coraz większą rolę w zespole Massimiliano Allegriego.
Szczególnie było to widać w Lidze Mistrzów. W 1/8 finału Bianconeri mierzyli się z Borussią Dortmund. Morata trafił zarówno w Turynie, jak i w Dortmundzie, a Stara Dama zwyciężyła w dwumeczu 5:1. W ćwierćfinale w pokonanym polu piłkarze Allegriego zostawili Monaco. W kolejnej fazie rywalem Juve był macierzysty klub Moraty.
Real pozostawał faworytem, ale Bianconeri nie zamierzali składać broni i udowodnili to już w pierwszym meczu na własnym stadionie. Gospodarze wyszli na prowadzenie dzięki trafieniu Moraty, który dobił z bliska uderzenie Carlosa Teveza. Później wyrównał Cristiano Ronaldo, a w drugiej połowie wynik z rzutu karnego ustalił Tevez.
W rewanżu Realowi do awansu wystarczało więc nawet zwycięstwo 1:0. Prowadzenie Królewskim dał Ronaldo, który pokonał Buffona z rzutu karnego. Juve się jednak nie poddało, a efektem tego była wyrównująca bramka w 56. minucie. Morata wykorzystał dogranie Paula Pogby i zachował zimną krew w gąszczu pola karnego. Los Blancos nacierali na bramkę gości do samego końca, ale nie zmienili już wyniku. W finale Morata znów wpisał się na listę strzelców, ale Juve uległo Barcelonie 1:3.
Po dwuletnim wypożyczeniu Hiszpan powrócił do Madrytu. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca i próbował potem sił w Chelsea i Atletico. Również tam nie znalazł szczęścia i otrzymał drugą szansę od Juventusu we wrześniu 2020 r. Przebywa obecnie w Turynie na zasadzie dwuletniego wypożyczenia z Atletico.
Zastanów się dwa razy
Jak widać, zawsze warto, jest się dobrze zastanowić, czy piłkarz przeznaczony na wypożyczenie nie przewyższa przypadkiem umiejętnościami zawodników nawet pierwszego składu. Niestety, w piłce tak jak w życiu, nie da się wszystkiego przewidzieć. W artykule ująłem jedne z najbardziej znanych przykładów w tej kategorii, ale z pewnością jest ich dużo więcej. Jeśli macie swoich ulubione historie, podzielcie się nimi koniecznie w komentarzach na Facebooku.
MATEUSZ SZTUKOWSKI