Złote czasy reprezentacji Indii

Czas czytania: 15 m.
0
(0)

Nawiązany przez reprezentację Indii na igrzyskach olimpijskich w Londynie kontakt z szeroką światową czołówką miał być kontynuowany na mistrzostwach świata w Brazylii. Władze piłkarskie uznały jednak, że lepiej, jeśli zawodnicy solidnie przygotują się do igrzysk azjatyckich i ostatecznie Hindusów na brazylijskim turnieju zabrakło. Nigdy więcej nie zakwalifikowali się na mistrzostwa, ale przez ładnych parę lat byli liczącą się siłą w azjatyckim futbolu. W latach 50. i 60. zdobyli kilka trofeów, a okres ten przeszedł do piłkarskiej historii tego kraju jako złote czasy reprezentacji Indii.

Pierwsze w historii igrzyska azjatyckie, które odbyły się w New Delhi, zainaugurowano ponad siedem i pół miesiąca po mistrzostwach w Brazylii. Wydawać by się mogło, że czasu na przygotowania było aż nadto, ale indyjska federacja była innego zdania. Zdecydowanie wyżej ceniono tam wówczas występ na igrzyskach niż na mundialu i to właśnie zawodom, które trwały od 4 do 11 marca 1951 r. wszystko podporządkowano.

W imprezie wzięło udział 489 sportowców z jedenastu krajów, którzy rywalizowali w 57 konkurencjach z ośmiu dyscyplin. W programie zabrakło krykieta i hokeja na trawie, więc w sportach zespołowych uwaga kibiców skupiła się głównie na turnieju piłkarskim. Wzięło w nim udział sześć reprezentacji. Oprócz gospodarzy były to Afganistan, Birma, Indonezja, Iran i Japonia. Początkowo chęć udziału wyraziły też Filipiny, ale ostatecznie się wycofały.

Losowanie przeprowadzono 25 lutego w New Delhi. Grano systemem pucharowym i w pierwszej rundzie, która była od razu ćwierćfinałem los skojarzył ze sobą Iran z Birmą i Indie z Indonezją. Japonia i Afganistan miały wolny los. Na tej samej konferencji ustalono również, że mecze piłkarze będą grać dwa razy po trzydzieści minut z pięciominutową przerwą. W przypadku remisu zarządzona miała być piętnastominutowa dogrywka (dwa razy po siedem i pół minuty). Boisko było długie na 110 jardów, a szerokie na 65, czyli było nieco węższe niż wymogi FIFA, ale światowa federacja została o tym odpowiednio wcześniej poinformowana i wyraziła zgodę na grę.

Po dobrym występie na igrzyskach w Londynie Indie były jednym z faworytów do końcowego zwycięstwa. W składzie było kilku piłkarzy, którzy dobrze pamiętali występy w Europie. Byli to bramkarz Kenchappa Varadaiah Varadaraj, obrońca i kapitan zespołu Sailendra Nath Manna, który w wielu źródłach występuje pod skróconym imieniem Sailen Manna oraz napastnicy Ahmed Mohamed Khan, Santosh Nandy i Sahu Mewalal. Zwłaszcza ten ostatni jest wart zapamiętania, bo odegra w turnieju bardzo ważną rolę. Innymi istotnymi ogniwami drużyny byli operujący w środku pola Noor Mohammed i Sheikh Abdul Latif, a także grający w ataku Pansanttom Venkatesh.

Z ławki zespołem kierował Syed Abdul Rahim, który dzisiaj jest uznawany za jednego z najlepszych indyjskich trenerów w historii. Potrafił nie tylko świetnie zarządzać zespołem, ale wiedział też, jak dotrzeć do poszczególnych zawodników. Stworzył w drużynie atmosferę zdrowej rywalizacji o miejsce w składzie. Dzięki temu piłkarze ciężej pracowali na treningach, co przekładało się na ich lepszą grę w spotkaniach o stawkę.

Pierwsze złoto

Meczem otwarcia było starcie Iranu z Birmą. Irańczycy dość pewnie wygrali 2:0, a zaraz po zakończeniu ich meczu na murawę wybiegły jedenastki Indii i Indonezji. Gospodarze grali na boso, dzięki czemu lepiej mogli panować nad piłką. Wynik na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy otworzył Sahu Mewalal. W 42. minucie meczu zrobiło się już 2:0 po samobójczym trafieniu Chaeruddina Siregara. Niektóre ze źródeł jako strzelca gola wskazują jednak Mewalala, bo to po jego dośrodkowaniu w pole karne z rzutu rożnego piłka odbiła się od Siregara i wpadła do siatki. Indonezyjskiemu obrońcy ten mecz musiał się śnić po nocach, gdyż na dziesięć minut przed końcem próbował zablokować uderzenie Pansanttoma Venkatesha, ale zrobił to na tyle nieudolnie, że piłka wpadła do siatki. Również tutaj źródła nie są jednomyślne – większość jako strzelca bramki wskazuje Venkatesha, ale niektórzy zapisują je jako gola samobójczego.

Półfinałowym rywalem Indii był zespół Afganistanu. Niesieni dopingiem kibiców gospodarze pewnie wygrali 3:0. Afgańczycy nie potrafili sobie z nimi poradzić i często uciekali się do fauli. Ostatecznie kończyli mecz w dziewiątkę. Wynik już w 10. minucie otworzył Venkatesh, a sześć minut później na 2:0 podwyższył Mewalal. Strzelcem trzeciej bramki na pięć minut przed końcowym gwizdkiem był Santosh Nandy. W drugim półfinale Iran bezbramkowo zremisował z Japonią i do wyłonienia drugiego finalisty konieczne było rozegranie drugiego meczu dzień później. W powtórzonym starciu Irańczycy dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale Japończycy nie odpuszczali i doprowadzali do wyrównania. Ostatecznie to jednak Iran przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść, a gola na wagę awansu na dwie minuty przed końcem strzelił Masoud Boroumand.

Finał zaplanowano 10 marca. Indie miały jeden dzień więcej odpoczynku niż Iran, ale na boisku nie było tego widać. Mecz był bardzo zacięty i długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W takich spotkaniach, które rozgrywane są przy dużej presji kibiców, często wygrywa ten, kto pierwszy zdobędzie bramkę. Tak też było tym razem. Krótko po przerwie w 34. minucie gry bramkarza Iranu pewnym uderzeniem z woleja pokonał niezawodny Sahu Mewalal, dla którego było to już trzecie (lub czwarte) trafienie w turnieju. To wystarczyło, żeby Indie mogły świętować sukces. Hindusi wygrali wszystkie mecze i nie stracili żadnej bramki. Po raz kolejny pokazali, że potrafią grać w piłkę.

Niewiele jednak brakowało, a strzelec gola na wagę tytułu nie wystąpiłby w finale. Dzień przed decydującym pojedynkiem z Iranem Mewalal otrzymał telegram, w którym informowano go o żałobie w rodzinie. Piłkarz jak najszybciej chciał wrócić do Kalkuty, ale trener Syed Abdul Rahim próbował go zatrzymać. Napastnik zgodził się zostać dopiero po zapewnieniach premiera Jawaharlala Nehru, który poinformował Mewalala, że na płycie lotniska Safdarjung będzie na niego czekał gotowy do startu samolot indyjskich sił powietrznych, który zaraz po zakończeniu meczu przetransportuje go do Kalkuty. Tak też się stało i wieczorem po finale Mewalal był już z rodziną.

Lodowaty prysznic w Helsinkach

W lipcu 1952 r. indyjska reprezentacja ponownie zawitała do Europy, żeby wziąć udział w igrzyskach olimpijskich w Helsinkach. Zanim jednak wybrali się do Finlandii, to w marcu wzięli udział w rozgrywanym na Cejlonie turnieju Colombo Cup. Brały w nim udział cztery reprezentacje byłych brytyjskich kolonii – Cejlonu, Birmy, Pakistanu i Indii. Zawody towarzyszyły organizowanej w Kolombo wystawie, a dodatkowo miała je uświetnić wizyta księżnej Elżbiety, która jednak nie doszła do skutku ze względu na śmierć króla Jerzego VI.

W meczu otwarcia Indie pewnie pokonały gospodarzy 3:0, a na listę strzelców wpisali się niezawodni Venkatesh (dwukrotnie) i Mewalal. W drugim spotkaniu 4:0 rozbili drużynę Birmy, a Mewalal ustrzelił wówczas hat-tricka. W decydującym o tytule meczu bezbramkowo zremisowali jednak z Pakistanem. Regulamin mówił, że w przypadku równej liczby punktów o zwycięstwie decydować będzie średnia zdobytych bramek. Zdecydowano jednak, że skoro Indie i Pakistan mają taką samą liczbę oczek, ale nie straciły żadnej bramki, to tytuł będzie współdzielony. Przeprowadzono nawet losowanie, które wygrał Pakistan i to tam powędrował puchar na pierwsze sześć miesięcy.

Dobre występy w turnieju i w meczach towarzyskich dawały pewne nadzieje na całkiem solidny start w igrzyskach. Wiele jednak zależało od losowania. Tu jednak Indie nie miały szczęścia. W rundzie wstępnej trafili na Jugosławię, która należała wówczas do najsilniejszych ekip na świecie, a w składzie miała takich znakomitych zawodników jak Branko Zebec, Bernard Vukas, Stjepan Bobek, Zlatko Čajkovski czy Rajko Mitić.

Mająca ograniczony kontakt z europejskim futbolem reprezentacja Indii nie miała żadnych szans z tak silną drużyną. Jugosłowianie wbili Hindusom aż dziesięć goli i dobitnie pokazali, jak bardzo światowa czołówka odjechała całej azjatyckiej piłce. Tuż przed końcem meczu Indie zdołały jednak uzyskać honorowe trafienie, a Vladimira Bearę pokonał Ahmed Mohammed Khan. Po powrocie do kraju federacja podjęła decyzję, że od tej pory reprezentacja wszystkie mecze będzie rozgrywać w butach.

Potknięcie na Filipinach

Rozgrywany na Cejlonie turniej czterech byłych brytyjskich kolonii spotkał się z na tyle dużym zainteresowaniem, że postanowiono rozgrywać go co roku w innym kraju. Druga edycja odbyła się w październiku 1953 r. w Birmie. W pierwszym meczu Indie pokonały Pakistan 1:0 po bramce młodego Neville’a D’Souzy. Cztery dni później po golach Venkatesha i Khana pokonali 2:0 Cejlon. Do końcowego triumfu wystarczał im remis w ostatnim meczu z Birmą. Jednak Indie nie zamierzały spoczywać na laurach. Strzelili rywalom cztery gole, a sami stracili tylko dwa i oprócz Colombo Cup zdobyli też ufundowany przez gospodarzy puchar Burma Bowl. Co ciekawe, po powrocie do kraju oba trofea zostały skonfiskowane na lotnisku przez celników.

Po rezygnacji ze startu na mistrzostwach w Brazylii zgłoszenie Indii do eliminacji na szwajcarski czempionat zostało odrzucone przez FIFA. Hindusi mogli więc w pełni skupić się na igrzyskach azjatyckich, które w 1954 r. gościły na Filipinach. Tym razem w turnieju wzięło udział aż dwanaście drużyn. Zostały one podzielone na cztery trzyzespołowe grupy, a zwycięzca każdej z nich awansował do półfinału. Ponadto ustalono, że mecze będą trwały dwa razy po czterdzieści minut. Warto też wspomnieć, że to podczas igrzysk w Manili została założona Azjatycka Konfederacja Piłkarska.

Indie trafiły do dość trudnej grupy z Indonezją i Japonią. W pierwszym meczu mierzyli się z Japończykami, którzy wcześniej ulegli Indonezji 3:5. Rozpoczęli bardzo dobrze i już po sześciu minutach prowadzili 1:0 po golu Sayeda Moinuddina. Ten sam zawodnik podwyższył na 2:0 w 28. minucie i wydawało się, że Indie w pełni kontrolują przebieg spotkania. Na początku drugiej połowy trzecią bramkę dla Indii zdobył Joe D’Sa, ale wkrótce dało znać o sobie zmęczenie. Wykorzystali to Japończycy, którzy zdołali zdobyć dwa gole, ale na więcej zabrakło im czasu i sił. Indie wygrały 3:2, ale ich gra nie rzucała na kolana. O spotkaniu z Indonezją indyjscy piłkarze i kibice chcieliby pewnie zapomnieć, bo przegrali aż 0:4 i pożegnali się z turniejem.

Dziennikarz Novy Kapadia zwracał po latach uwagę, że mecze turnieju były rozgrywane przy sztucznym świetle, do czego Hindusi nie byli przyzwyczajeni. Dodatkowo zawody odbywały się w maju, więc tuż po zakończeniu sezonu w Indiach, wobec czego wielu zawodnikom mocno dawało się we znaki zmęczenie. Mimo to od obrońców tytułu można było oczekiwać zdecydowanie lepszej postawy.

Niepowodzenie powetowali sobie w grudniu tego samego roku w kolejnej edycji zawodów o Colombo Cup. Tym razem areną zmagań czterech reprezentacji była Kalkuta. Indie rozgrywki rozpoczęły od remisu 1:1 z Cejlonem. W drugim spotkaniu pokonały Birmę 2:1, a w decydującym o tytule meczu w obecności około 100 tys. kibiców wygrały 3:1 z Pakistanem i po raz trzeci mogły się cieszyć z triumfu. Swoją klasę potwierdzili w dodatkowym meczu, w którym 5:3 pokonali połączoną reprezentację pozostałych trzech ekip.

Kangurzy skok do strefy medalowej

Kolejna edycja imprezy odbyła się w 1955 r. w Pakistanie w Dhace (dzisiejszy Bangladesz był wówczas eksklawą Pakistanu). Indie po raz kolejny okazały się najlepsze, wygrywając wszystkie trzy mecze. Pierwsze starcie z Cejlonem zakończyło się rezultatem 4:3, a strzelcami goli byli Sahu Mewalal, Mohammad Abdus Sattar oraz stawiający pierwsze kroki na arenie międzynarodowej Pradip Kumar Banerjee, który dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Kolejne dwa trafienia młokos dorzucił w wygranym 5:2 meczu z Birmą, a oprócz niego trafiali jeszcze Neville D’Souza (dwukrotnie) i Mariappa Kempiya. W ostatnim meczu z Pakistanem Indie wygrały 2:1, a strzelcami byli znowu Banerjee i D’Souza. Ta dwójka rozgrywała znakomite zawody i rozbudziła nadzieje kibiców na dobry występ na zbliżających się wielkimi krokami igrzyskach olimpijskich w Melbourne.

Był niesamowicie szybki. Jego głównym atutem było to, że potrafił strzelić gola z ostrego kąta, z pola karnego i z dystansu. Dobrze grał głową i dysponował również dobrym podaniem, często wystawiając piłkę partnerom celnymi dośrodkowaniami – charakteryzował Banerjee jeden z historyków indyjskiego futbolu Gautam Roy.

O miejsce na igrzyskach Indie miały rywalizować z Tajlandią, ale z powodu wycofania się kilku innych ekip oba zespoły uzyskały awans. W pierwszej rundzie rywalem indyjskiej reprezentacji miała być znakomita drużyna Węgier. Jesień roku 1956 to jednak czas dramatycznych wydarzeń na Węgrzech, które zakończyły się zbrojną interwencją Armii Radzieckiej. W konsekwencji węgierskich piłkarzy zabrakło na australijskich igrzyskach.

Indie zaczęły więc rywalizację od ćwierćfinału. O ile cztery lata wcześniej nie miały szczęścia w losowaniu, o tyle teraz fortuna im sprzyjała, bo ich rywalem miał być zespół gospodarzy. 1 grudnia na Olympic Park w Melbourne Indie pokazały się z bardzo dobrej strony i wygrały 4:2. Trzeba jednak zaznaczyć, że Australia nie należała wówczas do futbolowych potentatów. Strzelanie rozpoczął w 9. minucie Neville D’Souza. Gospodarze zdołali wyrównać po trafieniu Bruce’a Morrowa w 17. minucie, ale już kwadrans później D’Souza po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Morrow nie chciał być gorszy i na kilka minut przed przerwą wyrównał po raz drugi. Po zmianie stron gole strzelali już jednak tylko Hindusi. Na skrzydle znakomicie spisywał się Banerjee. W 50. minucie Neville D’Souza skompletował hat-tricka jako pierwszy azjatycki piłkarz na igrzyskach, a wynik meczu na dziesięć minut przed końcem ustalił J. Krishnaswamy, który znany jest również jako Krishna Kittu.

Jeden wygrany mecz wystarczył więc, żeby znaleźć się w strefie medalowej. Oprócz Indii w półfinałach zameldowały się ekipy ZSRR, Bułgarii i Jugosławii. Towarzystwo było więc doborowe, ale Hindusi grali bez kompleksów. W starciu, którego stawką był awans do finału ich przeciwnikiem była drużyna Jugosławii. Jugosłowianie dobrze pamiętali strzelaninę, jaką urządzili sobie w Helsinkach i być może nieco zlekceważyli Hindusów. Do przerwy kibice zgromadzeni na Melbourne Cricket Ground nie zobaczyli bramek.

Po zmianie stron pierwsi na prowadzenie wyszli Hindusi, a strzelcem gola był niezawodny D’Souza. To trafienie podziałało mobilizująco na Europejczyków i już dwie minuty później wyrównali. Kolejnych dziesięciu potrzebowali, żeby wbić kolejne dwa gole. To wyraźnie podcięło Hindusom skrzydła, a na dodatek w 78. minucie samobójczą bramkę strzelił Muhammad Salaam i marzenia o występie w finale odeszły w niebyt. Indie zaprezentowały się jednak z naprawdę dobrej strony. Widać było, że odrobili lekcję sprzed czterech lat, a swoją postawą zaimponowali ówczesnemu prezydentowi FIFA. Stanley Rous odwiedził nawet indyjską szatnię i osobiście pogratulował zawodnikom.

W meczu o trzecie miejsce podłamani porażką Hindusi przegrali z silną reprezentacją Bułgarii 0:3. Czwarta lokata była jednak wówczas największym sukcesem całej azjatyckiej piłki. Neville D’Souza z czterema bramkami na koncie został królem strzelców turnieju razem z Serbem Todorem Veselinoviciem i Bułgarem Dimityrem Miłanowem.

Nowe twarze

Jeszcze przed igrzyskami, we wrześniu, odbyła się w Hongkongu premierowa edycja Pucharu Azji. Eliminacje rozgrywano w kilku strefach. Indie trafiły do strefy zachodniej, ale wycofały się z udziału. Być może wpływ na to miała obecność Izraela, którego reprezentacji nie chciały u siebie przyjąć zarówno Pakistan, jak i Afganistan. Ostatecznie wszystkie ekipy z tej strefy się wycofały, a Izrael uzyskał awans, nie rozgrywając żadnego meczu. W kwalifikacjach do mistrzostw świata w Szwecji Indie też nie wystartowały.

Wzięły za to udział w kolejnej edycji igrzysk azjatyckich, których gospodarzem było Tokio. W stawce znalazło się tym razem czternaście zespołów, które podzielono na cztery grupy (dwie trzyzespołowe i dwie czterozespołowe). Najlepsze dwie ekipy z każdej grupy awansowały do ćwierćfinałów.

Indie o awans do ósemki najlepszych rywalizowały z Birmą i z Indonezją. Hindusi rozpoczęli zmagania od starcia z Birmańczykami, które wygrali 3:2. Bramki strzelali Pradip Kumar Banerjee, D. Damodaran i Chuni Goswami. Dzień wcześniej Indonezja wygrała z Birmą 4:2 i stało się jasne, że z grupy wyjdą Indie i Indonezja. W decydującym o pierwszym miejscu w grupie pojedynku, podobnie jak cztery lata wcześniej, lepsi okazali się Indonezyjczycy, którzy wygrali 2:1. Gola dla Indii zdobył Mohammad Rahmatullah.

W ćwierćfinale rywalem Indii była reprezentacja Hongkongu. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Niestety źródła milczą na temat przebiegu meczu. Wiemy tylko tyle, że Indie wygrały 5:2, a strzelcami bramek byli Mohammad Rahmatullah, który trafił dwukrotnie, a także odważnie wchodzący do reprezentacji Chuni Goswami, Tulsidas Balaram i D. Damodaran. W tym miejscu należy zaznaczyć, że turniej znowu był rozgrywany na przełomie maja i czerwca, więc zmęczeni sezonem indyjscy zawodnicy nie mieli praktycznie czasu na odpoczynek. Na dodatek Hindusi nigdy wcześniej nie rozgrywali meczu z dogrywką i wysiłek włożony w to spotkanie dał o sobie znać w zaplanowanym dzień później półfinale. Przemęczeni piłkarze mieli problem, żeby nawiązać równorzędną walkę z Koreą Południową i przegrali 1:3. Honorową bramkę dla Indii strzelił Damodaran.

W spotkaniu o trzecie miejsce niestety również nie zachwycili. O brąz walczyli ze swoim grupowym rywalem Indonezją i piłkarze z wyspiarskiego kraju po raz drugi okazali się lepsi od Hindusów i pewnie wygrali 4:1. Jedyną bramkę dla Indii strzelił Tulsidas Balaram. Ten zawodnik był jednym z jaśniejszych punktów reprezentacji i w przyszłości stanie się jednym z jej liderów. Na boisku imponował pracowitością zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Bardzo dobrze grał bez piłki i świetnie potrafił sobie radzić z presją.

Tulsidas Balaram był zawodnikiem kompletnym i bardzo dobrze pasowałby do dzisiejszej piłki nożnej. Potrafił dryblować, strzelić gola i miał świetnie grał głową. Balaram był prawdopodobnie najlepszym piłkarzem w Azji w czasach swojej świetności – oceniał Gautam Roy.

Oprócz niego coraz ważniejszą rolę w reprezentacji odgrywał bramkarz Peter Thangaraj, który debiutował już w 1955 r., ale dopiero po tokijskim turnieju na stałe zagościł między słupkami drużyny narodowej.

Jako bramkarz był po prostu nie do pokonania. Miał trochę problemów ze strzałami po ziemi, ale w powietrzu grał wspaniale. Często wychodził w górę przy rzutach rożnych, ale potrafił też radzić sobie z rzutami karnymi – mówił o nim Roy.

Rzymskie wakacje

W sierpniu 1959 r. Hindusi rozpoczęli rywalizację o awans na igrzyska olimpijskie w Rzymie. W pierwszej rundzie mierzyli się z Afganistanem. W Kabulu pewnie wygrali 5:2, a do rewanżu nie doszło, bo Afgańczycy się wycofali. Druga runda eliminacji zaplanowana została na kwiecień roku 1960. Za przeciwnika los przydzielił Indiom Indonezję. Tym razem to Hindusi nie pozostawili rywalom złudzeń i po dwóch wygranych – 4:2 w Kalkucie i 2:0 w Dżakarcie – mogli pakować się na kolejną wycieczkę do Europy.

Nastroje przed wyjazdem nie były jednak najlepsze, bo w grudniu Indie fatalnie zaprezentowały się w eliminacjach do Pucharu Azji. W swojej grupie zajęli ostatnie miejsce za Izraelem, Iranem i Pakistanem. Wygrali tylko dwa spotkania na własnym terenie – 1:0 z Pakistanem i 3:1 z Iranem. Resztę pojedynków przegrali.

Na rzymskich igrzyskach trafili do grupy D razem z Węgrami, Francją i Peru. W swoim pierwszym występie mierzyli się z Węgrami, którzy w składzie mieli niespełna 19-letniego wówczas Flóriána Alberta. Faworytem byli oczywiście Węgrzy i wszyscy spodziewali się ich łatwego zwycięstwa. Indie jednak pokazały ambitny futbol i postawiły twarde warunki rywalom. Piłkarze znad Dunaju musieli się sporo natrudzić, żeby rozerwać szyki obronne Azjatów. Ostatecznie zdołali wygrać, ale tylko 2:1 po golach Göröcsa i Alberta. Dla Indii w 79. minucie trafił Balaram i w końcówce Węgrzy na własne życzenie zafundowali sobie niepotrzebne nerwy.

Drugi mecz rzymskiego turnieju, który Hindusi grali z Francuzami, jest przez część indyjskich kibiców uznawany za jeden z najważniejszych w całej historii występów ich reprezentacji. Trzeba jednak pamiętać, że francuska drużyna opierała się na amatorach. Do przerwy na Stadio Olimpico Comunale w Grosseto obyło się bez bramek. W drugiej połowie nieoczekiwanie to Hindusi jako pierwsi wyszli na prowadzenie. Gola strzelił znakomity Banerjee i wlał w serca kibiców nadzieję, że uda się rewanż za porażkę sprzed dwunastu lat w Londynie. Niestety na osiem minut przed końcem Francuzi zdołali wyrównać po trafieniu Gérarda Coinçona.

Ostatnie spotkanie Hindusi grali z Peruwiańczykami. Było to pierwsze starcie futbolu południowoamerykańskiego z indyjskim. Lepsi okazali się piłkarze z Peru, którzy wygrali 3:1. Honorowe trafienie dla Indii uzyskał Tulsidas Balaram. Mimo dwóch porażek występ w Rzymie można ocenić dość pozytywnie. Zwłaszcza postawą w meczu z Węgrami Hindusi zasłużyli na szacunek. Nikła porażka 1:2 nabiera jeszcze większego wymiaru, jeśli spojrzymy na inne wyniki Węgrów w grupie. Peru rozbili 6:2, a Francję aż 7:0. Zdecydowanie więc najcięższą przeprawę mieli z zawodnikami z Azji, dla których był to ostatni do dzisiaj występ na olimpijskim turnieju piłkarskim.

Złoty sen na Jawie

Mimo wzlotów i upadków przez wszystkie te lata na stanowisku trenera drużyny narodowej dzielnie trwał Syed Abdul Rahim. Po stosunkowo niezłym występie w Rzymie w kraju znowu żywiono nadzieje na dobre wyniki w igrzyskach azjatyckich. Kolejna ich edycja miała się odbyć na przełomie sierpnia i września w Dżakarcie. Termin tym razem był bardziej sprzyjający dla Hindusów i wielu kibiców z nadzieją czekało na wieści z Indonezji.

Poziom sprawności zespołu był wzorowy i prawdopodobnie najlepszy dla drużyny z Indii. Rahim położył również duży nacisk na trening siłowy, sprawność i pewność siebie. Jego wielką umiejętnością było stworzenie klubowej atmosfery w reprezentacji. Jego sesje treningowe były zawsze intensywne, ale interesujące z wieloma wariacjami. Zmusił zawodników do przyzwyczajenia się do różnych pozycji i położył duży nacisk na indywidualny trening z piłką – oceniał po latach przygotowanie zespołu do turnieju Novy Kapadia.

Początkowo na starcie stanęło jedenaście ekip, które podzielono wstępnie na cztery grupy. Jednak po wycofaniu się Birmy i odmowie wydania wiz przez indonezyjski rząd dla reprezentacji Tajwanu i Izraela, na starcie pozostało osiem drużyn. Po ponownym losowaniu, które odbyło się 24 sierpnia Indie trafiły do grupy z Japonią, Tajlandią i Koreą Południową. Do dalszych gier awansowały po dwa zespoły.

Mecz otwarcia Hindusom jednak nie wyszedł. W starciu z Koreańczykami, którzy w 1960 r. świętowali mistrzostwo Azji przegrali 0:2. Szanse na awans mocno się skomplikowały i nie było już miejsca na błędy. Trener Rahim nie tracił wiary w swoich podopiecznych i odpowiednio potrafił ich zmotywować przed bardzo ważnym meczem z Tajlandią. Mimo że Tajowie byli najsłabsi w stawce, to nie można ich było lekceważyć. Hindusi zagrali koncertowo i pewnie pokonali rywali 4:1. Znakomitą partię rozegrała wielka trójca indyjskiego futbolu z tamtych czasów. Dwie bramki strzelił Banerjee, a po jednej dołożyli Balaram i Goswami. Ten ostatni pełnił na turnieju funkcję kapitana i mimo że nie imponował siłą i warunkami fizycznymi, to jego przeszywające podania wprowadzały sporo zamieszania w szeregi rywali.

Chuni Goswami był chłopcem z plakatu indyjskiego futbolu. Był zawodnikiem najwyższej klasy z dryblingiem i podaniami, miał lepszą kontrolę nad piłką niż ktokolwiek inny. Jego podania i przerzuty były doskonałe. Dzięki temu mógł pomagać napastnikom takim jak Neville D’Souza i sprawić, że zdobędą punkty dzięki swoim pięknym podaniom – wyjaśniał Gautam Roy.

Dzień po wygranej nad Tajlandią Hindusów czekał kolejny ważny test. Ewentualna wygrana z Japonią jeszcze nie gwarantowała im awansu, ale znacznie do tego przybliżała. Indyjscy zawodnicy nie zawiedli oczekiwań swoich kibiców i pokonali Samurajów 2:0. Gole strzelili Banerjee w 54. i Balaram w 70. minucie. W ostatnim grupowym pojedynku Koreańczycy 1:0 wygrali z Japonią i to oni razem z Hindusami zameldowali się w półfinałach.

Powrót na tron

W rozgrywanym 1 września półfinale rywalem Indii była reprezentacja Wietnamu Południowego. Wietnamczycy nie przypadkowo znaleźli się w tej fazie, a swoje umiejętności potwierdzili w 1956 i 1960 r. w Pucharze Azji, gdzie zmagania kończyli na czwartej lokacie. W starciu z Indiami trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Lepiej w mecz weszli Hindusi. Wynik w 13. minucie otworzył Goswami, a kilka minut przed przerwą na 2:0 podwyższył Jarnail Singh.

Ten pochodzący z Pendżabu bezkompromisowy obrońca był w defensywie niczym skała, ale w półfinale nieoczekiwanie zagrał z przodu. Imponował sprawnością fizyczną, a także umiejętnością czytania gry, co pomagało mu przy przechwytach i kontratakach. Zawsze przedkładał dobro zespołu nad własne, często grał mimo bólu i urazów. W jednym z meczów w grupie doznał urazu głowy i założono mu sześć szwów. Mimo to nie wahał się ani przez moment wystąpić w decydujących meczach turnieju.

Po przerwie Wietnamczycy ostro wzięli się do roboty i zaczęli odrabiać straty. W 52. minucie rzut karny na gola zamienił Phan Duong Cam, a dwanaście minut później Do Thol Vinh doprowadził do wyrównania. To podziałało mobilizująco na Hindusów i na kwadrans przed końcem zwycięskiego gola strzelił Goswami. W drugim półfinale Korea Południowa pokonała po dogrywce 2:1 Federację Malajów.

Rahim i jego podopieczni byli zdeterminowani, żeby powtórzyć sukces z 1951 r. Pałali też żądzą rewanżu za porażkę z fazy grupowej. Chcieli też pokazać, że to oni są najlepszą ekipą w Azji, a wcześniejsze potknięcia były wypadkiem przy pracy. Mimo początkowej przewagi Koreańczyków to Hindusi strzelili pierwszą bramkę. W 17. minucie bramkarza rywali pokonał Banerjee, a trzy minuty później na 2:0 podwyższył Singh. Taki wynik utrzymał się do przerwy. Mecz był dość wyrównany, a nieznaczna przewaga rysowała się po stronie Korei. Między słupkami dobrze spisywał się Peter Thangaraj. Koreańczycy nie rezygnowali i w końcu indyjski bramkarz musiał skapitulować. Zdobyta na pięć minut przed końcem przez Cha Tae-sunga bramka nie była jednak w stanie odmienić losów rywalizacji.

Po jedenastu latach oczekiwania Indie po raz drugi w historii triumfowały w igrzyskach azjatyckich. Dla trenera Rahima był to ostatni sukces z reprezentacją. Zmarł na raka rok później. W 1964 r. Indie zajęły drugie miejsce w swoim premierowym występie w Pucharze Azji, ale to był już tylko epilog ich złotych lat. Z czasem coraz bardziej pogrążały się w przeciętności, a sukcesy z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych są dzisiaj tylko odległym wspomnieniem. Bardzo pięknym i barwnym, ale tylko wspomnieniem.

BARTOSZ DWERNICKI

Przy pisaniu posiłkowałem się następującymi publikacjami:

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Jimmy Glass i jego wielka ucieczka

Historia kariery Jimmy'ego Glassa, który przez kibiców jest kojarzony przede wszystkim dzięki jego słynnej bramce, która dała jego ówczesnej drużynie, Carlisle United, utrzymanie w Division Three, a jemu samemu – sporą sławę.

Europejski triumf siatkarskiej Resovii – wizyta na finale Pucharu CEV

19 marca 2024 roku Retro Futbol było obecne na wyjątkowym wydarzeniu. Siatkarze Asseco Resovii podejmowali w hali na Podpromiu niemiecki SVG Luneburg w rewanżowym...

Jerzy Dudek – bohater stambulskiej nocy

Historia kariery jednego z najlepszych polskich bramkarzy ostatnich dziesięcioleci