W czasach, kiedy Anglia nie wąchała jeszcze hiszpańskiego ogona, wydarzyła się niesamowita historia. Fulham Roya Hodgsona zupełnie niespodziewanie zawędrował aż do finału pierwszej edycji Ligi Europy, grając na nosie silnym europejskim markom.
Będzie przez chwilę trochę prywaty. To przygoda, do której mam olbrzymi sentyment. Śledziłem ją od samego początku. Ściskałem kciuki za Fulham, oglądając ich spotkania w Polsacie Sport. Ten kanał wówczas transmitował Ligę Europy. Wojownicy Hodgsona rozprawiali się z dużymi i jeszcze większymi zespołami Europy po kolei, pisząc piękną historię swojego klubu. Czwartkowe wieczory były dla mnie wtedy prawdziwym świętem. Siadałem podekscytowany przed telewizorem. To jeden z najpiękniejszych romansów w Lidze Europy/Pucharze UEFA, jaki pamiętam i zawsze będę go miło wspominał. Przedstawiam epizod Fulham i Roya Hodgsona, który tak uroczo i radośnie skakał po bramce Clinta Dempseya z Juventusem.
Złe miłego początki
Wszystko w brytyjskim zespole, któremu kibicuje chociażby Hugh Grant – dopiero z czasem nabrało kolorów. Tuż przed Sylwestrem, jeszcze w 2007 roku, starą stodołę do przemalowania otrzymał Roy Hodgson. Dwie wygrane, siedem remisów i osiem porażek – to był wówczas bilans londyńskiego Fulham. Mało kto wierzył w utrzymanie tej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. Oliwy do ognia dolał fakt, że w ośmiu kolejnych spotkaniach, od momentu przejęcia sterów przez Hodgsona – klub zdobył zaledwie cztery punkty. Trener nieznacznie wzmocnił zespół, sprowadzając przede wszystkim Brede Hangelanda. Trenował tam też Jari Litmanen, który zagrał nawet w rezerwach, jednak poważne problemy z sercem zmusiły go do powrotu, do rodzinnej Finlandii. Anglik podjął się ratowania The Cottagers, kiedy okupowali 19. pozycję, a przez kilka miesięcy zakotwiczył w tym samym miejscu tabeli. Od 20. do 36. kolejki Fulham płonął razem z fatalnym Derby County, a żenująco grające Barany urwały londyńczykom dwa punkty (zdobyli na koniec zaledwie 11 oczek). Stodoła Hodgsona stała w coraz większych płomieniach.
Momentem zwrotnym, który uratował The Cottagers, był cud na City of Manchester Stadium. Manchester City już po dwudziestu minutach spokojnie prowadził 2-0 i kontrolował przebieg spotkania. Po przerwie wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Fulham, który już niemal dwiema nogami był w Championship – stać było na remontadę. Najpierw kompletnego flaka wcisnął między nogami Harta Diomansy Kamara. Za kilka minut Danny Murphy wykonywał rzut karny, który Hart obronił, jednak pomocnik trafił z dobitki. W końcówce Benjani miał piłkę meczową. Będąc sam na sam przed Kaseyem Kellerem – podał do Dariusa Vassella, a sędzia odgwizdał spalonego. To zemściło się na gospodarzach. Diomansy Kamara w doliczonym czasie gry otrzymał doskonałe prostopadłe podanie od Murphy’ego i nie dał szans Hartowi. Sensacja stała się faktem.
Wszystko wyglądało ponuro do przerwy. Mieliśmy przed sobą wielką górę, po której należy się wspiąć. Przy 0-2, powiem szczerze, myślałem, że już po nas. Nigdy do końca nie tracę nadziei, ale wygrana była w tym momencie abstrakcją. Tymczasem sami sobie daliśmy szansę. Wiele ludzi skreśla nas od dłuższego czasu. Kolejny mecz ma olbrzymią wagę – mówił po tym thrillerze Roy Hodgson.
Fulham wrócił do żywych. Potrzebował do pełni szczęścia jeszcze dwóch zwycięstw. Arcyważny pojedynek miał miejsce w przedostatniej kolejce. The Cottagers, zajmujący nadal 19. miejsce, podejmowali ligowego sąsiada – Birmingham, z lokaty 18. Pokonali ich 2-0. Porażka Reading z Tottenhamem pozwoliła na awans o dwie pozycje. Terminarz był szczęśliwy dla Hodgsona, bo w ostatniej kolejce pozostał mu do pokonania Portsmouth. Ci mieli w głowie zbliżający się w następnym tygodniu finał Pucharu Anglii. Równolegle Reading rozbiło słabiutkie Derby County 4-0. Fulham ostatecznie okazał się lepszy od Reading o 3 bramki, mając taką samą ilość punktów. Sympatyczny Roy cudem ocalił płonącą stodołę.
Droga do fazy grupowej
Przed nowym sezonem manager solidnie wzmocnił zespół z Londynu. Pozyskał: Andy’ego Johnsona za 12,5 mln funtów, Bobby’ego Zamorę z West Hamu w pakiecie z Johnem Paintsilem, a także za darmo: Zoltana Gerę z West Bromwich czy Marka Schwarzera z Middlesbrough. Ci gracze w dużym stopniu pomogli wywalczyć znakomitą, siódmą lokatę, co zaowocowało biletem do Ligi Europy w kolejnym sezonie.
Rozgrywki rozpoczęli od III rundy kwalifikacyjnej. W momencie kiedy Polonia Warszawa odpadała z NAC Bredą – Fulham F.C rozprawił się z litewską Vetrą F.C aż 6-0.
W ostatniej, IV rundzie kwalifikacyjnej, zwanej popularnie fazą play-off, ujrzeliśmy pożegnalny polski akcent, kiedy to Lech Poznań po spudłowanych karnych Djurdjevicia i Rengifo odpadł z Clubem Brugge. The Cottagers nie bez kłopotów wyeliminowali rosyjski Amkar Perm. W pierwszym meczu Anglicy poradzili sobie z rywalem, wygrywając 3-1, w drugim natomiast mieli olbrzymie problemy. Rosyjski zespół zdominował Fulham, oddając aż 11 celnych strzałów. Świetnie bronił jednak Mark Schwarzer, a późny gol w 90. minucie dał Amkarowi tylko złudną nadzieję. Londyńczycy awansowali do fazy grupowej.
AS Roma, FC Basel i CSKA Sofia
Była to pierwsza edycja Ligi Europy. Zmieniono też system rozgrywania meczów w grupach. Zdecydowano się na formułę, którą stosujemy do dziś – 4 zespoły, mecz i rewanż. Wcześniej było to 5 drużyn i zaledwie cztery spotkania – po jednym z każdym rywalem (co pamiętamy choćby z pierwszej przygody Lecha Poznań). Fulham, jako ostatni zespół, trafił do koszyka numer trzy. Wylądował w grupie z: CSKA Sofią, FC Basel i AS Romą. Drugie miejsce wydawało się jak najbardziej w zasięgu angielskiej ekipy. W lidze, przez cały sezon utrzymywali się w granicach środka tabeli. Nie grali o utrzymanie, ani o europejskie puchary, więc siłą rzeczy uformowali jednostkę wojskową na historyczną dla nich – Ligę Europy.
Pierwszy mecz to wizyta na Vasil Levski Stadium. To stadion narodowy reprezentacji Bułgarii od 1950 roku. Balgarska Armiya Stadium, czyli arena domowa CSKA – nie spełniała standardów UEFA. Gospodarze wyszli na prowadzenie po znakomitym woleju Brazylijczyka… Michela Platiniego. Później Diomansy Kamara wykorzystał długie prostopadłe podanie i nierozsądne wyjście bramkarza. Minął go i skierował piłkę do siatki z 17 metrów. Sytuacja nieco się skomplikowała, ponieważ faworyt – AS Roma, na stadionie Świętego Jakuba – uległ FC Basel 2-0.
Po trzech porażkach z rzędu (dwóch w lidze i jednej w Pucharze Ligi) przyszedł czas na bardzo ważne zwycięstwo nad drużyną z Bazylei. Jeden celny strzał londyńczyków w meczu wystarczył, aby Danny Murphy zapewnił trzy punkty gospodarzom. AS Roma spokojnie ograła CSKA i Fulham po dwóch kolejkach przewodził tabeli.
Spotkanie z Romą to najbardziej pechowy pojedynek The Cottagers. Włosi przyjechali na Craven Cottage bez Francesco Tottiego. Brede Hangeland w typowy dla siebie sposób zdobył bramkę. Wyskoczył wyżej nawet od bramkarza gości i umieścił piłkę w siatce, po centrze z rzutu rożnego. Co ciekawe – w tym spotkaniu brat pilnował brata. Grający na lewej obronie Romy starszy – John Arne Riise miał za zadanie powstrzymać Björna Helge Riise. Czerwoną kartkę po faulu w polu karnym na Johnie Arne, otrzymał Kelly. Australijski weteran – Mark Schwarzer obronił jedenastkę. AS Roma nacierała coraz bardziej. Na kilkanaście sekund przed końcem, świetnym wolejem popisał się Marco Andreolli. Rzymianie uratowali remis. Po wygranej w Sofii – to FC Basel wskoczył na pozycję lidera.
Rewanż na Stadio Olimpico udał się gospodarzom, ponieważ zdołali pokonać Fulham 2-1, wobec czego zepchnęli ich na trzecią pozycję w grupie. Basel umocnił się na pozycji lidera, pokonując pewnie u siebie klub z Bułgarii.
Po naprawdę ciężkim boju Fulham pokonał 1:0 CSKA Sofię na własnym terenie. Goście stworzyli sobie kilka bardzo dobrych okazji, a nawet Todor Timanov trafił w słupek. Główka Zoltana Gery zapewniła jednak niezwykle cenne trzy punkty, natomiast kolejne niewykorzystane szanse Węgra – na szczęście dla gospodarzy – nie zemściły się. AS Roma ograła Szwajcarów, decydować o awansie miał więc mecz bezpośredni na stadionie Świętego Jakuba. Piłkarze z Rzymu grali w ostatniej kolejce z najsłabszym zespołem, więc tu raczej nic niespodziewanego nie mogło się wydarzyć.
Na stadionie w Bazylei doszło do najbardziej emocjonującego pojedynku w grupie E. Żołnierze Hodgsona wydarli z gardeł trzy punkty i wygrywając 3-2 na wyjeździe – zapewnili sobie awans do 1/16. Otwarty mecz z obu stron był świetnym widowiskiem dla kibiców. Londyńczycy musieli zwyciężyć, Basel natomiast zremisować. Głównie dwie bramki Bobby’ego Zamory (w 43. i 45. minucie) zapewniły Fulham awans, a Hodgson na konferencji rozpływał się nad swoim pupilem.
Podróż do raju
W 1/16 los skrzyżował The Cottagers z obrońcą tytułu – Szachtarem Donieck. Ukraińcy w składzie z Fernandinho czy Willianem zdominowali rywali na Craven Cottage. Wymarzony początek należał jednak do Fulham – to Zoltan Gera już w trzeciej minucie wyprowadził Anglików na prowadzenie, strzelając w krótki róg Pjatowa. Podopieczni Mircei Lucescu przejęli inicjatywę, jak przystało na obrońcę tytułu, co udokumentowali wyrównaniem wyniku przez Luiza Adriano. Brazylijczyk otrzymał piękne prostopadłe podanie od Ilsinho. Szachtar dawał Anglikom lekcję futbolu. Ci długimi momentami nie dotykali nawet piłki. Tym bardziej zadziwiająca była forma Ukraińców, gdyż był to 18 lutego, a ze względu na przerwę zimową we własnej lidze – rozgrywali swój pierwszy mecz od dwóch miesięcy. Bobby Zamora niespodziewanie, wspaniałym strzałem od poprzeczki wyprowadził gospodarzy na prowadzenie, którego nie oddali już do końca. Schwarzer w końcówce znakomicie wybronił strzał Fernandinho i niespodzianka stała się faktem, choć trzeba było jeszcze bić się o awans na Donbass Arenie, przy niemal pięćdziesięciotysięcznej publiczności. W rewanżu Fulham praktycznie nie wychodził z własnej połowy, a Ukraińcy oddali na bramkę Schwarzera aż 6 strzałów w pierwszych piętnastu minutach. Pierwsza akcja gości – rzut wolny – główka Hangelanda. Podopieczni Hodgsona wykorzystali stały fragment gry i mimo deklasacji boiskowej – tylko sobie znanym cudem zdołali awansować do 1/8. Ukraińcy wyglądali w tym dwumeczu na ekipę, która z całą pewnością była w stanie obronić to trofeum, ale pechowo musieli się z rozgrywkami pożegnać.
W 1/8 na Cravan Cottage spadła manna z nieba. The Cottagers zdołali wyeliminować wielki Juventus, choć w pierwszym meczu przegrali 3-1. Stara Dama w rewanżu również zdobyła bramkę. Turyńczycy prowadzili tym samym 4-1 w dwumeczu. Kopciuszkowi europejskiemu potrzebne były więc aż cztery gole, co wydawało się kompletną abstrakcją. Hugh Grant, który obserwował ten mecz z trybun, był jednak świadkiem cudu. Bobby Zamora odpowiedział wyrównaniem już w 9 minucie. Dwadzieścia minut później z boiska wyleciał Fabio Cannavaro, który sfaulował Simona Daviesa, wychodzącego sam na sam z niemal czterdziestoletnim Antonio Chimentim. Londyńczycy zaczęli napierać, nie mając nic do stracenia. Dwa razy bramkarza Juve uratowała poprzeczka. Zoltan Gera zdołał przed przerwą wpakować piłkę do bramki. Potrzebowali już tylko dwóch goli po przerwie, grając w 11 na 10. Zaledwie trzy minuty po wznowieniu, Gera strzelił z rzutu karnego na 3-1. Fulham atakował jak głodny drapieżnik, jednak dopiero w 83. minucie fantastyczną podcinką z dystansu popisał się Clint Dempsey. Piłka przeleciała nad bezradnym Chimentim, a Roy Hodgson na stałe zapisał się w historii zespołu.
Pomyślałem – cholera, spróbuję umieścić piłkę w długim rogu. Siadło. Dziewięć na dziesięć takich strzałów nie wpada, ale czasami musisz podjąć ryzyko – Clint Dempsey po meczu
Jestem teraz na szczycie świata! Nie wiem czy to najpiękniejsza noc w historii klubu, ale musi to być coś bardzo bliskiego – nie mógł uwierzyć Hodgson
W ćwierćfinale Fulham wylosował Wolfsburg. W pierwszym meczu, na Craven Cottage – cztery minuty wstrząsnęły Niemcami (59. i 63.) Najpierw Zamora, a później Duff zdobyli po bramce. Goście, w składzie z Edinem Dzeko czy Grafite – zdołali odpowiedzieć trafieniem w końcówce, które zdobył Madlung. Pamiętam jak dziś, że w rewanżu – na początku spotkania wnosiłem do pokoju kanapki i herbatę, które prawie wypuściłem z rąk, bo Zamora już w 21. sekundzie spotkania zdobył gola dla The Cottagers. Taki wynik utrzymał się do końca. Znakomity duet napastników Wolfsburga był w tym meczu bezradny, a Fulham bez kompleksów grał swoje na Volksvagen Arena. Po dwóch zwycięstwach – zasłużenie awansował do półfinału.
Tam Anglicy zmierzyli się z kolejną niemiecką drużyną – HSV Hamburgiem. Kilka świetnych interwencji Marka Schwarzera uchroniło The Cottagers przed porażką. Nie oddając nawet strzału celnego – trudno było o korzystny rezultat. Goście stracili na dodatek Bobby’ego Zamorę, który musiał w drugiej połowie zejść z powodu kontuzji. Australijski golkiper uratował bezbramkowy remis. W rewanżu bramka Mladena Petricia w pierwszej połowie sprawiła, że z londyńczyków uszło trochę powietrza. Potrzeba było dwóch trafień do awansu. Piłkarze nie stwarzali wielkiego zagrożenia pod bramką Rosta, jednak w 69. minucie Simon Davies dał nadzieję gospodarzom, a już kilka minut później bramkę na wagę finału zdobył Zoltan Gera.
Nie ulegało wątpliwości, że Atletico było w finale zespołem lepszym. Obrona Fulham nie potrafiła sobie poradzić ze świetnie współpracującymi Aguero i Forlanem. Urugwajczyk zdobył gola na 1-0 w 32. minucie, a kilka minut wcześniej trafił w słupek. Jedną z nielicznych akcji podopiecznych Hodgsona wykorzystał Simon Davies. Taki wynik utrzymał się do końca regulaminowego czasu gry. Zespół z Madrytu jeszcze wtedy nie był taką potęgą, jak obecnie. Drużyna Quique Sancheza Floresa w 116. minucie uniknęła dogrywki. Kiedy wszyscy szykowali się na rzuty karne, Aguero posłał podanie do Forlana, ten uprzedził Hangelanda i trącił piłkę prawą nogą. Futbolówka, jeszcze po rykoszecie od wyprzedzonego Norwega, wpadła do bramki Schwarzera. Londyńczycy byli tak wykończeni, że położyli się na murawie. Oni chcieli dotrwać do jedenastek. Nie stać ich było już na żaden zryw.
Mój zespół może być dumny z całego sezonu i tego ostatecznego wieczoru, mimo że nie podniósł trofeum. Wszystko zmierzało do tego, że obejrzymy rzuty karne. To jest zawsze loteria, ale byliśmy gotowi się jej podjąć. Nie można być szczęśliwym po żadnej porażce, ale nie mam zamiaru krytykować mojej drużyny. Każdy dał z siebie wszystko.
Zespół Roya Hodgsona sprawił wielką niespodziankę. Mając bardzo trudną drogę do finału – Szachtar, Juventus, Wolfsburg, Hamburg – potrafił pokonać wszystkie cztery silniejsze od siebie zespoły. Dziś tę historię możemy tylko wspominać z sentymentem, nie wierząc w szybką powtórkę. Klub z Londynu obecnie zmierza do nikąd. Nowy właściciel – Shahid Khan kupił w 2013 roku Fulham od Mohameda Al-Fayeda. Trudno w tym teamie obecnie znaleźć gwiazdy. Możemy ewentualnie do takich zaliczyć Scotta Parkera, jednak bliżej im trzeciej ligi, aniżeli powrotu do Premier League. Dwudzieste pierwsze miejsce w Championship raczej nie jest marzeniem kibiców, którzy pamiętają cudowne chwile w Lidze Europy. Quo vadis Fulham? Chcę z powrotem Al-Fayeda, jego pomnik Michaela Jacksona przed stadionem i urocze Fulham w Premier League. Cytując pewnego barmana i jego słowa w kierunku Besta: kiedy to się wszystko spier***ło?
PATRYK IDASIAK
Follow @PatrykIdasiak Obserwuj @retro_magazyn
OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE! POLUB NAS NA FACEBOOKU!