W ostatnim czasie dyskusja dotycząca niepodległości Katalonii znacząco ucichła. Zdjęcia policji walczącej z demonstrantami na ulicach Barcelony nie obiegają już światowych mediów, a ludzi bardziej interesują codzienne raporty mówiące o liczbie zakażeń. Nawet katalońscy politycy zakopali chwilowo oręż i wspólnie z innymi formacjami politycznymi starają się zażegnać pandemiczny kryzys w Katalonii. Być może jest to dobry moment, aby ponownie przyjrzeć się bliżej FC Barcelonie w kontekście jej znaczenia i na spokojnie zastanowić się, jaką rolę klub odgrywa w dążeniach regionu do niepodległości.
Do napisania tego artykułu zachęcił mnie dokument „Dwie Katalonie”, który znalazłem ostatnio na Netfliksie. Świetnie obrazuje on wydarzenia, które miały miejsce niespełna trzy lata temu w związku z odbywającymi się w tym regionie autonomicznym wyborami niepodległościowymi. I choć co do jakości filmów dokumentalnych na tym serwisie można mieć często wątpliwości, akurat ten polecić Wam mogę z czystym sumieniem.
W dokumencie nie mogło zabraknąć oczywiście FC Barcelony, która jako najbardziej istotna organizacja o charakterze społecznym w regionie, odgrywa dużą rolę w całym dyskursie dot. niepodległości Katalonii. Klub do dzisiaj pozostaje symbolem miasta i przyczynia się znacząco do budowania legendy Barcelony.
Nic więc dziwnego, że przez wielu miejscowych jest także postrzegana jako oręż w walce z centralistyczną polityką Madrytu, a sami – jako kibice piłkarscy – możemy być świadkami tych konfrontacji przynajmniej dwa razy w roku, przy okazji wielkiego El Clasico.
PRZECZYTAJ TEŻ:
- Futbol w czasach zarazy. Zobacz film!
- Holenderska Barcelona van Gaala
- Deco – portugalski Kanarek
- Diego Maradona – futbolowy geniusz
Na czym jednak polega ten fenomen i z czego wynika te ścisłe powiązanie pomiędzy klubem, a ideą niepodległej Katalonii?
Wpływ na to ma niewątpliwie kilka elementów, na płaszczyźnie których następuje przenikanie między sportowym, a polityczno – społecznym aspektem życia w Katalonii.
Są to czynniki, które w głównej mierze determinują relacje między klubem a lokalnymi społecznościami. Zaliczyć do nich możemy, chociażby wspólną historię, symbolikę i wachlarz tradycji, silne zależności pomiędzy lokalnymi partiami niepodległościowymi a osobami zarządzającymi klubem, strukturę własnościową klubu czy też chrześcijańskie wartości, idące w parze z historią klubu.
Kto ignoruje historię, nie ma przeszłości – ani przyszłości
To znane powiedzenie amerykańskiego pisarza Roberta A. Henleina idealnie wpisuje się w podejście włodarzy FC Barcelony do historii. Pewnie moglibyście uznać, że przytaczanie kwestii historii i budowanie wokół niej podwalin tożsamości jest trywialnym przykładem, ale w przypadku Blaugrany nie da się od tego uciec.
I choć klubem, który upolityczniony został jako pierwszy, uznaje się największego rywala Barcelony – madrycki Real, to Katalończycy również od tego nie uciekli. Powiązanie rosnącego nacjonalizmu w regionie z powstaniem FC Barcelony, odnosiły się bezpośrednio do głębokich relacji, jakie klub wiążą z głównymi siłami politycznymi w Katalonii.
Przykłady tych powiązań możemy znaleźć już na początku XX wieku. W przypadku Barcelony przykładem zwiększającej się roli Blaugrany w życiu polityczno-społecznym były, chociażby jego bliskie powiązania z Autonomicznym Centrum Handlarzy i Przemysłowców (CADCI).
W siedzibie tego stowarzyszenia odbywały się walne zgromadzenia członków klubu, a niektórzy członkowie CADCI byli również pracownikami klubu w późniejszych latach. Z kolei jeszcze wcześniej, bo w 1916 roku, prezesem klubu został Gaspar Roses y Arus, który w późniejszych latach był deputowanym do katalońskiego parlamentu, reprezentując Lliga Regionalista.
W latach 20. XX wieku doszło do kilku wydarzeń, które zaczęły pozycjonować klub jako miejsce, gdzie poglądy mogą być wyrażane w sposób trochę bardziej liberalny. Legendarny „mecz drobniaków” z Espanyolem, spotkania ku czci kojarzonego z nacjonalizmem chóru Orfeo Catala czy też zawieszenie klubu na sześć miesięcy za wygwizdanie hiszpańskiego hymnu w trakcie meczu z udziałem klubu stanowiły jedynie kilka przykładów działalności, która nie szła w parze z centralistyczną polityką Madrytu.
Co więcej, na 25-lecie klubu w 1924 roku, przewodniczący partii politycznej Lliga Regionalista wypowiadał się w następujący sposób:
“Barca była często nie tylko sportowym, lecz także patriotycznym reprezentantem Katalonii. Nie dlatego, że działała, politycznie, ale po prostu dlatego, że w sporcie, jak we wszystkich innych dziedzinach, niemożliwe jest stworzenie silnej, trwałej i reprezentatywnej organizacji, której nie cechowałby żywy duch naszej ziemi”.
Z biegiem czasu działalność ta ulegała intensyfikacji, głównie za sprawą charyzmatycznych prezydentów klubu. W trakcie blisko 100 lat od wydarzeń opisanych w dokumencie „Dwie Katalonie” szczególnie dwóch prezydentów zapisało się na kartach historii jako ci, którzy mocno wiązali klub z niepodległościowymi dążeniami regionu. Josep Sunol i Narcis de Carreras to postacie, których historię zna każdy szanujący się cules.
Pierwszy był prezydentem klubu w latach 1935-1936 i założycielem czasopisma „La Rambla”. Był też uznawany za jeden z ówczesnych symboli walki regionu o niepodległość. W momencie wybuchu wojny domowej w Hiszpanii nie wahał się ani chwili, po której stronie stanąć i jawnie poparł stronę republikańską, starając się wesprzeć ją finansowo.
W trakcie jednej z podróży do La Coruni, gdzie miał przekazać wsparcie finansowe dla wojsk republikańskich, został złapany przez żołnierzy gen. Franco i rozstrzelany. Legendy całej sytuacji dodaje fakt, że ostatnimi słowami, jakie miał wypowiedzieć Sunol tuż przed rozstrzelaniem były: „Viva La Republica!”.
Narcis de Carreras sprawował rządy w klubie w latach 60., mając błogosławieństwo samego Jordiego Puyola – wielkiej postaci katalońskiej walki o niepodległość. Odpowiadał on w znacznym stopniu za odrodzenie nastrojów niepodległościowych wśród ówczesnych kibiców Barcelony. W jednym z wywiadów dla gazety “La Vanguardia” wypowiedział zdanie stanowiącą jawną aluzję dot. katalońskiej tożsamości:
“Barcelona jest czymś więcej niż klubem piłkarskim, to duch, który zakorzeniony jest głęboko w nas, to barwy, które kochamy ponad wszystko”.
Stawianie takich tez w wywiadach w tamtym okresie stało się już łatwiejsze. Zbiegło się to w czasie z pewną odwilżą, która nastała po trudnych latach 50. i rządach generał Franco, który wszelkiego rodzaju ruchy separatystyczne kanalizował w samym zarodku.
Nic więc dziwnego, że Carreras ręka w rękę z Puyolem mogli solidnie pracować na to, aby Camp Nou stało się jednym z centrów ruchu niepodległościowego w regionie. Zresztą sam Jordi Puyol często pojawiał się w roli widza na stadionie, chociaż jak ciekawie zauważa hiszpański autor Carles Santacana – “bardziej niż piłkarski spektakl interesowali go widzowie”. Ta wypowiedź idealnie oddawała sedno całego zainteresowania partii politycznych działalnością klubu, którego kibice stanowili idealny grunt dla krzewienia nacjonalistycznych idei.
Symbolika i szczególna rola senyery
Tożsamość można budować również, przez podkreślanie różnic panujących pomiędzy poszczególnymi narodami. Robi się to, odwołując do symboliki i tradycji charakterystycznej dla danej grupy etnicznej. W przypadku Katalonii owymi symbolami mogą być przede wszystkim flaga i język, a także pielęgnowanie pamięci znanych postaci z historii danego regionu.
Blaugrana odgrywała i odgrywa nadal niebagatelną rolę w zachowaniu tej szczególnej symboliki na terenie Katalonii, gdyż Camp Nou niejednokrotnie stawało się miejscem kultywowania tradycji, a sami piłkarze utożsamiali się z miejscową kulturą i dbali o pamięć historyczną.
W przypadku Barcelony mówimy przede wszystkim o legendarnej fladze, zwanej w Katalonii senyera. Kibice Barcelony znani są z tego, że często wykorzystują wielkie flagowiska, aby ukazać swój sprzeciw przeciwko centralistycznej polityce Madrytu. Zwłaszcza lata 70. były okresem, w którym wybuchy nacjonalizmu były szczególnie częste, co wiązało się z nastaniem ery pofrankistowskiej i rozluźnieniem antyregionalistycznej polityki ze strony rządu w Madrycie.
W efekcie senyera była już wtedy, obok flag klubu, stałym elementem na stadionie Barcelony. Dochodziło również do takich prezentacji nacjonalistycznych nastrojów, jak ten z 1979 roku, kiedy to podczas finału Pucharu Zdobywców Pucharów wygranym z Fortuną Dusseldorf 4:3, kibice Barcelony przygotowali wielkie widowisko na trybunach stadionu w Bazylei, wypełniając je szczelnie katalońskimi flagami.
Zwyczaj świętowania tytułów i ukazywania swojego przywiązania do Katalonii za pomocą senyery nie należy jedynie do kibiców, ale także do piłkarzy, a nawet członków zarządu. Praktycznie po każdym zdobytym pucharze przez Blaugranę, piłkarze obwieszają się senyerą, a katalońska flaga dominuje na zdjęciach w relacjach pomeczowych.
Z dalszych przykładów, przypominam sobie zwycięstwo klubu w 2015 roku, gdzie w trakcie wielkiej fiesty na stadionie Camp Nou piłkarze często odziani byli w senyerę, a puchar przyozdobiony był z jednej strony flagą klubu, a z drugiej regionu. Xavi, podczas pożegnalnego przemówienia przed odejściem z klubu również miał na sobie senyerę. Jej elementy dostrzegalne były nawet w trakcie wspomnianego już finału Ligi Mistrzów z 2015 roku w Berlinie, mimo iż oficjalnie UEFA zakazuje występowania symboli politycznych na stadionach w trakcie tych rozgrywek.
Również członkowie zarządu klubu często ukazują swoje przywiązanie do żółto-czerwonego symbolu Katalonii, a przykładem może być, chociażby Joan Gaspart, były prezydent klubu, który w 1992 roku po zdobyciu przez klub pierwszego Pucharu Europy w Londynie, wykąpał się w Tamizie, mając na sobie założoną senyerę, co jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych momentów w historii klubu. Wyjątkowy stosunek do flagi ukazuje także tekst aktualnego hymnu Barcelony:
“Nieważne, skąd pochodzimy, czy z południa, czy z północy, ale zgadzamy się, wszyscy się zgadzamy, że łączy nas flaga…”.
Wiara, lojalność i armia Katalończyków
W Barcelonie dużą rolę przywiązuje się również do innego, fundamentalnego aspektu funkcjonowania regionu. W Katalonii silnie zakorzeniony jest katolicyzm i klub mocno osadzony jest w chrześcijańskich wartościach. Co ciekawe, nie wynika to tylko z wiary i idei reprezentowanych przez kibiców, ale przede wszystkim z działań, jakie klub podejmował na przestrzeni dziesięcioleci, aby za taki uchodzić. W tym celu Barcelona wykorzystywała m.in stadion Les Corts latach 30. jako kryjówkę dla księży, których podejrzewano o związki z prawicowymi instytucjami.
Dlatego też istotną rolę przywiązuje się do częstych odwiedzin klasztoru w Montserrat, będącego jednym z symboli Katalonii. Herb Barcelony znajduje się również w kościele Santa Maria del Mar, jako podziękowanie za pomoc w sfinansowaniu jego odbudowy przez władze klubu. Dodatkowo jednym z socios klubu był nawet Jan Paweł II, który członkostwo uzyskał po mszy świętej, jaką odprawił w 1982 roku na stadionie Camp Nou.
Struktura własnościowa klubu jest kolejnym elementem umożliwiającym budowanie tożsamości i więzi między kibicami a klubem. Jest to kolejny oczywisty argument, który jednak często jest lekceważony w tym kontekście. Fakt, że Duma Katalonii znajduje się w rękach kibiców i zyskują oni dzięki temu prawo głosów w wyborach prezydenckich, sprzyja zaangażowania i lojalności.
Interesującą kwestią jest także sposób, w jaki zagraniczni piłkarze podchodzili do katalońskiej tożsamości klubu. Świetnym przykładem jest tutaj chociażby legendarny Johan Cruyff, który jawnie odmówił Realowi Madryt i zdecydował się na transfer do FC Barcelony ze względu na powiązania „Królewskich” z rządami gen. Franco. W dodatku już po zakończeniu kariery piłkarskiej i przejściu na ławkę trenerską, Cruyff został selekcjonerem reprezentacji Katalonii w latach 2009-2013. Co ciekawe, była to jedyna drużyna poza Blaugraną, którą prowadził w trakcie swojej kariery trenerskiej.
Warto zauważyć, że nie każdemu piłkarzowi Barcelony pasowała katalońska tożsamość klubu i dbałość o tradycję. Emmanuel Petit, były reprezentant Francji i mistrz świata z 1998 roku, spędził w klubie z Camp Nou jedynie jeden sezon (2000-01).
W 2015 roku udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że miał do czynienia w klubie z rasizmem i problemami na tle narodowościowym. Przyznawał, że mówiono mu, aby uczył się języka katalońskiego, a nie hiszpańskiego, gdyż tak naprawdę nie jest w Hiszpanii, a Katalonii. Wspominał również, że miał dość takich zachowań i uznawał, że jeżeli ktoś za bardzo się z czymś identyfikuje, w swoich poglądach może zbliżać się do rasizmu. I choć wielu może uznać słowa Francuza za dużą przesadę, świetnie obrazują one, jak klub podchodzi do kwestii swojej tożsamości.
Nawiązując do tego, warto może przytoczyć słowa Sir Bobby’ego Robsona, który o klimacie panującym w Barcelonie i jej rywalizacji z Realem Madryt wypowiedział się w następujący sposób:
Podróżowałem po całym świecie, widziałem najróżniejsze rywalizacje sportowe, ale ta jest szczególna. A wiecie dlaczego? Bo to są dwa oddzielne państwa. W przeszłości toczyli ze sobą wojny za pomocą prawdziwych armii i żołnierzy. Teraz armią Katalończyków są piłkarze Barçy.
Na sam koniec wspomnę może o tym, że w 2016 roku w związku z moimi studiami przejrzałem wzdłuż i wszerz kilka polskich stron pod kątem tego, czy w kontekście słowa FC Barcelona częściej używają przymiotnika „hiszpański” czy „kataloński”. Okazało się, że na trzech popularnych portalach traktujących o szeroko rozumianej piłce hiszpańskiej klub na żadnym z nich nie był określany jako hiszpański.
Co więcej, przeglądając kilkaset artykułów, natrafiłem jedynie na kilka przymiotników „hiszpański”, natomiast w głównej mierze przeważały takie określenia jak „kataloński”, „Duma Katalonii” czy też „Katalończycy”. Daje to dużo do myślenia, prawda?
PIOTR JUNIK