Mecz piłkarzy Stali Rzeszów z Odrą Opole w 7. kolejce Betclic 1. Ligi został rozegrany 24 sierpnia 2024 roku, a więc dokładnie w dniu 60. urodzin trenera rzeszowskiej drużyny Marka Zuba. Retro Futbol było obecne na tym meczu. Wątek historyczny nasunął się nam więc sam. Przy okazji rywalizacji o pierwszoligowe punkty opiszemy karierę szkoleniowca zespołu z Hetmańskiej.
Stal przystępowała do meczu po serii czterech zwycięstw. Ostatnie z nich odniosła w Głogowie, pokonując w dobrym stylu 3:1 Chrobrego. Odra przyjechała do Rzeszowa niepokonana od dwóch spotkań, z których jednak wygrało tylko jedno, pokonując u siebie Stal Stalowa Wola. Wcześniej bezbramkowo zremisowała na wyjeździe z GKS Tychy, a w pierwszych czterech kolejkach wywalczyła jedną wygraną – u siebie z Pogonią Siedlce.
Od początku tego sezonu drużynę z Opolszczyzny prowadzi Radosław Sobolewski, który zastąpił Adama Noconia. Przypomnijmy, że w poprzedniej kampanii Odra dostała się do baraży, lecz przegrała w półfinale z Arką Gdynia i ostatecznie nie awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Do rywalizacji rzeszowsko-opolskiej jeszcze wrócimy. Wcześniej postaramy się przybliżyć sylwetkę Marka Zuba, który rozpoczął drugi sezon pracy w Stali Rzeszów, a w przeszłości z powodzeniem pracował za granicą, zwłaszcza na Litwie, gdzie osiągał wielkie sukcesy.
Pogromca Lecha
Był 1 sierpnia 2013 roku. Prowadzony przez Marka Zuba Żalgiris Wilno w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy podejmował Lecha Poznań. Faworytem tego starcia była drużyna z Wielkopolski. Minutę przed końcem pierwszej połowy zespół litewski objął jednak prowadzenie, a więcej goli w tym spotkaniu nie padło.
Tydzień później doszło do rewanżu w Poznaniu. Lech wygrał 2:1, ale ten wynik dał awans Żalgirisowi, gdyż obowiązywała wówczas zasada bramek na wyjeździe. Gol strzelony w stolicy Wielkopolski zapewnił więc Litwinom przepustkę do kolejnej fazy europejskich rozgrywek. Lista porażek polskich klubów z niżej notowanymi rywalami w europejskich pucharach została wydłużona.
Trener roku
Dzięki wyeliminowaniu polskiej drużyny o Marku Zubie zrobiło się w Polsce głośno. Wcześniej dużo więcej mówiło się o nim na Litwie, gdzie odnosił wielkie sukcesy. Zdobył z Żalgirisem dwa tytuły mistrza kraju, trzy puchary oraz superpuchar. Gdy sięgał po drugie z rzędu mistrzostwo, w sezonie 2013/2014, prowadzony przez niego zespół miał aż osiemnaście punktów przewagi nad wicemistrzem.
Dzięki temu Polak został nagrodzony tytułem najlepszego trenera na Litwie. Gdy odbierał tę nagrodę, wypowiedział na scenie słowa, które można uznać za ironiczne, może nawet nieco ostre, podszyte sarkazmem, ale świadczące o bezkompromisowości i mocnym charakterze:
Kiedy zaproponowano mi pracę z Żalgirisem, chciałem osiągnąć jeden cel – być najlepszym. Działacze klubu najprawdopodobniej zapomnieli mi powiedzieć, że, będąc Polakiem, będę musiał starać się podwójnie i wygrać ligę dwa razy, aby to osiągnąć. (cytat za portalem 90 minut.pl).
Kariera piłkarska
Marek Zub urodził się w Tomaszowie Lubelskim i piłkarską karierę rozpoczął właśnie na Lubelszczyźnie. Jego pierwszym klubem był Hetman Zamość, z którego późniejszy szkoleniowiec przeniósł się do AZS-AWF Warszawa. Ze stolicy trafił zaś do Igloopolu Dębica, w którym grał przez kilka sezonów i zdążył nawet, w sezonie 1990/1991, rozegrać kilka meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Można więc powiedzieć, że już wtedy miały miejsce jego pierwsze związki z podkarpacką ziemią, choć w tamtych czasach Dębica administracyjnie należała do ówczesnego województwa tarnowskiego. Zub wyjechał na chwilę kopać piłkę do Belgii, szybko jednak wrócił do ojczyzny.
Pograł jeszcze w Piasecznie, w międzyczasie zaliczył krótki pobyt w Polonii Warszawa, z którą zdążył wywalczyć awans do Ekstraklasy, ale jego licznik występów w elicie zatrzymał się na liczbie 5, którą obecny trener Stali Rzeszów wykręcił jeszcze w barwach Igloopolu. Z dębickich czasów pozostała znajomość z dobrze znanym w środowisku podkarpackiego sportu Waldemarem Kłosem, byłym piłkarzem Igloopolu i Resovii.
Marek Zub miał okazję poznać tam także Mariana Basiaka, wybitnego trenera boksu, który szkolił pięściarzy Igloopolu, przyczynił się do wskrzeszenia bokserskiej sekcji Stali Rzeszów i doprowadził jej zawodnika Łukasza Różańskiego do tytułu zawodowego mistrza świata. Gdy Basiak zmarł, uczczono jego pamięć minutą ciszy przed meczem Stali z Górnikiem Łęczna, a na pomeczowej konferencji prasowej trener Zub podzielił się pięknym wspomnieniem o wybitnym bokserskim szkoleniowcu. Pisaliśmy o tym tutaj.
Wielkim piłkarzem Marek Zub nie był, lecz w czasach juniorskich bywał powoływany do młodzieżowych reprezentacji Polski, o czym opowiadał w wywiadzie udzielonym Łukaszowi Szczepanikowi z rzeszowskiego portalu Super Nowości:
W wieku 18-19 lat byłem powoływany na różne konsultacje czy mecze towarzyskie. Znalazłem się w szerokim kręgu zainteresowania trenera w roczniku U-19. Co ciekawe, to było dopiero po roku mojego funkcjonowania w klubie. Widocznie coś się trenerom podobało w mojej osobie, ale nie udało mi się wystąpić w turniejach eliminacyjnych bądź mistrzowskich. Nie zagrałem też w żadnym oficjalnym meczu.
Asystent Lenczyka
Trenerska część kariery Marka Zuba zaczęła się przed zakończeniem tej zawodniczej. Obecny szkoleniowiec Stali Rzeszów grając w Igloopolu, pracował z młodymi zawodnikami tego klubu. W kolejnych zespołach był grającym asystentem, później pierwszym trenerem. Gdy na dobre rzucił kopanie piłki, prowadził kilka zespołów, a parę lat później ponownie spotkał swego mentora, czyli Oresta Lenczyka. Wcześniej bohater tego tekstu był podopiecznym urodzonego w Sanoku trenerskiego nestora.
Duet Lenczyk – Zub święcił wielki sukces w sezonie 2006/2007. Drużyna z Bełchatowa zdobyła wówczas pod ich wodzą wicemistrzostwo Polski, co było największym osiągnięciem w dziejach klubu z województwa łódzkiego. W lutym 2021 roku w wywiadzie udzielonym portalowi Polska Piłka Marek Zub tak wypowiadał się na temat zmarłego trzy lata później utytułowanego szkoleniowca:
Ja nigdy nie ukrywałem, że moim podstawowym autorytetem i człowiekiem, który wpłynął na mnie nie tylko jako na trenera, ale i człowieka, jest trener Lenczyk. Był moim trenerem, kiedy byłem piłkarzem, potem byłem jego współpracownikiem, mam z nim dobry kontakt do dzisiaj.
Po odejściu z Bełchatowa trener Zub pracował w Widzewie Łódź i Polonii Warszawa, później został zaś członkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski prowadzonej wówczas przez Waldemara Fornalika. Już kilka dni później postanowił jednak zakończyć tę współpracę, by poświęcić się w pełni roli pierwszego trenera Żalgirisu Wilno. Tak zaczęła się piękna przygoda niedawnego jubilata z litewską piłką.
Blisko selekcjonerskiego stołka
O sukcesach Marka Zuba na Litwie już wspominaliśmy. Osiągnięcia, którymi polski trener mógł się w tym kraju pochwalić, sprawiły, że był on kandydatem na selekcjonera tamtejszej kadry narodowej. W styczniu 2019 roku portal Bałtycki Futbol zajmujący się litewską i łotewską piłką przedstawił nawet pięć powodów, dla których to właśnie trener urodzony w Tomaszowie Lubelskim powinien objąć stery w najważniejszej drużynie naszych północno-wschodnich sąsiadów.
Argumentami wyrażonymi przez wspomniany portal były między innymi sukcesy na wschodzie, znajomość litewskiego piłkarstwa oraz fakt, że już wcześniej Zub był bliski objęcia posady selekcjonera. W wywiadzie udzielonym portalowi Weszło szkoleniowiec opowiadał, że brakowało naprawdę niewiele:
Byłbym trenerem reprezentacji, gdyby zostały dotychczasowe władze federacji. Mieliśmy uzgodnione warunki, skład sztabu szkoleniowego i uważałem to za kierunek słuszny: po 2,5 roku pracy w Żalgirisie w jedenastce Litwinów zagrało czterech moich podopiecznych.
Podróżnik i poliglota
Podobno nic nie rozwija człowieka i nie daje mu tylu doświadczeń, co podróżowanie i obcowanie z różnymi kulturami. Życie Marka Zuba było bogate w poznawanie innych krajów. Oprócz Litwy zaliczył on w swej trenerskiej karierze także Chiny, Łotwę (tam również został trenerem roku), Białoruś i Kazachstan.
Mówi w pięciu językach, gdyż oprócz polskiego zna także angielski, rosyjski, francuski i hiszpański. Pierwszych dwóch nauczył się w szkole, znajomość francuskiego posiadł, gdy wyjeżdżał do Belgii. Motywacja do nauki hiszpańskiego wiązała się natomiast z faktem przyjazdu do GKS Bełchatów, w którym Zub wówczas pracował, pochodzącego z Hondurasu zawodnika mówiącego tylko w tym języku. Lingwistyczne zdolności trenera rzeszowskiej Stali godne są pozazdroszczenia.
Zadecydowały potrzeba i motywacja. Kiedy zdobywałem licencję UEFA PRO, która pozwala pracować na całym świecie, dobrze rozumiałem, że same uprawnienia nie wystarczą, jeśli chce się pracować za granicą. Nie wiem, może mam taki talent, ale jakoś samo to przyszło, nie wiadomo kiedy – mówił szkoleniowiec na łamach Super Nowości.
Wyjście z kryzysu
Był marzec 2023 roku. Trwał pierwszy sezon Marka Zuba w roli trenera Stali Rzeszów. Zespół ze stolicy Podkarpacia był w kryzysie, poniósł pięć porażek z rzędu. Zbliżał się mecz z prowadzonym przez Goncalo Feio Motorem Lublin. Gdyby Stal to spotkanie przegrała, Zub byłby pierwszym szkoleniowcem w historii klubu z sześcioma kolejnymi porażkami na koncie.
Stal wygrała jednak 2:1, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Po meczu z Motoru odszedł wspomniany Feio, który wkrótce objął posadę szkoleniowca Legii Warszawa. Marek Zub zaczął natomiast świetną serię. Nie przegrał w kolejnych sześciu spotkaniach. Wyprowadził drużynę z kryzysu, choć po drodze, na początku maja, zdarzyło się srogie lanie przy Bukowej, aż 0:8 od GKS Katowice. Wcześniej miało miejsce między innymi efektowne zwycięstwo nad zmierzającą do elity Lechią Gdańsk.
Tamten sezon piłkarze Stali zakończyli na jedenastym miejscu w pierwszoligowej tabeli. Rok wcześniej kibice klubu z Hetmańskiej przeżyli piękną przygodę, gdyż ich zawodnicy, prowadzeni wówczas przez Daniela Myśliwca, niemal do końca walczyli o awans do Ekstraklasy, odpadając w półfinale baraży.
Odejście Myśliwca ze Stali wzbudziło duże zainteresowanie nie tylko lokalnych, ale także ogólnopolskich mediów, zrodziło wiele dyskusji. Obecny szkoleniowiec Widzewa Łódź wprowadził rzeszowian na zaplecze elity, później wykręcił tam znakomity, niespodziewany wynik. Świetnie zna się na futbolu, ma doń ciekawe podejście i interesująco o nim opowiada. Odnosi teraz dobre rezultaty w Ekstraklasie, jest postacią wyrazistą. Trudnym zadaniem dla Marka Zuba było zastąpienie młodego trenera z Jasła.
Początkowo wydawało się, że ta sztuka może się nie udać, zwłaszcza że ostatni sezon Myśliwca w Stali był ostatnim także dla wielu kluczowych zawodników, którzy przeszli do innych drużyn. Pierwsza rzeszowska kampania byłego trenera Żalgirisu Wilno została jednak zapamiętana z wyprowadzenia zespołu na prostą po sporym kryzysie. Obecna jest jak na razie udana. Gdy powstawał ten tekst, Stal była wiceliderem Betclic 1. Ligi.
Na uwagę zasługują częste występy młodzieżowców. W każdym meczu w wyjściowej jedenastce rzeszowskiej ekipy pojawia się ich kilku. W dodatku mają oni duży wpływ na grę zespołu. Szymon Łyczko, Szymon Kądziołka, Karol Łysiak, Patryk Warczak, czy Michał Synoś są ważnymi zawodnikami w drużynie prowadzonej przez Zuba. Jakie cechy najlepiej charakteryzują bohatera tego tekstu? Przede wszystkim luz i spokój, z czym zapewne zgodzą się ci, którzy oglądają jego występy na konferencjach prasowych.
Mecz na urodziny
Na koniec wracamy do meczu zapowiadanego we wstępie. Spotkanie lepiej zaczęło się dla gości, którzy objęli prowadzenie w 13. minucie, gdy dośrodkowanie Adriana Łyszczarza wykorzystał Edvin Muratović. Stal mocno ruszyła do ataku, co przyniosło efekt już dziewięć minut po straconej bramce. Andreja Prokić, który tuż przed pierwszym gwizdkiem został nagrodzony za rozegranie dwustu meczów w barwach rzeszowskiego klubu, doprowadził do remisu, skutecznie główkując po asyście Krystiana Wachowiaka. Do końca pierwszej połowy zawodnicy Marka Zuba przeważali. Ich gra mogła się podobać, nie miała jednak odzwierciedlenia w wyniku. W jednej sytuacji przyjezdnych uratowała poprzeczka, kiedy groźnie strzelał Szymon Łyczko.
Druga część szybko przyniosła gola drużynie z Opola. Siedem minut po zmianie stron piłkę do bramki po rzucie rożnym skierował Jiri Piroch. Gospodarze nadal atakowali, prezentowali składne, efektowne akcje, ale zawodnicy Odry bardzo dobrze się bronili. Na dziesięć minut przed końcem na boisko wszedł Tomasz Bała i niemal zaraz potem, po asyście Sebastiena Thilla, trafił na 2:2.
Piłkarze z Rzeszowa do ostatnich sekund walczyli o gola dającego trzy punkty, ale nie zdołali zmienić wyniku. Tym samym passa zwycięskich meczów Stali została przerwana, kibice gospodarzy mogli czuć niedosyt, lecz drużyna Marka Zuba pozostaje w tym sezonie niepokonana na swoim stadionie.
Na pomeczowej konferencji prasowej obchodzący urodziny trener gospodarzy wyraził zadowolenie z gry swoich zawodników:
Moim zdaniem z tego meczu płynie dla naszego zespołu wielka korzyść. Była to kolejna lekcja, o której nie da się przeczytać w książce. Trzeba ją po prostu przeżyć i umieć się znaleźć w takiej sytuacji. Mimo straconych dwóch punktów u siebie jestem dziś bardzo zadowolony z postawy chłopaków.
Radosław Sobolewski, szkoleniowiec Odry, nie ukrywał niedosytu związanego ze stratą punktów:
Mimo że przyjechaliśmy do zespołu będącego w formie, w ostatnim czasie pokonującego rywali z dużą łatwością, mamy niedosyt. Dwa razy prowadziliśmy i żałuję, że nie udało się wygrać tego spotkania.
W kolejnej serii gier, ostatniej przed przerwą na mecze reprezentacji, Stal zremisowała na wyjeździe z Pogonią Siedlce 1:1 i, jak już wspomniano, zajmuje drugie miejsce w tabeli Betclic 1. Ligi. Odra przegrała u siebie 0:1 z Łódzkim Klubem Sportowym i plasuje się na dwunastej pozycji.