„Zibi czyli Boniek” – recenzja

Czas czytania: 6 m.
4.5
(2)

Tak się złożyło, że stojący pod znakiem pandemii rok 2020 przyniósł dwie książki o Zbigniewie Bońku, a przecież nad kolejną pracuje ponoć dziennikarz Wirtualnej Polski Marek Wawrzynowski. Liczba publikacji świadczy o tym, jak inspirującą postacią jest „Zibi”. Nie mógł tej postaci nie wziąć „na warsztat” także Roman Kołtoń, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich dziennikarzy sportowych. Jego monumentalna biografia Zbigniewa Bońka miała swoją premierę 30 czerwca 2020 r. Liczącą ponad 700 stron książkę „Zibi czyli Boniek” wypuściło na rynek wydawnictwo Zysk i Spółka.

Tradycyjnie na początku recenzji słów kilka o autorze książki, choć akurat Romana Kołtonia czytelnicy Retro Futbol powinni dobrze znać: były redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, współpracownik prestiżowego niemieckiego magazynu „Kicker”, ekspert Polsatu Sport, komentator wielu meczów reprezentacji i stały uczestnik programu „Cafe Futbol” w niedzielne przedpołudnia. Trzeba też wspomnieć o jego autorskim kanale na YouTube „Prawda Futbolu” oraz licznych książkach w dorobku: „Prawda o reprezentacji – Korea i nie tylko” (2003), „Żądza piłkarskiego pieniądza” (2005), „Biało-czerwone mundiale” (2006), „Prawda o reprezentacji. Janas i Beenhakker” (2007), „Deyna, czyli obcy” (2014), „Bój o Euro 2016” (2015), „Od Euro do mundialu. Prawda o reprezentacji” (2017). Dorobek dość spory, a dominują w nim książki reportażowe, w których autor opisuje konkretny rozdział historii naszej reprezentacji, głównie na podstawie swoich doświadczeń dziennikarskich (cykl „Prawda o reprezentacji”). Pojawił się też piękny album („Biało-czerwone mundiale”), a książkę o Bońku najlepiej byłoby porównać do biografii Kazimierza Deyny. Choć w przypadku Deyny Roman Kołtoń nie zrobił aż tak imponującej kwerendy prasowej, nie cytuje artykułów z epoki aż tak często. Trzeba się w sumie zastanowić, czy to atut, czy jednak wada książki „Zibi czyli Boniek”.

Biorąc do ręki najnowszą książkę Romana Kołtonia, od razu uderza jej rozmiar – mamy do czynienia z prawdziwą „cegłą”, dokładnie 752 strony pisane niezbyt dużą czcionką; zdjęcia są, ale też niezbyt wiele. Jest to więc potężna lektura, niejako kronika całej kariery piłkarskiej Zbigniewa Bońka, w której dominującym źródłem są cytaty z artykułów prasowych. Spotkałem się z wieloma opiniami, że tych przedruków z prasy jest za dużo i w ogólnym rozrachunku całość jest męcząca. Faktycznie, nie jest to lekka i przyjemna lektura, bo na przebrnięcie od początku do końca naprawdę potrzeba sporo czasu, a ilość podawanych szczegółów jest bardzo duża. Jeśli ktoś lubi lektury w stylu biografii Andrzeja Iwana czy Igora Sypniewskiego, to raczej nie ten adres. Natomiast nie do końca zgadzam się z opiniami, że autor tylko przepisywał z prasy; według mnie Roman Kołtoń uznał, że Zbigniew Boniek to postać na tyle istotna dla polskiej piłki, że należy przyjrzeć się jego biografii naprawdę szczegółowo. Nawet jeśli ucierpi na tym całość narracji, to warto wgłębiać się w poszczególne epizody jego życia. Oprócz artykułów prasowych w książce znajdziemy wypowiedzi wielu osób związanych z karierą Zbigniewa Bońka, jak choćby Ryszarda Ciężkiego, jego wychowawcy z bydgoskiego liceum. Może jedynie proporcje między źródłami prasowymi a wypowiedziami bohaterów są trochę zachwiane, tj. za dużo pierwszego, a za mało drugiego.

Innym zarzutem było to, że jest to biografia „cukierkowa”, gdzie mimo natłoku informacji, autor omija fakty nieprzyjemne dla głównego bohatera. W tym kontekście można się zastanowić, czy warto było porozmawiać także z Mirosławem Tłokińskim, kolegą Bońka z czasów sukcesów w Widzewie Łódź, a obecnie jednym z jego czołowych krytyków. Roman Kołtoń tego nie zrobił, choć temat niechęci „Tłoczka” do Bońka pojawił się w książce:

– Owszem, była burza w szatni – moi piłkarze pokłócili się niesamowicie. Tłokiński miał pretensje o dwie sytuacje, których Boniek nie wykorzystał. Mówił, że zrobił to celowo. Wie pan, Tłokiński to dziwny facet, naprawdę negatywnie usposobiony do Bońka od pierwszej chwili. Jakoś funkcjonowali w jednej szatni przez ładnych kilka lat, ale… z trudem funkcjonowali.

– Przez sześć lat…

– Jednak dla Tłokińskiego to ciągle było życie w cieniu Bońka. Wielu uważało, że Boniek ciągnie Widzew do przodu, a „Tłoczek” czuł się skrzywdzony. I co pan może poradzić na taką sytuację?

– Że ja miałem sprzedać to spotkanie? – złości się Zbyszek. – To są takie opowieści dziwnej treści po latach. Jak Tłokiński przyszedł do mnie, abym mu pomógł sprzedawać wina w Polsce, to był potulny jak owieczka. Ale jak mu powiedziałem, że się tym nie zajmuję, to zaczął mnie podgryzać. Nagle sobie przypomniał historię ze Szczecina. Kompletnie to niewiarygodne. (s. 140-141)

Sytuację z przegranym w dziwnych okolicznościach meczem z Pogonią w Szczecinie komentują ówczesny trener Widzewa Bronisław Waligóra oraz sam Boniek. Obaj mówią jednoznacznie źle o Tłokińskim i aż prosi się, żeby w tej sytuacji swoją wersję przedstawił też „Tłoczek”. Jednak w przypadku takiej rozmowy trzeba by pewnie poruszyć wiele innych kwestii, zapewne dla Bońka niewygodnych. Wprowadziłoby to trochę zamieszania w ogólną narrację, ale może było warto?

Zostawiając już wątek Mirosława Tłokińskiego, wydaje się, że Roman Kołtoń nie unika trudnych tematów, jak choćby słynna Afera na Okęciu. Nie mógł już porozmawiać z nieżyjącym Stanisławem Terleckim, który najbardziej wtedy ucierpiał. Były piłkarz ŁKS-u pisał o tej historii w swojej autobiografii „Pele, Boniek i ja” (2006) – Kołtoń cytuje nawet fragment, w którym Terlecki opisuje swoją rozmowę z Bońkiem w tej sprawie (s. 268-269). Terlecki miał żal do Bońka – umawiali się, że będą trzymać się razem przeciw PZPN, a jednak Boniek w pewien sposób się ukorzył i wrócił do reprezentacji. Cytując ten fragment Kołtoń z jednej strony pokazał, że nie stroni od tych ciemniejszych stron biografii prezesa PZPN. Z drugiej strony, może dałoby się bardziej podrążyć ten wątek w tak szczegółowej książce? Nie samą aferę, ale to, czemu Boniek, Młynarczyk i Żmuda do reprezentacji wrócili, a Terlecki nigdy już w niej nie zagrał. Z drugiej strony, nie czekając na koniec dyskwalifikacji, wyjechał do USA… To tylko pokazuje, że mimo ponad 700 stron, w historii Bońka wciąż pozostają miejsca, o których chcielibyśmy się dowiedzieć więcej.

O ile więc zarzut, że autor unika tematów mogących postawić Zbigniewa Bońka w niekorzystnym świetle, w pewnym stopniu jest uzasadniony, to nie zgodzę się z tym, że jest za dużo przedruków z prasy. Może to oczywiście męczyć podczas lektury, ale też i nie każda książka jest po to, żeby czytało się ją łatwo i przyjemnie – tutaj po prostu dostajemy ogromną porcję wiedzy o karierze Zbigniewa Bońka. Roman Kołtoń stworzył coś na kształt kroniki jego kariery, a może nawet pracy pt. „Obraz Zbigniewa Bońka w prasie”. Według mnie, ma to głęboki sens, bo prezes PZPN  jest na tyle intrygującą postacią, że powinno o nim powstać sporo książek i każda powinna opisywać temat pod trochę innym kątem. Bardzo dobrze, że Roman Kołtoń zaserwował nam tak obszerną pozycję, z bardzo dużą ilością informacji z prasy. Wielkie słowa uznania dla niego, że mimo tylu bieżących obowiązków, znalazł czas na dotarcie do tych wszystkich artykułów i ułożył je w ciekawym porządku. A nie mówimy tutaj tylko o prasie polskiej:

„Tuttosport” po spotkaniu Torino-Roma pisał w komentarzu: „>>Adwokat<< pomylił się, ciągle prowokując Bońka. Gdyby nie powiedział o Bońku >>bello di notte<<, Polak nie poszedłby do Romy. Dalej byłby ważnym piłkarzem Juventusu”. Z kolei reporter „Corriere della Sera” dowodził: „Powiedzieć, że wraca walko o mistrzostwo, to za mało. Trzeba przyznać, że Eriksson dokonał cudu z Romą. Ten Szwed o wyglądzie kardiochirurga stał się autorem zaskakująco wysokiego lotu rzymskiego klubu”. „Na pewno jesteście przekonani, że autorem tego jest Eriksson, a nie Boniek?” – puentował „Guerin Sportivo”. Reporter magazynu tłumaczył: „Pięć słabych meczów Juventusu w lidze za nami. W pierwszej rundzie Juve z tymi samymi przeciwnikami odniósł pięć zwycięstw, a teraz cztery bezbramkowe remisy i tylko jedno zwycięstwo. Tymczasem Roma zawierzyła nietypowym piłkarzom – staremu Pruzzo i szalejącemu Bońkowi, który został przywrócony do naturalnego powołania – głównego aktora. Pruzzo goni Serenę, a Boniek gra swój osobisty mecz z Platinim. Jest może mniej wyrafinowany, ale kiedy eksploduje jego siła na boisku, to nie straszni mu żadni rywale”. Pruzzo po wyjściu z szatni w Turynie mówił dziennikarzom: „Trzeba stawiać na Włochów. Naprawdę nieliczni obcokrajowcy dają radę w Serie A. Rzecz jasna, Maradona jest ponad wszystkimi. U nas z kolei sprawdzają się doświadczeni, Boniek i Cerezo”. (s. 540)

W sumie więc monumentalną książkę Romana Kołtonia oceniam jak najbardziej pozytywnie. Na pewno nie jest to łatwa lektura i niektórym może być ciężko przebrnąć przez nią „od deski do deski”, ale przecież można wybierać konkretne rozdziały (jest na końcu dokładny spis treści). To jedna z tych książek, które powinny stać na półce, by można po nią sięgnąć w razie potrzeby. Oprócz niezliczonych cytatów z prasy (może faktycznie czasem za dużo) Roman Kołtoń dotarł do wielu ciekawych rozmówców, których wypowiedzi bardzo ubarwiają tę książkę. Może też większość spornych sytuacji autor rozstrzyga na korzyść Bońka, a może po prostu nie chce na siłę tych ciemnych stron szukać? „Zibi czyli Boniek” to szczegółowa opowieść o Zbigniewie Bońku, głównie na podstawie prasy oraz pewnej grupy rozmówców. Być może Marek Wawrzynowski weźmie się za dokładną analizę tych „ciemnych stron” i dotrze do jeszcze innych ludzi, choćby wspomnianego Mirosława Tłokińskiego. Każda taka książka ma swoją wartość i daje nam nową wiedzę na temat bardzo ważnej i nietuzinkowej postaci, jaką jest Zbigniew Boniek. Zwłaszcza jeśli jest pięknie wydana, jak to ma w zwyczaju robić wydawnictwo Zysk i Spółka – cała książka w kolorze i na papierze kredowym.

NASZA OCENA: 7/10

„Zibi czyli Boniek” to nie jest książka idealna, może trochę zbyt przepełniona cytatami z prasy, może wypadałoby poruszyć więcej wątków niewygodnych dla prezesa PZPN, może dałoby się porozmawiać jeszcze z kilkoma osobami (np. Mirosławem Tłokińskim) – nie zmienia to jednak faktu, że jest to książka bardzo pożyteczna i ja ją przeczytałem z wielką uwagą. Na pewno przyda się każdemu miłośnikowi polskiej piłki nożnej.

BARTOSZ BOLESŁAWSKI

Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka Zibi czyli Boniek oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 4.5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Bolesławski
Bartosz Bolesławski
Psychofan i zaoczny bramkarz KS Włókniarz Rakszawa. Miłośnik niesamowitych historii futbolowych, jak mistrzostwo Europy Greków w 2004 r. Zwolennik tezy, że piłka nożna to najpoważniejsza spośród tych niepoważnych rzeczy na świecie.

Więcej tego autora

Najnowsze

Powrót do przeszłości: Retro Mecz i jego geneza

W grudniu 1923 roku Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował, iż w następnym roku nastąpi rezygnacja z rozgrywek mistrzowskich. Za najważniejsze zadanie uznano wówczas odpowiednie...

Wroniecki rodzynek – jak Amica starała się bronić honoru polskiej piłki w Pucharze UEFA

Dwie dekady temu, celem uatrakcyjnienia rozgrywek Pucharu UEFA, Unia Europejskich Związków Piłkarskich zdecydowała się, wzorem Ligi Mistrzów, wprowadzić fazę grupową. Po rundach kwalifikacyjnych oraz...

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...