Wiadomo czym są derby. Testosteron skacze, trzeszczą kości, w ruch idą łokcie, motywacja na mecz jest dziesięć razy większa. Zwykle dwumecz, określany najważniejszym pojedynkiem sezonu. Nawet jeśli Twoja drużyna obecnie bardziej nadaje się do wyremontowania pokoju babci, niż na boisko piłkarskie, to jest właśnie szansa porzucenia kielni i pędzla. Derby to coś, co może uratować sezon. To takie dwadzieścia złotych, które znajdujesz w starej kurtce, w sytuacji kryzysowej. Przed nami właśnie taki pojedynek. Manchester City zmierzy się z Manchesterem United, a ja chciałem przypomnieć zawodników, którzy malowali pokój u babci i dziadka, czy mówiąc wprost – grali dla obu zespołów.
Obie drużyny miały 29 wspólnych zawodników. Tych, którym serduszko pukało w rytmie cza-cza na czerwono, ale i tych, którym pukało na niebiesko oraz oczywiście neutralnych, bo i tak często bywa. Biorąc pod uwagę występy, bramki czy lata spędzone w klubie (wśród dawniejszych zawodników), oraz przywiązanie, wypowiedzi medialne – spróbowałem rozliczyć z podatku każdego spośród 29 czerwono-niebieskich interesantów.
Denis Law
Z pewnością pamiętacie bramkę Franka Lamparda na Etihad Stadium. Gol, który zamroził na moment wszystkich. To było coś irracjonalnego. Dlaczego piszę o Lampardzie? Żeby łatwiej było wam zrozumieć powagę sytuacji, w jakiej znalazł się Denis Law. To zawodnik, który w czerwonej części Manchesteru spędził 11 lat. Pierwszy w historii gracz United, który otrzymał Złotą Piłką – w 1964 roku. Trzeci najlepszy strzelec Czerwonych Diabłów, dopiero niedawno wyprzedzony przez Rooneya. Do tego zdobywca pierwszego, z trzech Pucharów Europy, jakie wywalczył United. Niestety finał musiał jednak oglądać w szpitalu, ponieważ wcześniej nabawił się kontuzji. Świętować więc mógł jedynie w łóżku, przy gorącej herbacie i parówkach z musztardą. Do dziś żałuje, że nie mogło go być na starym Wembley. Jednak nie jest to jedyna rzecz, o której pewnie cały czas myśli.
Przeczytaj także: „Historia wojny o Manchester”
Denis Law ma swoje przekleństwo. Tak jak przeklęty karny Roberto Baggio, cios z dyńki Zidane’a, jak przeklęty Eusebio dla Korei z północy, tak właśnie on i ta jedna, najbardziej pamiętna bramka, która przykryła 237 zdobytych dla United. Pięta achillesowa na ułamki sekund zamieniła się w piętę Denisa Lawa. Szkot strzelił właśnie w ten sposób, w kierunku swojej ukochanej bramki, zdobywając jednego z najbardziej pamiętnych i spektakularnych goli w historii angielskiej ekstraklasy. Denis na zasadzie wolnego transferu dołączył przed sezonem do znienawidzonego rywala. 34-letni wówczas Law, w ostatnim meczu sezonu – strzelił bramkę w derbach, na wagę zwycięstwa City i to na Old Trafford. United walczył o utrzymanie, a Szkot był pewien, że wsadził ich na taczkę, jadącą do drugiej ligi. Nie celebrował bramki, myślami był być może w Bieszczadach. Nie był w stanie kontynuować gry. Zszedł z boiska, będąc zastąpionym przez kolegę. Kilka minut później kibice wbiegli na boisko, robiąc klasyczne „pitch invasion”. I tak, cztery minuty po bramce Lawa, w 85. minucie, sędzia zakończył mecz. Komisja postanowiła pozostać przy takim wyniku. Law był przekonany, że to jego strzał piętą – wykopał United z ligi. Po meczu jednak jego serce się napompowało.
Powiedzmy szczerze – nie spadli, bo zostali tego dnia pokonani przez Manchester City. Spadli, ponieważ to Birmingham pokonał Norwich. Nie zganiajcie na mnie. Ja ich nie zrzuciłem.
Dopowiedzmy: Manchester United zdobył 32 punkty i wyprzedził jedynie Norwich. Oprócz Czerwonych Diabłów spadł też zespół Southampton, który tych punktów zgromadził 36, natomiast wygrał w ostatniej kolejce. Utrzymał się Birmingham, z 37 punktami i to właśnie wygrane Birmingham i Southampton strąciły United z ligi. W przypadku wygranej – Czerwone Diabły uzbierałyby 34 punkty (wówczas po 2 pkt za zwycięstwo) i tak pozostając na przedostatniej pozycji. Mimo matematyki, która jest królową argumentów, grono kibiców-ignorantów i tak obarczało winą spadku Denisa Lawa, a ten chyba do dziś nie potrafi się z tym pogodzić. Właśnie takie opinie go zniszczyły.
Czułem się przygnębiony. Po 19 latach zaangażowania w zdobywaniu goli, to był ten jeden moment, w którym nie chciałem, żeby piłka wpadła do bramki. Żeby tylko się to nie stało. To jedna z takich rzeczy, z których zostałem zapamiętany. Szkoda.
Grałem z tymi wszystkimi zawodnikami. Byli dla siebie kumplami. Nie życzyłem im spadku. To była wtedy ostatnia rzecz, jakiej chciałem. Nie czułem się dobrze. Nie byliśmy tymi kumplami na boisku przez 90 minut. Tam walczyliśmy. Po gwizdku wszystko się zmieniło. W tamtych czasach można było się po meczu udać do baru, napić herbaty, kawy, piwa. Spotkaliśmy się później, porozmawialiśmy. To było wówczas normalne.
W 2008 roku odsłonięto przy Old Trafford statuę upamiętniającą wielkie trio: Denisa Lawa, Georga Besta oraz Bobby’ego Charltona. Law do dziś żałuje bramki strzelonej piętą, która stała się nawet bardziej jego znakiem rozpoznawczym niż tryumfy z Manchesterem United. Citizens z kolei, przy okazji każdych derbów, z przyjemnością przypominali wspaniały strzał Szkota. Świeża historia i wygrane 6-1 czy 4-1 – spowodowały jednak, że Law ma odrobinę więcej spokoju.
BARDZIEJ: CZERWONY
Terry Cooke
Zapomniane pisklę Fergusona z rocznika 92, obok takich zawodników jak: bracia Neville, Butt, Beckham, Scholes czy Giggs. Terry Cooke to zawodnik, który jest karygodnie wycinany ze słynnego zdjęcia „pokolenia 92”. Rozumiem, że osiągnięciami daleko mu do powyższych kolegów, ale to tak jakby wycinać ze zdjęcia rodzinnego – syna, który dostał najmniej dyplomów w szkole, a już nie daj Boże jakąś dwóję. W internetowych łańcuszkach częściej krąży zdjęcie bez Terry’ego Cooka. Kiedy Kanczelskis, Ince i Hughes opuścili szeregi United, to Ferguson postanowił dać szansę młodemu chłopakowi z Birmingham.
Moi rodzice wiedzieli, że zadebiutuję. Ja nie. Wiedzieli od dwóch tygodni. Przyjechali więc do Manchesteru, na dwudziestopięciolecie ich ślubu. Staruszek spojrzał na mnie na godzinę przed meczem i powiedział – Cookie grasz na prawej, idź i baw się dobrze.
W zbyt długim rękawku filigranowy Terry Cooke został graczem spotkania już w debiucie. Nie można więc powiedzieć, że nie zapowiadał się na gwiazdę pokroju całej słynnej ekipy z 1992 roku. Młody Anglik został wybrany w United najlepszym zawodnikiem młodego pokolenia. Sezon 1995/1996 był jego jedynym udanym w tej drużynie. Problem stanowił David Beckham. David był promieniejącą gwiazdą, złotym dzieckiem z fryzurą na Marka Mostowiaka. To z nim miał rywalizować o swoją nominalną pozycję, czyli prawe skrzydło. A to właśnie w 1996 roku, Beckham zasadził Wimbledonowi bramkę z połowy. Stało się jasne, że Cooke nie znajdzie tu swojego miejsca. Ferguson jednak znał jego potencjał, dlatego początkowo wypożyczał go do Sunderlandu czy Birmingham.
Po jego powrocie z Birmingham Manchester United pozyskał Karela Poborsky’ego i Jordiego Cryuffa. Terry wystąpił w meczu rezerw z Sheffield i zaprezentował się dobrze, jednak uległ kontuzji i został zniesiony do szatni.
Alex Ferguson spytał, czy wyzdrowieję do soboty, bo chciałby włączyć mnie do składu na Premier League. Grałem bardzo dobrze. Nie wiedziałem co się stało. Myślałem, że skręciłem kolano. Fizjoterapeuta odwrócił się w moją stronę i powiedział, że to koniec mojego sezonu.
Tak skończyła się kariera Cooke’a w Manchesterze United. Po ciężkiej kontuzji został wypożyczony do Wrexham i kiedy dobrze zaprezentował się przeciwko City – przyszła oferta właśnie z drugiego Manchesteru. Skrzydłowy zrobił wrażenie na ówczesnym trenerze Citizens – Joe Royle’u. Po trzymiesięcznym okresie wypożyczenia pojawiła się konkretna propozycja. Obywatele walczyli o awans z trzeciej klasy rozgrywkowej do drugiej, a Anglik, podczas wypożyczenia spisywał się bardzo dobrze. Wychodził regularnie w pierwszym składzie, zdobył pięć bramek, więc Joe Royle postanowił go mieć na stałe. Legenda Beckhama była wówczas już tak mocna, że Ferguson nie miał żadnych problemów z oddaniem Cooke’a. Terry do końca sezonu, aż do pamiętnego meczu na Wembley był jednym z motorów napędowych machiny gnającej po awans. Strzelił swojego karnego, przeciwko Gillingham i głównie dzięki temu został zapamiętany. Kibice Citizens potrafią w trzy sekundy wyrecytować, kto wówczas podchodził do jedenastek: Horlock, Dickov, Cooke, Edhill. Pyk. Poradnik jak szybko zostać zapamiętanym. Strzelić karnego w największym horrorze w historii Manchesteru City, aż do czasu spotkania z QPR.
Terry Cooke mógł w jednym sezonie zgarnąć dwa trofea. Manchester United w sezonie 95/96 zdobył mistrzostwo Premier League, Sunderland natomiast, do którego był potem wypożyczony – wygrał mistrzostwo drugiej ligi, jednak niestety Anglik miał za mało występów by otrzymać pamiątkowe medale.
Grałem w jednym sezonie w dwóch zespołach, które zdobyły mistrzostwo, ale nie dostałem żadnego medalu. To podsumowuje drogę mojej kariery.
Później dobrze radził sobie, grając w klasy w Major League Soccer. Apeluję o niewycinanie Cooke’a ze zdjęcia i pamiętanie, że za Scholesem – stoi właśnie on.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Peter Schmeichel
Bezsensowna byłaby tutaj dłuższa charakterystyka Petera Schmeichela. Chyba nikomu Duńczyka przedstawiać nie trzeba. Przez osiem lat bronił bramki Manchesteru United, będąc według opinii wielu – najlepszym bramkarzem lat dziewięćdziesiątych. Pięciokrotnie zdobył Premier League, raz Puchar Europy oraz kilka krajowych pucharów. Wygrał tyle, że wszystko zajęłoby więcej miejsca w garażu niż trzy Daewoo Matizy. Swoją karierę zakończył jednak w Manchesterze City. Może obejrzał film „Czarodziejskie buty Jimmy’ego” i zrobiło mu się żal niebieskiej części Manchesteru.
Po latach, kiedy Obywatele sięgnęli po mistrzostwo, powiedział:
Nie dołączyłbym nigdy do Manchesteru City, gdybym wiedział, że będą rywalizować z United o tytuł.
Niektórzy dumni fani uznają to i tak za zdradę i nie chcą postrzegać Schmeichela jako swojej legendy. Fakty są jednak takie, że przeszedł wówczas do drużyny, której bliżej było do kopania się o ligowy byt, niż zagrożenia Manchesterowi United. Ba, przechodził wówczas do drużyny beniaminka Premier League.
Teraz ten klub jest zupełnie inny niż wówczas, kiedy tam grałem. Pozostał może jedynie kolor koszulki. Wtedy dopiero co uzyskali awans do Premier League. Wcześniej dołączyłem też do Aston Villi. Ważne było dla mnie, żeby bezpośrednio nie konkurować z Manchesterem United.
Peter Schmeichel ma w rękawie mocną statystykę. Nigdy nie przegrał derbowego spotkania. Przez dziewięć lat Manchester City nie potrafił pokonać United, natomiast, kiedy Schmeichel założył trykot z orzełkiem, to zremisował na Old Trafford i ograł Diabły na Maine Road.
BARDZIEJ: CZERWONY
Carlos Tevez
Jeśli fan Manchesteru United miałby możliwość wskazania trzech najbardziej znienawidzonych zawodników, to wśród każdej topki znalazłby się Argentyńczyk. Nieszczęśliwy Carlitos postanowił zmienić barwy bezpośrednio – z czerwonych na niebieskie, odrzucając możliwość przedłużenia pięcioletniego kontraktu. Tevez, mimo tego, że wygrał dwukrotnie ligę, a także Puchar Europy – nie chciał być postacią drugoplanową, więc podjął decyzję o opuszczeniu czerwonych szeregów. Wstępując do niebieskiej armii, strzelił w szczękę wielu fanów Czerwonych Diabłów, którzy błyskawicznie uznali go za zdrajcę. Dość szybko zrobiono powitalny plakat z jego twarzą, co musiało zrobić na Tevezie wrażenie. Po celebracji Adebayora z Arsenalem – w zasadzie El Apache mógł powiedzieć, że znalazł kumpla równego sobie i pokrewną duszę.
Dziwny facet z tego Carlosa, bo w trakcie swojej przygody w Juventusie porównywał Conte do… Fergusona. Gdyby Włoch czytał angielską prasę, to mógłby się za to porównanie obrazić. Pamiętamy bowiem słynny plakat: RIP Fergie, po którym czerwoni fani zagotowali się jak czajnik elektryczny. Baner co prawda brzmiał niesmacznie, jednak odnosił się do słów Fergusona, w których powiedział on, że Manchester City zdobędzie mistrzostwo co najwyżej po jego śmierci. Widocznie Sir Alex zapomniał o własnym cytacie. Manchester City wystosował jednak oficjalne przeprosiny, ponieważ hasło może i było żartobliwą ripostą, acz widząc coś takiego w rękach Argentyńczyka – można było się skrzywić, niemal jak na widok tłustej dziewczyny w McDonaldzie.
Ferguson myśli, że jest prezydentem Anglii.
Tu przerwę cytat. Kilka słów, które już pokazały jak bardzo mało inteligencji ma w sobie ten zawodnik. Kurze jajo. Nie można bowiem myśleć, że jest się na stanowisku, które w Anglii nie istnieje. Jedziemy dalej, bo tam już więcej racji:
Kiedy on mówi źle o zawodniku, to nie musi przepraszać, jednak kiedy ktoś zażartuje z niego – wtedy domaga się przeprosin. Ja go nie przeproszę.
Później dodał, że podniósł baner w ferworze chwili i ekscytacji, nie chcąc tak naprawdę uderzyć w Fergusona. Stwierdził, że szanuje go jako człowieka i trenera.
W Manchesterze United nie byłem szczęśliwy, ponieważ wielu zawodników miało tam wybujałe ego. W City byłem, ale popełniłem błąd, za który przyszło mi zapłacić.
Pod koniec września 2011 roku, Carlos Tevez przy niekorzystnym wyniku z Bayernem, odmówił wyjścia na boisko, za co został ukarany grzywną aż 500 tys. funtów. Mancini tak się zdenerwował, że kazał mu spierniczać (wersja łagodna) do Argentyny. Udał się na pogawędkę z Mansourem, w trakcie której ustalili, że pensję będą mu wypłacać, jednak Carlos ma uciekać gdzie pieprz rośnie. Wyemigrował rzeczywiście do Argentyny. Widocznie tam rósł przysłowiowy pieprz. Między innymi grał sobie w golfa, a pensja na konto wpływała. Po kilku miesiącach okazało się, że Manchester City ma poważne szanse na tytuł. Kibice City zakochani byli w Tevezie i jego braku miłości do United, więc domagali się, żeby Mancini schował dumę w kieszeń marynarki (nosił tam też często cukierki). Włoch tak też zrobił, jednak od razu oświadczył, że powrót Teveza spowodowany jest tylko walką o mistrzostwo. Argentyńczyk wrócił w lutym. Około miesiąca trenował i grał z juniorami, żeby złapać rytm meczowy. Po miesiącu treningów wreszcie powrócił (nie grał w zasadzie prawie pół roku!), wchodząc z ławki, w spotkaniu z Chelsea. Pod koniec meczu posłał piękną podcinkę do Nasriego, która zapewniła City trzy punkty. Było jasne, że El Apache jest zespołowi potrzebny. Zdobył między innymi hat-tricka na Carrow Road, w meczu z Norwich, po którym celebrował bramkę – symulując uderzenie kijem golfowym. Wszyscy pamiętamy, że batalia skończyła się szczęśliwie, a Mancini z powrotem pokochał Teveza.
Tevez to dobry chłopak. Mamy świetne relacje. Nie mam pojęcia co się wtedy stało w Monachium, ale to świetny gość i zawodnik. Wcale nie jest trudno go trenować.
W sezonie 12/13 był dowódcą często bezbarwnego zespołu. Zdobył 11 bramek w Premier League i zanotował 11 asyst, jednak Manciniego zwolniono po finałowej porażce z Wigan, a Carlos Tevez zaczął coraz bardziej, bardziej i bardziej marudzić, aż w końcu wszyscy mieli go dosyć, więc pozwolili za niewielką kwotę odejść do Juventusu.
A za co kochają go w City tak naprawdę? Otóż za wyzwiska w stronę Garry’ego Neville’a, który na konferencji przed meczem półfinału Carling Cup stwierdził, że Tevez jest przepłacony. Wychowanek Boca nie pozostał dłużny, strzelając dwie bramki rywalowi i celebrując je przed nosem samego Neville’a, któremu pokazał gest: „synku, nie kłap tyle dziobem”. Gary Neville jak przystało na eleganta, odpowiedział środkowym palcem.
Moja celebracja była wymierzona w Garry’ego Neville’a. Zachował się jak kompletny lizodup. Powiedział, że nie byłem tyle wart, żeby tylko podlizać się trenerowi. Nie wiem po co ten idiota o mnie mówi, ja nigdy niczego na jego temat nie powiedziałem. Nigdy nie wykazuję braku szacunku, ale wtedy, po strzeleniu karnego po prostu pobiegłem w kierunku Garry’ego i powiedziałem w myślach: zamknij się frajerze, ucisz się. To było tylko w jego kierunku, niektórzy błędnie oceniają, że do Fergusona lub fanów. Neville pierwszy okazał brak szacunku, chciał się tylko podlizać. Był moim kolegą z zespołu i nigdy na niego niczego nie powiedziałem.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Andy Cole
To jest ten zawodnik, którego nie wolno wymieniać osobno, ponieważ jest to podobno grzech ciężki i trzeba się z niego wyspowiadać. Dodam więc od razu, że jeśli słyszymy o Andym Cole’u, to automatycznie echo odpowiada nam: Dwight Yorke. Duet czarnoskórych napastników siał postrach w Premier League i każdy mógł zazdrościć Czerwonym Diabłom tak świetnie rozumiejącej się pary. Jeden z najsłynniejszych duetów w historii. Jak Sonny&Cher, H&M, Bośnia&Herzegowina czy Kinga & Piotrek w „M jak miłość”. Jedyne, co im możemy zarzucić, to krótkotrwałość. Wypalili w sezonie 1998/1999, w którym w wielkim stopniu pomogli Manchesterowi United zdobyć potrójną koronę. Kiedy przychodzi nam na myśl tamten rok, to gdzieś w głowie od razu robi się miejsce dla duetu nierozłącznych napastników.
Coley pokazał mi miasto, ciekawe miejsca. Zaprosił mnie nawet do swojego domu i nakarmił! Przyjechałem tutaj na własną rękę, a Andy się mną zaopiekował. Myślę, że ta chemia nam później pomogła w grze razem.
Obaj zdobyli razem aż 53 bramki w sezonie, jednak w kolejnych latach współpraca już nie wyglądała tak dobrze, a Ferguson ściągnął między innymi Ruuda van Nistelrooya, więc powoli trzeba było zabierać swoje zabawki. Skupmy się na Cole’u, który pograł w Blackburn, Fulham, by podobnie – w stylu Petera Schmeichela – dołączyć do Manchesteru City. 35 lat na karku nie przeszkodziło mu w zdobyciu dziewięciu ligowych bramek, a Manchester City spokojnie się utrzymał. Co ciekawe, już w 2003 roku, czyli jeszcze przed erą pięknej akademii – Andy Cole zapisał swojego syna Devante’a do szkółki Manchesteru City. Najpierw ojciec zaprowadził do na trening United, ale tam siedmiolatkowi się nie spodobało. Obecnie Devante gra w Fleetwood. Andy Cole jest za to ambasadorem Manchesteru United. Niecały rok temu, lekarze zdiagnozowali u niego szkliwienie kłębuszków nerkowych, które powoduje wzrost wagi.
Andy Cole zdobył z Manchesterem United mnóstwo trofeów, jednak w City spotkał się na treningu z człowiekiem, który za jakiś czas przejmie błękitny ster (pisane w marcu, 2016)
Kiedy grałem w Manchesterze City, to ten klub był zupełnie inny. Samaras za 6 milionów funtów był wówczas hitem ich okienka. City teraz operuje na zupełnie innym poziomie, ściąga najlepszych graczy z planety, a czy mieli szansę ściągnąć takiego zawodnika, kiedy ja tam grałem? Owszem, mieli. Pewnego dnia ktoś dołączył do nas na treningu. Miał jakiś znany wygląd i od razu go rozpoznałem. To był Pep Guardiola. Wydawał się miły, znał angielski. Był zdeterminowany by grać w Premier League. Powspominaliśmy mecze między Barceloną a United. Pep był na testach i pokazał wszystko to, co czyniło go niegdyś najlepszym defensywnym pomocnikiem świata. Myślę, że Stuart Pearce chciał Pepa, ale nie mógł mu wiele zagwarantować. Pearce podjął wiele dziwnych decyzji. Bardzo żałuję, że nie mogliśmy wspólnie zagrać.
Andy Cole to jednak ewidentne czerwone serce. W ostatnim meczu Ligi Europejskiej na Anfield Road wspólnie z Denisem Irwinem i Garym Pallisterem zostali wyłapani przez kamerę, wśród wyjazdowych fanów United. Anglik żyje tym klubem, co widać choćby po wpisach na twitterze.
BARDZIEJ: CZERWONY
Brian Kidd
Brian to uroczy staruszek, który jest obecnie jednym z asystentów w Manchesterze City. Człowiek, który grał w United i w City + trenował w United i w City.
Kidd jest wychowankiem Manchesteru United i jednym z najsłynniejszych dzieciaków Busby’ego. Dzień, w którym rozgrywany był Puchar Europy w 1968 roku – 29 maja – był dniem dziewiętnastych urodzin Kidda. Piękniejszego prezentu niż zwycięstwo nad Benficą nie mógł sobie wymarzyć. W United wystąpił w ponad 200 spotkaniach. W Manchesterze City w około stu.
W 1991 roku został asystentem Fergusona. Był nim aż do 1998 roku, zdobywając wspólnie ze Szkotem cztery tytuły mistrzowskie, aż do momentu, kiedy Kidd postanowił podjąć się samodzielnej pracy menadżerskiej w Blackburn. Szło mu tam bardzo słabo i od tej pory postanowił jedynie pomagać bardziej uzdolnionym menadżerom, za co zresztą w autobiografii krytykował go Ferguson, twierdząc, że popełnił olbrzymi błąd, kpiąc z jego zdolności menadżerskich. Kiddo miał w 1998 roku bardzo nalegać na ściągnięcie Johna Hartsona, zamiast Dwighta Yorke’a. Ferguson oskarżał go też o rozmowy, które prowadził za jego plecami, wobec czego Manchester przegrał w 1998 roku mistrzostwo z Arsenalem.
Robiłem to milion razy. Przy drinku siadasz z różnymi osobami. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Mam czyste sumienie i wiem swoje – bronił się Kidd.
Nie będę z nim tego wyjaśniał. Nie ma takiej potrzeby. Zawsze będę wdzięczny za to, co dla mnie zrobił. Jest życie przed i życie po. To była moja decyzja. Byłem bardzo szczęśliwy i niczego nie żałuję. Wiem, że boss oddaje się całkowicie pracy w United. Ten zespół to całe jego życie.
Brian Kidd pracuje w Manchesterze City jaki drugi asystent. Początkowo trenował juniorów, jednak później został drugim asystentem Manciniego i Pellegriniego. Podobno ma również zostać na okres Guardioli. Brian nigdy nie przestał mówić na Fergusona: „The Boss”. Kidd więc, mimo tego że Ferguson obsmarował mu tyłek czarną pastą – i tak nadal go szanuje. Teraz natomiast ważniejsza jest dla niego praca w Manchesterze City.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Inni piłkarze związani z Manchesterem United i Manchesterem City
Dla obu Manchesterów grało też wielu innych zawodników jak choćby:
Billy Meredith
Ten rzekomo był zamieszany w korupcję, podczas której zaoferował łapówkę, po czym „nakablował” na Manchester City. Klub zawieszono, a Meredith ostatecznie dołączył do Manchesteru United. Historię Mereditha opisywał kolega redakcyjny Bartek (kliknij). Manchester City mu wybaczył i uhonorował. To jeden z pierwszych „głośnych i skandalicznych” transferów w historii piłki nożnej. W dzisiejszych czasach oberwałby głową świniaka.
Sandy Turnbull
Podobnie było z Sandym Turnbullem, ofensywnym partnerem Mereditha, który jednak lepiej zaaklimatyzował się w United i strzelił tam więcej bramek, mimo że rozegrał ponad 80 spotkań mniej. W 1906 roku, po zawieszeniu City, do Mereditha i Turnbulla dołączyli jeszcze: Jimmy Bannister, Herbert Burgess czy Horace Blew. Ten ostatni rozegrał w obu drużynach… po jednym spotkaniu, więc niebywała legenda.
BARDZIEJ: CZERWONI
Bob Milarvie
to pierwszy zawodnik w historii, który grał w obu derbowych rywalach. Wówczas jeszcze Citizens nazywali się Ardwick, a United – Newton Heath. Tych pierwszych reprezentował pięć lat, drugich natomiast tylko jeden sezon.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Bert Read
był bocznym obrońcą, który w latach 1895-1902 nosił błękitny trykot, żeby przez sześć kolejnych lat grać dla United. Tam jednak tylu szans na grę nie dostawał.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Joe Cassidy
był szkockim napastnikiem, który przez pięć lat reprezentował Newton Heath (Manchester United), gdzie strzelił około 90 bramek, by potem na jeden sezon przenieść się do lokalnego sąsiada.
BARDZIEJ: CZERWONY
Frank Barret
to pochodzący z Dundee bramkarz, który ponad 130 razy stał w bramce Newton Heath (Manchester United), by spróbować w jednym sezonie swoich sił w City, gdzie jednak nie został podstawowym golkiperem. Wyjechał do rodzinnej Szkocji, natomiast w wieku 35 lat zmarł, a zawodnicy czerwonej części złożyli się dla wdowy po Barrecie, oferując jej 35 funtów.
BARDZIEJ: CZERWONY
George Livingston
przez trzy lata zdobył dla Manchesteru City 19 bramek, a po przejściu do przeciwnika – zdobył ich zaledwie 4, rozgrywając o połowę mniej spotkań niż w City. Jedyny piłkarz, który strzelił bramkę dla obu ekip w derbach Manchesteru oraz dla obu ekip w szkockim Old Firm Derby.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Herbert Broomfeld
był rezerwowym bramkarzem w obu zespołach.
Mickey Hammil
przed pierwszą wojną światową reprezentował czerwone barwy, by już po niej wrócić do Manchesteru, ale tego błękitnego. Grał także w Irlandii, Szkocji i Stanach Zjednoczonych. W City wystąpił w ponad stu spotkaniach, a w United w pięćdziesięciu siedmiu.
Wilf Woodcock
był napastnikiem Manchesteru United, który na starość przeniósł się do lokalnego rywala, jednak tam dostawał mniej szans i nie spisywał się już tak dobrze.
BARDZIEJ: CZERWONY
Bill Dale
aż ponad dwieście trzydzieści razy wystąpił w barwach Manchesteru City. Przeszedł tam, zamieniając bezpośrednio koszulki rywali zza miedzy.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
Harry Rowley
rozegrał siedem sezonów w United, dla których ustrzelił 55 bramek. Co ciekawe, zawodnik ten grał kolejno: w Manchesterze United, później sezon w City, gdzie mu się raczej nie podobało i wrócił do Czerwonych Diabłów.
BARDZIEJ: CZERWONY
Wyn Davies
to Nicolas Anelka lat siedemdziesiątych, który grał w 13 klubach, więc przypisywanie go do City lub United jest bez sensu. W Boltonie i Newcastle zakotwiczył się na osiem lat, by następnie zmieniać pracodawcę co sezon.
Sammy McIlroy
to północnoirlandzki wychowanek Manchesteru United, który grał tam aż trzynaście lat. Do City dołączył autostopowo, na jeden sezon, będąc po trzydziestce.
BARDZIEJ: CZERWONY
Peter Barnes
zdobywał z Man City Puchar Ligi w 1976 roku, czyli ostatnie trofeum, od którego fani United odliczali lata, aż do Pucharu Anglii w 2010. Ten wychowanek Manchesteru City grał również przelotem w United, a co najciekawsze – zobaczcie ile reprezentował klubów. Anelka to przy nim mały zajączek. Obywatele to jedyna drużyna, dla której zagrał ponad sto razy. Prawdziwa miłość.
BARDZIEJ: NIEBIESKI
John Gidman
to prawy defensor, typowy ligowiec, który w reprezentacji zagrał ledwie raz. W United zasiedział się 5 lat, by bezpośrednio przejść do lokalnego przeciwnika w roku 1986.
BARDZIEJ: CZERWONY
Peter Beardsley
w City był na krótkim wypożyczeniu, a w United nawet nie zadebiutował.
Mark Robins
to wychowanek Czerwonych Diabłów, który w latach 1988-1992 strzelił kilkanaście bramek w pierwszych latach kariery. Później jednak był za słaby na drużynę Fergusona.
BARDZIEJ: CZERWONY
Andrei Kanchelskis
jest rosyjskim napastnikiem, który przeszedł do United z Szachtara. Grał tam w latach 1991-1995, natomiast w City, na wypożyczeniu z Rangersów – nie zdobył żadnej bramki.
BARDZIEJ: CZERWONY
Owen Hargreaves
strzelił ledwie jednego gola dla City, a w Manchesterze United słynął odwiedzaniem szpitali. To też ostatni zawodnik, który reprezentował obu derbowych rywali. Anglik miał duży potencjał, ale to typowy zawodnik, którego zniszczyły kontuzje. Zakończył karierę w wieku zaledwie 31 lat.
BARDZIEJ: CZERWONY
PATRYK IDASIAK