Było łatwe do przewidzenia, że śmierć wielkiego Diego Maradony poruszy rynek wydawniczy także w Polsce. Najlepszym refleksem wykazało się wydawnictwo Albatros, które w marcu opublikowało kolejne wydanie słynnej już „Ręki Boga”, czyli biografii Maradony autorstwa Jimmy’ego Burnsa.
Na studiach historycznych miałem jednego dość ekstrawaganckiego wykładowcę, światowego specjalistę od historii starożytnego Rzymu. Mimo że pochodził z Poznania, określał siebie mianem „Rzymianina”, a z jego podręcznika uczyli się studenci na włoskich uczelniach. Kiedyś mówił o jednym ze starożytnych autorów, który spisał monumentalną historię Rzymu – a że był niezwykle ekspresyjny i raczej nie gryzł się w język, niemal wykrzyczał: „Geniusz! Ale jednak debil!”.
Słowo „debil” jest być może za ostre, ale kiedy czytałem biografię Diego Maradony autorstwa Jimmy’ego Burnsa, przypomniał mi się właśnie ten fragment wykładu sprzed lat. Idealnie pasuje on do historii boskiego Diego: absolutny geniusz na boisku, kiedy miał piłkę przy nodze, natomiast w życiu poza futbolem człowiek bardzo zagubiony, który w ubiegłym roku smutno zakończył swój żywot. A był to żywot interesujący jak mało który.
Opisał go brytyjski dziennikarz Jimmy Burns, który wydał wiele dobrych książek, ale najlepszą i najbardziej znaczącą (choć życzymy mu jeszcze wielu świetnych publikacji) na zawsze już pewnie pozostanie biografia Diego Maradony.
Jimmy Burns to syn Hiszpanki i Brytyjczyka, który wychowywał się w Madrycie, studiował w Wielkiej Brytanii, a w Argentynie pracował przez wiele lat jako korespondent. W Polsce ukazały się jego książki: „Barça. Życie, pasja, ludzie” (2014), „Piłkarska furia. Podróż przez hiszpański futbol” (2017) oraz „Cristiano i Leo. Historia rywalizacji Ronaldo i Messiego” (2018) – wszystkie nakładem wydawnictwa SQN – ale pisze także na tematy niezwiązane z piłką nożną: jest autorem książek o wojnie o Falklandy oraz biografii papieża Franciszka. Regularnie publikuje swoje artykuły w najbardziej cenionych angielskich i hiszpańskich tytułach prasowych i jest to jeden z tych pisarzy, którego książki można kupować w ciemno.
Kultowa już „Ręka Boga” ukazała się po raz pierwszy w 1996 r. i wywołała wielkie poruszenie w Argentynie. Diego Maradona grał jeszcze wtedy w piłkę, ale wszystko co najlepsze, było już za nim. Można więc było pokusić się o podsumowanie jego osiągnięć piłkarskich, jednak Jimmy Burns stworzył coś dużo większego. Jego książka okazała się tylko w części biografią piłkarza, a przede wszystkim niezwykle dogłębnym portretem psychologicznym wybitnej postaci, jednego z najważniejszych Argentyńczyków w historii. Portretem niezwykle prawdziwym, co wywołało histeryczne reakcje i odcisnęło wielkie piętno na życiu samego pisarza:
Chcę się przywitać z Carlosem Bilardo i jakoś mu podziękować, ale Diego dotarł do niego pierwszy. Nobby’emu jakoś się to nigdy nie udało.
– Cześć, Carlos. Pamiętasz mnie? Nazywam się Jimmy Burns i przeprowadziłem z tobą rozmowę na temat Diega.
Przyjaznym gestem wyciągam rękę, Bilardo chwyta ją, ale natychmiast wypuszcza, kiedy mnie poznaje.
– Jasne, jak mam nie pamiętać takiego skurwysyna. Wypierdalaj czym prędzej z tego kraju. – Przez chwilę wygląda, jakby miał mi przylutować, ale ostatecznie decyduje się na słowa absolutnej pogardy. – Właściwie powinniśmy ci obciąć jaja. (s. 26)
Maradona był geniuszem, kiedy przemawiał na boisku, jednak jego wypowiedzi i postawa poza zieloną murawą to najczęściej mieszanka kłamstw, manipulacji, populizmu i histerii charakterystycznej dla rozwydrzonego dziecka. A w tle romanse, narkotyki, mafia i przede wszystkim wielkie pieniądze. Jimmy Burns opisał to wszystko bardzo dokładnie, nie pomijając niczego istotnego. Właśnie ta „naga prawda” tak rozzłościła Argentyńczyków, bo Diego był dla nich bogiem i idolem, świeckim świętym, na którego nie można było powiedzieć złego słowa. A tutaj przychodzi jakiś Anglik (pamiętajmy o wojnie o Falklandy z 1982 r.) i pluje na narodowego bohatera. Trudno się w tym kontekście dziwić przytoczonej reakcji Carlosa Bilardo (choć przecież Jimmy Burns w żadnym miejscu nie skłamał).
Kiedy jednak Maradona zszedł z boiska, coraz więcej osób zaczynało dostrzegać, jak zagubiony jest w życiu poza piłką. Zupełnie nie poradził sobie w roli trenera, a mundial z 2010 r. dobitnie obnażył jego braki szkoleniowe. Osiem lat później, podczas mundialu w Rosji, przykro było patrzeć na Maradonę szalejącego w loży honorowej i pokazującego środkowy palec na lewo i prawo. Krótkie i dość żenujące przygody w meksykańskim Dorados (był tam trenerem) czy białoruskim Dynamie Brześć (pełnił tam funkcję prezesa klubu) były groteską, miejscowi działacze chcieli zyskać jedynie trochę rozgłosu kosztem wielkiego Diego. On z kolei chwytał się każdej okazji, aby zarobić trochę pieniędzy, które trwonił zawsze bez opamiętania.
Kiedy umierał w listopadzie 2020 r. był wrakiem człowieka pod względem fizycznym i psychicznym. Pojawiły się też plotki, że pod koniec Maradona żył w biedzie, dostawał jedynie drobną pensję z klubu Gimnasia de la Plata, gdzie się nad nim zlitowali i zatrudnili w roli trenera.
Diego Maradona żył w biedzie? Takie pytanie zaczęło zadawać sobie ostatnio wiele osób, po tym, jak w tej sprawie wypowiedział się jeden z dziennikarzy blisko związany z rodziną zmarłego niedawno byłego piłkarza. Przekonuje on, że niedługo przed śmiercią „Boski Diego” nie miał prawie nic – możemy przeczytać w artykule Super Expressu.
Zapewne sprawa jego finansów była bardziej skomplikowana, ale nie ulega wątpliwości, że w takim kontekście opowieść Jimmy’ego Burnsa w pewnym sensie stała się czymś w rodzaju studium upadku piłkarskiego boga.
W Polsce po raz pierwszy „Ręka Boga” ukazała się w 2004 r. nakładem wydawnictwa Zysk i Spółka. Wówczas można ją było postrzegać jako podsumowanie kariery Maradony-piłkarza, ale wciąż miał on nadzieje na pełną sukcesów przygodę trenerską czy w jakiejkolwiek inne roli. Nie był już piłkarzem, ale wciąż mógł odnieść sukces na innym polu. Aktualne wydanie książki, przygotowane przez wydawnictwo Albatros, zawiera już pełną historię Diego Maradony – znajdziemy w niej dwa dodatkowe rozdziały w porównaniu do 2004 r., w których Jimmy Burns opisuje ostatnie lata wielkiego argentyńskiego piłkarza, kończąc na pogrzebie. Mamy też trochę zmienioną wersję wstępu, w którym autor rozlicza się ze swojej historii dotyczącej Maradony.
„Maradona. Ręka Boga” to książka wybitna, daleko wykraczająca poza zwykłą biografię sportową. Jimmy Burns posiadł niesamowitą wiedzę na temat życia argentyńskiego piłkarza, dotarł do wielu osób, artykułów, dokumentów. Z tego natłoku informacji potrafił jednak wybrać to, co najważniejsze, aby jak najwierniej opisać historię ciekawego człowieka. Dla mnie obraz Maradony opisany piórem Burnsa jawi się jako historia prostego człowieka, który przez całe życie był wykorzystywany przez otoczenie. Naiwny, próżny i zbyt prostolinijny, ale w gruncie rzeczy dobry człowiek, który nie poradził sobie ze swoim sukcesem. Można wszystko pisać o Maradonie, oskarżać go o wiele rzeczy, ale nie ulega wątpliwości, że kiedy wychodził na boisko, był wielkim wojownikiem i piłkarskim geniuszem. Tak go widzę po lekturze (ponownej po latach) książki Jimmy’ego Burnsa – ale każdy oczywiście może sobie zinterpretować tę historię po swojemu.
NASZA OCENA: 10/10
W lipcu ma się ukazać biografia Diego Maradony autorstwa innego świetnego dziennikarza Guillema Balague’a – jestem niezmiernie ciekawy, jak ten niezwykły życiorys opisze autor m.in. książek o Cristiano Ronaldo i Leo Messim. Ale będzie mu cholernie ciężko przebić pracę Jimmy’ego Burnsa. Pojawiają się już niekiedy zarzuty, że dla recenzentów Retro Futbol wszystkie książki są świetne. No niestety, jakoś do słabych książek nas nie ciągnie, więc opisujemy dzisiaj kolejną kapitalną pozycję, którą każdy szanujący się fan futbolu powinien przeczytać!
BARTOSZ BOLESŁAWSKI
Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka Maradona. Ręka Boga oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.