Retro Futbol to zaskakujące miejsce. Jedni z nas bawią się w redaktorów Retro Pudelka (klik) + (klik), inni mają niespełnione marzenia o literackiej nagrodzie Nobla i piszą w ten sposób, o kopaniu starej szmacianej piłki (klik), kolejni mają ambicje do zostania retro skautami (klik), a niektórzy ujawniają nawet swoje zwierzęce upodobania (klik), podsumowując poważnie – są też przesłanki do zostania nowym Ryszardem Kapuścińskim (klik).
Tematy z pozoru odbiegające od siebie jak Lloret de Mar od rosyjskiego Wierchojańska. W rzeczywistości pokonujesz ten odcinek miejskim pekaesem bez biletu. I takim pekaesem powyższych tekstów jest otaczająca je piłka nożna. Wstęp ten, to tak naprawdę nasze usprawiedliwienie, że pojawiają się u nas też ciekawe artykuły, bo dziś nie będzie nic ambitnego. Z Sebastianem Chrostowskim – zabawimy się w Retro Radio Futbol!
Przeczytaj także: „Podobno śpiewać może każdy”
Macie tak, że słyszycie „Waka Waka” i nagle przed oczami pojawia wam się Tshabalala, który ładuje piłkę w okienko meksykańskiej bramki? Albo Maryla Rodowicz, która przygrywa główce Andrzeja Szarmacha? Mało? Koko-kok… nie, to pomińmy. Piłkarskie piosenki są dźwiękiem naszych wspomnień. Już po jednej nutce pojawiają się retrospekcje, zamazane obrazy nabierają kolorów. One właśnie po to są. Żeby nie zapomnieć. Tej nutki nie lubisz, bo przypomina Ci o Twojej ex, która w kółko tego słuchała, a jak pewnego dnia wszedłeś do domu, to ujrzałeś ją ze swoim najlepszym przyjacielem i w laptopie klimatycznie grało właśnie to… Inną z kolei świetnie wspominasz, bo wygrałeś dzięki niej trzy flaszki na karaoke, kiedy mierzyłeś się z podchmielonym pięćdziesięciolatkiem, co boi się wrócić do domu, dlatego najchętniej nocowałby przy barze. Przy kolejnej obściskiwałeś fajną blondynę na dyskotece, której z łatwością wkładałeś ręce w majtki. Słuchając innej w słuchawkach, podczas codziennej przebieżki – przewróciłeś się o kamień, wpadając na drewnianą furtkę sąsiada i właśnie od tej chwili jej nienawidzisz. Podobnie jak jego psa, któremu morda się nie zamyka. Miliony małych i dużych wspomnień. Tych pięknych, ale i tych denerwujących jak pies sąsiada.
Mezo – „Futbol”
Naszym psem sąsiada jest piosenka Mezo – „Futbol”. Daliśmy ją na początek zestawienia, żeby pozostałym nie było smutno. Jest ona naszą mieszanką Aston Villi, Chievo Verona i ESTAC Troyes. To przebój człowieka, który niegdyś uważał się za rapera, a wszyscy poniżej piętnastego roku w to wierzyli (dwaj autorzy tego tekstu również). Ostatnio na szczęście przestał oszukiwać zarówno nas, innych słuchaczy, jak i siebie samego. Mezo i jego ,,Futbol” to taka ,,Baśka” w wersji futbolowej. Robert Gawliński śpiewał, że Ela całowała cudnie, nawet tuż po swoim ślubie, zaś Jacek Mejer „rapował”, że ma drybling jak David Ginola i skuteczność Andy’ego Cola. Skoro był taki dobry to dlaczego nie postawił na kopanie piłki, tylko na „rapowanie” o niej? Przez to byliśmy skazani na krwotok z uszu za każdym razem, kiedy tylko słyszeliśmy poznańskiego słowika nawijającego, że jest błyskotliwy jak Caniggia. Jacku, błyskotliwy jak Caniggia? Lepsze flow od Ciebie ma Alcides Ghiggia.
Duet doprawia też Pan Duże Pe, nieco lepiej wchodzi w bit, bo już jego nawijka jakoś brzmi. To przecież świetny freestylowiec. Słowa jednak nas ranią – porównuje duet twórców piosenki do Romario i Bebeto. W takim razie redaktor Chrostowski i redaktor Idasiak to Bob Woodward i Carl Bernstein. Ale przyznajemy się bez bicia – my też śpiewaliśmy to na podwórku przy trzepaku.
OCENA: KIT
Anastacia – „Boom”
Z mundialem w Korei Południowej i Japonii skojarzeń można mieć bardzo wiele: szklanki i zupki chińskie z kadrowiczami Władysława Jerzego Engela, Fevernova, reprezentacja Senegalu sensacyjnie wygrywająca z broniącą tytułu Francją i Papa Bouba Diop tańczący z kolegami wokół swojej koszulki, przy narożniku pola karnego. Filmik na YouTube, gdzie parodiowany jest Jacek Gmoch. Wita się z nami słowami: dobry wieczór albo dzień dobry, bo nie wiem, o której państwo sobie włączyli telewizor. Portugalia w ustawieniu 3-5-8, w ataku z Figo-Fago. Co jeszcze? Przede wszystkim fatalni sędziowie, pchający Koreę Południową przez kolejne fazy turnieju, niczym niespełniony muzycznie ojciec, wkładający synowi flet do ręki, wysyłając go do szkoły muzycznej, podczas gdy on chciałby być na przykład marynarzem. Historyczny „sukces” Hiddinka. Nie uznajemy im tego półfinału i od wtedy nie lubimy Korei Południowej. Podobnie jak Darek Szpakowski, który musiał przeczytać ich nazwiska. Współczujemy do dziś.
Do tego Ronaldo ze swoją pitagorasową fryzurą, prowadzący Brazylię do piątego mistrzostwa świata. Wspomnień multum, ale czy ktoś pamięta, że hymn tamtego turnieju śpiewała znana wówczas Anastacia? Ta z unikatowym głosem, przypominającym dmuchanie w słoik i ta, która bredziła, że właśnie się odkochała, wobec czego prosi o uwolnienie. Również nie rozumiemy. „Boom” to jeden z bardziej zapomnianych mundialowych szlagierów. W teledysku zdecydowanie za dużo wokalistki, no i z musu pokazany gol Zidane’a, Pelego oraz nieudana przewrotka Roberto Carlosa (tego już w ogóle nie rozumiemy), ale potem od razu szybki kadr na Amerykankę.Niby utwór spełnia wszystkie kryteria, żeby stać się hitem: infantylny tytuł, który wymówić potrafi nawet półroczne dziecko, niespecjalnie skomplikowana warstwa tekstowa i rozpoznawalny wówczas, specyficzny głos Anastacii. Dlaczego jednak się nie udało? Na to pytanie odpowiadali sobie po turnieju nie tylko reprezentanci Polski. Boom – tutaj, żeby Cię rozruszać. Boom – nigdy stop, o nie. Boom – wysoko podnieś w górę. Może dlatego?
OCENA: KIT
Michał Milowicz (polski Elvis) – „Ole ole Polska”
Ale, że Dudka na mundial nie wzięli? Pięć zero dla nas, kadrę prowadził Janas. Meczu z Ekwadorem szkoda wspominać Strzelili nam drugą bramkę, kiedy Polacy śpiewali hymn, jednak nie zostali zdyskwalifikowani za profanację. Natomiast hymn Milowicza mógłby zaśpiewać nawet Emmanuel Olisadebe w „Jak oni śpiewają”. Przypuszczalna geneza utworu jest taka, że przed mundialem, Michałowi Milowiczowi przyszło się kłócić z jakimiś Olami na temat reprezentacji Polski. Nie szło wbić im do głów, że trzech polskich zawodników gra obecnie w Bundeslidze, a Rasiak gra w Tottenhamie, więc mamy duże szanse. Wisła miała czterech reprezentantów, wyobraźcie sobie. Obie Aleksandry pozostały głuche na argumenty Milowicza, wobec czego postanowił nagrać piosenkę, w której chciał udowodnić obu Olom (Olom), że nie damy się i nawet zwrócił się do nich apostrofą.
Hipoteza dopowiadająca mówi, że Milowiczowi przypomniało się o konkursie w noc poprzedzającą, natomiast był już gdzieś tak po ośmiopaku Tatry. W teledysku mamy do czynienia z dwoma sportami dla prawdziwych mężczyzn. Na samym początku dwóch typowych Januszy rozgrywa partyjkę szachową, a następnie polski Elvis na środku boiska jakiegoś Kormoranu Purda nadwyręża mięśnie w koszulce reprezentacyjnej. W tekście piosenki Boruc broni dzielnie i to by się zgadzało, natomiast Ebi, który strzela celnie już się nie zgrał ze słowami, bo z Ekwadorem trafił jedynie w metalowe obramowanie. W teledysku wystąpił też popularny youtuber „Z dupy”, który dostał piłką w głowę i o tym epizodzie chciałby zapomnieć. Tak jak każdy Polak oprócz Bosackiego o tym mundialu i każdy Polak już razem z Bosackim o tej piosence.
OCENA: KIT
Bohdan Łazuka – „Tajemnica mundialu”
Mistrzostwa świata 1982 chyba już na każdym polu zostaną w cieniu turnieju z 1974 roku. Niby na obu mistrzostwach Polska stawała na najniższym stopniu podium, jednak zawsze kibice szerzej uśmiechali się na myśl o Orłach Górskiego, niż na sukces podopiecznych Antoniego Piechniczka. Podobnie z piosenką turniejową. „Tajemnica mundialu” jest daleko za hitem Maryli Rodowicz, choć tekst przeboju Łazuki jest bardziej błyskotliwy i nie tak banalny, jak jego poprzedniczki. Kawałek do dziś jest inspiracją dla wielu polskich artystów, próbujących stworzyć piosenkę zagrzewającą do boju kolejne reprezentacje.
Entliczek-pentliczek, co zrobi Piechniczek – te słowa chyba jednoznacznie kojarzą się z 1982 rokiem. Co zrobił Piechniczek – doskonale pamiętamy. Stefan Friedmann, Andrzej Nejman i Olaf Lubaszenko oceniali Katarzynę Zielińską (alkoholiczka Marta Walawska), która pociągnęła sznurek z tą piosenką w „Szansie na sukces”, natomiast Rudi Schuberth, Edyta Górniak i Elżbieta Zapendowska ocenili Kacpra Kuszewskiego, który wykonał ten przebój w „Jak oni śpiewają” – na 6,0! Niestety nie dotarliśmy do żadnego z tych nagrań. Mieliśmy i tak zaznaczyć, że kit, ale Marek Mostowiak zawsze był naszą ulubioną postacią w „M jak miłość”. Trwaliśmy przy nim, nawet kiedy zdradzał, więc tu także będziemy mu wierni.
OCENA: HIT
Top One – „Ole Olek”
Przepraszamy z całego serca za ten polityczny wyjątek, ale słysząc ten hit, mamy po prostu wrażenie, że Aleksander Kwaśniewski ubiera właśnie getry, ochraniacze, strój sportowy i wychodzi na boisko naładowany jak Liam Neeson w „Uprowadzonej”. Ole! Olek! Dzisiaj wybierzmy przyszłość oraz styl. Kadencję już Lechu kończy swą, najwyższy czas, aby zmienić go. W 1995 nie mieliśmy prawa do głosu w wyborach prezydenckich, bo ważniejsze było wówczas zajadanie się kaszą manną. Gdybyśmy mieli jednak je mieli, to po takiej piosence – usłyszanej, zamiast nudnych spotów wyborczych – zakreślilibyśmy nazwisko Kwaśniewskiego grubą kreską i poprawili własnym długopisem.
Piosenka Top One zrobiona w stylu piłkarskiego hymnu była strzałem w dziesiątkę, pijarowym pokonaniem Haiti 7:0 i idealnym odnalezieniem się w zamieszaniu lat dziewięćdziesiątych. Uśmiechnięci ludzie, tancerki, sportowa opaska Pawła Kucharskiego, melodia taka, że noga tuptała sama. Nie rozumiemy jedynie czarnoskórego wokalisty, ale na szczęście dostaje mikrofon jedynie na kilka sekund. Ciekawostka jest taka, że Top One kilka lat później zamieścił w jednym z utworów przeprosiny z powodu swojego udziału w kampanii. Przebój ten przecież poskutkował i Olek został prezydentem, więc nie możemy ocenić inaczej. To jak wzniesienie Pucharu Europy, niech będzie, że przez Ronalda Koemana, małe podobieństwo do wokalisty Top One dostrzegamy.
OCENA: HIT
Maria Koterbska – „On gra na skrzydle”
Jak przystało na autora WAGs w stylu retro, Sebastian wybrał dla was pierwszą polską WAG, czyli Marię Koterbską, zakochaną w chłopcu, który grał na skrzydle. Wiadomo, że lewoskrzydłowy i bramkarz to najwięksi szaleńcy w zespole. Domniemać możemy, że tajemniczy skrzydłowy grał więc po lewej stronie boiska. Koterbska śpiewa o tym, że w niedzielę nie ma czasu, ponieważ wspiera swojego ukochanego męża. Nie wiadomo natomiast czy bohater piosenki dogrywał do Gerarda Cieślika, czy kopał się po czole w ówczesnej Serie B. Żona kręci loki, zjada w barze mlecznym (o dziwo nie przygotowuje bezglutenowego posiłku dla męża) i pędzi na stadion. Ktoś w ogóle kojarzy ten utwór? Jest tylko jedna wersja na YouTube, wstawiona niedawno. Nie ma więcej niż 50 wyświetleń. Mam nadzieję, że po tym tekście – będzie miała cztery razy tyle, bo naprawdę warto.
Zapomniana piosenka Marii Koterbskiej, choć nie jest to numer zasługujący na mniejszą uwagę niż „Karuzela” czy „Augustowskie noce”. W tym utworze czuć sznyt dawnych czasów i tę ujmującą infantylność tekstu. Czy dzisiaj Margaret, czy inna Natalia Nykiel zaśpiewałaby piosenkę z takim oto refrenem? On gra na skrzydle, on gra na skrzydle w jakiej drużynie? Mniejsza z tym! Raz gra przepięknie, a raz gra przebrzydle lecz zakochana jest w nim. I to jest właśnie cały ambaras i to jest właśnie cały kram, że raz to tak gra, a tak znów gra raz, i stąd ja takie życie mam.
Dzisiaj ten tajemniczy skrzydłowy usłyszałby, że kiedy miga świat w jej oczach, wówczas jest dużym chłopcem.
OCENA: HIT
Herbert Groenemeyer – „Celebrate the day”
Ciary!!! Tak się robi piłkarski mundial i tak się nagrywa piłkarski hit. Po każdym ze spotkań w 2006 roku, od razu po meczu, pojawiała się kompilacja z najważniejszymi momentami konkretnego spotkania, z właśnie tym podkładem. Dlaczego to pamiętamy? Ponieważ robiło to pio-ru-nu-ją-ce wrażenie. Groenemeyer, który śpiewał, żeby celebrować konkretny dzień. Co istotne – nie był to szpetny plastikowy hit. Wspaniałym pomysłem było dodanie chórków, które aż gotują w nas emocje. W teledysku pojawiają się naprzemiennie – dzieciaki wbiegające na nierówne boisko, z krzywymi liniami, takie typowe kartoflisko, a także retrospekcje z poprzednich MŚ. Widzimy tańczącego Garrinchę, cudowną bramkę Bergkampa, gola-widmo Geoffa Hursta, karnego Brehme, łysinę Colliny i wiele, wiele, wiele innych obrazków, które trzeba w tym teledysku zobaczyć. W tym hicie piłka nożna broni się sama.
PS. Tylko nie słuchajcie najpierw w języku naszych zachodnich sąsiadów, błagam. Włączcie po angielsku, choć do obejrzenia tego znakomity teledysku, potrzebna będzie piosenka po niemiecku. Trzeba udać się zatem do piekła, ale ten jeden raz – warto. My zostawiamy was z inną wersją.
OCENA: HIT
Nelly Furtado – „Forca”
„Forca” to piosenka, która na stałe wyznaczyła trendy w tworzeniu piłkarskich przebojów. Wystarczył chłopiec, któremu piłka Roteiro wpadła na dach. Dzieciak w portugalskiej koszulce Ronaldo, którego finałowe łzy były jednym z symboli turnieju. W teledysku nie tak to wyglądało, symbolika mówiła co innego. To Ronaldo miał skończyć na szczycie. To powietrze, którym oddychasz, żywioł, ogień. To ten kwiat – by go powąchać, zatrzymałeś się na chwilę. Jakby to piłka nożna była najpotężniejszym żywiołem i najsilniejszą emocją. Nie ukrywamy, że podoba nam się to jak kobiety Georgowi Bestowi. Szczerze, przyznając się bez bicia – jeden z nas umieścił to na pierwszym miejscu, drugi na drugim w swojej prywatnej liście.
Hit ten odnajduje się w tłumie wspomnień związanych z tamtymi mistrzostwami: genialnym golem piętą Zlatana Ibrahimovicia, siejącymi postrach Czechami, czy wreszcie sensacyjnymi mistrzami z Grecji. Koniec końców, Portugalczykom ten turniej nie wyszedł. Stadiony, z kilkoma wyjątkami, po kilku latach stały się bezużyteczne, a generacja młodych zdolnych z lat 90., jak Figo czy Rui Custa – nie wygrała ważnej imprezy na własnej ziemi. I to wszystko z naturalizowanym Deco w roli jednego z liderów, Luizem Felipe Scolarim z Brazylii, w roli trenera i autorką turniejowego hitu urodzoną w… Kanadzie. Każdy z nas w dzieciństwie śpiewał: kamona fo se, kamona fo sa a dalszą część już zupełnie po swojemu. Portugalczykom turniej nie wyszedł, ale Nelly Furtado była dosłownie jak ptak, co sugerowała w jednej ze swoich poprzednich piosenek. Tu już bez żartów, uniosła tym hitem całego ducha EURO 2004.
OCENA: HIT
Zachęcamy jeszcze bardziej do przesłuchania oryginału! Jeśli chcecie, to możemy sporządzić drugą taką listę! Wszyscy krzyczą w komentarzach: taaaaaak! Z góry przepraszamy, że w nie zamieściliśmy w naszym zestawieniu wszystkich cudownych piosenek. A może Wy zaproponujecie jakiś kawałek?
PATRYK IDASIAK, SEBASTIAN CHROSTOWSKI
Follow @PatrykIdasiak Obserwuj @retro_magazyn Follow @SebChrostowski