Podobno śpiewać może każdy

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

Podobno śpiewać może każdy, ale zdecydowanie nie każdy powinien. Wyrażanie siebie za pomocą śpiewu jest jednak jedną z ulubionych form ekspresji aktorów, celebrytów, a także sportowców, w tym również i piłkarzy. Niektórzy z mikrofonem radzą sobie dobrze inni lepiej, a niektórzy komicznie. Piłkarze częściej zaliczają się do tej ostatniej grupy, chociaż i tu możemy natrafić na wyjątki.

W Polsce piłkarscy śpiewacy utożsamiani są głównie z wokalnymi popisami Sebastiana Mili, którego sławiące Legię utwory przyniosły mu spore grono sympatyków w Warszawie, czy też z Kamilem Grosickim, znanym z brawurowego wykonania „Pijem, bawim się” albo duetu z Wahanem Geworgianem „Jaga nigdy nie spadnie”. Można powiedzieć, że to tylko występy okazyjne. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy piłkarze biorą się za nagrywanie kawałków, które później dostępne są nieco szerszej publiczności.

Przeczytaj także: „Bob Marley – dredy, piłka i śmierć „

Niejako prekursorami w Polsce stali się Tomasz Iwan i Piotr Świerczewski, którzy wraz z Norbim przed mundialem w Korei i Japonii w 2002 roku nagrali utwór „Do boju Polska”, w którym złożyli między innymi deklarację, że wyprują sobie żyły, ale wcześniej rywalom flaki. Jak się okazało, Iwan nie miał w ogóle okazji, żeby spróbować, natomiast Świerczewski wraz z kolegami dość szybko wrócili do domu. Utwór jednak poszedł w świat i do dzisiaj możemy się nim radować, żyjąc w przekonaniu, że nagrany został z lekkim przymrużeniem oka.

Równie nieszczęśliwe okazało się nagranie reprezentacji Włoch przed Euro 2004 w Portugalii. Kadra Italii zdecydowała się wspólnie wykonać przebój Adriano Celentano „Azzurro”. O języku włoskim mówi się, że jest idealny do śpiewania, a Włosi mają do tego naturalne predyspozycje. Jak widać nie wszyscy, bo Gennaro Gattuso śpiewał dokładnie z taką zaciętością, jak grał, co budziło śmiech jego kolegów z reprezentacji. Na pewno wesoło nie było im na samej imprezie, gdzie szybko pożegnali się z turniejem. No ale zawsze mogą sobie zanucić „Azzurro, il pomeriggio è troppo azzurro e lungo per me…”.

Znanym wesołkiem na boisku, ale głównie poza nim, był Paul Gascoigne. Piłkarz genialny, pełen fantazji, a w życiu lekkoduch, który nie bardzo potrafił sobie poradzić z otaczającą go rzeczywistością. W jego w gruncie rzeczy dość smutnej biografii jest jednak sporo elementów humorystycznych. Za taki uznać należy jego wokalne popisy, które zresztą sam zawodnik traktował z charakterystycznym dla niego zawadiackim uśmiechem. Nie do końca wiadomo, dlaczego zdecydował się popełnić te utwory, ale dla fanów jego talentu to pozycja obowiązkowa.

Kolejnym piłkarzem z Anglii, który realizował swoje muzyczne pasje, był Andy Cole. Były napastnik Manchesteru United po zakończeniu kariery piłkarskiej postanowił spróbować swoich sił za mikrofonem. Co prawda nie był tak skuteczny, jak na boisku i raczej nie został brytyjskim Willem Smithem, ale jego klip do kawałka „Outstanding” pojawiał się w telewizjach muzycznych na Wyspach. Na szczęście Cole wiedziony instynktem pozwalającym mu dziurawić siatki rywali, nie kontynuował swojej przygody ze śpiewaniem, pomijając domowe zacisze.

Nie tylko na Wyspach Brytyjskich piłkarze po zakończeniu kariery stawiali na muzykę. Były reprezentant Francji, mistrz świata i Europy Youri Djorkaeff także postawił na estradową karierę, jednak tam nie wiodło mu się najlepiej. Trudno się temu dziwić, bo kibice podziwiający jego poczynania na boisku z pewnością woleliby zachować w pamięci jego obraz w koszulce w barwach narodowych, niż w obcisłym podkoszulku wijącego się w takt nieszczególnie wysublimowanej melodii.

Ciekawym przypadkiem jest duet z Barcelony Dani Alves i Jose Manuel Pinto. Brazylijczyk znany jest ze swojego zamiłowania do śpiewania i często w mediach społecznościowych pojawiają się piosenki w jego wykonaniu. Z kolei Pinto, który na boisku nie pojawiał się zbyt często, także znany jest ze swoich muzycznych pasji. Udało im się połączyć siły i wspomagani przez hiszpańskiego piosenkarza Mario Boaro nagrali teledysk „Wahin”. Trzeba przyznać, że na tle Boaro nie wyglądają szczególnie źle, co może świadczyć, że Dani Alves to człowiek wielu talentów. Albo, że jego kolega za mikrofonem nie jest drugim Julio Iglesiasem.

Kariera piłkarska Roystona Drenthe przypomina narciarstwo alpejskie. Najpierw szybko, niczym kolejką, wjechał na szczyt i podpisał kontrakt z Realem Madryt, robiąc furorę w Europie, a potem w tempie Lindsay Vonn zaczął zjeżdżać w dół i przez takie kluby jak Reading, Sheffield Wednesday czy Kayseri trafił do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tam z pewnością ma sporo czasu na swoje rozliczne pasje, do których możemy zaliczyć rapowanie. Nie wiadomo, czy szejkowie lubią jego flow i teksty, ale możliwe, że niektórzy z nich po ciężkim dniu w pracy, w którym musieli wydać miliony petrodolarów, cieszą ucho jego muzyką. Bo nacieszyć oka jego grą już od dawna się nie da.

Z tego grona Clint Dempsey piłkarsko wygląda blado. Szczytem jego możliwości była gra w Tottenham Hotspurs i Fulham, a po stronie sukcesów należy zapisać 120 występów w kadrze USA, z którą trzykrotnie zagrał na mistrzostwach świata. Nigdy jednak nie był uważany poza swoją ojczyzną za wybitnego zawodnika. Jednak przez praktycznie całą karierę był dość aktywny na rynku muzycznym i w światku amerykańskiej sceny hip-hopowej nie był całkowitym anonimem. To spore osiągnięcie, a przecież, jako profesjonalny piłkarz nie mógł w pełni poświęcić się muzyce.

Na koniec w ramach ciekawostki przykład odwrotny. Julio Iglesias był piosenkarzem światowej sławy, a przy jego przebojach bawiło się wiele pokoleń. Nie wszyscy jednak wiedzą, że zanim zaczął śpiewać, był bramkarzem w juniorskich zespołach Realu Madryt i gdyby nie wypadek samochodowy, w którym uszkodził rdzeń kręgowy, możliwe, że zamiast na estradzie błyszczałby na Santiago Bernabeu. Kiedy okazało się, że z jego piłkarskiej kariery nici, zajął się karierą sceniczną, która przyniosła mu wiekopomną sławę. Nawet nie będąc piłkarzem, podobnie jak Romario, chwalił się tym, że spał z ponad tysiącem kobiet. To prowadzi do konkluzji, że czy się gra na boisku, czy śpiewa na scenie, wszystko sprowadza się do jednego.

KUBA KĘDZIOR

 

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...