Abédi Pelé – Czarna Gwiazda

Czas czytania: 16 m.
5
(1)

Kontynent afrykański jest prawdziwą kopalnią piłkarskich diamentów. Dawniej zawodnicy urodzeni w koloniach czy protektoratach grali później w europejskich reprezentacjach. Larbi Ben BarekJust Fontaine z Maroka, czy Matateu, Mário Coluna i Eusébio z Mozambiku to najlepsi z nich. Dopiero po upadku kolonializmu kraje z Afryki na stałe zagościły na piłkarskich salonach. Po występie na mistrzostwach świata w 1990 r. wielu kibicom w pamięci zapadły popisy Rogera Milli. Był jednym z pierwszych szeroko rozpoznawalnych piłkarzy z Afryki. Po nim wielu innych zawodników z Czarnego Lądu zrobiła duże kariery w Europie. Jednym z nich był Abédi Ayew z Ghany, który w kronikach zapisał się jako Abédi Pelé.

Abédi Pelé – kluby i statystyki

  • Pełne imię i nazwisko: Abédi Ayew Pelé
  • Data i miejsce urodzenia: 5 listopada 1964, Dome (Ghana)
  • Wzrost: 174
  • Pozycja: Pomocnik

Historia i statystyki kariery

Kariera juniorska

  • Great Falcons (1970-1978)

Kariera klubowa

  • Real Tamale United (1978–1982)
    46 występów, 21 bramek
  • Al-Sadd (1983)
    8 występów, 7 bramek
  • AS Dragons FC de l’Ouémé (1984)
    8 występów, 11 bramek
  • Real Tamale United (1985)
    19 występów, 7 bramek
  • Chamois Niortais (1986–1987)
    32 występów, 14 bramek
  • FC Mulhouse (1987)
    16 występów, 5 bramek
  • Olympique Marsylia (1987–1988)
    9 występów, 0 bramek
  • Lille OSC (1988–1990)
    61 wystepów, 16 bramek
  • Olympique Marsylia (1990–1993)
    103 występy, 23 bramki
  • Olympique Lyon (1993–1994)
    29 występów, 3 bramki
  • Torino Calcio (1994–1996)
    49 występów, 11 bramek
  • TSV 1860 Monachium (1996–1998)
    50 występów, 2 bramki
  • Al Ain FC (1998–2000)
    31 występów, 28 bramek

Kariera reprezentacyjna

  • Ghana (1981-1998) 
    73 występy, 33 bramki

Kariera trenerska

  • Nania FC (2004- )

W 1991 r. Abédi Pelé już jako piłkarz Olympique Marsylia został uznany przez tygodnik France Football za najlepszego piłkarza Afryki. Stał się w ten sposób dopiero trzecim graczem z Ghany, który dostąpił tego zaszczytu. Na rozgrywany w 1992 r. w Senegalu Puchar Narodów Afryki, jechał wraz ze swoją reprezentacją w roli jednego z faworytów. Bardzo dobrze spisywał się w lidze francuskiej. Jego zespół zajmował już wtedy pierwsze miejsce w tabeli, którego nie oddał do samego końca.

Eliminacje do senegalskiego turnieju Ghana przeszła jak burza. W grupie z Nigerią, Burkiną Faso, Togo i Beninem zajęli pierwsze miejsce. Przegrali tylko jeden mecz z Burkińczykami i tylko dwa zremisowali – na wyjeździe z Nigerią i z Beninem (mając już zapewniony awans). Abédi Pelé już od kilku lat grał w Europie, a w Marsylii był jednym z liderów drużyny. Kibice oczekiwali, że poprowadzi on swój kraj do pierwszego od dziesięciu lat triumfu.

Gwiazda turnieju

Czarne Gwiazdy trafiły do grupy D razem z solidną reprezentacją Egiptu i coraz więcej w świecie futbolu znaczącą drużyną Zambii. Areną ich zmagań był kameralny Stade Aline Sitoe Diatta w Ziguinchor. Pierwsze spotkanie Ghana rozegrała 15 stycznia z Zambią. Abédi jak na lidera przystało, wziął na siebie ciężar gry. To właśnie po jego indywidualnej akcji padła jedyna bramka w tym meczu. Starcie z Egiptem również zakończyło się tylko jednobramkowym zwycięstwem Ghany. Mecz był bardzo zacięty, sędzia sypał kartkami i niestety jedną nich obejrzał Pelé, co okazało się później brzemienne w skutki.

Ćwierćfinał z drużyną Konga rozpoczął się po myśli Ghany. Po pół godziny gry prowadzili 1:0 po bramce Yeboaha i wydawało się, że kontrolują przebieg spotkania. W szeregi zespołu wkradło się jednak zbyt dużo rozluźnienia i po błędzie obrony Pierre Tchibota-Zaou wyrównał i mecz zaczął się od początku. Wtedy właśnie Abédi Pelé po raz kolejny udowodnił, że pochwały pod jego adresem nie są przesadzone. Przejął piłkę przy linii i popędził ile sił na bramkę rywali. Wpadł w pole karne i mimo asysty obrońcy pewnym strzałem pokonał bramkarza i wprowadził swój zespół do półfinału. Tamto trafienie często jest porównywane z golem stulecia Diego Maradony w meczu Argentyna – Anglia z 1986 r.

W pojedynku o prawo gry w finale Czarne Gwiazdy spotkały się z Super Orłami z Nigerii. Jednak już w 11. minucie przegrywali 0:1 po bramce Adepoju. Po uzyskaniu prowadzenia Nigeryjczycy zaczęli grać trochę zachowawczo i starali się bronić wyniku. Ghana natomiast z minuty na minutę napierała coraz bardziej. Wreszcie tuż przed przerwą po dośrodkowaniu z rzutu rożnego strzałem głową wyrównał Prince Polley. Choć wiele źródeł jako strzelca wyrównującego gola podają Pelégo, to oglądając skróty z tamtego meczu, nie ma wątpliwości, że jego autorem był Polley. Pelé był dość dobrze pilnowany przez nigeryjską obronę, która zdawała sobie sprawę z tego, jakie ten zawodnik może stanowić zagrożenie. W 55. minucie Ghana wywalczyła rzut rożny. W narożniku stanął Abédi. Lekko dośrodkował w pole karne. Po małym zamieszaniu piłka trafiła w końcu pod nogi Polley’a, który pięknym strzałem z woleja ustalił wynik meczu. Czarne Gwiazdy mogły szykować się do finału. Stanęli przed szansą wygrania turnieju po raz piąty.

Wielki nieobecny

Niestety w pojedynku z Nigerią Pelé wplatał się w dyskusje z arbitrem Nejim Jouinim z Tunezji. Sędzia upomniał go żółtą kartką, co oznaczało, że w finale Ghana wystąpi bez swojej wielkiej gwiazdy. Finałowy pojedynek z Wybrzeżem Kości Słoniowej stał na przeciętnym poziomie, a absencja Pelégo była bardzo odczuwalna w szeregach Czarnych Gwiazd. 90 minut regulaminowego czasu nie przyniosło rozstrzygnięcia. Dogrywka również, więc o losach tytułu miał przesądzić konkurs rzutów karnych. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne było aż 12 (!) serii jedenastek. Słonie wygrały 11:10. Od tego czasu Ghana jeszcze tylko dwukrotnie zagrała w finale Pucharu Narodów Afryki i dwa razy przegrała. Co ciekawe w 2015 r. znowu spotkali się z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Znowu było 0:0 i znowu potrzebne były rzuty karne. Tym razem wystarczyło jednak tylko 11 serii, a Słonie wygrały 9:8.

To był dla mnie bardzo rozczarowujący moment. Strzelałem bramki w meczach przed finałem, ale kiedy Ghana weszła do finału, to nie mogłem zagrać, bo miałem dwie żółte kartki. To były wielkie chwile, bo zostałem najlepszym graczem turnieju. Jednak z powodu mojej absencji w finale i tego, że Ghana przegrała, te wspomnienia są jednocześnie bardzo bolesne. Ciężko było przetrawić te momenty i do dzisiaj mam mieszane odczucie. Na pewno jednak byłem w wielkiej formie na tym turnieju. Chciałem poprowadzić mój kraj to zwycięstwa i zdobycia trofeum, ale niestety się to nie udało – wspominał tamten turniej po latach.

Piłkarzowi na pocieszenie pozostał fakt, że wybrano go najlepszym zawodnikiem turnieju. Do dzisiaj jego gra na senegalskich boiskach jest określana jako jeden z najwybitniejszych występów pojedynczego piłkarza na jakimkolwiek turnieju. Dzięki jego znakomitej formie i pięknym bramkom, Ghana mogła po raz pierwszy od 10 lat wystąpić w finale, ale niestety zabrakło w nim dyrygenta.

Z ulicy do drużyny sokołów

Chłopak, na którego koledzy wołali Pelé, urodził się 5 listopada 1964 r. Jak wiele jemu podobnych dzieci dorastał w ubogiej rodzinie. Wychowywał się w małej wiosce Oko, która liczyła ledwie kilkanaście domostw. Położona jest obok miasta Domé, na północnych rubieżach stolicy kraju – Akry. Już jako dziecko poznał trud fizycznej pracy. Pomagał mamie, która pracowała w kamieniołomie. Żeby wesprzeć bliskich, czasami sprzedawał też węgiel drzewny na ulicach miasta.

Mimo że pochodził z biednej rodziny i szybko musiał dorosnąć, to jednak najbliżsi zadbali o to, żeby otrzymał choć podstawowe wykształcenie. Mały Abédi uczęszczał do anglikańskiej szkoły podstawowej w Domé. Razem z kolegami swój wolny czas najczęściej spędzał na boisku. Szybko trafił do szkolnej drużyny. Dla wielu młodych chłopaków gra w futbol była odskocznią od szarej i trudnej codzienności. Najlepsi z nich mieli szansę wyrwać się z biedy i przenieść się do innego, lepszego świata. To właśnie kiedy grał dla szkolnego zespołu, jego talent został zauważony.

Wkrótce trafił do młodzieżowej drużyny Great Falcons. Był jednym z czołowych zawodników nie tylko swojego zespołu, ale i całych rozgrywek. Widać było po nim, że naprawdę ma talent. Większość swoich rówieśników przerastał umiejętnościami. Wyróżniał się dzięki znakomitej technice, którą udoskonalił, grając na bosaka w dzieciństwie. W 1978 r. zrzeszenie dziennikarzy sportowych uznało go najlepszym zawodnikiem całych juniorskich rozgrywek. Przyszłość stała przed nim otworem.

Miałem wielkie szczęście, że dostałem darmowe bilety na Puchar Narodów Afryki w 1978 r., który odbywał się w Ghanie. Zostałem uznany za najbardziej wartościowego zawodnika młodzieżowych rozgrywek i dostałem szansę obejrzenia wszystkich meczów. Z bliska mogłem podziwiać takie gwiazdy jak Karim Abdul Razak, Mohammed Polo czy wszystkie inne wielkie nazwiska, które wspomina się do dzisiaj. Wiele się od nich nauczyłem. Postanowiłem sobie, że będę lepszy od tych facetów. Byłem bardzo zmotywowany i zmobilizowany, i to dzięki temu udało mi się dojść tak wysoko  – opowiadał.

Z Tamale do kadry

W tym samym roku Abédi przeniósł się na północ kraju do Tamale. Tam otrzymał stypendium i rozpoczął naukę w szkole średniej. Cały czas jednak w jego życiu obecny był futbol. To właśnie w Tamale zaczęła się jego seniorska kariera. Jego klubem został Real Tamale United, w którego barwach wkrótce zaczął grać w lidze. Dzisiaj klub ten bezskutecznie stara się wrócić do ekstraklasy, ale w latach 70. i 80. był liczącą się siłą w kraju.

W 1980 r. Pelé zadebiutował w seniorskiej piłce, a Real otarł się o podium, przegrywając trzecie miejsce różnicą bramek. W kolejnym sezonie Abédi dał się poznać jako całkiem skuteczny strzelec. Na boisko wybiegał 12 razy i siedmiokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. Zespół zajął w lidze piąte miejsce, ale gra młodego zawodnika zwracała uwagę fachowców. Jego dyspozycja nie umknęła też selekcjonerowi reprezentacji.

Kadrą opiekował się wtedy Charles Gyamfi. Przed laty był znakomitym piłkarzem. W 1960 r. został zawodnikiem Fortuny Düsseldorf i zapisał się w historii jako pierwszy Afrykańczyk, który grał w Niemczech. Jako trener doprowadził Ghanę do zwycięstwa w mistrzostwach kontynentu w 1963 i w 1965 r. W 1982 r. miał za zadanie zmazać plamę na honorze, jakim było odpadnięcie po fazie grupowej przed dwoma laty. Piłkarzy z Afryki grających w Europie można było wtedy policzyć na palcach jednej ręki. Gyamfi musiał więc oprzeć skład na zawodnikach z rodzimej ligi.

Debiut w Zairze

Zanim jednak Abédi zadebiutował w dorosłej kadrze, trafił na zgrupowanie dla młodych, zdolnych zawodników. W trakcie trwającego dwa tygodnie obozu zaprezentował się na tyle dobrze, że dostał szansę posmakowania atmosfery, jaka towarzyszy pierwszej reprezentacji. Wspominał po latach, że o powołaniu dowiedział się w swojej rodzinnej miejscowości. Miał ledwie ukończone 16 lat, kiedy w drzwiach domu stanęli trenerzy i oznajmili mu, że jest powołany na zgrupowanie. Młokos nie zastanawiał się ani chwili. Razem z przedstawicielami sztabu wsiadł do samochodu i odjechali razem do Abra Gardens, gdzie przebywała pierwsza reprezentacja.

Byłem bardzo podekscytowany, naprawdę trudno opisać emocje, jakie mi towarzyszyły. Przebywałem razem z tymi wszystkimi wielkimi nazwiskami, o których dotąd tylko słyszałem – wspominał Abédi.

2 sierpnia 1981 r. Ghana miała rozegrać rewanżowe spotkanie z rządzonym przez Mobutu Sese Soko Zairem w eliminacjach Pucharu Narodów Afryki. Najbardziej Abédiemu zapadła w pamięć sytuacja, która miała miejsce kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania.

Parę godzin przed meczem udaliśmy się na lunch. Byłem zwykłym, małym chłopcem z biednej wioski, któremu doskwierał głód. Kiedy zobaczyłem te wszystkie sałatki i inne rzeczy, chciałem się po prostu na nie rzucić. Opiekujący się mną kapitan powiedział mi, żebym przestał. Odpowiedziałem mu, że pewnie i tak będę siedział na ławce, o ile w ogóle się tam znajdę. Poprosiłem, żeby pozwolił mi jeść, a jak on chce, to niech idzie na dietę, ja po prostu chciałem jeść. Wtedy odparł, że nigdy nie wiadomo, kiedy dostanę swoją szansę i dopóki trener nie ogłosi składu, powinienem się wstrzymać z obfitym posiłkiem – opowiadał.

Doświadczony kolega miał rację. Abédi Pelé ostatecznie znalazł się na ławce. Spotkaniu towarzyszyły ogromne emocje i zamieszanie. Na stadionie w Kinszasie reprezentanci Ghany mieli problemy z dostaniem się do szatni. Na trybunach zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy kibiców. Pelé przyznawał, że po raz pierwszy znalazł się w takich okolicznościach i nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. W końcu jednak oba zespoły pojawiły się na boisku i rozpoczęły walkę o przepustki na turniej w Libii. Już po 20 minutach kontuzję odniósł jednak pomocnik Adolf Armah. To on był wspominanym kapitanem i człowiekiem, który potrafił natchnąć drużynę do walki.

Sztab stanął przed trudnym wyborem. Spośród zawodników, którzy byli na ławce, na jego pozycji mógł grać praktycznie tylko młodziutki Abédi. Zastanawiano się, czy postawić na niego, czy może wprowadzić kogoś bardziej doświadczonego. Mimo obaw trener zdecydował, że to Pelé wejdzie do gry. Piłkarz ruszył na rozgrzewkę i kilka minut później zameldował się na murawie. Szkoleniowiec wiele ryzykował, wpuszczając w tak trudnym meczu nieopierzonego młokosa. Tym bardziej że Ghana przegrywała już 0:1. Abédi odpłacił się jednak najlepiej jak mógł. Już w pierwszym kontakcie z piłką świetnym podaniem obsłużył George’a Alhassana, który doprowadził do wyrównania. Po przerwie zespół kontynuował swoją dobrą grę i w końcu po kolejnej znakomitej akcji i asyście Pelégo przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ghana mogła się szykować do wyjazdu do Libii. W dużej mierze dzięki Abédiemu.

Przez Libię do Kataru

Po powrocie do kraju Abédi Pelé został określony mianem wschodzącej gwiazdy narodowego futbolu. Zrobił na trenerze na tyle duże wrażenie, że ten postanowił zabrać go na turniej do Libii. Piłkarz miał wtedy zaledwie 17 lat. Do dzisiaj jest jednym z najmłodszych graczy, jacy zagrali na turnieju. Po raz pierwszy reprezentacyjną koszulkę na dużej imprezie założył 5 marca 1982 r. w meczu z gospodarzami. Ghana rzutem na taśmę zremisowała 2:2, a młokos pojawił się na boisku, zmieniając Emmanuela Quarshie. Również w drugim grupowym starciu Pelé wszedł na murawę z ławki. Ghana po raz kolejny zremisowała i żeby awansować musiała wygrać starcie z Tunezją.

Mimo młodego wieku i praktycznie żadnego doświadczenia na arenie międzynarodowej Abédi dobrze zaprezentował się w obu spotkaniach. Gyamfi postanowił mu dać więc szansę również w pojedynku z Orłami Kartaginy. Tym razem wyszedł na boisko w pierwszym składzie. Rozegrał cały mecz, a Ghana, wygrywając 1:0, zameldowała się w półfinale. Starcie o finał znowu jednak oglądał z ławki rezerwowych.

Szczęśliwie Czarne Gwiazdy wygrały po dogrywce z Algierią 3:2 i w finale mieli się zmierzyć z Libią. Podobnie jak grupowy pojedynek również i finał zakończył się remisem. Po upływie 90 minut na tablicy wyników widniał wynik 1:1. Dogrywka także nie przyniosła rozstrzygnięcia. W rzutach karnych ku rozpaczy zgromadzonych na stadionie kibiców lepsi okazali się piłkarze z Ghany. Zespół prowadzony przez Gyamfiego po raz czwarty okazał się najlepszym na kontynencie. Abédi Pelé pojawił się na placu gry, zastępując Kofiego Badu. Zdobył swój pierwszy i jak się później okaże jedyny Puchar Narodów Afryki.

Znad Zatoki Perskiej w Alpy

Początkowo nie sądził, że dzięki piłce będzie mógł zarobić i polepszyć swój byt. Przygodę z futbolem traktował bardziej jako hobby, jako okazję do pogrania z przyjaciółmi. Dopiero na turnieju w Libii spotkał się zawodowymi piłkarzami, którzy już wtedy grali w profesjonalnych europejskich klubach. Zrozumiał, że to właśnie dzięki piłce nożnej może coś osiągnąć. Po Pucharze Narodów Afryki postanowił spróbować swoich sił w zagranicznym klubie. Wyjechał z Ghany, ale nie od razu trafił do Europy.

Jego pierwszym wyborem był Katar. Katar, który w latach 80. był piłkarskim trzecim, albo nawet czwartym światem i tamtejsi działacze nie marzyli nawet, że kiedyś w miejscowej lidze będą grać wielkie gwiazdy światowej piłki. Liga katarska dopiero zaczynała się profesjonalizować. Funkcjonował tam praktycznie tylko jeden poziom rozgrywkowy, bo w drugiej lidze grało ledwie pięć zespołów, ale system awansów i spadków nie istniał. Na początku lat 80. wprowadzono play-offy decydujące o mistrzostwie.

Abédi Pelé zdecydował się dołączyć do zespołu As-Sadd. Założony w 1969 r. klub był jedną z czołowych drużyn ligi. Na przełomie lat 70 i 80 trzykrotnie z rzędu zwyciężał w lidze. Reprezentant Ghany trafił jednak na słabszy okres w historii klubu i nie zagrzał długo miejsca nad Zatoką Perską. Po rozegraniu ledwie ośmiu spotkań w Katarze przeniósł się do Europy. Podbój Starego Kontynentu rozpoczął od Szwajcarii.

W tym pięknym alpejskim kraju grał jednak tylko przez jeden sezon. W jego trakcie zakładał koszulkę FC Zürich. Znowu jednak nie miał szczęścia, bo kiedy przyszedł do klubu, to zespół był w kryzysie. Trenerzy zmieniali się jak rękawiczki, a mistrzowie z 1981 r. zajęli w sezonie 1983/84 dopiero dwunaste miejsce w lidze. Abédi osiemnastokrotnie pojawiał się na boisku i dziewięć razy wpisał się na listę strzelców. Był jednym z nielicznych jasnych punktów zespołu. Wkrótce postanowił jednak wrócić do ojczyzny.

Powrót do Afryki

Wracając do Ghany, chciał dołączyć do któregoś z czołowych klubów w lidze. W kraju tym liczyły się wtedy tak naprawdę dwie drużyny – Asante Kotoko z Kumasi i Hearts of Oak z Akry. Niestety z żadnym z tych klubów nie doszedł do porozumienia. Wobec tego zdecydował się dołączyć do zespołu AS Dragons FC de l’Ouémé. Klub ze stolicy Beninu – Porto-Novo był dwukrotnym mistrzem kraju. Pelé znowu nie został tutaj długo. Zaliczył tylko osiem występów, ale aż jedenaście razy trafiał do siatki. Miał też swój udział w wywalczeniu pierwszego w historii klubu Pucharu Beninu.

Częste zmiany klubów na pewno nie służyły wzrostowi i stabilizacji formy. Kiedy w 1984 r. Ghana broniła tytułu mistrza Afryki na turnieju rozgrywanym w Wybrzeżu Kości Słoniowej, dla Abédiego zabrakło miejsce w składzie. Czarne Gwiazdy rozczarowały i nie wyszły nawet z grupy.

Kolejny rok zaczął już w barwach swojego pierwszego zespołu. Wrócił do Realu Tamale, ale ciągle myślał o tym, żeby wyjechać do Europy i udowodnić swoją wartość. Po spędzeniu kolejnego sezonu w Afryce i zdobyciu z  zespołem piątego miejsca postanowił raz jeszcze spróbować swoich sił na Starym Kontynencie.

Z francuskiej prowincji do piłkarskiej elity

Tym razem jego wybór padł na Francję. Był testowany przez pierwszoligowe Nantes i Saint-Étienne, ale z powodu ograniczeń co do liczby obcokrajowców w składzie, transfer nie doszedł do skutku. Zdecydował się więc związać kontraktem z grającym na zapleczu francuskiej ekstraklasy Chamois Niortais F.C. Trenerem był Patrick Parizon, a pod jego okiem klub osiągnął jeden ze swoich największych sukcesów. W sezonie 1986/87 zespół wywalczył awans do Ligue 1. Jednym z liderów drużyny był Abédi Pelé. Po serii świetnych występów zajęli pierwsze miejsce w swojej grupie, ale w pojedynku o mistrzostwo drugiej ligi, musieli uznać wyższość Montpellier. Zawodnik z Ghany zaprezentował się bardzo dobrze i coraz częściej był obserwowany przez duże kluby.

Tamten sezon był wyjątkowy pod wieloma względami. Pamiętam, że całe miasto było za nami i ten pełen satysfakcji awans był czymś niewiarygodnym. To właśnie tam zaczęła się moja przygoda. Dostałem szansę i ją wykorzystałem. Nigdy nie zapomnę o tym klubie. Gdyby wtedy mi nie zaufano, to nie zrobił bym takiej kariery – wspominał.

Niestety na szansę zaprezentowania swoich umiejętności na najwyższym poziomie rozgrywkowym musiał jeszcze poczekać. Nieoczekiwanie klub z Niort postanowił sprzedać Abédiego do innego drugoligowego klubu – FC Mulhouse. Chamois Niortais F.C. wkrótce pewnie pożałowali swojej decyzji, bo pozbawieni jednego z motorów napędowych nie zdołali się utrzymać w elicie.

Tymczasem Abédi stał się jednym z głównych celów dla dwóch wielkich francuskich klubów. O pozyskanie 23-letniego pomocnika zabiegały AS Monaco i Olympique Marsylia. Bliżej celu był klub z księstwa. Wszystko było już ustalone, a ostatnią formalnością miały być testy medyczne. Wtedy jednak do akcji wkroczył Bernard Tapie. Charyzmatyczny prezes chciał w Marsylii stworzyć wielki zespół, a Afrykanin miał być jednym z jego elementów.

Powiedziałem mu, że zostanie poddany badaniu krwi, co jest normalne w przypadku afrykańskich graczy, ale powinien odmówić i powiedzieć, że tego nie popiera – opowiadał Tapie.

Dodatkowo prezes Olympique spotkał się z jednym z oficjeli klubu z księstwa, któremu powiedział, że w ostatniej chwili udało się im uniknąć transferu Abédiego, bo Ghańczyk jest nosicielem wirusa HIV.

Wiedziałem, że powie o tym w klubie i nie myliłem się. Kiedy Pelé odmówił badania krwi, Monaco potwierdziło: „Tak, to prawda. Jest nosicielem wirusa, więc go nie chcemy” – dodawał ówczesny prezes Olympique.

Po tym, jak Monakijczycy zrezygnowali z jego usług, Abédi podpisał kontrakt z Marsylczykami i ze słynącej z uprawy winorośli Alzacji przeniósł się na lawendowe pola Prowansji. Początki w ekipie Les Phocéens nie były jednak usłane różami. Grał mało, nie potrafił wygrać rywalizacji z takimi zawodnikami jak Philippe Vercruysse, Klaus Allofs czy Jean-Pierre Papin. Pojawiały się głosy, że Olympique to dla niego za wysokie progi. Na usprawiedliwienie można jedynie dodać, że w dobie limitów dla obcokrajowców, o miejsce w składzie naprawdę było trudno. W sezonie 1988/89 rozegrał tylko cztery mecze, ale dzięki temu miał swój udział, choć nieduży, w zdobyciu przez Olympique pierwszego od 17 lat mistrzostwa kraju.

Z triumfu nie cieszył się jednak z kolegami na boisku, bo kiedy go sobie zapewnili, to Abédi grał już na wypożyczeniu w OSC Lille. Znowu zmienił otoczenie. Tym razem ze słonecznej Prowansji trafił do Flandrii. Musiał grać, żeby dalej się rozwijać, a wobec tak dużej konkurencji o miejsce w składzie, wypożyczenie wydawało się rozsądną opcją. Wcześniej pojawiało się jeszcze zainteresowanie klubów niemieckich, ale obawiano się, że piłkarz o jego posturze nie poradzi sobie w trudnej fizycznie lidze.

To na północy Francji miał pokazać swoją wartość i udowodnić, że ma wystarczające umiejętności, żeby poradzić sobie na tym poziomie rozgrywek. W Lille wreszcie zaczął grać. W ciągu prawie dwóch sezonów wystąpił w ponad 60 meczach i 18 razy zdobywał bramkę. W drużynie, która zaliczała się raczej do ligowych średniaków, odgrywał jedną z głównych ról i coraz bardziej wyróżniał się na tle kolegów.

Abédi Pelé wkracza na europejskie salony

Do Marsylii wrócił wraz z początkiem sezonu 1990/91. Szkoleniowcem zespołu został wielki Franz Beckenbauer, który chwilę wcześniej doprowadził Niemców do trzeciego w historii mistrzostwa świata. Tapie chciał zatrudnić Niemca już kilka lat wcześniej, ale dopiero teraz stało się to możliwe. Abédi cieszył się już dużym uznaniem w oczach francuskich ekspertów, ale na zaufanie Beckenbauera nie łatwo było zapracować. Wcześniej miejsce w składzie blokowali mu dwaj Niemcy – Klaus Allofs i Karlheinz Forser. Wydawało się, że kiedy obaj opuszczą Marsylię, to łatwiej będzie wskoczyć do pierwszej jedenastki.

Nawet kiedy ci dwaj Niemcy odeszli z Marsylii, to dla ich rodaka, trenera Franza Beckenbauera, wciąż pozostawałem tylko małym Murzynkiem – wspominał z żalem Abédi Pelé.

Mimo takiego traktowania to właśnie Niemca wymienia jako jednego z dwóch największych specjalistów, z jakimi dane mu było pracować. Drugim był Belg Raymond Goethals. To on w styczniu przejął drużynę po odejściu Beckenbauera. Pod jego okiem Abédi rozwinął skrzydła. Swoją grą Ghańczyk zachwycał kibiców, a jego umiejętności techniczne robiły wrażenie nie tylko nich, ale też na rywalach.

Ten Ghańczyk posiada niemal tak wspaniałą technikę, jak Pelé w czasach, kiedy z reprezentacją Brazylii zdobywał mistrzostwo świata – pisał o nim magazyn L’Express.

Razem z Chrisem Waddlem i Jeanem-Pierrem Papinem stworzył ofensywny tercet, przed którym drżeli obrońcy nie tylko na francuskich, ale i na europejskich boiskach. W lidze po raz kolejny nie mieli sobie równych i po raz trzeci z rzędu świętowali mistrzostwo. Papin został królem strzelców, ale nie osiągnąłby tego, gdyby nie miał obok siebie Abédiego. Olympique był jedną z najlepszych drużyn na kontynencie, a urodzony w Ghanie pomocnik był bardzo ważnym trybem świetnie funkcjonującej maszyny.

Wejście na szczyt…

W Pucharze Mistrzów również grali znakomicie. W drugiej rundzie odprawili poznańskiego Lecha, choć do dziś podaje się w wątpliwość uczciwość tamtego zwycięstwa (szerzej piszemy o tym w książce). W ćwierćfinale zwycięsko wyszli ze starcia z wielkim Milanem, choć i tutaj nie obyło się bez kontrowersji, bo na minuty przed końcem rewanżowego spotkania na stadionie zgasły światła. W półfinale czekał ich pojedynek ze Spartakiem Moskwa. W dużej mierze dzięki dwóm bramkom Pelégo, które w obu meczach otwierały wynik, Marsylia mogła szykować się do pierwszego występu w finale. 29 maja 1991 r. na Stadio San Nicola w Bari stanęli naprzeciw Crvenej Zvezdy Belgrad. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a o zwycięstwie miały decydować rzuty karne. Te lepiej wykonywali piłkarze z Jugosławii, a Francja na triumf pierwszego swojego klubu w Pucharze Mistrzów musiała jeszcze poczekać.

W odniesione sukcesy duży wkład miał Abédi Pelé. Grał nie tylko efektywnie, ale i efektownie. Wiele jego bramek było uznawanych za gole tygodnia, a wspaniałe dryblingi wzbudzały zachwyt na trybunach. W uznaniu jego dokonań France Football wybrało go najlepszym piłkarzem Afryki w roku 1991. Tego samego zaszczytu dostąpił w 1992 i w 1993. To właśnie sezon 1992/93 był chyba najlepszym w jego karierze. Na krajowym podwórku już po raz piąty z rzędu finiszowali na pierwszym miejscu. Mimo że tytuł im później odebrano, to bez wątpienia Pelé z kolegami tworzył jeden z najlepszych francuskich zespołów w historii.

Swoją klasę potwierdzili w premierowej edycji Ligi Mistrzów. W składzie nie było już ani Papina, ani Waddle’a. Ich miejsce obok Abédiego w formacji ofensywnej zajęli Rudi Völler i Alen Bokšić. Drużyna zdołała awansować do wielkiego finału. Drogę do niego mieli nieco łatwiejszą niż ich przeciwnik AC Milan, ale przecież mecze same się nie wygrały. Faworytem byli Włosi, którzy odnieśli komplet zwycięstw. Ale nie odnieśli tego najważniejszego. Po bramce, którą strzelił Basile Boli, zwyciężyli piłkarze z Marsylii, a Pelé w opinii wielu fachowców był najlepszy na boisku. Po raz pierwszy francuski klub zdobył któryś z europejskich pucharów.

… i zejście

To był ostatni sukces Olympique Bernarda Tapie. Kiedy na jaw wyszła sprawa z przekupieniem zawodników Valenciennes, zespołowi odebrano tytuł mistrza Francji i zdegradowano do drugiej ligi. Jeszcze przed degradacją z klubu odszedł Abédi Pelé. Opuścił Marsylię i przeniósł się do Lyonu. Tam Aulas dopiero tworzył zespół, który miał za kilka lat zdominować rozgrywki we Francji. Ghańczyk został tam zaledwie jeden sezon. Mimo że był podstawowym zawodnikiem zespołu, to zdecydował się poszukać szczęścia gdzie indziej. Po ośmiu sezonach spędzonych na francuskich boiskach przeniósł się na drugą stronę Alp.

Podpisał kontrakt z Torino, które było wtedy ligowym średniakiem w Serie A. Abédi miał już ponad 30 lat, ale nie dawał tego po sobie poznać. W trakcie pobytu w Turynie zaliczał się do najlepszych obcokrajowców ligi, a ta była wtedy najsilniejsza na świecie. Pierwszy sezon we Włoszech zakończył z 10 bramkami na koncie, co było drugim wynikiem w zespole. W kolejnej kampanii jednak Torino rozczarowało i zakończyło sezon na miejscu oznaczającym spadek. Po dwóch latach spędzonych u podnóża Alp przeniósł się do kolejnego europejskiego kraju.

Tym razem wylądował w Niemczech, a dokładniej w Bawarii. Nie został jednak graczem Bayernu, a ich lokalnego rywala – TSV 1860. W Monachium spędził dwa lata. Cieszył się dużą sympatią i uznaniem, tak jak wszędzie gdzie grał. Jego kariera zbliżała się już do końca, ale zawsze dawał z siebie wszystko. Razem z Piotrem Nowakiem i Jensem Jeremiesem stanowił o sile drużyny. W barwach Lwów rozegrał 50 spotkań i dwukrotnie zdobywał bramki. Na piłkarską emeryturę wybrał się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jego ostatnim klubem było Al-Ain FC. Również tam zaliczał się do czołowych obcokrajowców ligi, co raczej nie powinno dziwić. Na koniec swojej przygody z piłką do swojej bogatej listy trofeów dorzucił Puchar Emira.

Dzisiaj jest szanowaną osobowością. Michał Zichlarz nazywa go prawdziwym ambasadorem futbolu. Jest bardzo miły i elokwentny. W Akrze prowadzi akademię piłkarską, w której trenują młodzi zawodnicy. Wspierał organizację mundialu w RPA w 2010 r. Jest jedynym piłkarzem z Ghany umieszczonym na prestiżowej liście FIFA100. Był jednym z pionierów, którzy przecierali w Europie szlaki dla afrykańskich piłkarzy.

Swoje piłkarskie geny przekazał synom, którzy poszli w jego ślady. André, Jordan i Ibrahim mają za sobą występy w reprezentacji, dwaj pierwsi zagrali na mistrzostwach świata, co był wielkim, niespełnionym marzeniem ich ojca. Podobnie jak wielu innych piłkarzy, którzy dorastali w biedzie, Abédi bardzo chętnie angażuje się w działalność dobroczynną. Wziął udział w większej ilości meczów charytatywnych niż jakikolwiek inny afrykański piłkarz. Do dzisiaj cieszy się wielką popularnością w wielu krajach, szczególnie francuskojęzycznych. Obok takich zawodników jak Larbi Ben Barek, Lakhdar Belloumi, Salif Kéita, Roger Milla czy George Weah jest uznawany za najlepszego piłkarza, jakiego dał światu kontynent afrykański.

Osiągnięcia

Osiągnięcia klubowe:

Olympique Marsylia

  • 2 x Mistrzostwo Francji: 1990-91, 1991-92
  • 1 x Liga Mistrzów: 1992-93

Al Ain

  • 1 x Mistrzostwo Emiratów Arabskich: 1992-2000
  • 1 x Puchar Emiratów Arabskich: 1999

BARTOSZ DWERNICKI

Przy pisaniu tekstu posiłkowałem się następującymi publikacjami:

  • Okyere Bonna – Africa’s Football Legends
  • Michał Zichlarz – Afryka gola! Futbol i codzienność
  • Daniel Olkowicz – Mniejszy Pelé – tekst o Abédim w książce 50 legend futbolu
  • Encyklopedia Piłkarska FUJI. Tom 5. Rocznik 92-93
  • Encyklopedia Piłkarska FUJI. Tom 7. Rocznik 93-94
  • Encyklopedia Piłkarska FUJI. Tom 23. Europejskie finały od Ado Z
  • telewizyjny wywiad z Abédim, który przeprowadził Kwaku Sintim-Misa

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...