Arsenal 1:0. O tym, jak Kanonierzy zdobyli ostatni europejski puchar

Czas czytania: 9 m.
5
(1)

Arsene Wenger na ławce, a na boisku między innymi Dennis Bergkamp, Thierry Henry, Ashley Cole czy Patrick Vieira. Chyba każdemu, kto kocha piękno futbolu, trochę żal, że Arsenal z takimi personami nie sięgnął po żadne trofeum na międzynarodowej arenie. Do dziś zatem ostatnim triumfem Kanonierów na Starym Kontynencie jest Puchar Zdobywców Pucharów zdobyty w 1994 roku. Przypomnijmy ten wielki sukces ekipy z Highbury.

Pierwsza połowa lat 90-tych to dla Kanonierów czas całkiem udany. Klubowa gablota wzbogaciła się wtedy o jedno trofeum przyznawane za mistrzostwo Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Puchar Anglii, Tarczę Dobroczynności, a także Puchar Zdobywców Pucharów (PZP). A mogło być jeszcze lepiej, bo przecież Arsenal w sezonie 1994/95 dotarł jeszcze do raz finału PZP, w którym jednak przegrał w dramatycznych okolicznościach z Realem Saragossa. Nieźle jak na pięcioletni okres.

Spacerowicz u steru

Ostatni jak dotąd europejski puchar zdobiący klubową gablotę ściśle wiąże się z osobą charyzmatycznego George’a Grahama, który najpierw jako piłkarz, a potem jako menedżer poświęcił Arsenalowi 15 lat swojego życia. Pełniąc obie te role, Spacerowicz (z ang. The Stroller) – bo taki przydomek nosił ze względu na sposób poruszania się po boisku – przyczynił się do zdobycia przez Kanonierów 11 pucharów.

Arsenal zawdzięcza też Grahamowi całą plejadę piłkarzy, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii klubu. To on na starcie swojej pracy z Kanonierami odważnie postawił na Tony’ego Adamsa, Davida Hilliera, Kevina Campbella czy Davida Rocastle’a. Mądrze wprowadzał do drużyny kreatywnych Paula Mersona i Raya Parloura. Pod jego skrzydłami z młodych obiecujących na znakomitych defensorów wyrośli Lee Dixon, Steve Bould i Nigel Winterburn. Miał nosa, sprowadzając na Highbury Davida Seamana, Andy’ego Linighana, Alana Smitha i Iana Wrighta. Nie pomylił się, oferując kontrakty Szwedowi Andersowi Limparowi czy Duńczykowi Johnowi Jensenowi. Popełnił natomiast błąd, gdy tuż po tym jak objął stery Arsenalu, sprzedał do Aston Villi obrońcę Martina Keowna. W 1993 postanowił jednak naprawić swoją pomyłkę i odkupił „Wysypkę” (z ang. The Rash – „ksywka” Keowna; nazywano go tak, ponieważ napastnicy na boisku nie mogli się go pozbyć). Z wielu wymienionych tu piłkarzy korzystał później z sukcesami Arsene Wenger.

George Graham, legenda Arsenalu

Cztery razy z Wednesday

Jeśli wzięlibyśmy pod uwagę jedynie Premier League, sezon 1992/93 był dla Arsenalu dość słaby. Ekipa Grahama uplasowała się dopiero na 10. miejscu w tabeli, dając się wyprzedzić chociażby Norwich City, Queens Park Rangers czy Sheffield Wednesday.

Znakomicie Kanonierzy spisali się natomiast w Pucharze Ligi Angielskiej i Pucharze Anglii. Wygrali te trofea, pokonując w decydujących starciach na Wembley tego samego rywala – Sheffield Wednesday.

Najpierw Arsenal wygrali z The Owls w meczu o Puchar Ligi. Potem przyszedł czas na ostatnich 6 ligowych kolejek. Podopieczni Grahama wygrali w nich tylko raz (3:0 z Crystal Palace), przegrywając po drodze właśnie m. in. z Wednesday. Na zakończenie sezonu pozostał im tylko pojedynek z ekipą z Sheffield o FA Cup. Jednak mecz, który odbył się 15 maja 1993 roku na Wembley, nie wskazał zwycięzcy. Padł w nim remis 1:1. Zgodnie z tradycją tych rozgrywek zarządzono więc powtórkę. Doszło do niej na tym samym obiekcie 5 dni później. Miała ona bardzo zacięty przebieg. Ostatecznie Arsenal zwyciężył 2:1 po dogrywce. W ten oto sposób, sięgając po Puchar Anglii, Kanonierzy zyskali prawo gry w kolejnej edycji Pucharu Zdobywców Pucharów.

Przedmeczowy rytuał

Londyńczycy jako ekipa z silnej Premier League nie musiała przebijać się przez kwalifikacje PZP. Rywalizację w tych rozgrywkach zaczęli więc od 1 rundy. Na początek musieli pokonać duńskie Odense (w składzie m. in. Thomas Helveg), które w eliminacjach ledwo poradziło sobie ze słoweńskim Publikum Celje.

ZOBACZ TEŻ:

The Gunners przybyli do Odense, miasta, w którym urodził się Hans Christian Andersen, dzień przed meczem. Graham, jak to miał w zwyczaju, zorganizował dla swoich chłopców krótki trening na murawie Odense Stadion. – George i ja czuliśmy, że prosty trening przed meczem da drużynie apetyt na mecz – opowiadał Stewart Houston, asystent George’a Grahama.  

Duńczycy, choć faworytami w starciu z Anglikami z pewnością nie byli, sprawili utytułowanemu rywalowi sporo kłopotów. Już w drugiej minucie mieli rzut karny, ale Jens Thurup fatalnie spudłował. Odense wyszło na prowadzenie po upływie nieco ponad kwadransa. Pomógł im Martin Keown, który niefortunnie odbił wstrzeloną w pole karne piłkę i tym samym zmylił Seamana. Potem jednak sprawy w swoje ręce (a właściwie nogi) wzięli Wright oraz Merson, toteż Arsenal wyjechał z Półwyspu Jutlandzkiego ze zwycięstwem 1 do 2. W rewanżu oba zespoły strzeliły po jednej bramce, a to oznaczało, że Kanonierzy zameldowali się w kolejnym etapie, gdzie czekał już na nich belgijski Standard Liège.

Standard bez szans

Standard występy w Pucharze Zdobywców Pucharów 1993-94 rozpoczął od meczu u siebie z Cardiff City. Przed spotkaniem około 100 fanów z Wysp zostało aresztowanych po starciu z fanami Liège. Był to pierwszy od ponad 8 lat incydent z udziałem fanów z Wielkiej Brytanii w kraju Flamandów i Walonów. Poprzedni miał miejsce na stadionie Heysel, podczas którego zginęło 39 osób, a 600 zostało rannych.

Na boisku Standard nie pozostawił Cardiff najmniejszych szans. Pierwszy mecz zakończył się zwycięstwem belgijskiej drużyny 5:2. Z kolei w rewanżu na Ninian Park goście z Beneluksu zwyciężyli 3:1.

Wydawać by się mogło, że Standard, mający w składzie Marka Wilmotsa, André Cruza czy Jacky’ego Munarona, może sprawić także Arsenalowi sporo kłopotów. Nic  z tego. Ekipa z Highbury wprost rozniosła Les Rouches. U siebie wygrała 3:0, a na wyjeździe aż 7:0. Taką efektowną kanonadą zawodnicy George’a Grahama zakończyli 1993 rok w europejskich pucharach. Kolejnego przeciwnika w ramach PZP mieli bowiem podjąć dopiero w marcu 1994 roku.

 Zawodnicy Arsenalu świętujący efektowne zwycięstwo nad Standardem

Rozczarowania

W międzyczasie jednak Kanonierzy musieli rywalizować na trzech innych frontach. W Pucharze Ligi, Pucharze Anglii i Premier League. W ostatnim dniu listopada okazało się, że Arsenal nie obroni tego pierwszego trofeum, ponieważ w czwartej rundzie uległ na własnym boisku Aston Villi 0:1.

Z kolei 9 lutego 1994 roku Kanonierzy zaprzepaścili szansę na obronę Pucharu Anglii, ponieważ na Highbury przegrali po dogrywce 1:3 z Boltonem. Jedną z bramek dla Kłusaków zdobył wówczas James McAteer, późniejszy zawodnik Liverpoolu, Blackburn i Sunderlandu.

W lidze Arsenal spisywał się nieco lepiej niż w poprzednim sezonie, ale o mistrzostwie nie mogło być mowy. Podopieczni George’a Grahama mocno rozczarowali w październiku, notując z rzędu cztery remisy po 0:0. Co prawda, 1994 rok w lidze zaczęli od pewnego zwycięstwa 3:0 z Wimbledonem, ale potem znów zaczęły się remisy. W pięciu kolejnych spotkaniach dzielili się punktami z rywalami (2 razy po 0:0 i 3 razy po 1:1). Na zakończenie lutego mieli już 19 „oczek” straty do pewnie prowadzącego Manchesteru United.

W takiej sytuacji rozgrywki o Puchar Zdobywców Pucharów były ostatnią szansą, by sezon 1993/94 ekipa z Highbury zwieńczyła jakimkolwiek trofeum.

Siła Granaty

Na drodze Kanonierów w europejskiej kampanii stanęło Torino Calcio prowadzone przez Emiliano Mondonico. W pierwszej połowie lat 90-tych I Granata mieli świetną drużynę. W sezonie 1991/92 zajęli 3. miejsce w Serie A i dotarli do finału Pucharu UEFA, gdzie tylko dzięki lepszej różnicy bramek zdobytych na wyjeździe lepszy od nich okazał się Ajax. A rok później turyńczycy zdobyli Puchar Włoch.

Co ciekawe, w tamtym czasie włodarze Torino mogli się pochwalić, że żaden inny klub nie zdołał sprzedać piłkarza drożej niż oni. W 1992 roku wytransferowali Gianluigiego Lentiniego do Milanu za rekordową równowartość 13 milionów funtów! Dopiero 4 lata później Lentini stracił tytuł najdroższego zawodnika świata na rzecz Brazylijczyka Ronaldo.

Wsparcie Bin Ladena

Pierwszy mecz na Delle Alpi był bardzo zacięty. Wright i jego koledzy nie zdołali sforsować włoskiego catenaccio zaserwowanego przez Torino. Sami jednak też nie dali sobie wbić gola. O awansie miał więc zadecydować pojedynek w Londynie.

15 marca 1994 roku na trybuny Highbury przybyło ponad 34 678 osób. A pośród fanów oglądających widowisko ze słynnej Clock End (trybuny pod zegarem), znalazł się… miliarder z Arabii Saudyjskiej Osama Bin Laden, który nieco ponad 7 lat później stanie się najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie. Podobno Szejk – tak nazywano Bin Ladena – w młodości grywał w piłkę, a potem stał się fanem Iana Wrighta. Według angielskiej prasy kupił jednemu ze swoich synów koszulkę z nazwiskiem tego słynnego napastnika.

Tego wieczoru Szejk nie zobaczył gola Iana Wrighta. A tym jedynym, który znalazł sposób na Giovanniego Galliego, był Tony Adams. Legendarny defensor znakomicie zachował się przy dośrodkowaniu z rzutu wolnego i wpakował piłkę do siatki, dając Arsenalowi półfinał.

Żółta kartka

Dwa tygodnie po wyeliminowaniu Torino Kanonierzy udali się do Paryża na mecz z PSG. Jeszcze niewspierany przez petrodolary klub ze stolicy Francji w tym czasie walczył o drugie w swojej wówczas zaledwie 24-letniej historii mistrzostwo Francji. Ekipa z Parc des Princes coraz śmielej rozpychała się też na europejskich salonach. Rok wcześniej dobiła do półfinału Pucharu UEFA, wyrzucając z tych rozgrywek Real Madryt. Zresztą los skojarzył paryżan z Królewskimi również w ćwierćfinale PZP 1993-94. I ponownie górą byli Francuzi.

Les Parisiens mieli bardzo konkretne argumenty, by liczyć na wyeliminowanie Arsenalu. Szczególnie okazale prezentowała się ofensywa, którą tworzyli dwaj reprezentanci Brazylii Raí i Valdo, Francuz David Ginola oraz Liberyjczyk George Weah. Natomiast dostępu do bramki mieli bronić m.in. Bernard Lama, Ricardo Gomes i Alain Roche. Dowodził nimi Portugalczyk Artur Jorge.

W dwumeczu z Arsenalem paryżanie cierpieli. Choć mieli ogromną przewagę pod względem umiejętności technicznych, u siebie tylko zremisowali z nieustępliwymi i świetnie przygotowanymi fizycznie oraz taktycznie Anglikami 1:1. Na Highbury było jeszcze gorzej – szybko stracili gola (trafienie Kevina Campbella), a potem nie umieli znaleźć sposobu na defensywę The Gunners. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla zawodników Grahama.

Radość z awansu do finału zmąciła jednak żółta kartka, którą w drugim spotkaniu z PSG otrzymał Ian Wright. Napastnik rodem z Woolwich sfaulował Alaina Roche’a, a duński arbiter Peter Mikkelsen musiał wyciągnąć z kieszeni kartonik. Wiele innych tego typu kar nie obeszło zbytnio Wrighta, ale akurat ta oznaczała, że nie zagra w wielkim finale.

Ian Wright, najjaśniejsza gwiazda Arsenalu prowadzonego przez George’a Grahama

Upadłem na kolana, zakryłem twarz rękoma i modliłem się, żeby to nie była prawda. Ale w głębi serca wiedziałem. Po prostu mnie to uderzyło, poczułem, jak zbierają się łzy. Powiedziałem do siebie: „Nie łam się, weź to!”. To tylko pogorszyło sprawę. Mój żołądek ścisnął się, w gardle poczułem gulę. Pozwoliłem płynąć łzom.

wspominał tę dramatyczną chwilę Ian Wright w swojej nieautoryzowanej biografii „The Wright Stuff”

Sensini dał finał

Gdy drużyny Arsenalu i PSG wychodziły na murawę Highbury, ponad 1000 kilometrów na południowy wschód do Londynu, kończył się rewanżowy meczu drugiego półfinału, w którym trafiły na siebie Parma i Benfika. Włosi na własnym stadionie zwyciężyli Portugalczyków 1:0 po bramce Roberto Néstora Sensiniego i trafili do wielkiego finału (w pierwszym spotkaniu w Lizbonie Benfica wygrała 2:1, więc o awansie zdecydował gol strzelony przez Parmę na wyjeździe).

Il Gialloblu po przejściu Benfiki stanęli przed szansą na trzecie europejskie trofeum w przeciągu dwunastu miesięcy. Rok wcześniej sięgnęli po Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując belgijski Royal Antwerp, a potem w dwumeczu o Superpuchar Europy okazali się lepsi od wielkiego Milanu. Siłą rzeczy Włosi musieli być uważani za faworytów pojedynku z Arsenalem.

W cieniu śmierci

Arsenal europejską kampanię 1993-94 rozpoczął w Danii. I to właśnie w tym kraju miał ją zakończyć, ponieważ gospodarzem finału była Kopenhaga. Starcie o puchar zaplanowano na środę, 4 maja 1994 roku.

Trzy dni wcześniej sportowy świat pogrążył się żałobie. W niedzielne popołudnie na włoskim torze Imola trzykrotny mistrz świata Formuły 1 Ayrton Senna uległ fatalnemu wypadkowi. Rozpoczęła się walka o życie Brazylijczyka. Niestety, o 18:40 włoskiego czasu kierowca zmarł.

Śmierć Senny przyćmiła piłkarskie święto w Kopenhadze. – Bardzo żywe wspomnienie z pierwszych godzin naszego pobytu w Kopenhadze dotyczy nagrania z wypadku, do jakiego doszło podczas Gran Prix. Oglądaliśmy je w hotelu, w lokalnej telewizji. Komentarz nie był po angielsku, więc dopiero po chwili do nas dotarło, jak fatalne były konsekwencje tego zdarzenia – wspomina Mike Francis, fan Arsenalu, publicysta i założyciel czasopisma o Arsenalu „The Gooner”.

Bez „Faxe” i złamane żebra Seamana

Dla fanów Arsenalu mecz z Parmą był wielkim wydarzeniem. Ponad 20 tys. kibiców Kanonierów przybyło do Kopenhagi, by wesprzeć swoich ulubieńców. Na spotkanie czekali, pijąc m. in. Faxe, słynne duńskie piwo i żałując, że nie zobaczą Johna „Faxe” Jensena w środowy wieczór na boisku. Duński pomocnik Arsenalu był bowiem kontuzjowany.

Na liście nieobecnych, obok wykartkowanego Wrighta oraz Jensena, znajdowali się także Keown oraz Hillier. Graham musiał mieć zatem spory ból głowy, by uzupełnić powstałe po nich luki. Szczęście w nieszczęściu, że nie musiał zmieniać bramkarza – David Seaman, mimo trzech złamanych żeber, był gotowy do gry.

Takich problemów nie miał natomiast Nevio Scala, szkoleniowiec Parmy. Supergroźny tercet ofensywny Thomas Brolin, Gianfranco Zola i Faustino Asprilla był w gotowości.

Wolej Smitha

O 20:15 czeski arbiter Václav Krondl dał sygnał do pierwszego kopnięcia piłki w meczu finałowym. Zdecydowanie lepiej zaczęli Włosi. To mógł być mecz Brolina, ale Szweda dwukrotnie w znakomitych sytuacjach zawiodła celność.

Nie zabrakło natomiast precyzji w 20. minucie Alanowi Smithowi. Anglik przypadkowo przejął piłkę przed polem karnym i huknął tuż przy słupku. Kanonierzy wyszli na prowadzenie.

– To było dość spektakularne jak na moje standardy – bez ogródek podsumował potem swojego gola Alan Smith.  

Alan Smith tuż po strzeleniu najważniejszego gola w swojej karierze

Stracony gol nie podłamał graczy Parmy. Stwarzali sobie kolejne okazje, ale bramka Arsenalu była jak zaczarowana. A Kanonierzy wykonywali tytaniczną pracę w defensywie. Dixon, Bould, Adams i Winterburn, a za nimi David Seaman stworzyli tego wieczoru w Kopenhadze mur nie do przejścia nawet dla tak znakomitych techników jak Brolin, Zola i Asprilla. Gol Smitha wystarczył – Arsenal sięgnął po Puchar Zdobywców Pucharów.

„One-nil to the Arsenal”

Z Grahamem u steru Arsenal nie grał tak pięknie, jak za czasów Arsene’a Wengera. Szkot nie miał zresztą pod swoimi skrzydłami takich specjalistów od efektownej gry jak Francuz. The Stroller doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego zespół nie może iść na wymianę ciosów z PSG czy Parmą. Kluczem do sukcesu była defensywa, która w drodze po Puchar Zdobywców Pucharów w 8 spotkaniach straciła zaledwie 3 gole (z czego 2 strzeliło im Odense).

Minimalistyczny styl gry Arsenalu pod wodzą Grahama znalazł swoje odzwierciedlenie w przyśpiewce „One-nil to the Arsenal” (1:0 dla Arsenalu). Kwintesencją „one-nil to the Arsenal” był wieczór w Kopenhadze.

5 finałów, 0 zwycięstw

Pięć kolejnych bitew decydujących bezpośrednio o triumfie w europejskich pucharach Arsenal przegrał. W lutym 1995 roku Kanonierzy nie zdołali sięgnąć po Superpuchar Europy, bo lepszy od nich okazał się Milan. W maju tego samego roku w dramatycznych okolicznościach przegrali mecz o Puchar Zdobywców Pucharów z Saragossą. Nie mieli też szczęścia w 2000 roku, gdy w finale Pucharu UEFA ulegli po rzutach karnych Galatasaray. 6 lat później mogli wygrać Ligę Mistrzów, lecz trofeum to ostatecznie przypadło Barcelonie. Wreszcie w sezonie 2018-19 dotarli do decydującej batalii o Ligę Europy. Jednak tym razem za silna dla The Gunners okazała się Chelsea.

DOMINIK GÓRECKI

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!