Czym byłby świat piłki bez fotoreporterów? W trakcie meczów skupiamy się na poczynaniach piłkarzy, aby dopiero najczęściej na drugi dzień docenić ciekawe ujęcia, jakie wykonały obiektywy aparatów. Odpowiednie uchwycenie najważniejszych momentów to bardzo trudna praca, która później może zostać zapamiętana na wiele lat. Chociaż film zawsze ma większe szanse na przyciągnięcie uwagi, to kultowa fotografia również potrafi zaciekawić kibica, zmuszając do wspomnień i refleksji. Zapraszamy do naszego zestawienia ponadczasowych zdjęć ze świata futbolu.
Wyluzowany Di Stefano
Alfredo Di Stefano to absolutnie jeden z najlepszych napastników w historii piłki nożnej. Wśród osiągnięć wybitnego Hiszpana można znaleźć m.in. dwie Złote Piłki i pięć triumfów w Pucharze Europy. Niezwykle kultowe zdjęcie zawodnika wówczas Realu Madryt pochodzi z 1964 r.
Ciężko jest się doszukać, o jaki mecz konkretnie chodziło, ale nie ma to żadnego znaczenia. Wyluzowany Di Stefano pali papierosa przy ławce rezerwowych Królewskich. W tle widać licznie zgromadzonych kibiców, z których część spogląda na asa Los Blancos. Z czasem palenie papierosów i cygar przy ławce rezerwowych zostało zakazane. Chociaż nie można pochwalać takiego zachowania, fotografia Di Stefano z pewnością będzie miała jeszcze długo sentymentalną wartość dla romantyków futbolu.
Banks chwytający psa
13 września 1965 r. Leicester City uległo na własnym boisku Manchesterowi United aż 0:5, ale to nie wysoki wynik zapadł w pamięci kibiców. Na murawę wtargnął pies, którego jak łatwo jest się domyślić, nie łatwo było schwytać. Dokonał tego jednak bramkarz gospodarzy Gordon Banks. Wykonane zdjęcie znakomicie oddaje refleks, jakim musiał popisać się angielski golkiper.
Rok później Banks świętował z rodakami wygranie mistrzostw świata, z którymi wiąże się kolejna psia historia. Przed turniejem rozgrywanym w Anglii zaginął puchar przeznaczony dla zwycięzcy. Ostatecznie trofeum Jules’a Rimeta zostało znalezione przez psa o imieniu Pickles. Na zdjęciu poniżej widać bohatera wraz ze swoim właścicielem Davided Corbettem.
Boska ręka Diego Maradony
Nie sposób jest zapomnieć o ujęciu, które przedstawia jedno z największych oszust w historii mistrzostw świata. Bramka zdobyta ręką przez Diego Maradonę w ćwierćfinale mundialu w 1986 r. przeciwko Anglii stała się jedną wizytówek genialnego Argentyńczyka.
Synowe Albionu długo słusznie protestowali, ale sędzia uznał trafienie, które pozwoliło wyjść Albicelestes na prowadzenie. Boski Diego dołożył chwilę później drugie trafienie, a wynik spotkania na 2:1 ustalił Gary Lineker. „To nie ja zagrałem ręką. To była ręka Boga” – powiedział Maradona po końcowym gwizdku. Argentyna awansowała do półfinału turnieju, który ostatecznie wygrała.
Butcher zalany krwią
6 września 1989 r. po zaciętym meczu Anglia zremisowała bezbramkowo na wyjeździe ze Szwecją w ramach eliminacji do MŚ 1990 r. Zdobyty punkt miał kluczowe znaczenie w awansie Synów Albionu na włoski mundial. Wizytówką wspomnianego meczu była fotografia Terry’ego Butchera, który był zalany krwią na całym ciele.
W pierwszej połowie doszło do starcia główkowego między angielskim obrońcą i szwedzkim napastnikiem Johnnym Ekstromem. Butcher zaczął mocno krwawić, a opieka medyczna nie była w stanie mu skutecznie pomóc. Zakrwawiony zawodnik wrócił więc na boisko i walczył dalej. Pod koniec spotkania jego biała koszulka zmieniła całkowicie kolor na czerwony.
„Gdybym miał prawa do wizerunku tego zdjęcia, prawdopodobnie byłbym teraz milionerem” – powiedział Butcher BBC w 2015 r.
Dziś oczywiście nie doszłoby już do takiej sytuacji. Anglik otrzymałby lepszą opiekę medyczną, a przed powrotem na murawę musiałby zmienić koszulkę. Do zdarzenia doszło jednak w zupełnie innej epoce.
Kontrast emocji na Rose Bowl
Roberto Baggio był jednym z najwybitniejszych przedstawicieli włoskiego i światowego futbolu. Niestety do dziś wiele osób jego wspaniałą karierę kojarzy najbardziej z finałem Mistrzostw Świata w 1994 r. Włosi podejmowali Brazylię, a po 120 minutach gry na tablicy widniał wynik 0:0. Pierwszy raz w historii mundialu o zwycięstwie musiały zadecydować rzuty karne.
Przed piątą serią Kanarkowi prowadzili 3:2. Baggio miał więc szansę na wyrównanie i przedłużenie szans Azzurrich. Genialny napastnik, który w tamtym turnieju strzelił 5 bramek, przestrzelił i podarował puchar drużynie z Ameryki Południowej.
Tuż po nieudanym strzale Boskiego Kucyka zostało zrobione zdjęcie, które idealnie oddaje kontrast emocji. Rozradowany bramkarz Claudio Taffarel wznosi ręce ku górze, aby podziękować Bogu, a załamany Baggio spuszcza głowę i najpewniej chciałby zapaść się pod ziemię. „Rzuty karne są marnowane przez tych, którzy mają odwagę je wykonywać” – powiedział po latach słynny Włoch.
Kahn pocieszający Canizaresa
Oliver Kahn i Santiago Canizares zmierzyli się ze sobą w finale Ligi Mistrzów w 2001 r. Dwa lata wcześniej Niemiec przegrał finał tych rozgrywek w dramatycznych okolicznościach przeciwko Manchesterowi United. Hiszpan z kolei uległ w finale Realowi Madryt w 2000 r. Obaj bramkarze stanęli więc przed szansą na odkupienie.
Bayern i Valencia remisowali 1:1 po 120 minutach gry, wobec czego doszło do rzutów karnych. Tam lepsi okazali się Bawarczycy, a Canizares zalał się łzami i klęknął na murawie z powodu drugiego przegranego finału z rzędu.
Kahn przerwał wówczas świętowanie i poszedł pocieszać załamanego rywala. Charyzmatyczny golkiper, który kojarzył się wszystkim głównie ze złowrogim spojrzeniem, okazał się jednak człowiekiem o złotym sercu. UEFA postanowiła docenić ten niesamowity akt sportowej rywalizacji, przyznając Niemcowi nagrodę fair play.
Derby Mediolanu w cieniu zamieszek
W kwietniu 2005 r. Milan i Inter zmierzyli się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu w roli gospodarza wystąpili Rossoneri, zwyciężając 2:0. Rewanż nie został niestety zapamiętany z powodów boiskowej rywalizacji.
Milan prowadził po bramce Andrija Szewczenki, a spotkanie zostało przerwane w drugiej połowie z powodu zamieszek na trybunach. Wszystko spowodowało wrzucanie na murawę rac. Jedna z nich trafiła w bramkarza gości Didę. W całym zamieszaniu do historii przeszło ujęcie prezentujące Marco Materazziego i Rui Costę.
Dwie legendy mediolańskich klubów przyglądają się razem racom rzucanym na boisko. Do dziś ta fotografia jest często przywoływana przed kolejnymi derbami Mediolanu, aby podgrzać atmosferę i podkreślić rangę tej rywalizacji. 17 lat temu Milanowi został przyznany walkower, który finalnie oznaczał zwycięstwo w dwumeczu 5:0 i awans do półfinału rozgrywek.
Puchar na wyciągniecie ręki – Zidane i Buffon
Kiedy myślimy o finale MŚ w 2006 r. od razu przed oczami staje nam Zinedine Zidane powalający uderzeniem głową Marco Materazziego. Kapitan Trójkolorowych obejrzał wówczas w dogrywce czerwoną kartkę i nie mógł pomóc kolegom w serii rzutów karnych, które Francuzi przegrali. Do dziś wielu kibiców spekuluje, że obecność słynnego Zizou mogła sprawić, że konkurs jedenastek zakończyłby się inaczej.
Kiedy Zidane schodził do szatni, fotoreporterzy wyłapali moment, gdy pomocnik mijał się z pucharem świata. Zdjęcie ma symboliczny wymiar, ponieważ wówczas słynny Francuz zakończył karierę.
Podobnym smutnym ujęciem może „pochwalić się” Gianluigi Buffon. Niespełnionym marzeniem Włocha było zawsze wygranie Ligi Mistrzów. Bramkarz brał udział w trzech finałach tych rozgrywek w 2003, 2015 i 2017 r., ale za każdym razem rywale okazywali się lepsi.
Po ostatnim z wymienionych finałów w sieci pojawiło się zdjęcie Buffona, który mija ze smutkiem puchar Ligi Mistrzów. Golkiper miał wówczas 39 lat, co oznaczało, że była to jego prawdopodobnie ostatnia szansa na to trofeum.
Buffon kontynuuje wciąż karierę w Parmie na poziomie Serie B. W jednym z niedawnych wywiadów przyznał, że „Nie potrzebuję np. ośmiu trofeów Ligi Mistrzów, aby wiedzieć, jak dobry jestem. Nawet bez ich wygrania wiem, ile jestem wart”. Zdaje się jednak, że te słowa próbują jedynie przykryć ból, który wciąż tkwi w legendarnym bramkarzu.
Przekazanie pucharu przed finałem
Znakomite piłkarskie zdjęcia pochodzą również z trybun. Na mundialu w 2014 r. w Brazylii po raz kolejny został zauważony najsłynniejszy kibic Kanarkowych Clovis Acosta Fernandes. Ubrany w charakterystyczny kapelusz z pucharem świata w ręku wspierał swoich rodaków na siedmiu kolejnych mundialach. Na turnieju rozgrywanym w ojczyźnie słynny fan musiał przeżyć ogromny zawód po półfinałowej porażce z Niemcami 1:7.
Fotoreporterzy wyłapali w tłumie Fernandesa, który ze smutną miną ściskał swój puchar. Jednak po spotkaniu Brazylijczyk wziął się w garść i przekazał atrybut jednej z niemieckich kibicek.
„Niech wam towarzyszy do finału” – powiedział Fernandes. W decydującym meczu Niemcy pokonali Argentynę 1:0 i zgarnęli swój czwarty tytuł mistrzów świata. Fernandes zmarł rok później w wieku 60 lat, przegrywając walkę z nowotworem. Do dziś zapoczątkowaną tradycję kontynuuje jego dwóch synów.
Iniesta siedzący samotnie na murawie
Na temat fotografii przedstawiających pożegnanie klubowych legend można by było spokojnie napisać oddzielny artykuł. Jako przykładu użyjemy tutaj ostatniego meczu Andresa Iniesty w Barcelonie. Pomocnik opuścił Dumę Katalonii w 2018 r., wygrywając w jej barwach wszystko, co było do wygrania.
Pożegnalne spotkanie przeciwko Realowi Sociedad miało miejsce 20 maja w ostatniej kolejce ligowej. Blaugrana zgarnęła w tamtym sezonie dublet w postaci zwycięstwa w La Liga i Pucharze Króla. Kibice i klub pożegnali Iniestę w bardzo gorący sposób. Po spotkaniu, kiedy wszyscy opuścili już trybuny i boisko, hiszpański pomocnik usiadł samotnie na murawie Camp Nou, aby wrócić wspomnieniami do wszystkiego, co udało mu się przeżyć w koszulce Dumy Katalonii.
„Myślę, że to był najbardziej wyjątkowy mecz w mojej karierze. To było ostatnie spotkanie na moim stadionie z moimi ludźmi. Emocje były wszędzie, gdy tylko wszedłem na boisko, a także później. To pożegnanie było czymś niesamowitym” – powiedział Iniesta.
Zakończenie
Tradycyjnie należy przypomnieć, że każde tego typu zestawienie można rozbudowywać
w nieskończoność. Zapewne można by tu było wrzucić nawet 100 epickich fotografii powiązanych z historią futbolu. Czy macie swoje ulubione piłkarskie zdjęcie? Koniecznie podzielcie się tym w komentarzach na Facebooku.
MATEUSZ SZTUKOWSKI