Najsłynniejsze rzuty karne

Czas czytania: 9 m.
0
(0)

Czytelnikom Retro Futbol nie trzeba tłumaczyć tego, jak piękną dziedziną życia jest piłka nożna. Emocji, jakie towarzyszą kibicom podczas futbolowych meczów mogą pozazdrościć nam wszyscy ci, którzy piłką się nie interesują. Ci, dla których ta gra jest ważną częścią codzienności doskonale wiedzą jak mocne bicie serca towarzyszy nam, gdy wykonywany jest rzut karny. Wydaje się, że cały świat wstrzymuje oddech i patrzy na piłkę, bramkę, strzelca i bramkarza. Wiele jedenastek przeszło do historii. Dziś opiszemy pięć wyjątkowych, mających szczególne miejsce w dziejach piłkarstwa. Za każdym z tych rzutów karnych kryje się jakaś historia, każdy z nich zapisał się na swój sposób w świadomości kibiców. Nie jest to ranking najsłynniejszych karnych. To próba opowiedzenia ciekawych historii z rzutami karnymi w roli głównej.

Giuseppe Meazza (Włochy – Brazylia 2:1, mistrzostwa świata, 1938)

16 czerwca 1938 roku na Stade Velodrome w Marsylii rozegrany został półfinał trzecich mistrzostw świata w piłce nożnej. Broniący tytułu Włosi mierzyli się z Brazylijczykami. Italia wygrała 2:1. Wynik wskazuje na zacięty mecz, w rzeczywistości włoska drużyna była zdecydowanie lepsza, kontrolowała grę, zasłużenie awansowała do finału.

 W 60. minucie rywalizacji sędzia podyktował rzut karny dla Włochów, którzy prowadzili wówczas 1:0. Do piłki podszedł doskonale spisujący się w turnieju Giuseppe Meazza. I właśnie w tym miejscu należy napisać kilka zdań o tym znakomitym piłkarzu. Postać to była bowiem wybitna, a jej zasługi dla piłkarstwa, zwłaszcza włoskiego, są ogromne.

Pochodzący z Mediolanu „Peppino” jest jednym z dwóch zawodników (obok Giovanniego Ferrariego), którzy zdobyli dla Italii mistrzostwo świata dwukrotnie – w 1934 i 1938 roku. Miał zaledwie 169 centymetrów wzrostu, wyróżniał się za to szybkością i świetną techniką. Pięknie wprowadził się do reprezentacji Włoch. Już w debiucie przeciwko Szwajcarii oczarował publiczność dwiema bramkami zdobytymi w ciągu trzech minut.

REKLAMA 2
Najsłynniejsze rzuty karne 2

Szybko stał się gwiazdą. Nie pozwolił Benito Mussoliniemu wykorzystać swej sławy dla propagandy faszyzmu. Był jednym z niewielu zawodników grających w trzech największych włoskich klubach – Interze, Milanie i Juventusie. Po zakończeniu kariery pracował jako trener i dziennikarz sportowy. Zmarł w 1979 roku. Jego imieniem nazwano stadion San Siro, na którym mecze rozgrywają Inter i Milan.

Podczas mundialu w 1938 roku pełnił rolę kapitana „Squadra Azzurra”. W półfinałowym starciu z reprezentacją Brazylii miał szansę podwyższyć prowadzenie Włochów. W tym momencie doszło jednak do niecodziennej sytuacji. Piłkarzowi rozerwały sie szorty. Nie przeszkodziło mu to jednak w pokonaniu bramkarza. Meazza przytrzymał spodenki lewą ręką i posłał piłkę do brazylijskiej bramki.

Każdy przyzna, że sytuacja była kuriozalna i także z tego powodu rzut karny Meazzy zapisał się w historii. W końcówce spotkania Brazylijczycy zdobyli kontaktową bramkę, ale na więcej nie było ich stać. Włochy awansowały do finału, w którym wygrały 4:2 z Węgrami i obroniły mistrzowski tytuł.

John Terry (Manchester United – Chelsea FC, Liga Mistrzów, 2008)

21 maja 2008 roku na moskiewskich Łużnikach rozegrany został finał Ligi Mistrzów. Zagrały w nim dwie angielskie drużyny. Gole strzelały dla nich największe gwiazdy. Dla Manchesteru United trafił Cristiano Ronaldo, dla Chelsea – Frank Lampard.

Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, chociaż nie brakowało w niej emocji. Czerwoną kartkę otrzymał grający w Chelsea Didier Drogba. O tym, do czyich rąk powędruje najważniejsze klubowe trofeum w Europie, miały zadecydować rzuty karne.

Konkurs jedenastek odbywał się w strugach deszczu. Pierwszym graczem, który strzelał nieskutecznie był nieoczekiwanie wspomniany Ronaldo, którego w trzeciej kolejce zatrzymał Petr Cech. Wówczas zespół z Londynu zbliżył się do wywalczenia Pucharu Europy.

Piątą kolejkę kończył John Terry. Gdyby trafił, Chelsea wygrałaby Ligę Mistrzów pierwszy raz w historii klubu. Kapitan „The Blues” miał szansę zapisać się złotymi zgłoskami w dziejach futbolu. Fani z Londynu trzymali kciuki, ich emocje sięgały zenitu. Terry wziął rozbieg i… poślizgnął się. Piłka po jego strzale trafiła w słupek, co oznaczało, że trzeba było wykonywać kolejne rzuty karne.

Wyznaczeni zawodnicy byli skuteczni do zakończenia siódmej kolejki, kiedy strzał Nicolasa Anelki obronił Edwin van der Sar. Puchar pojechał do Manchesteru. Terry miał triumf w Lidze Mistrzów na wyciągnięcie ręki. Po latach wspominał:

Podczas przygotowań do finałów ćwiczysz karne. Bierzesz piłkę i przechodzisz od połowy boiska, wypracowujesz rutynę. Robiliśmy to przez dwa tygodnie na boisku treningowym, a ja często strzelałem jak Panenka, wrzucając piłkę do środka.

John Terry

O dramaturgii tego widowiska świadczą słowa, jakie padły z ust Tomasza Kuszczaka, wówczas drugiego bramkarza zwycięskiego zespołu. Polski golkiper powiedział w rozmowie przeprowadzonej niedługo po finale przez Przemysława Pawlaka na łamach tygodnika „Piłka Nożna”:

Zwycięstwo w Champions League niesie za sobą dodatkowe powody do satysfakcji, bo dramaturgia meczu z Chelsea była olbrzymia. W jednej chwili już się wydawało, że Puchar Mistrzów się oddala, aby w następnej znalazł się w naszych rękach.

Tomasz Kuszczak

John Terry mógł zostać bohaterem. Pech sprawił, że było zupełnie inaczej. Padający tego wieczoru deszcz najbardziej zaszkodził właśnie jemu. Kolejny raz mogliśmy się przekonać, jak bardzo okrutna potrafi być piłka nożna.

Pele (Vasco da Gama – Santos, liga brazylijska, 1969)

Jesienią 1969 roku jeden z najlepszych piłkarzy w dziejach, Edson Arantes do Nascimento, czyli wielki Pele zbliżał się do niezwykłego wyczynu – strzelenia tysięcznego gola w karierze. Ekscytacja kibiców i dziennikarzy rosła z każdą kolejną bramką króla futbolu.

Po spotkaniu Stantosu z Flamengo, w którym Pele strzelił jednego gola, do osiągnięcia celu zostały już tylko cztery trafienia. Nacisk na bramkę numer tysiąc był ogromny. W listopadzie na stadionie w Recife Santos mierzył się z Santa Cruz. Pele pokonał wówczas bramkarza rywali dwukrotnie.

Następnym przystankiem było Joao Pessoa, stolica małego stanu Paraiba. Drużyna Santosu mierzyła się tam z lokalnym zespołem Botafogo, niemającym nic wspólnego ze znanym klubem z Rio. Piłkarze zastali tam prawdziwe szaleństwo. Tak opisywał to Pele w swojej autobiografii:

Na lotnisku zgromadziły się tysiące ludzi. Wiwatowali, jakbym już osiągnął cel. Miejscowi politycy obtańcowywali mnie. Nadano mi tytuł honorowego obywatela miasta. Najwyraźniej chcieli, żebym tutaj zdobył tysięcznego gola.

Pele

Goście szybko objęli dwubramkowe prowadzenie. Kiedy sędzia przyznał im karnego, tłum zaczął skandować nazwisko Pelego. Ten jednak nieczęsto wykonywał jedenastki, do strzału wytypowany był Carlos Alberto, który tym razem… odmówił. Wszyscy chcieli, żeby do piłki podszedł Pele.

Nacisk, żebym ja to zrobił, był ogromny. Koledzy powiedzieli, że jeśli się nie zgodzę, tłum nigdy nas nie wypuści ze stadionu! Więc złamałem się i postawiłem piłkę na miejscu. Trach. Mój dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty gol. Został jeszcze jeden.

pisał Pele we wspomnianej książce.

Kiedy wydawało się, że Pele już w tym meczu osiągnie magiczną barierę, kontuzji doznał bramkarz Santosu Jair Estevao. Ówczesne przepisy nie dopuszczały zmian. Do zajęcia pozycji bramkarza, w przypadku kontuzji nominalnego golkipera, wyznaczony był właśnie Pele. Wszedł między słupki i zachował czyste konto, ale za to na tysięczne trafienie musiał poczekać.

Pojawiły się nawet sugestie, jakoby zmiana w bramce była zaplanowana po to, by wyjątkowy gol padł w Rio lub w Sao Paulo. Nie wiemy jednak ile w tym prawdy, a ile legendy. Kolejne spotkanie Santos rozegrał w Salwadorze przeciwko Bahii. Atmosfera znów była niesamowita. Podobno odprawiono tam nawet mszę dziękczynną, gdyż miejscowi kibice wierzyli, że to właśnie na ich oczach padnie tysięczna bramka. Tak się jednak nie stało. Pele miał dwie znakomite okazje, ale żadnej z nich nie wykorzystał.

Trzy dni później, 19 listopada, w dniu Święta Brazylijskiej Flagi Narodowej, na słynnej i kipiącej historią Maracanie Santos mierzył się z Vasco da Gama. Zgromadzeni na stadionie kibice z pewnością chcieli zobaczyć, jak Pele zapisuje się w dziejach futbolu, ale zawodnicy gospodarzy mieli inne plany. Świetnie spisywał się argentyński bramkarz Vasco, Andrada. Kiedy Pele był bliski gola, uprzedził go obrońca rywali Rene i… sam trafił do bramki. Zawodnicy Vasco najwyraźniej woleli strzelić samobója niż pozwolić Pelemu na historyczne osiągnięcie.

W końcu Pele został sfaulowany w polu karnym. Sędzia podyktował jedenastkę dla Santosu. Jej wykonawcą miał być właśnie Pele. Wyjątkowa chwila była już bardzo blisko. Zajrzyjmy znów do autobiografii Brazylijczyka:

Po raz pierwszy w karierze byłem zdenerwowany. Jeszcze nigdy nie czułem takiej odpowiedzialności. Koledzy zostawili mnie i stanęli na środkowej linii boiska.

Pele

Cała Maracana miała już za moment zobaczyć gola, który przejdzie do historii. Wszyscy widzowie mieli świadomość, że za chwilę może paść bramka, o której będą opowiadać wnukom przy kominku. Po strzale Pelego piłka wylądowała w siatce. Kibice oszaleli. Byli świadkami czegoś wyjątkowego. Tak Pele opisywał pierwsze chwile po strzeleniu gola:

Pobiegłem do bramki, wyjąłem piłkę z siatki i ucałowałem ją. Stadion wiwatował, puszczano sztuczne ognie. Nagle otoczył mnie ogromny tłum dziennikarzy i reporterów. Podstawili mi mikrofony, a ja zadedykowałem tysięcznego gola dzieciom. Powiedziałem, że musimy troszczyć się o criancinhas, małe dzieci. Potem rozpłakałem się, ktoś wziął mnie na ramiona, a ja wysoko uniosłem piłkę. Mecz został przerwany na dwadzieścia minut, a ja robiłem rundę po boisku.

Pele

Santos ostatecznie wygrał tego dnia z Vasco da Gama 2:1. Wynik nie ma jednak w tej historii większego znaczenia. Podobnie jak to, że zdobyta wówczas przez Pelego bramka tak naprawdę… nie była jego tysięcznym trafieniem. Był to gol numer tysiąc dwa w karierze Pelego. Wówczas każdy myślał, że tamten rzut karny zamykał okrągłą liczbę trafień króla futbolu. Jedenastka była więc wyjątkowa i przeszła do historii bez względu na zmiany w wyliczeniach statystyków.

Antonin Panenka (Czechosłowacja – RFN, mistrzostwa Europy, 1976)

Johan Cruyff zasłynął swoim firmowym zwodem, Zinedine Zidane – charakterystyczną dla siebie ruletą, Jean-Pierre Papin – efektownym strzałem zwanym „papinade”. Jednym z piłkarzy, którzy zapisali się w historii futbolu wyjątkowym zagraniem, był także Antonin Panenka.

Był legendą Bohemians Praga. Występował w tym klubie przez ponad ćwierć wieku. Do dziś jest związany z nim jako działacz. Kiedy osiągnął wiek pozwalający na wyjazd na Zachód, został graczem Rapidu Wiedeń, w barwach którego zdobywał dwa tytuły mistrza Austrii i krajowy puchar oraz dochodził do finału Pucharu Zdobywców Pucharów.

W pamięci kibiców najmocniej zapisał się tym, co pokazał w finale mistrzostw Europy w 1976 roku. Na stadionie w Belgradzie Czechosłowacja podejmowała RFN. Panenka wykonywał jedenastki w nietypowy sposób – brał rozbieg, symulował mocny strzał, po czym lekko podcinał piłkę. Podczas swojej pięknej futbolowej przygody wykonał w ten sposób ponad 30 karnych. Tylko jeden z nich okazał się nieskuteczny! Tak Panenka opowiadał Antoniemu Cichemu w reportażu „72. urodziny legendy. Świat kręci się wokół Panenki. Tego Panenki!” opublikowanym na portalu TVP Sport.pl:

Po każdym treningu zostawałem z bramkarzem, strzelałem karne, trenowaliśmy. Zakładaliśmy się o czekoladę, piwo, pieniądze. To był dobry bramkarz, sporo pieniędzy zainwestowałem, a nie chciałem już więcej tracić. I tak wpadłem na ten pomysł. Zaczęło działać. Ale potem musiałem jeszcze więcej trenować… piwo, czekolada!

Antonin Panenka

Wróćmy jednak do belgradzkiego finału. W meczu o tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu reprezentanci Czechosłowacji prowadzili już 2:0. Piłkarze z RFN zdołali jednak odrobić straty. Spotkanie zakończyło się remisem i o mistrzostwie decydowały rzuty karne.

Czasy to były inne, jakże różniące się od dzisiejszych. Nie było możliwości oglądania wszystkich meczów, analizowania każdego rywala, zdobywania wiedzy takiej, jaką posiadają obecni trenerzy. Mało kto wiedział o stylu charakteryzującym strzały Panenki z jedenastu metrów. Takie wykonanie karnego w tak ważnym momencie, w tak istotnym meczu, było dużym ryzykiem, a nawet szaleństwem. Panenka wspominał:

Nasz bramkarz Ivo Viktor, z którym dzieliłem pokój na zgrupowaniach i który wiedział, jak strzelam „jedenastki”, zagroził, że jeśli to zrobię, zamknie mi przed nosiem drzwi. Potem pierwszy biegł z gratulacjami. 

Antonin Panenka

20 czerwca 1976 roku, po tym jak karnego nie wykorzystał Uli Hoeness, Antonin Panenka miał szansę na to, by dać Czechosłowacji upragnione trofeum. Dalszy koniec tej historii czytelnicy albo znają, albo się go domyślają. Panenka strzelił w swoim stylu. Sepp Maier został pokonany. Czechosłowacja została mistrzem Europy. W cytowanym już reportażu Antoni Cichy zapytał swego rozmówcę dlaczego wykonał jedenastkę właśnie w ten sposób. Panenka odpowiedział:

Nadal uważam, że tak najłatwiej strzelić. Przepisy mówiły, że bramkarz nie może się ruszyć, zanim zawodnik strzeli. To znaczy, że jeśli strzelisz blisko słupka, nie ma praktycznie szans na obronę. Bramkarz ryzykuje i wcześniej idzie w prawo albo w lewo. Próbuje przewidzieć wybór strzelca. Jeśli poczekam i delikatnie kopnę w środek, jest gol. Jeśli mocno i szybko, bramkarz może jeszcze odbić piłkę nogami i dłonią.

Antonin Panenka

Rzut karny Panenki stał się kultowy. Przeszedł do historii futbolu, mocno zapisał się w świadomości kibiców. Do dziś, gdy jakiś piłkarz wykona jedenastkę w ten sposób, mówi się, że strzelił jak Panenka. Czechosłowacki zawodnik pokonywał tak wielu bramkarzy. Ale już zawsze będzie kojarzony z tym konkretnym strzałem. Jednym delikatnym kopnięciem piłki zapewnił rodakom olbrzymią radość i powód do dumy, a sobie piłkarską nieśmiertelność.

Roberto Baggio (Brazylia – Włochy, mistrzostwa świata, 1994)

Na koniec solidna dawka piłkarskiego romantyzmu. Bo rzut karny wykonany 17 lipca 1994 roku na stadionie Rose Bowl w Pasadenie był bardzo romantyczny. A przy tym dramatyczny, smutny, wywołujący łzy. Roberto Baggio, piłkarz wspaniały, nietuzinkowy znakomicie spisywał się podczas rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych mistrzostw świata. I to właśnie on przestrzelił rzut karny w finale turnieju.

Rok wcześniej Baggio otrzymał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza Europy. Na mundialu w USA zachwycał piękną grą, zdobył pięć bramek. Poprowadził reprezentację Włoch do finału, w którym Italia mierzyła się z Brazylią. Pierwszy gwizdek rozbrzmiał o 12.35 lokalnego czasu. Zawodnicy wyszli na boisko w okropnym upale, po to, by o dogodnej porze mogli ich oglądać kibice w Europie.

Był to pokaz doskonałej gry taktycznej, świetnej obrony. Piłkarze nie chcieli podjąć maksymalnego ryzyka, dlatego  pierwszy raz w historii w finale mistrzostw świata nie padły gole. O tym dokąd powędruje Puchar Świata miały zadecydować rzuty karne.

Na przeprowadzanych podczas turnieju treningach włoscy piłkarze ćwiczyli wykonywanie jedenastek. Roberto Baggio trafiał za każdym razem. Teraz nadszedł czas na najważniejsze strzały w ich życiu.

Pierwszy strzał, oddany przez Włocha Franco Baresiego, nie został zamieniony na gola. Brazylijczycy nie zdołali tego wykorzystać. Marcio Santos bowiem także nie pokonał bramkarza. Po kolejnych kopnięciach piłka wpadała do siatki. Aż do czwartej kolejki, kiedy włoskim kibicom zajrzało w oczy widmo porażki. Daniele Massaro zmarnował swą próbę. A ponieważ po stronie Brazylii skuteczny był Dunga, Baggio znalazł się pod presją.

Pewnie każdy kibic futbolu zna dalszy ciąg tej historii. Piłka po strzale Baggio poszybowała daleko nad poprzeczką. Mistrzostwa świata zdobyła Brazylia. Italia pokrążyła się w smutku. Brazylijscy piłkarze wybuchli szaloną radością, biegali po murawie, płakali ze szczęścia. Upamiętnili wielkiego sportowca, jednego z najwybitniejszych w historii Brazylii – Ayrtona Sennę, słynnego kierowcę Formuły 1, który stracił życie po wypadku na torze Imola, podczas wyścigu o Grand Prix San Marino 1 maja 1994 roku. Dunga pełniący na mundialu rolę kapitana reprezentacji Brazylii rozpostarł na środku boiska transparent z napisem „Aceleramo Juntos” („Przyspieszamy razem”).

Na koniec zajrzyjmy do książki „Roberto Baggio. Włoski bóg futbolu” autorstwa Raffaele Nappiego. Znajdziemy w niej chyba najciekawszy opis jedenastki wykonywanej przez ówczesnego zawodnika Juventusu:

Niektórzy mówią, że karny Baggio był arcydziełem: nutą Hendrixa zagraną na koncercie Vivaldiego. Tamtej piłki nikt już później nie widział. Nigdy nie została ponownie pokazana w transmisji. Nie wróciła nigdy na boisko. Może strzelając do nieba, Baggio trafił… w serce Boga?

„Roberto Baggio. Włoski bóg futbolu” – Raffaele Nappi
https://www.youtube.com/watch?v=fpbkRApq9qY

Zakończenie

Trudno sporządzić zestawienie najważniejszych, najsłynniejszych rzutów karnych w historii piłki nożnej. Każdy tego typu ranking budziłby zastrzeżenia, skłaniał do dyskusji. Ten tekst miał na celu przypomnienie pięciu wyjątkowych jedenastek, takich, które zapisały się, mniej lub bardziej, w pamięci kibiców, które były powodem do przedstawienia ciekawych opowieści. Każdy z opisanych tu rzutów karnych ma ważne miejsce w dziejach futbolu, jest ważną częścią jego historii.

Wielu z naszych czytelników z pewnością podałoby sporo przykładów innych słynnych rzutów karnych. Bo takich było na przestrzeni lat dużo. Ich historia nie kończy się w momencie umieszczenia piłki w siatce, odbicia jej przez bramkarza czy trafienia w słupek, bądź poprzeczkę. Ich legenda już zawsze będzie żywa, a dyskusje o nich nigdy się nie skończą, niezależnie od tego czy padł gol.

  • Jerzy Cierpiatka, Marek Latasiewicz, Mirosław Nowak – „Mundial. Historia. Od Urugwaju do Rosji”
  • Raffaele Nappi – „Roberto Baggio. Włoski bóg futbolu”
  • Edson Arantes do Nascimento – „Pele. Autobiografia”
  • Euro. Historia. Od Francji do Francji” – publikacja wydana przez „Przegląd Sportowy”
  • „Piłka w grze” – część 3 – „Pierwsi mistrzowie” – publikacja wydana przez „Rzeczpospolitą”
  • „Piłka w grze” – część 15 – „Puchar Świata. Decydowały karne” – publikacja wydana przez „Rzeczpospolitą”
  • „Piłka w grze” – część 20 – „Wszystkie mecze i gole mundiali” – publikacja wydana przez „Rzeczpospolitą”
  • Wywiad Przemysława Pawlaka z Tomaszem Kuszczakiem w tygodniku „Piłka Nożna” z 27 maja 2008 roku
  • Reportaż autorstwa Antoniego Cichego „72. urodziny legendy. Świat kręci się wokół Panenki. Tego Panenki!” https://sport.tvp.pl/45245032/antonin-panenka-kontra-sepp-maier-wspomnienie-rzutu-karnego-wideo
  • Artykuł Macieja Pietrasika „John Terry wspomina słynny rzut karny z finału Ligi Mistrzów” https://www.meczyki.pl/newsy/john-terry-wspomina-slynny-rzut-karny-z-finalu-ligi-mistrzow-strzelalem-jak-panenka/142066-n
[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!