100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości #7

Czas czytania: 26 m.
0
(0)

Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć sylwetki stu piłkarzy, którzy występowali w biało-czerwonych barwach. Nie będzie to jednak zestawienie najlepszych, czy najpopularniejszych zawodników, bo podobnych list jest multum. Skupiliśmy się na postaciach mniej znanych, czasem trochę zapomnianych, o których albo pisze się sporadycznie, albo wcale. Każdy z nich miał swój wkład w rozwój futbolu nad Wisłą, a stulecie naszej niepodległości to dobra okazja, żeby przypomnieć ich sylwetki szerszej publiczności. Oczywiście nie udało się zamknąć listy setką nazwisk, więc będzie ich troszkę więcej. Przed Wami siódma, ostatnia część zestawienia.

facebook grupa

Marian Szeja

Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć sylwetki stu piłkarzy, którzy występowali w biało-czerwonych barwach. Nie będzie to jednak zestawienie najlepszych, czy najpopularniejszych zawodników, bo podobnych list jest multum. Skupiliśmy się na postaciach mniej znanych, czasem trochę zapomnianych, o których albo pisze się sporadycznie, albo wcale. Każdy z nich miał swój wkład w rozwój futbolu nad Wisłą, a stulecie naszej niepodległości to dobra okazja, żeby przypomnieć ich sylwetki szerszej publiczności. Oczywiście nie udało się zamknąć listy setką nazwisk, więc będzie ich troszkę więcej. Przed Wami siódma, ostatnia część zestawienia.

W 1960 r. trafił do klubu Thorez Wałbrzych, który grał wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym. Zespół szybko awansował do II ligi. Marian grał odważnie, czasem wręcz brawurowo. W jednym z meczów doznał wstrząśnienia mózgu, a przez powtarzające się później różne urazy prawie rok był wyłączony z gry. Wreszcie w 1965 r. udało mu się osiągnąć wysoką formę. W każdym z meczów drużyny należał do najlepszych na boisku, a prasa nie mogła się go nachwalić. Wkrótce zwrócił na siebie uwagę sztabu reprezentacji.

Trafił do kadry narodowej i 24 października 1965 r. dostał szansę debiutu w reprezentacji. Polacy rozbili wówczas Finów 7:0, a Szeja był praktycznie bezrobotny. Zupełnie inny obraz miał jego drugi mecz w biało-czerwonych barwach. Polacy na Goodison Park mierzyli się z Anglikami. Podopieczni Alfa Ramsey’a zepchnęli nasz zespół do defensywy i nieustannie ostrzeliwali polską bramkę. Szeja grał jednak znakomicie. Obronił niezliczoną ilość strzałów i tylko raz skapitulował po uderzeniu głową Bobby’ego Moore’a. Nazajutrz prasa informowała, że mecz Anglia – Szeja zakończył się remisem. Później wystąpił jeszcze w meczach z Węgrami, Brazylią i ponownie z Anglią. Zarzucano mu jednak, że w każdym z tych meczów nie był bez winy przy traconych bramkach. Ostatecznie na kilka lat wypadł z kadry.

W 1968 r. świętował z kolegami wywalczenie przepustek do ekstraklasy. W lutym tego samego roku zmieniono nazwę klubu na Zagłębie. Na pierwszoligowych boiskach Marian był podstawowym zawodnikiem klubu. Osiągnął dobrą formę, ale nie omijały go urazy. Do zespołu narodowego wrócił w 1971 r. po porażce 1:3 z RFN w Warszawie. Szeja stanął między słupkami w starciu z amatorami z Hiszpanii, a tydzień później potwierdził swoją wielką klasę, zachowując czyste konto w meczu z RFN w Hamburgu. Nikt już nie podważał jego przydatności w zespole. Kiedy Hubert Kostka po igrzyskach zakończył karierę, Szeja miał nadzieję, że to on stanie się numerem jeden, ale nic z tego. Górski wolał stawiać na Tomaszewskiego, choć trzeba przyznać, że dał Szei kilka szans. Ostatni raz zagrał w reprezentacji 12 sierpnia 1973 r. w przegranym 0:1 meczu z USA. Zastąpił wówczas po przerwie Tomaszewskiego i do końca meczu nie puścił już bramki.

Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego trener Górski zrezygnował ze mnie i odstawił od gry. Wcześniej w żadnym meczu go nie zawiodłem – wspominał po latach z żalem bramkarz.

Z Zagłębiem w 1971 r. zajął trzecie miejsce w lidze i sezon później występował w europejskich pucharach. Wiosną 1974 r. wyjechał do Francji. Próbował swoich sił w Metz, a potem przeniósł się do Auxerre, gdzie grał przez kolejne sześć sezonów. Doszedł do finału Pucharu Francji i awansował do Première Division. Po zakończeniu kariery wrócił do Wałbrzycha i dorabiał jako taksówkarz. W dalszym ciągu jednak współpracował z francuskim zespołem, do którego wracał i szkolił bramkarzy w ramach kilkumiesięcznych kontraktów.

Urodził się 20 sierpnia 1941 r. w Siemianowicach Śląskich, zmarł 25 lutego 2015 r. w Wałbrzychu.

Reprezentacja: 15 meczów, 6 straconych bramek

Roman Szewczyk

Słynął z atomowego uderzenia z rzutów wolnych i był jednym z lepszych polskich obrońców na początku lat 90. Pochodził z Bytomia i to tam stawiał swoje pierwsze kroki w piłkarskim świecie. Został zawodnikiem Szombierek. W sezonie 1982/83 zadebiutował w ekstraklasie, a rok później zdobył swoją pierwszą bramkę. Zespół jednak zajął ostatnie miejsce w tabeli i przez kolejne kilka lat Szewczyk występował na boiskach II ligi. Do elity powrócili w 1987 r., ale tylko na dwa sezony. Szewczyk, który wyróżniał się wówczas na tle kolegów, wiosną 1989 r. przeniósł się do Wrocławia. W tamtejszym Śląsku spędził jednak tylko rok. Od rundy wiosennej sezonu 1990/91 występował już w barwach GKS-u Katowice. Przy Bukowej dwukrotnie cieszył się ze zdobycia Pucharu Polski (1991 i 1993), a w 1992 r. zajęli z kolegami drugie miejsce w tabeli i zwyciężyli w starciu o Superpuchar.

W 1993 r. zdecydował się opuścić kraj. Dla GKS-u rozegrał 92 mecze i strzelił 15 goli, w tym aż 10 w sezonie 1992/93, co było jego rekordowym osiągnięciem. Wyjechał do Francji. Podpisał kontrakt z FC Sochaux. Na poziomie Première Division rozegrał dla klubu 58 spotkań i dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Niestety drugi sezon oznaczał spadek i kolejny rok musiał spędzić na zapleczu francuskiej ekstraklasy. Drużyna nie wywalczyła awansu do elity i Szewczyk zdecydował się odejść na zasadzie wolnego transferu. Został zawodnikiem Austrii Salzburg. Występował tam do 2004 r., a zaraz po przyjściu mógł cieszyć się ze zdobycia mistrzostwa kraju. Rozegrał dla klubu 216 meczów i zdobył sześć bramek. Później występował jeszcze w mniejszych lokalnych klubach. Po zakończeniu kariery próbował sił jak szkoleniowiec i zajmował się skautingiem.

W reprezentacji zadebiutował jeszcze za kadencji Wojciecha Łazarka. Szkoleniowiec dał mu szansę występu w wygranym 2:1 meczu z Rumunią 12 kwietnia 1989 r. Kiedy selekcjonerem został Andrzej Strejlau, Szewczyk był jednym z podstawowych zawodników. 4 lutego 1990 r. strzelił swoją pierwszą bramkę w biało-czerwonych barwach. Dzięki jego uderzeniu z rzutu wolnego Polacy minimalnie wygrali na wyjeździe z Iranem. Kolejne trafienie zaliczył w zremisowanym 1:1 meczu z Anglią w Chorzowie w 1991 r., a po raz trzeci na listę strzelców wpisał się niespełna rok później w starciu z Izraelem (1:1), oczywiście strzałem z rzutu wolnego. Ostatni raz z orzełkiem na piersi zagrał w przegranym 1:2 pojedynku z Izraelem 4 września 1994 r.

Urodził się 18 marca 1965 r. w Bytomiu.

Reprezentacja: 37 meczów, 3 bramki

Ryszard Szymczak

Król strzelców polskiej w sezonie 1971/72. W nagrodę Kazimierz Górski zabrał go na igrzyska do Monachium. Przygodę z piłką zaczynał w rodzinnym Pruszkowie. Razem z kolegami założył jedną z „dzikich” drużyn, ale prezentowali tak wysokie umiejętności i osiągali tak dobre wyniki, że działacze miejscowego Znicza w całości włączyli ją do swojej sekcji. Pruszkowski klub plasował się wówczas w ścisłej czołówce III ligi i kilkukrotnie był o krok od awansu na zaplecze ekstraklasy. Szymczak, który dysponował dobrymi warunkami fizycznym, szybko zwrócił uwagę sztabu kadry. 21 sierpnia 1960 r. zaliczył pierwszy występ w reprezentacji juniorów w meczu z NRD w Kielcach. Zwracał uwagę dobrą techniką i wrodzoną strzelecką intuicją. Wydawało się, że będzie pewnym punktem drużyny na turnieju juniorów UEFA, ale niestety jego marzenia przekreśliła wówczas kontuzja. Młody zawodnik jednak się nie załamał i po powrocie do zdrowia ciężko pracował nad sobą i wkrótce zaczęły się nim interesować czołowe kluby ekstraklasy.

Sezon 1962/63 zaczął już jako zawodnik warszawskiej Gwardii. Pierwszą szansę występu w elicie dostał w meczu z Górnikiem Zabrze, w którym zmienił Zbigniew Szarzyńskiego. Harpagony przegrały aż 1:7, ale w kolejnym meczu z Lechią Szymczak wybiegł już w pierwszym składzie. Spędził na boisku jednak tylko 45 minut i po tym spotkaniu trener odsunął go na jakiś czas od pierwszoligowych zmagań, uznając widocznie, że młodzian musi jeszcze okrzepnąć. W kolejnym sezonie coraz częściej pojawiał się w pierwszym składzie, a w wyjazdowym meczu z Polonią Bytom 28 sierpnia 1963 r. strzelił swoją debiutancką bramkę w lidze. Wkrótce stał się jednym z filarów zespołu i był jednym z jego czołowych strzelców. Nie opuścił Gwardii nawet wtedy, gdy ta spadała z ekstraklasy. Grywał w przeciętnym zespole, więc nie miał zbyt wielu okazji do strzelania bramek. Jednak te, które koledzy mu stwarzali, wykorzystywał znakomicie. W sezonie 1971/72 Harpagony zdobyły 28 bramek, z czego Szymczak był autorem aż 16 trafień.

Kiedy jechał na igrzyska, nie miał na koncie żadnego występu w reprezentacji. Jego nominacja budziła sporo kontrowersji i nie brakowało głosów, że odstaje poziomem od kolegów. Miał już 27 lat, więc nie można go było też nazwać młodym i perspektywicznym. Sam nie wiedział, jaka będzie jego rola na turnieju i czego ma oczekiwać. Próbował przewidzieć, w jakiej sytuacji mógłby dostać ewentualną szansę. Zagrał tylko w dwóch spotkaniach i łącznie przebywał na boisku przez 25 minut. W bardzo ważnym grupowym meczu z NRD zameldował się na murawie na osiem minut przed końcem, zmieniając Mariana Ostafińskiego. Drugą szansę dostał w finale z Węgrami, w którym w 77. minucie zastąpił zmęczonego Kazimierza Deynę.

Zwłaszcza występ w finałowym pojedynku przyniósł mi ogromną satysfakcję; nie mieścił się przecież w sferze nawet najśmielszych marzeń. Po meczu, kiedy w pełni uświadomiłem sobie, że jesteśmy złotymi medalistami, a ja w tym sukcesie mam swój, choć niewielki, to jednak prawdziwy, nie tylko symboliczny wkład, zaczęły rozpierać mnie radość i duma. Włączyłem się przecież do gry w czasie, gdy ważyły się nasze losy. Prowadziliśmy, lecz wszystko było jeszcze możliwe. Zająłem miejsce wycieńczonego bohatera spotkania, Kazia Deyny i z odpowiedzialnego zadania wywiązałem się chyba przyzwoicie. Kilkanaście minut całkowicie zniwelował wszystkie uprzednie niepowodzenia, których przecież było niemało – wspominał piłkarz.

To były jego jedyne występy w reprezentacji. W 1974 r. wyjechał do francuskiego FC Boulogne, gdzie występował przez trzy lata i po tym czasie wrócił do Gwardii. Karierę zakończył w 1978 r. Potem próbował sił jako trener młodzieży. Był też asystentem trenerów w Gwardii, współpracował z młodzieżową reprezentacją, a w 1988 r. pracował w Polonezie.

Urodził się 14 grudnia 1944 r. w Pruszkowie, zmarł 7 grudnia 1996 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 2 mecze

Maciej Śliwowski

Napastnik o dużych możliwościach ze świetnym strzeleckim instynktem. Wychowanek stołecznego Okęcia. Do klubu przyszedł jako 12-latek i był z nim związany przez kolejne sześć lat. Pierwsze ligowe mecze zaliczył jednak w barwach mieleckiej Stali, do której dołączył 1985 r. Szybko zaczął być uważany z jednego ze zdolniejszych zawodników młodego pokolenia. W 1990 r. wyjechał do Niemiec, gdzie krótko był zawodnikiem VfL Bochum. W Bundeslidze jednak nie zadebiutował, więc po roku wrócił do Polski. Dołączył do drużyny świeżo upieczonych mistrzów – Zagłębia Lubin. Szybko stał się podstawowym zawodnikiem i w 27 spotkaniach strzelił siedem bramek. Bilans niezbyt imponujący jak na napastnika, ale wystarczyło, żeby zgłosiła się po niego warszawska Legia. Tam stworzył znakomity duet z Wojciechem Kowalczykiem. Byli tak skuteczni, że kiedy pojawiły się pogłoski o możliwym powrocie Dziekanowskiego, to Kowalczyk odpowiadał na nie, że nie zmieściłby się w składzie, bo ja i Śliwowski jesteśmy lepsi. Śliwka, jak wołali na niego koledzy, już w swoim debiucie 9 sierpnia strzelił gola ŁKS-owi. W całym sezonie opuścił jedno spotkanie. Był czołowym strzelcem zespołu, a sezon zakończył z 24 trafieniami. Do korony króla strzelców zabrakło mu jednak jednej bramki.

Kolejny sezon rozpoczął udanie. Już w 3. kolejce zaaplikował trzy gole Siarce Tarnobrzeg, a Legia wygrała 6:3. W 5. kolejce trafił w starciu z Widzewem (2:0), ale była to jego ostatnia bramka w ekstraklasie, bo Legia sprzedała go do wiedeńskiego Rapidu. Pięć rozegranych meczów na początku sezonu sprawiło jednak, że miał swój udział w zdobyciu przez Legię mistrzostwa w tamtej kampanii. W Rapidzie spędził trzy lata, zdobywając w tym czasie mistrzostwo i Puchar Austrii, a w 1996 r. przeniósł się do Tirolu Innsbruck. Później zaliczył jeszcze występy w barwach kilku mniej znaczących klubach i krótko po 2000 r. zakończył karierę.

Pierwszą szansę w reprezentacji dostał od Andrzeja Strejlaua. 5 września 1989 r. trener wpuścił go na boisko w 70. minucie meczu z Grecją. Później biało-czerwoną koszulkę zakładał jeszcze osiem razy. Ostatni raz wystąpił w zremisowanym 1:1 meczu z Litwą – po przerwie zastąpił go Dariusz Gęsior.

Urodził się 10 stycznia 1967 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 9 meczów

Tadeusz Świcarz

Napastnik, jeden z najlepszych piłkarzy w historii Polonii Warszawa, mistrz Polski z 1946 r. Wychowywał się na robotniczej Woli, gdzie latem grało się w piłkę nożną, a zimą w hokeja. Kostek (jak go powszechnie nazywano) w wieku 8 lat trafił Skry, a w 1937 r. przeszedł do Ursusa. Przed wojną udało mu się nawet załapać do robotniczej reprezentacji Polski, z którą pojechał na turniej do Francji. Jego fenomen polegał na tym, że był świetny w dwóch dyscyplinach:

To był kapitalny (…) piłkarz. Szybki, ruchliwy i miał świetny drybling. A wie pan, dlaczego z niego taki drybler był? (…) Bo był też hokeistą, i to jakim! (…) Na lodzie, tak jak na murawie, grał na środku napadu. A w hokeju trzeba umieć lawirować między obrońcami. I on to przenosił na boisko piłkarskie – mówił dla Przeglądu Sportowego jego kolega z boiska bramkarz Zdzisław Sosnowski.

Kostek przed wojną awansował do pierwszej drużyny hokejowej Polonii, a w 1939 r. otrzymał nawet powołanie do kadry olimpijskiej. Pięknie rozwijającą się karierę piłkarsko-hokejową przerwała wojna. Tadeusz Świcarz był aktywnym uczestnikiem rozgrywek konspiracyjnych jako zawodnik Varsovii. Mimo że nie angażował się w działalność podziemia, został w 1942 r. wywieziony na roboty do III Rzeszy. Wylądował u austriackiego rolnika, który traktował go zupełnie przyzwoicie, jednak uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji i wrócił do Warszawy. Dostał pracę w fabryce Toebbensa, a że jej dyrektor był przed wojną bramkarzem w Hamburgu, zgodził się na powstanie zakładowej drużyny. Kostek ściągnął do niej z Ursusa m.in. Stanisława Woźniaka, z którym potem zdobył mistrzostwo Polski. Powstanie Warszawskie zastało go na Woli, czyli w najgorszym możliwym miejscu. Przetrwał straszliwą rzeź tej dzielnicy i przedostał się 11 sierpnia na Starówkę, gdzie nie było dużo lepiej. Wzięty do niewoli jako cywil, na rozkaz Niemców chodził na szaber do opuszczonych kamienic. Po zakończeniu walk trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, potem do Lądka-Zdroju, skąd znowu uciekł.

Do Warszawy wrócił już po „wyzwoleniu” i zgłosił się do Polonii Warszawa, która nieoczekiwanie została mistrzem Polski w pierwszych piłkarskich rozgrywkach po wojnie (1946). Jednocześnie grał w hokeja dla Legii Warszawa, co rodziło niekiedy komplikacje – np. przed decydującym meczem sezonu 1946 Polonia musiała go ściągać w trybie pilnym ze zgrupowania hokeistów. Opłacało się, bo dwa gole Świcarza zapewniły zwycięstwo 3:2 z AKS Chorzów i tytuł dla leżącej w gruzach stolicy. Potem jednak już nie było tak kolorowo. Polonia nie zgodziła się na patronat milicji, więc borykała się z coraz większymi problemami organizacyjnymi i finansowymi, a dodatkowo Kostek poróżnił się z działaczami. Klub nie pomógł mu w leczeniu groźnej kontuzji, nie chciał także zwrócić kosztów dojazdu na mecz (inna sprawa, że musiał jechać na własną rękę, bo spóźnił się na zbiórkę…). W 1950 r. odszedł więc do Legii, stając się dla kibiców Czarnych Koszul zdrajcą. Zagrał tam siedem spotkań i zdobył jedną bramkę, po czym złapał kontuzję. Zaliczył jeszcze epizody w Śląsku Wrocław, Lotniku Warszawa i ponownie Legii, ale de facto w wieku 31 lat jego piłkarska kariera się skończyła.

Ciągle jednak odnosił sukcesy w hokeju, z Legią trzykrotnie świętował mistrzostwo Polski, znalazł się nawet w reprezentacji olimpijskiej na igrzyska w Oslo (1952). Jako hokeista grał jeszcze dla Gwardii Bydgoszcz i Znicza Pruszków, 16 razy reprezentował Polskę. Jako piłkarz w koszulce z białym orłem na piersi zagrał pięciokrotnie – debiutował 11 czerwca 1947 r. w pierwszym powojennym meczu Polaków z Norwegią (porażka 1:3), a przygodę reprezentacyjną zakończył 6 listopada 1949 r. w wygranym 2:1 spotkaniu z Albanią.

Urodził się 5 czerwca 1920 r. w Warszawie, zmarł 6 czerwca 2002 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 5 meczów

Kazimierz Trampisz

Wychowywał się w Stanisławowie. Od dziecka uwielbiał przebywać na łonie przyrody i uganiać się za piłką. Razem z kolegami grał na bosaka na placach i trawnikach. Miłość do futbolu zaszczepił w nim brat mamy Stanisław Kantor, który był bramkarzem w KS Górka. To właśnie w tym klubie mały Kazio stawiał swoje pierwsze kroki. Pierwsze regularne treningi odbywał jednak w założonym przez Sowietów Lokomotiwie. Tam też rozgrywał swoje pierwsze poważne mecze i imponował skutecznością. W 1945 r. trafił do drużyny seniorów. Szybko zauważono, że ma smykałkę do piłki. Kiedy przyszedł czas masowych wyjazdów Polaków ze Stanisławowa, prezes klubu, który był pułkownikiem, chciał za wszelką cenę zatrzymać młodego zawodnika do końca rozgrywek, oferując nawet 2,5 tys. rubli, ale ojciec Kazia się nie zgodził.

Razem z rodzicami trafił do Bytomia. Tam został zawodnikiem Polonii, gdzie spotkał wielu swoich przedwojennych idoli. Przez jakiś czas występował też pod fałszywym nazwiskiem w zespole Hejnału Kęty. W Polonii szybko stał się jednym z filarów zespołu. Potrafił znakomicie przyspieszyć akcję i precyzyjnymi podaniami obsługiwać partnerów. Był dobrze wyszkolony technicznie i doskonale wiedział, kiedy najlepiej oddać strzał. W 1955 r. roku zawieszono go za rzekome opuszczenie spodenek i pokazanie kibicom ŁKS-u „tylnej części ciała”, ale nigdy się do przypisywanego mu czynu nie przyznał. Z bytomskim klubem był związany do 1962 r. Dwukrotnie świętował z kolegami mistrzostwo Polski. Z Bytomia przeniósł się do Rzeszowa, gdzie został zawodnikiem Stali. Spędził tam dwa sezony i zakończył karierę. Pracował jako trener m.in. w Rzeszowie, Bytomiu, Katowicach, Chorzowie, Krakowie i Głubczycach.

Był reprezentantem Polski na igrzyskach w Helsinkach. Zagrał wówczas w pierwszym spotkaniu z amatorami z Francji. Debiutował w kadrze dwa lata wcześniej. 30 października 1950 r. zagrał w wygranym 1:0 meczu z Bułgarią w Sofii. Pierwszego gola dla biało-czerwonych zdobył 21 września 1952 r. w spotkaniu z NRD (wygrana 3:0). Dwa lata później zdobył dwa gole w pojedynku z Bułgarią. W ciągu ośmiu lat zaliczył tylko 10 występów. Mimo że nie grano wówczas zbyt wielu meczów, to jak na zawodnika takiej klasy, co Trampisz, to zdecydowanie za mało.

Urodził się 10 stycznia 1929 r. w Stanisławowie, zmarł 12 sierpnia 2014 r. w Bytomiu.

Reprezentacja: 10 meczów, 3 bramki

Mirosław Waligóra

Członek olimpijskiej drużyny Janusza Wójcika. Za zdobycie srebrnych medali podobnie jak koledzy dostał złotego poloneza. Na turnieju wystąpił jednak tylko w jednym meczu. W pierwszym spotkaniu na igrzyskach Polacy mierzyli się z Kuwejtem. Prowadziliśmy 2:0, a Wójcik zdecydował się na zmianę i wpuścił na boisko Waligórę. Gracz krakowskiego Hutnika zmienił Andrzeja Juskowiaka, strzelca obu goli. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędzia podyktował dla nas rzut karny. Do jego wykonania pierwszy zgłosił się właśnie Waligóra, mimo że nie był do tego wyznaczony. Przestrzelił, czym podpadł trenerowi i więcej w Barcelonie nie zagrał.

Karierę zaczynał w Wandzie Kraków. Później trafił do Hutnika. 28 lipca 1990 r. w meczu ze Stalą Mielec strzelił pierwszego w historii klubu gola w ekstraklasie. W klubie spędził cztery sezony, a bramki zdobywał hurtowo. W 1992 r. został królem strzelców. W sumie dla Hutnika na boiskach ekstraklasy wystąpił 131 razy i strzelił 61 goli. Po utalentowanego napastnika sięgnęło belgijskie Lommel. Przez cały swój pobyt w klubie był podporą zespołu i jednym z jego czołowych strzelców. Mimo imponującej skuteczności nigdy nie dostał powołania do pierwszej reprezentacji. W 2003 r. doszło do fuzji Lommel SK i KVSK United. W jej wyniku powstał klub o nazwie Lommel United. Nazwa się zmieniła, ale rola Waligóry w drużynie nie. Ciągle był ważną postacią w zespole i mimo upływu lat imponował skutecznością. W sezonie 2003/04 strzelił aż 22 bramki w 29 spotkaniach, a sezon później tylko o jedną mniej. W sumie w Lommel rozegrał 340 meczów i zdobył 111 bramek. Dostał belgijskie obywatelstwo i był nawet miejskim radnym. Karierę kończył w FC Verbroedering Meerhout.

Urodził się 4 lutego 1970 r. w Krakowie.

Reprezentacja: bez występów

Walter Winkler

Polacy tylko raz grali na słynnej Maracanie. Dla Waltera Winklera występ w meczu z Brazylią 8 czerwca 1966 r. był pierwszym w narodowych barwach. Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce do reprezentacyjnego debiutu. Wychowanek bytomskiej Polonii nie przestraszył się jednak wirtuozów z Ameryki Południowej i rozegrał bardzo solidne spotkanie. W swoim drugim występie również miał naprzeciw siebie piłkarzy światowej klasy, bo 5 lipca 1966 r. w przededniu mistrzostw świata do Chorzowa przyjechali Anglicy. Wygrali co prawda 1:0, ale polski zespół postawił bardzo twarde warunki i był wymagającym rywalem dla przyszłych mistrzów świata.

Zawodnikiem Polonii został, kiedy miał 15 lat. Szybko stał się jedną z głównych postaci zespołów juniorskich. Jego talent i umiejętności dostrzegli również trenerzy reprezentacyjnej młodzieżówki i w 1962 r. dali Walterowi szansę pokazania się na arenie międzynarodowej. Rok wcześniej po raz pierwszy wystąpił w barwach Polonii w meczu ligowym. 5 sierpnia zagrał w spotkaniu z Wisłą w Krakowie, a bytomianie wygrali 5:2. W swoim pierwszym sezonie w seniorach wystąpił jeszcze dwukrotnie i pokazał się z dobrej strony. Kiedy w 1962 r. Polonia zdobywała mistrzostwa Polski, Winkler wystąpił w pięciu meczach skróconego sezonu i miał swój niemały udział w tym sukcesie. W 1965 r. był już podstawowym zawodnikiem drużyny, która święciła triumfy w USA. Chwalono go za znakomitą grę głową i solidne wywiązywanie się z powierzonych mu zadań. Wspominany jest jako pogodny, dobry człowiek, który uśmiechem zarażał innych i zawsze służył dobrą radą.

Przez kilka lat był jednym z wyróżniających się reprezentantów kraju. Ostatnie oficjalne spotkanie z orłem na piersi rozegrał 12 maja 1971 r. z Albanią (1:1), ale wystąpił jeszcze w obu spotkaniach z amatorami z Grecji w remach eliminacji do igrzysk w Monachium. Polonię opuścił w 1974 r. Rozegrał dla klubu 265 meczów i strzelił sześć bramek. Przez kilka lat nosił opaskę kapitańską i był prawdziwą podporą zespołu. Wyjechał do Francji, gdzie został zawodnikiem Lens. Nie odgrywał tam jednak takiej ważnej roli jak Faber czy Grzegorczyk i w ciągu dwóch lat zaliczył tylko 16 występów. Potem wrócił do kraju, do Polonii, która grała wówczas na zapleczu ekstraklasy i w 1976 r. zakończył karierę. Wiele lat pracował jako trener młodzieży w swoim ukochanym klubie, ale także w Silesii Miechowice i w Olimpii Bielany. Kiedy stan jego zdrowia się pogorszył i musiał mieć amputowaną nogę, to kibice zorganizowali zbiórkę i ofiarowali mu nowoczesną protezę. Jedna z ulic w Bytomiu nosi jego imię.

Urodził się 2 lutego 1943 r. w Piekarach Śląskich, zmarł 4 czerwca 2014 r. w Bytomiu.

Reprezentacja: 23 mecze

Mieczysław Wiśniewski

Bramkarz, który na stałe zapisał się w historii krakowskiej piłki lat 20. Występował zarówno w Cracovii, jak i w Wiśle, ale to z barwami Białej Gwiazdy jest utożsamiany najmocniej. Jak przystało na golkipera, był wysoki, silny fizycznie i lubił ryzyko. Gra nogami nie należała do jego najmocniejszych stron, ale za świetnie interweniował na przedpolu. W okresie swojej szczytowej formy był bezsprzecznie najlepszym bramkarzem w Polsce i chyba jedynym, który miał solidne wykształcenie do gry na tej pozycji.

Od drugiego roku życia mieszkał z rodzicami w Wiedniu i to tam zaczynał swoją futbolową przygodę. Występował w Wacker, Phoenix, WAS, Simmering, Rudolfshügl, aż wreszcie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przeniósł się do Krakowa. W czasach gry w Wiśle był wielokrotnie powoływany do reprezentacji Polski, w której zagrał łącznie 7 spotkań – w tym najważniejsze w karierze – podczas igrzysk olimpijskich w 1924 r. Dał sobie co prawda wbić pięć bramek, ale zapisał się w historii jako pierwszy bramkarz reprezentacji na olimpiadzie. Po turnieju, kiedy w wieku kilku miesięcy zmarło mu już drugie dziecko, wycofał się z uprawiania sportu i rozpoczął pracę trenerską. Nie osiągnął jednak na tym polu większych sukcesów i powrócił jeszcze na rok do gry w Cracovii, gdzie zakończył karierę. To on już w 1920 r. próbował wprowadzić w Cracovii wiedeński zwyczaj, jakim był noworoczny trening w samo południe.

Urodził się 23 listopada 1892 r. w Monasterzysku, zmarł 10 października 1952 r. w Krakowie.

Reprezentacja: 6 meczów, 15 straconych bramki

Jerzy Wostal

Razem z Leonardem Piątkiem tworzył w AKS-ie niesamowicie skuteczny duet. Obaj panowie dzielili się nie tylko zdobyczami bramkowymi, ale też funkcją kapitana. Wostal znakomicie czuł się w polu karnym, ale kiedy widział lepiej ustawionego kolegą, to potrafił go obsłużyć precyzyjnym podanie. Przygodą z piłką zaczynał w klubie Zjednoczeni Przyjaciele Sportu w Chorzowie. Jako 19-latek dołączył do AKS-u. Tam występował aż do wybuchu wojny i dał się poznać jako bardzo skuteczny strzelec. Na pierwszy występ na ekstraklasowych boiskach musiał poczekać do 1937 r. 11 kwietnia 1937 r. zagrał w wygranym 3:1 starciu z Ruchem, a dwa tygodnie później w meczu z Cracovią uzyskał swoją pierwszą bramkę w elicie. Przez cały sezon był jedną z głównych postaci w zespole i z 11 bramkami okazał się jego najskuteczniejszym strzelcem. To dzięki bramkom Wostala i Piątka AKS zajął w tamtym sezonie drugie miejsce w tabeli.

Rok później nadal był czołowym zawodnikiem drużyny. Pod względem zdobyczy bramkowych znacznie jednak już ustępował Piątkowi, choć należy pamiętać, że bardzo często to po jego podaniach Piątek strzelał gole. Na początku wojny przez dwa lata występował w Vorwärts-Rasensport Gleiwitz. Po zakończeniu działań wojennych nie można było o nim w Polsce pisać. W zgodzie z rodzinnymi sympatiami wybrał życie w Niemczech i niemieckie obywatelstwo. Nigdy jednak nie zachował się wobec Polski nieelegancko. Osiedlił się w malowniczej Pasawie, która jest położona na licznych wzgórzach rozdzielonych trzema zbiegającymi się na jej terenie rzekami – Dunajem, Inn i Ilz. Tam do 1954 r. grał dla miejscowego 1. FC.

W reprezentacji Polski pierwszy raz zagrał, podobnie jak jego partner z ataku Piątek, w meczu z Łotwą w Rydze w 6 września 1936 r. Spotkanie zakończyło się remisem 3:3, a Wostal otworzył wynik strzałem głową w 20. minucie. Miesiąc wcześniej był rezerwowym w czasie igrzysk w Berlinie i czekał na ewentualne wezwanie w kraju. W 1937 r. był ważnym ogniwem drużyny, która w walce o przepustki na mistrzostwa świata pokonała Jugosławię. W wygranym 4:0 meczu w Warszawie strzelił trzecią bramkę, pieczętując praktycznie naszą wygraną. Kałuża jednak nie znalazł dla niego miejsca w szerokiej kadrze powołanej na turniej we Francji, za co spotkała go ostra krytyka ze strony prasy. Ostatni mecz w biało-czerwonych barwach Wostal rozegrał 27 maja 1939 r. Polska zremisowała wówczas z Belgią 3:3, a napastnik wpisał się na listę strzelców. Był wśród zawodników, którzy mieli nas reprezentować na igrzyskach w 1940 r. Po latach młodość wspominał jako pasmo niezapomnianych przeżyć, a czas spędzony w AKS-ie jako najpiękniejszy w życiu.

Urodził się 6 grudnia 1914 r. w Königshütte, zmarł 12 lutego 1991 r. w Pasawie.

Reprezentacja: 10 meczów, 4 bramki

Artur Woźniak

Czołowy piłkarz krakowskiej Wisły w latach 30. i dwukrotny król strzelców (1933 i 1937). Jako drugi gracz w historii klubu przekroczył granicę stu bramek w lidze. Wyróżniał się doskonałą techniką i boiskową inteligencją. Do zespołu Wisły dołączył jako 14-latek. Jego piłkarscy idole zdobywali wówczas mistrzostwo kraju w pierwszym ligowym sezonie. W zespole juniorów spędził cztery lata. Prezentował się na tyle dobrze, że 15 sierpnia 1931 r. dostał szansę debiutu na ekstraklasowych boiskach. Wystąpił w przegranym 0:2 meczu z Ruchem. Dwa tygodnie później zdobył swoją pierwszą bramkę w lidze, a Wisła wygrała z warszawską Polonią 3:0. W kolejnym sezonie stał się już podstawowym zawodnikiem zespołu. Występował na pozycji łącznika i w 19 meczach strzelił 13 goli – najwięcej w zespole. W 1933 r. kiedy z boiskiem w dramatycznych okolicznościach pożegnał się Henryk Reyman, Woźniak został przesunięty na środek ataku i godnie zastąpił wielkiego mistrza. Z 19 golami na koncie zdobył swój pierwszy tytuł króla strzelców. W Wiśle występował aż do wybuchu wojny. Wystąpił też w decydujących o mistrzostwie meczach w 1947 r. Nigdy nie udało mu się zdobyć mistrzostwa kraju. Trzykrotnie musiał się zadowolić drugim miejscem (1931, 1936 i 1947).

W czasie okupacji występował w meczach konspiracyjnych. Był żołnierzem Armii Krajowej o pseudonimie „Władysław”. Z powodu swojej działalności w podziemiu poszukiwało go Gestapo. Przeniósł się do Warszawy, ale został tam aresztowany w trakcie Powstania Warszawskiego. Trafił do obozu Mauthausen-Gusen jako więzień polityczny, w którym przebywał do czasu oswobodzenia w maju 1945 r.

Mimo znakomitych umiejętności strzeleckich i bardzo pewnej pozycji w krakowskim klubie tylko pięciokrotnie wystąpił w reprezentacji. Debiutował w wygranym 4:3 meczu z Jugosławią 10 września 1933 r. Na kolejną szansę musiał czekać dwa lata. Nie był brany pod uwagę przy ustalaniu kadry na igrzyska w Berliniemistrzostwa świata we Francji. Ostatni występ w biało-czerwonych barwach zaliczył w 1938 r. w spotkaniu z Łotwą (porażka 1:2). Trudno oprzeć się wrażeniu, że zawodnik o takim potencjale ofensywnym mógł w narodowej drużynie osiągnąć więcej. Dla Wisły strzelił przecież 102 bramki w 140 spotkaniach. Pamiętajmy jednak, że konkurencja w reprezentacyjnym ataku była wówczas ogromna. Po zakończeniu kariery Woźniak spełniał się jako trener. Prowadził ŁKS, Garbarnię, Lecha, Zawiszę, Ruch, Zagłębie Sosnowiec, Śląsk Wrocław i oczywiście Wisłę.

Urodził się 10 listopada 1913 r. w Krakowie, zmarł 31 maja 1991 r. tamże.

Reprezentacja: 5 meczów

Jerzy Woźniak

Strzelec pierwszej bramki na Stadionie Śląskim. Szkoda tylko, że był to gol samobójczy. Ta jedna wpadka nie może jednak przekreślić jego wspaniałych dokonań. Przez lata był podporą defensywy warszawskiej Legii i reprezentacji Polski. Budził podziw wszechstronnym wyszkoleniem i szybkością. Pewny siebie, solidny i grający ofensywnie lewy obrońca, czasami lewoskrzydłowy. Przygodę z piłką zaczynał w klubie Kadra Rembertów, do którego dołączył w wieku 15 lat. Dwa lata później przeniósł się do Marymontu Warszawa, a kiedy przyszedł czas na służbę wojskową, to w 1953 r. trafił do stołecznego Lotnika. Klub ten występował wówczas w II lidze i z Woźniakiem w składzie zajął solidne piąte miejsce w tabeli. Po sezonie został jednak rozwiązany decyzją MON-u. Dobre występy Woźniaka na boiskach drugoligowych boiskach zaowocowały jednak przenosinami do Legii.

W nowym zespole zadebiutował 28 marca 1954 r. w bezbramkowo zremisowanym meczu z Lechem. W swoim premierowym sezonie zaliczył tylko 12 występów. Steiner mocno rotował wówczas składem, szukając optymalnego ustawienia, a na pozycji Woźniaka próbował też Edwarda Zielińskiego. Kiedy jednak rok później Legia zdobywała dublet, to Woźniak był już jego pierwszym wyborem. Ciekawostką jest fakt, że razem z Henrykiem Grzybowskim byli wówczas jedynymi warszawiakami w 17-osobowej kadrze zespołu. Woźniak zawsze imponował doskonałym przygotowaniem fizycznym i to w dużej mierze dzięki szybkości wygrywał większość pojedynków. Potrafił też jednak zatrzymać rywala umiejętnościami czysto piłkarskimi, bez uciekania się do nadmiernie ostrej gry. Od czasu do czasu zapuszczał się z piłką do przodu i stwarzał zamieszanie w szeregach rywala. W Legii spędził 14 sezonów. W tym czasie dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski (1955 i 1956) oraz trzykrotnie Puchar Polski (1955, 1956 i 1966). Zagrał w 217 meczach i trzy razy zdołał wpisać się na listę strzelców. O tym, jak ważną rolę odgrywał w zespole, przekonywano się, kiedy nie było go w składzie. Rzadko pojawiał się na pierwszym planie, nie popisywał się spektakularnymi zagraniami, ale jego obecność w drużynie była bezcenna.

Szansę debiutu w kadrze dostał od Ryszarda Koncewicza. Pierwszy raz wystąpił 29 maja 1955 r. w zremisowanym 2:2 meczu z Rumunią w Bukareszcie. Przez kolejne siedem lat był jednym z podstawowych zawodników w kadrze. Grał w starciach z ZSRR, RFN czy Hiszpanią. Na igrzyskach w Rzymie wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach. Ostatni raz biało-czerwone barwy reprezentował 23 maja 1962 r. w wygranym 2:0 meczu z Belgią w Warszawie.

Urodził się 27 grudnia 1932 r. w Rembertowie, zmarł 9 stycznia 2011 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 35 meczów

Roman Wójcicki

Silny środkowy obrońca imponujący warunkami fizycznymi. Jeden z czołowych polskich defensorów w latach 80. Przygodę z piłką zaczynał w rodzinnej Nysie, gdzie w wieku 11 lat zapisał się do miejscowej Stali. Początkowo grał jako napastnik, ale z czasem został przesunięty do obrony. Regularnie czynione postępy spowodowały, że zaczęły się nim interesować większe kluby. W 1975 r. trafił do Odry Opole. Dość szybko włączono go do kadry seniorów, a w lidze zadebiutował 24 lipca 1977 r. w meczu z Polonią Bytom. Dobra postawa w lidze zaowocowała powołaniem do reprezentacji do młodzieżowej, a niedługo później do seniorskiej. 12 kwietnia 1978 r. wystąpił w wygranym 3:0 meczu z Irlandią w Łodzi. Jacek Gmoch dostrzegł w nim potencjał i postanowił zabrać na mistrzostwa świata do Argentyny. Wójcicki nie zagrał tam jednak ani minuty.

Wiosną 1980 r. trafił do Śląska Wrocław. Dla Odry rozegrał 82 spotkania i zdobył osiem bramek. W Śląsku dopiero od nowego sezonu zaczął regularne występy. Zawsze grał bardzo ambitnie i potrafił się znakomicie ustawiać. W 1982 r. z kolegami z drużyny zajął drugie miejsce w lidze. Dobra forma zaowocowała kolejnym powołaniem na dużą imprezę. Tym razem Antoni Piechniczek widział dla niego miejsce w kadrze na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Do pierwszej jedenastki jednak było jeszcze daleko. Duet Żmuda-Janas spisywał się bardzo dobrze i Wójcicki praktycznie cały turniej przesiedział na ławce rezerwowych. Wystąpił tylko w drugiej połowie meczu o III miejsce z Francją, w którym zmienił Waldemara Matysika.

Po mistrzostwach przeszedł do Widzewa. Z łódzkim klubem związany był przez cztery lata. Zaliczył 113 spotkań, w których zdobył 11 bramek. Największym jego osiągnięciem było dotarcie z kolegami do półfinału Pucharu Europy, w którym musieli uznać wyższość Juventusu. Czas spędzony w Łodzi Wójcicki wspomina jednak bardzo dobrze i podkreśla, że obok występów z orzełkiem na piersi, był to najpiękniejszy okres w jego karierze. Z Widzewem dwukrotnie był wicemistrzem Polski (1983 i 1984) i dwukrotnie zajmował trzecie miejsce (1985 i 1986). Brak mistrzostwa mógł sobie osłodzić zdobytym w 1985 r. Pucharem Polski. W 1984 r. został laureatem Złotych Butów w plebiscycie Sportu.

Po mistrzostwach świata w Meksyku, w których był jednym z filarów naszej reprezentacji, wyjechał do Niemiec. Grał w FC 08 Homburg, a 1989 r. został zawodnikiem Hannoveru, z którym w 1992 r. zdobył Puchar Niemiec. Karierę kończył w TSV Havelse 1912, gdzie przez cztery lata był grającym trenerem. Później trenował zespoły z niższych lig niemieckich. Z kadrą pożegnał się w przegranym 0:3 meczu z Anglią 3 czerwca 1989 r. Czasami zarzucano mu małą zwrotność i niedostatki techniczne, przez co miał problemy ze zwinnymi zawodnikami, ale jego szybkość biegowa, siła uderzenia i waleczność rekompensowały te braki.

Urodził się 8 stycznia 1958 r. w Nysie.

Reprezentacja: 62 mecze, 2 bramki

Jerzy Wyrobek

Nie imponował warunkami fizycznymi, ale potrafił znakomicie odnajdywać się na boisku i bezbłędnie kierować poczynaniami defensywy. Jego ojciec, Ryszard, był cenionym piłkarzem Ruchu. Jego bracia, Czesław i Eugeniusz, również byli piłkarzami, a siostra Halina grała w piłkę ręczną. Jerzy futbol miał więc we krwi. Był wychowankiem Stadionu Chorzów, ale profesjonalną karierę zaczynał w Wałbrzychu, gdzie w latach 1967-69 występował w miejscowym Zagłębiu. Razem z klubem w 1968 r. wywalczył awans do ekstraklasy, a dobre występy na pierwszoligowych boiskach zwróciły uwagę Ruchu.

Na początku sezonu 1969/70 Wyrobek wrócił do Chorzowa i kontynuował rodzinną tradycję. Od razu został rzucony na głęboką wodę i debiutował w spotkaniu z zabrzańskim Górnikiem. Strzelił nawet bramkę w tym meczu, tyle że samobójczą. Na szczęście pięć minut przed końcem uderzeniem z rzutu karnego wyrównał Bronisław Bula i starcie zakończyło się remisem. Początek mógł być więc lepszy, ale Wyrobek nie załamał się i swoją klasę potwierdzał w kolejnych pojedynkach. Z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem zespołu. W lidze opuścił tylko jeden mecz. Mimo młodego wieku imponował opanowaniem i odpowiedzialnością. Kiedy w 1971 r. szkoleniowcem Ruchu został Michal Vičan, część zawodników pożegnała się z zespołem. Wyrobek był jednak nie do ruszenia. Był już wówczas laureatem Złotych Butów w plebiscycie Sportu, a Słowak szybko poznał się na jego talencie. Ciężkie treningi, jakie narzucił nowy trener, przyniosły skutek w 1974 r. Ruch został mistrzem Polski, a rok później obronił tytuł. Dodatkowo w 1974 r. zespół zdobył też Puchar Polski. Wyrobek po swój trzeci tytuł sięgnął w 1979 r., 29-letni wówczas obrońca wystąpił jednak tylko w pierwszym spotkaniu sezonu z Wisłą Kraków, w którym doznał kontuzji. Przymusowa przerwa trwała aż półtora roku, ale po powrocie znowu był liderem defensywy chorzowskiego zespołu. 26 września 1982 r. rozegrał swój ostatni mecz w barwach Niebieskich. Ruch przegrał wówczas z Szombierkami 0:2. Wyrobek w ciągu 13 sezonów spędzonych w Chorzowie wystąpił w 264 spotkaniach i pięciokrotnie wpisywał się na listę strzelców.

W reprezentacji Wyrobek zadebiutował w wygranym 5:0 meczu z Danią 2 września 1970 r. Później dostawał szansę w kilku kolejnych meczach, ale po spotkaniu z Niemcami w Hamburgu (0:0) w 1971 r. na dłużej rozstał się z kadrą. Zabrakło dla niego miejsca na igrzyskach, ale dobre występy w reprezentacji Under-23 trenera Strejlaua pozwalały mieć nadzieję, że znajdzie się w kadrze na mistrzostwa świata. Do RFN jednak nie pojechał, a do kadry wrócił w listopadowym pojedynku z Czechosłowacją (2:2). Kiedy nasza reprezentacja leciała do Montrealu, dla Wyrobka znowu zabrakło miejsca. Z drużyną narodową pożegnał się 13 kwietnia 1977 r. w przegranym 1:2 meczu z Węgrami.

Po odejściu z Ruchu grał w TuS Neuhaus, gdzie spędził pięć lat. Kiedy jednak Ruch spadł z ekstraklasy, zadanie powrotu na pierwszoligowe boiska powierzono właśnie Wyrobkowi. Misja zakończyła się pełnym sukcesem. Niebiescy z pierwszego miejsca awansowali do elity i już w pierwszym sezonie po powrocie sięgnęli po swój kolejny tytuł. Oczywiście pod wodzą Wyrobka. Kiedy Ruch znowu spadł z ligi w sezonie 1994/95, na pomoc po raz kolejny wezwano Wyrobka. Trener znów potrzebował ledwie roku, żeby wrócić do elity, a na dodatek zdobył w tym samym sezonie Puchar Polski. Oprócz Ruchu, jako szkoleniowiec pracował jeszcze w Bełchatowie, Wodzisławiu Śląskim, Lubinie, Szczecinie czy Sosnowcu.

Urodził się 19 grudnia 1949 r. w Chorzowie, zmarł 26 marca 2013 r. w Sosnowcu.

Reprezentacja: 15 meczów, 1 bramka

Tomasz Zdebel

Gdy w 2000 r., trener Jerzy Engel, powoływał go do reprezentacji narodowej, niewielu kibiców kojarzyło jego nazwisko. Grał wówczas w belgijskim Lierse SK. 11 lat wcześniej wyemigrował wraz z rodzicami do Niemiec. Był wtedy juniorem GKS Katowice. Za naszą zachodnią granicą najpierw występował w 2. Bundeslidze w barwach Rot-Weiss Essen. Stamtąd wyłowiło go FC Köln. W ekipie Kozłów debiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech.

Następnym przystankiem była wspomniana Belgia. Z Lierse SK zdobywał puchar i superpuchar tego kraju. Również w Turcji, gdzie reprezentował barwy Genclerbirligi Ankara, sięgnął po krajowy puchar. Znad Bosforu wrócił do Niemiec. Przez kolejne osiem lat reprezentował VFL Bochum (pełnił tam nawet rolę kapitana) i Bayer Leverkusen. Karierę kończył w Alemanii Aachen.

W reprezentacji rozegrał 14 spotkań. Problemy z mięśniem przywodzicielem uda, pozbawiły go możliwości wyjazdu na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. W 2003 r. zrezygnował z gry w kadrze. Swoją decyzję uzasadniał tym, że w drużynie Pawła Janasa odgrywał drugoplanową rolę. Janosik próbował przekonać zawodnika do powrotu propozycją wyjazdu na mundial w Niemczech, ale mu się to nie udało. Defensywny pomocnik zdania nie zmienił. Charakteryzowała go nieustępliwość, inteligentna gra, dobre podanie i umiejętność gry do przodu. Wszystkie te cechy, które definiują dobrego środkowego pomocnika. Wyrobił sobie uznaną markę na niemieckich boiskach. W Bundeslidze zagrał w 201 spotkaniach. Chyba można zaryzykować stwierdzenie, iż za Odrą cieszył się większym szacunkiem niż w kraju, który reprezentował. Być może przyczynił się do tego fakt, że nigdy nie zagrał w naszej lidze. Bramki strzelał rzadko, ale jak już to robił, to trafiały się takie perełki:

Urodził się 25 maja 1973 r. w Katowicach.

Reprezentacja: 14 meczów

Edmund Zientara

Wychowanek Polonii Warszawa. W barwach Czarnych Koszul grał w latach 1947- 1950. Następnie przeszedł do Legii i jako zawodnik tego klubu odnosił największe sukcesy. W 1956 r. zdobył mistrzostwo i Puchar Polski. Był to rok, w którym wrócił do drużyny Wojskowych po występach dla Lublinianki i warszawskiej Gwardii. Pozostał w Legii do 1962 r., kiedy to przeniósł się do Western Eagles FC – australijskiego klubu założonego przez polskich imigrantów. Na Antypodach zakończył zawodniczą karierę. Zagrał w pierwszym meczu rozegranym na słynnym stadionie Camp Nou w Barcelonie. Reprezentacja Warszawy przegrała wówczas z Dumą Katalonii 2:4.

W reprezentacji Polski rozegrał 40 spotkań. W dziewiętnastu wychodził na boisko jako kapitan. Występował na igrzyskach olimpijskich w Rzymie w 1960 r. Na uwagę zasługuje też jego kariera trenerska. Był szkoleniowcem m.in. Legii, z którą sięgnął po mistrzostwo w 1970 r. Doprowadził tę drużynę do półfinału rozgrywek o Puchar Europy. Mistrzem Polski jako trener został również ze Stalą Mielec. Miało to miejsce w 1976 r. Był to bardzo udany okres w trenerskiej karierze Zientary. Prowadził Stal w najsłynniejszych meczach w historii klubu – przeciwko Realowi Madryt i HSV.

Dziennikarze z RFN nie mogli zrozumieć, że zespół z 35-tysięcznego miasta gra jak równy z równym z drużyną z wielkiego Hamburga. Start w pucharze wiele nas kosztował, ale broniliśmy w pojedynkę honoru polskiej piłki. W lidze graliśmy najlepiej, w pucharze Polski doszliśmy do finału. Trudno nie ocenić pozytywnie kończącego się sezonu – podsumowywał na łamach „Nowin” sezon 1975/76.

Po zakończeniu mieleckiej przygody pracował na Cyprze. Później także m.in. w Wiśle Kraków. Reprezentację Polski U-19 doprowadził do trzeciego miejsca w Europie w 1978 r. Współpracował z Antonim Piechniczkiem podczas mistrzostw świata w 1982 r., kiedy dorosła reprezentacja naszego kraju zdobyła srebrny medal za trzecie miejsce. Zasłynął też jako działacz. Pracował w PZPN. W 1993 r. stał się jego honorowym członkiem. Sześć lat później został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Urodził się 25 stycznia 1929 r. w Warszawie, zmarł 3 sierpnia 2010 r. tamże.

Reprezentacja: 40 meczów, 1 bramka

Janusz Żmijewski

Znakomity napastnik, który swoim dryblingiem czarował na boisku. Przygodę z piłką zaczynał w OKS Otwock. Kiedy miał 17 lat zwrócił na siebie uwagę działaczy Legii. Macierzysty klub dostał wówczas za niego komplet piłkarskich strojów i kilkanaście par butów. Żmijewski trafił do zespołu juniorów, gdzie sumiennie trenował pod okiem Wacława Kuchara. Wkrótce dostał powołanie na centralne zgrupowanie kadry juniorów i razem z kadrą juniorów pojechał na turniej UEFA do Portugalii, gdzie Polska zajęła drugie miejsce. Po powrocie do kraju trener Górski włączył go do pierwszej drużyny. 23 kwietnia 1961 r. zadebiutował na ligowych boiskach w spotkaniu z Zawiszą Bydgoszcz (2:2). W drugiej części sezonu coraz częściej pojawiał się na boisku, a 3 września w meczu z Lechem strzelił swoje dwie pierwsze bramki. Szybko stał się ważnym elementem zespołu i coraz bardziej imponował skutecznością.

Kwestią czasu było powołanie do reprezentacji. Pierwszy raz w biało-czerwonych barwach Żmijewski zagrał 1 listopada 1965 r. w przegranym 1:6 meczu z Włochami. Debiutu więc pewnie nie wspomniał zbyt miło. Dwa lata później dostał drugą szansę. W eliminacjach mistrzostw Europy dał prawdziwy popis swoich umiejętności w meczu z Belgią na stadionie Heysel. Strzelił wówczas trzy bramki, a obecni na meczu uczestnicy kursu trenerskiego z Afryki nagrywali mecz, a potem pokazywali go w swoich krajach, stawiając Żmijewskiego jako wzór skrzydłowego. Kiedy w 1968 r. do Polski przyjechali wirtuozi z Brazylii i w meczu na Stadionie Dziesięciolecia wygrali z nami 6:3, to właśnie Żmijewski strzelił chyba najładniejszą bramkę w tamtym spotkaniu. Wszedł w pole karne z piłką przy nodze i mijając trzech obrońców, pokonał brazylijskiego bramkarza.

W 1970 r. przed wylotem na rewanżowy mecz półfinału Pucharu Europy z Feyenoordem podczas kontroli na Okęciu znaleziono przy Władysławie Grotyńskim i przy Żmijewskim dolary. O zdarzeniu poinformowano generała Zygmunta Huszczę, który poręczył za zawodników i ostatecznie mogli wylecieć z kraju. Po powrocie Żmijewskiego zdyskwalifikowano i oddano pod kuratelę koła Związku Młodzieży Socjalistycznej przy klubie. Przewodniczącym koła był Andrzej Badeński, który był przyjacielem Żmijewskiego. Resocjalizacja polegała na zwiedzaniu stołecznych knajp i graniu w pokera. W czasie jednej z nocnych gier piłkarz wygrał nawet od znanej aktorki volkswagena garbusa. Kiedy Legia zwróciła się z zapytaniem, czy Żmijewski zrozumiał swój błąd i czy można mu zaufać, Badeński za niego poręczył i piłkarz mógł zagrać w meczu ze Standardem Liège. Kiedy pojawił się na boisku, wzbudził wielki aplauz publiczności, a w 20. minucie strzelił bramkę, podwyższając na 2:0 i Legia nie dała już sobie wydrzeć zwycięstwa, awansując do ćwierćfinału.

Z warszawskim klubem był związany przez 11 sezonów. Rozegrał dla Wojskowych 236 meczów w lidze i strzelił 60 bramek. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo (1969 i 1970) i dwukrotnie Puchar Polski (1964 i 1966). W 1972 r. opuścił Warszawę i przeniósł się do Ruchu. Potem zaliczył jeszcze dwa sezony w Avii Świdnik i również dwa w barwach warszawskiej Polonii. Oprócz tego występował jeszcze w Pogoni Siedlce i Elektroniku Piaseczno, aż w końcu w 1978 r. wyjechał do Kanady. Tam aż do połowy lat 90. występował w klubach polonijnych. Z reprezentacją pożegnał się 9 listopada 1969 r. w wygranym 3:0 meczu z Bułgarią w Warszawie.

Urodził się 4 marca 1943 r. w Radzyminie.

Reprezentacja: 15 meczów, 7 bramek

Józef Żymańczyk

Nasze zestawienie kończy gracz wyjątkowy. Długo zastanawialiśmy się, czy umieścić go na naszej liście. Gdybyśmy nazwali ją: „Lista dziesięciu najlepszych futsalistów w historii Polski”, wtedy pewnie nie mielibyśmy żadnych wątpliwości. Na trawistych boiskach nie wiodło mu się aż tak dobrze. Ostatecznie stwierdziliśmy jednak, że jego kariera była tak barwna, że zasługuje na to, by przypomnieć jego sylwetkę. Józef Żymańczyk – bo o nim mowa – to wychowanek Odry Opole. Jako mały chłopiec wymykał się z domu, by jeździć na mecze wyjazdowe tego klubu. Gdy podrósł, na ramieniu wytatuował sobie jego herb. W czasach juniorskich reprezentował również barwy opolskiej Gwardii. Seniorskie granie rozpoczął w Unii Krapkowice. Następnie na blisko dwa lata wyjechał do Kanady w celach zarobkowych. Tam grywał w amatorskiej drużynie Polonia Toronto. Po powrocie znów dołączył do Unii. W przerwach między sezonami grywał w halowej lidze szóstek.

Akurat w tym samym czasie PZPN tworzył reprezentację w piłce halowej. Żymańczyk został dostrzeżony przez Krzysztofa Sobiesiaka, który dał mu szansę gry w kadrze. Polacy przeszli eliminacje i awansowali na mistrzostwa świata, które miały się odbyć w Hongkongu. Nasz bohater strzelił na turnieju kwalifikacyjnym w Walencji pięć goli i walnie przyczynił się do historycznego sukcesu, świeżo utworzonej reprezentacji. W czasie halowego mundialu kadra prowadzona przez trenera Sobiesiaka dotarła do ćwierćfinału. Żymańczyk znów okazał się jej najlepszym strzelcem (ex aequo z Sylwestrem Przechodzieniem). Czempionat zakończył z liczbą czterech strzelonych bramek. Pełnił również rolę kapitana zespołu. Łącznie w narodowych barwach wystąpił 25 razy i zdobył 29 goli.

W 1993 r. wrócił do Odry Opole. W końcu mógł zadebiutować w drużynie seniorów. Grę w piłkę łączył jednak z pracą zawodową. W sezonie 1995/96 awansował z ukochanym klubem do II ligi. Sam zgarnął koronę króla strzelców. Na zapleczu ekstraklasy był największą gwiazdą drużyny. Jego grze przyglądał się podobno ówczesny selekcjoner – Janusz Wójcik. Nigdy nie udało mu się jednak zadebiutować w biało-czerwonej koszulce, na trawiastym boisku. Przed sezonem 1998/99 odszedł do Ruchu Radzionków. Oderka przeżywała kłopoty finansowe. Żymańczyk wiedział, że jeśli nie skorzysta z oferty Cidrów, to może już nigdy nie zagrać w ekstraklasie. W Radzionkowie tworzył duet napastników z Marianem Janoszką. Łącznie liczyli sobie 70 lat. Wiek nie przeszkodził im jednak w tym, by brylować w drużynie, która okazała się objawieniem sezonu. W pierwszym meczu rozbili renomowany Widzew Łódź 5:0. Żymańczyk strzelił gola, robiąc sobie tym samym prezent z okazji 33. urodzin. Ostatecznie ekipa z Radzionkowa zajęła w swoim debiutanckim sezonie szóste miejsce, a Żymańczyk strzelił dla niej dziewięć bramek. Łącznie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym zagrał 52 razy i strzelił 14 goli. Po przygodzie na Śląsku wrócił do Opola. Miał nadzieję wprowadzić ukochany zespół do ekstraklasy, ale nigdy mu się to nie udało. Po zakończeniu kariery został taksówkarzem. Był również trenerem reprezentacji Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu.

Urodził się 24 lipca 1965 r. w Tarnowcu.

Reprezentacja: bez występów

Pozostałe części cyklu:

BARTOSZ BOLESŁAWSKI, BARTOSZ DWERNICKI, RAFAŁ GAŁĄZKA, BARTŁOMIEJ MATULEWICZ, GRZEGORZ ZIMNY

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.