100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości #6

Czas czytania: 23 m.
0
(0)

Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć sylwetki stu piłkarzy, którzy występowali w biało-czerwonych barwach. Nie będzie to jednak zestawienie najlepszych, czy najpopularniejszych zawodników, bo podobnych list jest multum. Skupiliśmy się na postaciach mniej znanych, czasem trochę zapomnianych, o których albo pisze się sporadycznie, albo wcale. Każdy z nich miał swój wkład w rozwój futbolu nad Wisłą, a stulecie naszej niepodległości to dobra okazja, żeby przypomnieć ich sylwetki szerszej publiczności. Oczywiście nie udało się zamknąć listy setką nazwisk, więc będzie ich troszkę więcej. Przed Wami szósta część zestawienia.

facebook grupa

Leonard Piątek

Świetnie wyszkolony technicznie napastnik, który świetnie odnajdywał się w grze kombinacyjnej i imponował silnym strzałem. Swoją przygodę z piłką zaczynał w barwach AKS-u, do którego zapisał się jako 13-latek. Debiut w lidze zaliczył 11 kwietnia 1937 r. W derbowym pojedynek u z Ruchem strzelił jedną z bramek, a jego zespół wygrał 3:1. We wrześniu w ligowym starciu z Wisłą strzelił swojego pierwszego hat-tricka w elicie. W swoim premierowym sezonie w ekstraklasie uzbierał 10 bramek, czym znacząco pomógł swojej drużynie, która na finiszu zajęła drugie miejsce w tabeli. Jego strzelecka forma eksplodowała jednak rok później. Wielu zachwycało się wówczas snajperskim popisami Peterka i Wilimowskiego, ale w całych rozgrywkach Piątek obu panom ustąpił tylko o jedną bramkę. Od maja do lipca trafiał w sześciu kolejnych meczach, a 2 października w meczu ze Śmigłym Wilno drugi raz w karierze strzelił trzy bramki w jednym meczu ligowym. Kolejne dwa hat-tricki ustrzelił w kolejnym sezonie – z Polonią i z Union-Touring. W sumie w lidze strzelił dla AKS-u 41 bramek w 43 meczach.

W kadrze zadebiutował w meczu z Łotwą 6 września 1936 r. W Rydze grała wówczas de facto druga reprezentacja, ale mecz jest uznawany za w pełni oficjalny. Warto zaznaczyć, że AKS-u nie było wówczas w pierwszej lidze, a mimo to Piątek swoimi umiejętnościami zwrócił uwagę Józefa Kałuży. Skutecznością imponował nie tylko w klubie, bo już w drugim meczu w biało-czerwonych barwach trafił przeciwko Szwecji, a w kolejnym do kapitulacji zmusił golkipera z Rumunii. W starciu z Jugosławią, z którą walczyliśmy o awans na francuskie mistrzostwa, to właśnie Piątek strzelił dwa pierwsze gole, dzięki czemu polski zespół mógł grać spokojniej i kontrolować przebieg spotkania, zwyciężając ostatecznie 4:0 i przesądzając praktycznie sprawy awansu. Wystąpił w słynnym meczu z Brazylią. W czerwcu 1939 r. strzelił gola w zremisowanym 1:1 meczu ze Szwajcarami, a dwa miesiące później wyprowadził nasz zespół na prowadzenie w ostatnim meczu przed wojną, pewnie wykorzystując rzut karny. Był nominowany do olimpijskiej kadry, która miała nas reprezentować na igrzyskach w Helsinkach w 1940 r.

Był piłkarzem bardzo uniwersalnym, można powiedzieć, że już przed wojną prezentował to, co później nazwano futbolem totalnym. W czasie okupacji był ochraniany przez niemieckie władze i cztery lata grał dla zespołu Germania, ale w końcu został wcielony do Wehrmachtu i szybko odniósł rany na polu walki. Do Polski wrócił pod koniec 1945 r., ale doznał w kraju wielu przykrości. Mało kto pamiętał, że to jemu Kałuża w czasie okupacji powiedział, że Ślązacy winni grać, bo będą jeszcze Polsce potrzebni. Po wojnie nie chciano go jego macierzystym klubie, więc karierę kończył w katowickiej Pogoni, gdzie był grającym trenerem i kapitanem.

Urodził się 3 października 1913 r. w Königshütte, zmarł 1 lipca 1967 r. w Chorzowie.

Reprezentacja: 17 meczów, 11 bramek

Jerzy Piec

Jeden z niewielu piłkarzy, którzy grali w reprezentacji zarówno przed, jak i po II wojnie światowej. Razem ze starszym bratem Ryszardem i młodszym Alfonsem, który był podobno najbardziej utalentowany z całej trójki, symbol piłkarskiej świetności Naprzodu Lipiny. Do klubu zapisał się już jako 12-latek. Najczęściej występował jako środkowy pomocnik, choć dobrze też sobie radził na pozycji stopera. W 1939 r. zadebiutował w barwach chorzowskiego AKS w pierwszej lidze. Wystąpił 20 sierpnia w meczu z krakowską Garbarnią, a jego zespół wygrał 3:0. To była ostatnia kolejka przed wybuchem wojny.

W czasie okupacji razem z bratem występował w rodzinnych Lipinach i doszedł do półfinału Pucharu Niemiec. Po wojnie wrócił do AKS i razem z klubem wywalczył trzecie miejsce w mistrzostwach Polski w 1946 r. Rok później nadal był podstawowym zawodnikiem drużyny i znowu musieli zadowolić się brązowymi medalami. Kiedy w 1948 r. AKS walczył o prawo startu w reaktywowanej lidze, to kariera Pieca powoli dobiegała do końca. Zdążył zagrać w ledwie sześciu spotkaniach. Łącznie w meczach o mistrzostwo Polski zagrał 17 razy. Ceniono go za zaangażowanie i pracowitość oraz podziwiano za jego zmysł do gry kombinacyjnej. Był prawdziwym reżyserem gry zespołów, w których występował.

W biało-czerwonych barwach po raz pierwszy pokazał się jeszcze jako zawodnik Naprzodu. W 1937 r. wystąpił w wygranym 3:1 starciu z Danią w Warszawie. Obok niego wystąpił też Ryszard i dzięki temu obaj panowie stali się trzecią braterską parą w reprezentacji. Nie był to jego pierwszy kontakt z kadrą, bo już przy okazji berlińskich igrzysk był jednym z kilku rezerwowych, którzy zostali w kraju i mieli pozostawać w gotowości wyjazdu do Berlina, gdyby zaistniała taka potrzeba. Jako rezerwowy był również na mistrzostwach we Francji. Swoją jedyną bramkę zdobył w pojedynku z Łotwą 10 października 1937 r. w Rydze, w którym grała de facto druga drużyna. Ostatnie występy z orłem na piersi zaliczył w 1947 r. 31 sierpnia grał w przegranym 3:6 meczu z Czechosłowacją, a dwa tygodnie później wystąpił w starciu ze Szwecją, które przegraliśmy 4:5, a on sam został po przerwie zmieniony przez Mieczysława Szczurka.

Urodził się 7 stycznia 1915 r. w Lipinach, zmarł 4 kwietnia 1954 r. w Świętochłowicach.

Reprezentacja: 6 meczów, 1 bramka

Ryszard Piec

Niektórzy piłkarze są praktycznie synonimami swoich klubów. Tak właśnie jest z Ryszardem Piecem i z Naprzodem Lipiny. Związany był z tym klubem przez całą swoją karierę. W Lipinach był jednym z najważniejszych ludzi. Kiedy jechał tramwajem, to motorniczy zatrzymał się tam, gdzie zażyczył sobie Piec. Ze swoim ukochanym klubem zawzięcie walczył o awans do elity, ale za każdym razem pechowo tracili szanse. Najbliżej byli w 1937 r., ale lepsi od nich okazali się zawodnicy Brygady Częstochowa, którzy zresztą i tak potem przegrali rywalizacje z warszawską Polonią i Śmigłym Wilno.

Największy sukces Piec odniósł w czasie okupacji. Razem ze swoim klubem, który występował wówczas pod nazwą TuS Lipine, w 1942 r. dotarli do półfinału Pucharu Niemiec. Po drodze odprawili z kwitkiem kluby z Krakowa, Wrocławia, Dęblina i Berlina, ale w pojedynku o finał musieli uznać wyższość TSV 1860 Monachium z Ernestem Wilimowski w składzie. Przegrali 0:6, ale chwalono ich ofiarną i ambitną grę. Na boisku zwracali się do siebie po polsku, co zdecydowanie nie podobało się niemieckim władzom.

Mimo że nigdy nie zagrał w pierwszej lidze, to miał mocną pozycję w reprezentacji. Pierwszy raz Józef Kałuża dał mu szansę 18 sierpnia 1935 r. w meczu z Jugosławią (2:3). Od tego czasu stał się jednym z jej podstawowych zawodników. Pierwszą bramkę strzelił w meczu z Belgią 16 lutego 1936 r. Na igrzyskach w Berlinie zagrał w spotkaniach z Węgrami, Wielką Brytanią i z Austrią. Zabrakło go tylko w meczu o brąz z Norwegami. Dwa lata później wystąpił w spotkaniu z Brazylią w Strasburgu. Po tym meczu niedowidział na jedno oko, bo brazylijski obrońca Domingos da Guia w czasie jednego ze starć, wepchnął mu w nie palec. Z orłem na piersi ostatni raz wystąpił w zremisowanym 3:3 meczu z Belgią 27 maja 1939 r.

Wielokrotnie miał oferty z innych klubów, ale zawsze pozostawał wierny Lipinom. Grał na pozycji prawoskrzydłowego. Był dość wysoki jak na tę pozycję, ale dzięki swojej szybkości, przebojowości i znakomitemu wyszkoleniu technicznemu śmiało można go określić mianem piłkarza najwyższej klasy. Karierę zakończył w 1951 r. Później mógł zostać szkoleniowcem Górnika Zabrze, ale pod jednym warunkiem. Musiał wstąpić do PZPR. Piec nie miał zamiaru się jednak na to godzić i odmówił. W Lipinach spędził resztę życia. Zmarł w wieku 66 lat na miażdżycę.

Urodził się 17 sierpnia 1913 r. w Lipinach, zmarł 24 stycznia 1979 r. w Świętochłowicach.

Reprezentacja: 21 meczów, 3 bramki

Norbert Pogrzeba

Najbardziej znany jest z tego, że razem z Janem Banasiem i Konradem Bajgierem w czerwcu 1966 r. przy okazji jednego z meczów Polonii Bytom w Pucharze Intertoto nie wrócili do kraju i zostali na Zachodzie. Był bardzo wszechstronnym zawodnikiem i potrafił grać na wielu pozycjach. Kopać piłkę zaczynał w Bobrku, gdzie występował dla miejscowego Górnika. Jako 15-latek w 1954 r. dołączył do bytomskiej Polonii. Debiut w lidze zaliczył cztery lata później. 13 kwietnia 1958 r. wystąpił w zremisowanym 2:2 meczu z ŁKS-em. Nie od razu jednak przebił się do pierwszego składu. Na kolejny występ musiał czekać do października – wtedy zagrał w Pucharze Mistrzów z budapesztańskim MTK. Niedługo później strzelił swoją pierwszą bramkę w lidze – w wyjazdowym meczu z Cracovią. Rok później zagrał już w 17 spotkaniach i dzięki dziewięciu zdobytym bramkom coraz mocniej budował swoją pozycję w Polonii. Nie był jednak graczem pierwszego wyboru. W ciągu dziewięciu sezonów zaliczył 134 występy w lidze i 65 razy wpisał się na listę strzelców. Z Polonią zdobył jeden tytuł mistrzowski (1962). Znakomicie prezentował się w amerykańskiej Interlidze w 1965 r., gdzie był jednym z czołowych graczy zespołu.

Po wspomnianej ucieczce trafił właśnie do USA. Tam został zawodnikiem klubu St. Louis Stars, który występował w NASL.  Za oceanem zaliczył 63 występy i 22 razy wpisywał się na listę strzelców. W 1968 r. wrócił do Europy i został zawodnikiem holenderskiego NAC Breda. W ciągu trzech lat reprezentował klub 90 razy i strzelił 21 bramek. Na początku lat 70. Zakończył czynną karierę, choć miał wtedy niewiele ponad 30 lat. Na stałe osiadł w Niemczech. Był etatowym reprezentantem w kategoriach juniorskich, występował też w drużynie B, ale przez swoją „ucieczkę” nigdy nie dane mu było zagrać w pierwszej reprezentacji.

Urodził się  23 czerwca 1939 r. w Bytomiu.

Reprezentacja: bez występów

Jerzy Sadek

Urodził się 13 stycznia 1942 r. w Radomsku. Pierwszym jego klubem była miejscowa Stal.  Reprezentował też barwy innej drużyny z Radomska – Czarnych. W 1961 r. przeniósł się do łódzkiego KS. Co ciekawe, rozegrał też kilka spotkań sparingowych w barwach Widzewa, który grał wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym. Uznano jednak, że jest już gotów na grę na wyższym poziomie. W Rycerzach Wiosny spędził 11 lat. Przez ten czas zdążył rozegrać 213 spotkań i zdobył 69 ligowych goli. Łącznie, na wszystkich szczeblach rozgrywkowych, zdobył 102 gole. Czyni go to najlepszym ligowym strzelcem w historii zespołu z Alei Unii. W drużynie biało-czerwono-białych nie odniósł większych sukcesów. Mimo to zdołał zapisać się w pamięci wielu-nie tylko łódzkich-kibiców. Zapamiętali go jako Bombardiera. Takiego pseudonimu dorobił się, dzięki piekielnie silnemu strzałowi, którym niejednokrotnie karał rywali. Atomowe uderzenia były jego znakiem firmowym. Cechował go także wyjątkowy ciąg na bramkę przeciwnika oraz świetna gra głową. Lubił dryblować przy linii bocznej i łamać grę do środka, by zakończyć akcję strzałem.

W 1965 r., zadebiutował w reprezentacji Polski meczem ze Szkocją w Glasgow. Pojedynek ten został rozegrany w ramach eliminacji do mistrzostw świata 1966. Polacy zwyciężyli 2:1, a Sadek zdobył jednego z goli. Niesamowity strzał z woleja przerwał siatkę w bramce The Tartan Army.  W kolejnym meczu ustrzelił dublet. Przeciwnikiem biało-czerwonych była Finlandia, a Polacy wygrali tamto spotkanie 7:0. Pomału stawał się jedną z czołowych postaci kadry. Kibice mawiali w tamtych czasach: Lubański podaje do Sadka i trzepie się siatka. Innym jego słynnym meczem w koszulce z orłem na piersi, była potyczka na Goodison Park, z przygotowującą się do mistrzostw reprezentacją Anglii. Bombardier strzelił wówczas bramkę, a Polska zremisowała z drużyną, która pół roku później sięgnęła po mistrzostwo globu. Dzień po meczu, angielska prasa rozpływała się nad umiejętnościami gracza ŁKS-u. Porównywano go do Tommy’ego Lawtona. Chrapkę na pozyskanie Sadka miał rzekomo Everton, który oferował drużynie z Łodzi sto tysięcy funtów za usługi jej piłkarza. Czasy głębokiej komuny sprawiły, że o transferze oczywiście nie mogło być mowy. W kadrze zagrał łącznie osiemnaście razy i strzelił sześć goli. Ostatni raz w reprezentacji wystąpił w 1971 r. Polska przegrała wówczas 1:3 z RFN. Sadek pojawił się na murawie stadionu na ostatnie dziesięć minut.  W 1973 r. wyjechał do Holandii. Grał w Sparcie Rotterdam i HFC Haarlem. Karierę postanowił zakończyć w ukochanym ŁKS-ie. Buty na kołku zawiesił w 1978 r. Zmarł przed trzema laty.

Urodził się 13 stycznia 1942 r. w Radomsku, zmarł 4 listopada 2015 r. w Żyrardowie.

Reprezentacja: 18 meczów, 6 bramek

Zygmunt Schmidt

Pierwszy piłkarz katowickiego GKS-u, który wystąpił w drużynie narodowej. Przez większość swojej kariery był związany z GKS-em. W sezonie 1964/65 katowicki klub po raz pierwszy w swojej historii wywalczył awans do ekstraklasy. Zespół zajął drugie miejsce w II lidze, tuż za plecami krakowskiej Wisły. Ważną rolę w tamtej kampanii odegrał właśnie Schmidt. Aż 30 razy pokonywał bramkarzy rywali i został królem strzelców rozgrywek. Schmidt i koledzy w swoich pierwszych latach w elicie zajmowali miejsca w środku stawki i potwierdzili, że I liga, to nie są dla nich za wysokie progi. W 1966 r. dotarli do półfinału pucharu Polski, gdzie minimalnie ulegli Wiśle Kraków (0:1).

Kiedy w 1965 r. Polonia Bytom wybierała się za ocean, żeby wziąć udział w rozgrywkach amerykańskiej Interligi, do jej składu dokooptowano kilku zawodników. Wśród nich byli Eugeniusz Faber i Antoni Nieroba z chorzowskiego Ruchu, a także Zygmunt Schmidt. Zabranie ze sobą gracza GKS-u okazało się strzałem w dziesiątkę. Kiedy w meczu z Ferencvárosem bytomianie przegrywali 0:1, trener Michał Matyas wiedział, że musi dokonać zmian. Wpuścił na boisko Schmidta, który zmienił Pogrzebę. Wprowadzenie wypożyczonego z GKS-u Katowice zawodnika wywołało ostry sprzeciw Węgrów. Protestowali, że jest to niezgodne z regulaminem, ale komitet organizacyjny stanął po stronie Polaków. Wkrótce wyrównał Jan Liberda, w 66. minucie meczu wynik na 2:1 ustalił właśnie Schmidt. Znakomity występ zaliczył także przeciwko Kilmarnock, a w starciu z West Bromwich obaj z Pogrzebą strzelili po hat-tricku. Trafiał także w finałowym dwumeczu z New York Americans.

Dobre występy na ligowym podwórku i znakomita postawa w Ameryce zwróciły uwagę Ryszarda Koncewicza, który chciał sprawdzić, jak Schmidt poradzi sobie na arenie międzynarodowej. Od razu rzucił zawodnika na głęboką wodę i wystawił go w meczu z Anglią w Liverpoolu 5 stycznia 1966 r. Później jeszcze 12 razy pojawiał się na boisku w narodowych barwach. Niestety nie był w stanie przełożyć skuteczności z klubu do reprezentacji. Na początku lat 70. opuścił Katowice i wyjechał do Holandii, gdzie grał dla AZ Alkmaar, w którego barwach zaliczył 28 występów i strzelił dwie bramki. Imponował zaangażowaniem w grę, nigdy nie cofał nogi i nie imały się go kontuzje. Jest jednym z najlepszych zawodników w historii GKS-u.

Urodził się 27 kwietnia 1941 r.

Reprezentacja: 13 meczów

Leon Sperling

Jedna z legend krakowskiej piłki, związany z Jutrzenką (z której się wywodził) oraz Cracovią – w której święcił największe sukcesy. Pomimo drobnej postury i niskiego wzrostu był jednym z najlepszych skrzydłowych w kraju. Wyróżniała go zwinność i spryt. Wielu uważało go za „czarodzieja piłki”, budził podziw olśniewającą techniką, wspaniałym dryblingiem i znakomitymi dośrodkowaniami. Karierę piłkarską zakończył w 1934 r. Po niej zajął się pracą jako urzędnik bankowy. W barwach Cracovii rozegrał 381 meczów, co plasuje go na 10. miejscu wśród piłkarzy z największą liczbą występów. Z drużyną tą zdobył trzy mistrzostwa kraju oraz Puchar Polski. Poza tym regularnie występował również w reprezentacji narodowej, biorąc udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Wystąpił w pierwszym, historycznym meczu naszej reprezentacji. Swoją pierwszą bramkę zdobył w meczu z Turcją 2 października 1925 r. Ostatni raz nasz kraj reprezentował w 1930 r. w pojedynku ze Szwecją.

Wybuch wojny zmusił go do opuszczenia Krakowa z obawy przed holokaustem. Zamieszkał we Lwowie, gdzie pracował jako trener. Niestety niedługo później naziści przejęli okupowane przez sowietów miasto, a Sperling trafił do getta. Podobnie jak Steuermann i wielu innych piłkarzy żydowskiego pochodzenia wziął udział w wygranym meczu przeciwko drużynie żołnierzy niemieckich, co przypłacił życiem.

Urodził się 7 sierpnia 1900 r. w Krakowie, zmarł około 15 grudnia 1941 r. we Lwowie.

Reprezentacja: 16 meczów, 2 bramki

Marian Spoida

Pierwszy reprezentant Polski urodzony w XX w. Był czołową postacią poznańskiej Warty w latach 20. Jako młody chłopak uczęszczał do Gimnazjum Humanistycznego im. Marii Magdaleny. Swoje pierwsze poważne piłkarskie kroki stawiał w przygimnazjalnej drużynie Chelsea. Potem miał zamiar dostać się do Szkoły Rolniczej w Bojanowie. Plany te jednak pokrzyżował wybuch I wojny światowej i młody piłkarz pozostał w Poznaniu. Swoją przygodę z futbolem kontynuował w Posnanii, ale już w 1916 r. związał się z Wartą. Wojna powoli zbliżała się do końca, ale nie oznaczało to końca walk. 27 grudnia 1918 r. wybuchło powstanie wielkopolskie. 18-letni Spoida na ochotnika zgłosił się w szeregi Wojska Polskiego. Brał udział w powstańczych bojach, walcząc pod Kcynią oraz Szubinem. Później w związku z bolszewicką ofensywą przerzucono go na wschód. W armii działał do 1921 r., odchodząc w stan rezerwy jako oficer w stopniu podporucznika.

W zespole Warty miał praktycznie zawsze pewne miejsce w jedenastce. Byli najlepsi w Poznaniu i w Wielkopolsce, a zwycięstwa w regionalnych rozgrywkach były przepustką do walki o mistrzostwo kraju. Wraz z kolegami w latach 1921-1928 przez siedem kolejnych edycji rozgrywek nie schodził z podium. W tym czasie jednak nie zdobył upragnionego tytułu. Sztuka ta udała mu się rok później, ale w mistrzowskim sezonie 1929 rozegrał tylko jedno spotkanie w rozgrywkach. Jego łączny bilans w biało-zielonych barwach to 71 oficjalnych meczów o mistrzostwo Polski. Występy na boisku godził z pracą urzędnika bankowego.

Z Wartą pożegnał się w 1930 r., ale tylko na chwilę. Przez krótko był grającym trenerem w Ostrovii, a później w poznańskiej Legii i wrócił do swojej ukochanej Warty. Od 1931 r. był etatowym trenerem PZPN i asystentem Józefa Kałuży. Pod jego nieobecność prowadził reprezentację w meczu z Łotwą w Rydze w 1935 r. Pomagał w przygotowaniach do igrzysk olimpijskich w Berlinie. Jako zastępca trenera brał także udział w budowaniu drużyny na nasz premierowy występ na mistrzostwach świata w 1938 r. Sam jako piłkarz rozegrał w kadrze 14 spotkań. Debiutował w zremisowanym 1:1 spotkaniu z Rumunią 3 września 1922 r. Reprezentował nasz kraj na igrzyskach w Paryżu w 1924 r. Ostatni występ zaliczył w wygranym 2:1 starciu ze Szwecją 1 lipca 1928 r.

Kiedy w sierpniu 1939 r. ogłoszono mobilizację, Spoida jako oficer rezerwy dostał powołanie na front. Po agresji radzieckiej został przeniesiony na wschód. Kiedy 25 września jego oddział został zatrzymany przez sowietów pod Jarmolińcami, dostał się do niewoli. Dostępne dokumenty (lista NKWD 035/1 z 16 kwietnia 1940, poz. 95, tp. 3051) wskazują, że został on tego dnia wraz z towarzyszami broni przewieziony z Kozielska do Lasku Katyńskiego. Przy jego zwłokach znaleziono legitymację klubu sportowego Warta.

Urodził się 4 stycznia 1901 r. w Poznaniu, zmarł w kwietniu 1940 r. w Katyniu.

Reprezentacja: 14 meczów

Więcej o tym  piłkarzu przeczytacie tutaj.

Wawrzyniec Staliński

Kolejna z postaci silnie związanych z poznańską Wartą i kolejny wielokrotny reprezentant kraju. Był napastnikiem, ale często zdarzało mu się występować na skrzydle – to jednak nie utrudniało mu zdobywania bramek – ale nie tylko bramki definiowały go jako piłkarza. Kibice uwielbiali go za przebojową i dynamiczną grę i widowiskowe zagrania. Charakteryzował się atletyczną budową ciała i wielką wprawnością fizyczną. Przez lata był czołowym strzelcem klubu.

Staliński wystąpił w 121 meczach ligowych pomiędzy 1919 a 1930 rokiem, jednak źródła nie są jednoznaczne co do realnej liczby meczów w barwach Warty. Na pewno było ponad 350 – o czym świadczy notatka z meczu przeciwko TKS Toruń z Kurjera Poznańskiego. 19 sierpnia 1928 r. w przerwie meczu piłkarz miał odebrać laury za swój rekordowy 300. występ.

W reprezentacji grał 13-krotnie, zdobywając 11 bramek. Debiutował 3 września 1922 r. w zremisowanym 1:1 meczu z Rumunią. W swoim drugim występie w narodowych barwach strzelił swoje pierwsze dwie bramki, a dokonał tego w starciu z Finlandią w Helsinkach 23 września 1923 r. Był w składzie na igrzyska w Paryżu, ale nie pojawił się na boisku. Ostatni reprezentacyjny występ zaliczył 27 października 1928 r. w pojedynku z Czechosłowacją, który Polska przegrała 2:3. Czynną ł karierę zakończył dwa lata później. Po karierze piłkarskiej był arbitrem ligowym, a także kapitanem POZPN. Zmarł we Wrocławiu na miesiąc przed swoimi 86 urodzinami. Został wybrany do drużyny 100-lecia Warty.

Urodził się 28 lipca 1899 r. w Poznaniu, zmarł 3 czerwca 1985 r. we Wrocławiu.

Reprezentacja: 13 meczów, 11 bramek

Tomasz Stefaniszyn

Pierwszy piłkarz w historii warszawskiej Gwardii, który rozegrał dla niej ponad 200 spotkań w lidze. Dorastał w Stryju nieopodal Lwowa, kiedy miał 10 lat wybuchła wojna, więc marzenia o grze w piłkę musiał odłożyć. Po wojnie został zarodnikiem Tranovii, w której stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki, ale jako napastnik. W 1946 r. sięgnęła po niego krakowska Garbarnia. W Krakowie spędził cztery lata. W lidze debiutował 20 czerwca 1948 r. w spotkaniu z Rymerem Niedobczyce, w którym puścił trzy gole i został zmieniony w 78. minucie. Na kolejną szansę czekał do 29 sierpnia. Wtedy przez kilkanaście minut zastępował pierwszego bramkarza Bronisława Jakóbika. Po roku spędzonym na zapleczu elity, Garbarnia wróciła w jej szeregi w 1950 r. Stefaniszyn był już wtedy podstawowym zawodnikiem i wystąpił we wszystkich meczach. W sumie w barwach krakowskiego klubu wystąpił w 24 spotkaniach i dał się pokonać 44 razy, ale warte odnotowania są dwie strzelone przez niego bramki z rzutów karnych. Uwielbiał egzekwować jedenastki, ale kiedy nie trafiał, kibice byli świadkiem prawdziwego sprintu w jego wykonaniu, żeby zdążyć we własne pole karne.

Znakomicie radził sobie na przedpolu, miał niesłychaną intuicję i imponował zręcznością. W młodości próbował swoich sił jako bokser. Sezon 1951 zaczął w barwach Legii, gdzie odbywał służbę wojskową. Na Łazienkowskiej spędził dwa lata. Zagrał we wszystkich ligowych meczach (32) i dał się pokonać 44 razy. Po wojsku nie wrócił jednak do Garbarni. Jego szwagier Franciszek Walicki, który przed wojną był napastnikiem krakowskiego klubu, został aresztowany przez UB, a ceną za jego uwolnienie miała być zgoda Stefaniszyna na przejście do Gwardii. Bramkarz się nie zastanawiał, bo była to propozycja z tych nie do odrzucenia. W milicyjnym klubie szybko stał się wyborem numer jeden między słupkami. To on razem z kolegami w 1955 r. byli pierwszymi polskimi przedstawicielami w Pucharze Europy. W Gwardii stał się jednym z liderów zespołu, który oprócz niego tworzyli tacy zawodnicy jak Krzysztof Baszkiewicz, Stanisław Hachorek czy Edmund Zientara. Przy Racławickiej spędził dwanaście sezonów. Rozegrał 241 spotkań, z czego 212 w I lidze, w której 296 razy wyciągał piłkę z siatki.

Dwukrotnie pojechał na igrzyska olimpijskie. W Helsinkach zagrał w wygranym 2:1 meczu z amatorami z Francji, a w Rzymie wystąpił w przegranym 0:2 pojedynku z amatorską drużyną Argentyny. Pierwszy raz w narodowych barwach zagrał 18 maja 1952 r. w meczu z Bułgarią, w którym w 34. minucie zmienił Henryka Skromnego. To on zastąpił kontuzjowanego Edwarda Szymkowiaka w trzecim, decydującym o awansie na szwedzkie mistrzostwa meczu w ZSRR w Lipsku w 1957 r. Ostatni raz bramki reprezentacji strzegł w przegranym 1:4 starciu z Węgrami w 1960 r., kiedy to zmienił w 40. minucie Stanisława Fołtyna.

Urodził się 16 marca 1929 r. w Stryju, zmarł 8 września 1986 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 12 meczów, 28 straconych bramek

Zygmunt Steuermann

Jako pierwszy zawodnik w lidze strzelił gola bezpośrednio z rzutu wolnego. Jest postać tragiczną. Urodził się w Samborze, w którym przez większość życia pracował i grał w piłkę. Najbardziej znany jest z występów we lwowskiej Hasmonei i warszawskiej Legii. Dwukrotnie zagrał w koszulce z orłem na piersi, strzelając cztery bramki. Bramkostrzelność była jego znakiem rozpoznawczym. Był najlepszym strzelcem Hasmonejczyków. Gdy w 1927 r. klub ze Lwowa zadebiutował jako jeden z założycieli w Lidze Polskiej, Steuermann regularnie torpedował bramki rywali swoimi zabójczo mocnymi uderzeniami. W inauguracyjnym sezonie zdobył 23 bramki – nieźle jak na drużynę z dołu tabeli. Dla porównania Wacław Kuchar zdobył ich 25. Niezbyt przykładał się do treningów, mówiło się, że nie lubił biegać po boisku, ale kiedy trzeba było, to imponował przyspieszeniem. Do klasyki przeszło prasowe określenie, że jak zwykle leniwy Steuermann znów uzyskał w lidze trzy gole.

Steuermann padł ofiarą zbrodniczej niemieckiej ideologii. Z uwagi na swoje żydowskie pochodzenie trafił do obozu koncentracyjnego na przedmieściach Lwowa. Łapanka objęła zresztą wielu innych piłkarzy. Sport we Lwowie praktycznie przestał istnieć – zostało zakazane organizowanie się w drużyny futbolowe, a jedynymi meczami były rozgrywki niemieckich żołnierzy. W 1941 r. doszło do niecodziennej sytuacji – pewni siebie naziści chcieli udowodnić swoją wyższość i zorganizowali mecz z drużyną złożoną z więźniów obozu. Ci pomimo złego stanu fizycznego pokonali oprawców 3:1, a dwie bramki zdobył Steuermann. Ten wyjątkowy moment tryumfu i poczucia wolności – podobnie jak inni więźniowie – przypłacił życiem. Podobny los spotkał innego bohatera naszego zestawienia – Leona Sperlinga.

Urodził się 5 lutego 1899 r. w Samborze, zmarł w grudniu 1941 r. we Lwowie.

Reprezentacja: 2 mecze, 4 bramki

Marceli Strzykalski

Waleczny i dysponujący niespożytymi siłami pomocnik. Wychowywał się w Nowym Bytomiu, dzielnicy Rudy Śląskiej. Jego sąsiadem z podwórka był Lucjan Brychczy. Przygodę z piłką zaczynał jeszcze w czasach okupacji. Kiedy w 1945 r. rodzice przeprowadzili się do Bobrka, Marceli próbował swoich sił w Szombierkach, ale nie zrobił tam na nikim wrażenia. Jako młody piłkarz był zawodnikiem śląskich klubów – Pogoni Nowy Bytom i Bobrka Bytom. Później przeniósł się do Sosnowca, choć proponowano mu grę w hutniczym Baildonie, ale działacze Zagłębia powiedzieli mu, że klub wkrótce zostanie rozwiązany, więc Strzykalski wybrał występy w Sosnowcu. W 1951 r. trafił do Garnizonowego WKS Kielce. Oprócz gry w piłkę próbował swoich sił w sportach walki. Kiedy grał w Bytomiu, to zimą po zakończeniu sezonu przychodził na halę i walczył na zapaśniczej macie. W Kielcach zgłosił na treningi bokserskie, bo jako sportowiec nie musiał wtedy brać udziału w ćwiczeniach młodego rocznika. W klubie brakowało boksera wagi ciężkiej, więc Strzykalski sporo przybrał na wadze, żeby osiągnąć odpowiedni limit i nawet stoczył kilka oficjalnych walk. Z Kielc przeniesiono go do Krakowa, gdzie został zawodnikiem Wawelu. W 1953 r. pod okiem trenera Artura Waltera zespół zdobył nieoczekiwanie wicemistrzostwo Polski, mając w składzie takich graczy jak Edmund Kowal, Czesław Uznański, Eugeniusz Piechaczek czy właśnie Strzykalski.

Nie mogło być tak, że Okręgowy Wojskowy Klub Sportowy, jakim wówczas był Wawel, jest lepszy od klubu centralnego, jakim była Legia. Wawel rozwiązano, a najlepsi jego piłkarze trafili do Warszawy. Wśród nich był też Strzykalski. Na debiut w ekstraklasie w barwach nowego klubu musiał jednak czekać do 17 października, kiedy to wystąpił w meczu z ŁKS-em. Zaprezentował się na tyle dobrze, że trener János Steiner stawiał na niego konsekwentnie do końca sezonu. Rok później, kiedy Legia pod wodzą Węgra sięgała po tytuł mistrzowski i po puchar Polski, to Strzykalski był jednym z ważniejszych ogniw drużyny. Sukces ten powtórzył w kolejnej kampanii, ciekawostką jest fakt, że w meczu z Odrą Opole 15 kwietnia 1956 r. przez kilka minut zastępował w bramce opatrywanego Szymkowiaka. W Legii razem z Edmundem Zientarą stworzył najlepszą klubową parę pomocników. Na Łazienkowskiej występował do 1963 r. Zagrał dla klubu w 162 meczach i zdobył 15 bramek. Grał twardo i czasami ostro. Zdarzało się, że sędziowie wyrzucali go z boiska, ale swoją walecznością zdobył serca kibiców. Po odejściu z Legii grał jeszcze przez rok dla Warszawianki.

W biało-czerwonych barwach pierwszy raz wystąpił w 1952 r. jeszcze jako zawodnik Wawelu. Wystąpił w wygranym 3:0 meczu z NRD, a w 58. minucie został zmieniony przez Czesława Suszczyka. To właśnie ten piłkarz blokował mu miejsce w kadrze przez kolejne lata. Na szansę w reprezentacji czekał cztery lata, kiedy trener Koncewicz wystawił go zremisowanym 0:0 meczu Norwegią. W drużynie narodowej występował z mniejszym lub większymi przerwami do 1961 r., kiedy to zagrał w starciu z RFN, które Polacy przegrali 0:2.

Urodził się 19 lutego 1931 r. w Nowym Bytomiu.

Reprezentacja: 17 meczów

Czesław Suszczyk

W latach powojennych filar chorzowskiego Ruchu i czołowy pomocnik w kraju. Karierę zaczynał przed wojną. Początkowo występował jako bramkarz, ale dość szybko okazało się, że będzie zwyczajnie za niski na występy między słupkami. Zamiast bronić, zdecydował, że będzie strzelać. W jednym z turniejów juniorów, który zorganizowano w 1936 r. na boisku Ruchu, zachwycił wielu obserwatorów swoją grą. Teodor Peterek w nagrodę za świetną postawę kupił mu czekoladę. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał jako zawodnik KS Chorzów, ale wybuch wojny zahamował rozwój jego kariery. W 1941 r. został wcielony do wojska. Służył na niemieckim kontrtorpedowcu na Morzu Śródziemnym. Kiedy w 1944 r. stacjonowali w greckim Pireusie, musieli uciekać po przybyciu Amerykanów. Do macierzystej jednostki wracali pieszo przez całe Bałkany. Następnie przeniesiono go do Świnoujścia, a kiedy zbliżał się front na wyspę Wolin. Tam dostał się do polskiej niewoli i został umieszczony w obozie jenieckim w Bydgoszczy, gdzie przebywał do 1946 r.

Wrócił na Śląsk. Przez kilka miesięcy występował w klubie Prezydent Chorzów, aż wreszcie został zawodnikiem Ruchu. Grał na pozycji lewego łącznika. Świetnie radził sobie z długimi wyrzutami z autu, potrafił silnie i celnie uderzyć z rzutów wolnych. Kiedy do Polski wracało coraz więcej dobrych zawodników, przekwalifikował się na pomocnika. Wspominał, że w ataku zaczęło się robić za ciasno, ale zwolniło się z kolei miejsce w pomocy. Dzięki swojej pracowitości, doskonałej kondycji i konsekwentnej i twardej grze zyskał przydomek Kombajn. Sam uważał się za pierwszego, który w Polsce uderzał „fałszem”. W Ruchu spędził 12 sezonów. Rozegrał 233 mecze i strzelił 17 bramek. Trzykrotnie był mistrzem Polski (1951 jako zdobywca Pucharu Polski, 1952 i 1953). Jako trener krótko prowadził Ruch w lidze, z rybnickim ROW-em awansował do I ligi. Pracował też w mieleckiej Stali. Z juniorami Niebieskich zdobył w 1965 r. mistrzostwo Polski juniorów.

Jako reprezentant zadebiutował w 8 maja 1949 r. w przegranym 1:2 meczu z Rumunią. Przez wiele lat był czołowym pomocnikiem w lidze i w drużynie narodowej. Został uznany za najlepszego zawodnika na tej pozycji w pierwszym 15-leciu po wojnie. Wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Helsinkach. Dla kadry nie strzelił żadnej bramki, choć trzykrotnie stawał przed szansą pokonania bramkarza rywali z jedenastu metrów. W meczu z Węgrami uznano go za najbardziej walecznego piłkarza naszego zespołu i w nagrodę dostał zegarek. Nie cieszył się nim jednak zbyt długo, bo skradziono mu go w drodze powrotnej. Kiedy w 1948 r. chciał wziąć ślub, władze zgodę uzależniły od tego, czy zmieni imię z Gerard na Czesław. Znakomicie grał w tenisa stołowego. Występował nawet w meczach ligowych, ale tylko tych w Chorzowie. Potrafił wygrywać nawet z ówczesnym mistrzem Polski.

Urodził się 4 stycznia 1922 r. w Chorzowie, zmarł 1 kwietnia 1993 r. tamże.

Reprezentacja: 25 meczów

Janusz Sybis

Urodzony w Częstochowie zawodnik zawsze był najmniejszy w klasie. Jako dorosły chłopiec też nie imponował warunkami fizycznymi (164 cm wzrostu i 60 kg). W wieku ośmiu lat przeprowadził się do Wrocławia. Na treningi trampkarzy Śląska Wrocław zaczął chodzić w piątej klasie szkoły podstawowej, ale nawet wtedy mówiono, że jest za mały. Sybis jednak się tym nie przejmował i zawzięcie trenował, czym zaskarbił sobie sympatię ówczesnego trenera grup młodzieżowych Jana Hasa. Szansa na grę w pierwszym zespole przyszła, kiedy Śląsk spadł z ekstraklasy. W II lidze obowiązywał przepis, zgodnie z którym w każdym meczu powinien zagrać przynajmniej jeden junior. W ten sposób mógł grać w jednym zespole z Janem Tomaszewskim. Obaj piłkarze często urządzali sobie zawody, polegające na strzelaniu karnych. Kiedy wygrywał Sybis, to Tomaszewski musiał go znosić „na barana” z boiska, a kiedy wygrywał bramkarz, to Sybis musiał go znosić na plecach z boiska.

Sybis szybko zaczął odgrywać kluczową rolę w zespole. W sezonie 1972/73 sięgnął nawet po koronę króla strzelców II ligi, a jego bramki miały ogromny wpływ na awans Śląska do elity. Już w drugim sezonie wśród najlepszych wrocławianie zajęli miejsce się na podium, dzięki czemu zagrali w europejskich pucharach. W 1976 r. zdobył z kolegami Puchar Polski, a rok później okazali się najlepsi w lidze. Nie był to przypadek, bo później jeszcze dwukrotnie zajmowali drugie miejsce na finiszu rozgrywek (1978 i 1982). Po odejściu ze Śląska w 1983 r. został piłkarzem Pittsburgh Spirit, gdzie cieszył się doskonałą reputacją. Tęsknił jednak za Polską i choć mógł zostać za oceanem znacznie dłużej, w 1988 roku wrócił do kraju i do ukochanego Śląska, gdzie zajął się pracą szkoleniową.

Cały zespół grał świetnie, ale on wyjątkowo. Jak był już kompletnym i dojrzałym zawodnikiem, posiadał wszystkie cechy piłkarskiej gwiazdy. Stylem gry z tamtych lat przypominał mi Messiego z Barcelony. Ośmieszał rywali – mówił o nim Aleksander Papiewski, który trenował Sybisa w Śląsku w latach 1977-1979.

Dobre występy w lidze nie znalazły zbyt dużego uznania w oczach selekcjonerów. Sybisa zabrakło w Montrealu, w Argentynie i w Hiszpanii. Być może gdyby grał w którymś z „bardziej uprzywilejowanych” klubach, to dostałby szansę. Debiutował w 31 października 1976 r. w wygranym 5:0 meczu z Cyprem. Na kolejną szansę musiał jednak czekać trzy lata. W sumie uzbierał 18 meczów i strzelił dwie bramki. Obie w 1980 r. w meczach z Włochami i z Jugosławią. Ostatni raz w narodowych barwach wystąpił w wygranym 4:1 meczu z Kolumbią.

Urodził się 10 października 1952 r. w Częstochowie.

Reprezentacja: 18 meczów, 2 bramki

O Sybisie więcej możecie przeczytać tutaj.

Tadeusz Synowiec

Pierwszy kapitan polskiej reprezentacji, współzałożyciel Przeglądu Sportowego i jeden z najlepszych zawodników w polskich futbolu w jego pionierskim okresie. Pochodził z biednej rodziny i dość wcześnie został osierocony. Później od rówieśników zaczął naukę, ale był najlepszym uczniem krakowskiego gimnazjum Utrzymywał się z lekcji, których udzielał uczniom młodszych i starszych klas. Piłkę kopać zaczął w klubie RKS Rudawa, a w wieku 20 lat w 1909 r. trafił do Cracovii. Stał się symbolem klubu, dla którego rozegrał 317 spotkań. Od 1913 r. pełnił funkcję kapitana. W trakcie I wojny światowej przebywał w okolicach Kijowa, gdzie w latach 1914-1917 występował w zespole Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego w Kijowie. W 1921 r. razem z kolegami został pierwszym w historii mistrzem Polski.

Stanisław Mielech wspominał, że podczas jednego z wyjazdów niewiele brakowało, a Synowca zostawili by na dworcu. Czekali na peronie na przyjazd pociągu, a gdy ten nadjechał, wszyscy rzucili się, żeby zając jak najwygodniejsze miejsca. Pociąg miał już ruszać, ale wtedy ktoś zapytał: gdzie jest Tadek? Synowiec spokojnie, niczym się nie przejmując, siedział sobie na ławce i pogrążał się w lekturze sportowej prasy. To m.in. dzięki niemu powstał Przegląd Sportowy. Był jego pierwszym redaktorem naczelnym i tę funkcję pełnił już wtedy, kiedy jechał z kolegami na premierowy występ polskiej reprezentacji w Budapeszcie.

W kadrze zagrał osiem razy. We wszystkich meczach pełnił zaszczytną funkcję kapitana zespołu. Ostatni występ zaliczył 18 maja 1924 r. w przegranym 1:5 meczu ze Szwecją. Na paryskich igrzyskach był rezerwowym. W sierpniu 1925 r. przejął obowiązki kapitana związkowego PZPN, z których wywiązywał się do końca 1927 r. Prowadził reprezentację w 12 meczach (11 oficjalnych).

Jako zawodnik znakomicie potrafił się ustawiać i imponował skutecznością w odbiorze piłki. Nigdy jednak nie atakował przeciwnika jako pierwszy, starał się wyczuć jego ruchy i zwykle udawało mu się wybić futbolówkę. Sporadycznie się zdarzało, że ktoś minął go dryblingiem. Był niezrównany w grze głową i nigdy nie wpadał w panikę. Zawsze, nawet w największym zamieszaniu, potrafił zachować spokój. Grał bardzo fair i nigdy nie faulował, nigdy też nie miał zatargów z sędziami. Imponował kondycją i przygotowaniem fizycznym, a dzięki swojemu uporowi, nieustępliwości i bezwzględnemu wykorzystywaniu błędów rywali, krakowska publiczność nadała mu przydomek Żyła.

Nie umiał przerzucać piłki na drugą stronę boiska, nie potrafił strzelać bramek głową z rzutów rożnych, albo poprzez linię obrony. Ale gdy Kożeluh na treningu zarządził strzelanie o czekoladę do starego kapelusza leżącego w bramce, w cylinder pierwszy trafiał „Żyła”. Styczeń, który był „pies na czekoladki” narzekał, że Tadzio nigdy się nie spieszył z napoczęciem czekolady i z poczęstunkami.

Urodził się 11 listopada 1889 r. w Świątnikach Górnych, zmarł 7 listopada 1960 r. w Kędzierzynie.

Reprezentacja: 8 meczów

Władysław Szczepaniak

Jeden z najlepszych obrońców w latach 30. i kapitan naszej reprezentacji w jej debiucie na mistrzostwach świata. Jako młody chłopiec, już w wolnej, niepodległej Polsce, zainteresował się sportem. Zimą jeździł na własnej roboty prymitywnych łyżwach, a kiedy pogoda pozwalała, to z upodobaniem kopał piłkę. Kiedy miał 13 lat zmarł mu ojciec. Szybko musiał dorosnąć i pomagać matce. Do zespołu Polonii dołączył w 1926 r. Początkowo grywał jako napastnik. Ligowy debiut zaliczył 8 lipca 1927 r. w przegranym 0:3 meczu z Czarnymi we Lwowie. Swoją pierwszą bramkę strzelił w wygranym 4:3 derbowym pojedynku z Legią 21 lipca. Premierowy sezon zakończył z trzema bramkami na koncie, a w kolejnej ligowej kampanii dorzucił sześć trafień. Później został przesunięty do pomocy, gdzie radził sobie również bardzo dobrze. 17 sierpnia 1930 r. w meczu z ŁKS-em strzelił swojego pierwszego hat-tricka w lidze, a Polonia wygrała 4:2. W 1935 r. występował już jako obrońca. Dzięki swojemu doświadczeniu w ofensywie miał niesamowitą intuicję i zawsze potrafił interweniować w odpowiednim momencie. Nie zdarzały mu się jakieś rażące błędy i do końca kariery utrzymywał równy, wysoki poziom.

W reprezentacji debiutował w 1930 r. w meczu ze Szwecją. Na igrzyskach w Berlinie wystąpił w spotkaniu o brąz z Norwegią. Na mistrzostwach świata we Francji był kapitanem, a ogółem w tej roli rozegrał aż 18 spotkań. Imponował wszechstronnością na boisku, był dobrze wyszkolony technicznie i mimo nieco atletycznej budowy był dość szybki. Mimo że w trakcie jego kariery nie brakowało ostrych spięć i nawet usunięć z boiska, to zawsze mówiono o nim jako o człowieku z klasą.

Przed wojną nie zdołał ze swoim ukochanym klubem zdobyć mistrzostwa. Podczas okupacji grał w konspiracyjnych rozgrywkach w drużynach Piaseczna i Radości. W pierwszej powojennej edycji mistrzostw Polski spełnił swoje wielkie marzenie. Polonia dość nieoczekiwanie sięgnęła po tytuł, a Szczepaniak wystąpił we wszystkich meczach. Jest rekordzistą stażu w ekstraklasie. Jego pierwszy mecz od ostatniego dzieliło 19 lat i 331 dni. Po zakończeniu kariery pracował w Gwardii, Polonii (wygrana w Pucharze Polski w 1952 r.) i Pogoni Grodzisk. Krótko trenował jeszcze kilka podwarszawskich klubów, ale najwięcej czasu poświęcił wychowaniu młodych piłkarzy Czarnych Koszul. W różnym okresie od; końca lat 50. do 70. był trenerem; juniorów, juniorów młodszych, trampkarzy. Cieszył się niezwykłą estymą i poszanowaniem.

Urodził się 19 maja 1910 r. w Warszawie, zmarł 6 maja 1979 r. tamże.

Reprezentacja: 34 mecze

Henryk Szczepański

Najlepiej charakteryzuje go jego przydomek. Koledzy wołali na niego Burza. Podczas gry zawsze był w ruchu i nieustannie inicjował dynamiczne akcje swojego zespołu. Był nieustępliwy, waleczny i zawsze starczało mu sił, żeby przez pełne 90 minut grać na pełnych obrotach. Na treningach nie oszczędzał siebie i kolegów, ale w drodze na mecze przygrywał kolegom na gitarze. Pochodził z Wejherowa, ale swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Bydgoszczy. Był wychowankiem miejscowej Polonii, do której trafił w wieku 14 lat. Kiedy w 1954 r. Polonia szykowała się do debiutanckiego sezonu w ekstraklasie, Szczepański był jej podstawowym zawodnikiem. Jako jedyny wystąpił we wszystkich spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym. 31 października w starciu z bytomską Polonią strzelił swojego pierwszego gola w elicie. W Bydgoszczy zaliczył 58 występów w ekstraklasie, a po spadku w 1956 r. przeniósł się do Łodzi.

W barwach ŁKS-u rozwinął skrzydła. Na początku kariery grywał jako prawoskrzydłowy i boczny pomocnik. W Łodzi był już skrajnym obrońcą. Swoją bojowością i nieustępliwością z miejsca oczarował kibiców. Był podstawowym zawodnikiem drużyny, która w 1957 r. zdobył Puchar Polski, a rok sięgnęła po mistrzostwo kraju. W Łodzi grał przez cztery sezony. W 83 występach udało mu się strzelić dwie bramki. Sezon 1961 zaczął już w barwach opolskiej Odry, gdzie grał do 1967 r.

Był czołowym polskim obrońcą przełomu lat 50. i 60. W reprezentacji swój premierowy występ zaliczył w 1957 r. w zremisowanym 1:1 meczu z Bułgarią z Sofii. Przez lata był podporą narodowej drużyny. Dla kraju rozegrał 45 spotkań, a w 24 z nich pełnił zaszczytną funkcję kapitana zespołu. W czasie przygotowań do igrzysk w Rzymie w sparingu z Dynamem Zagrzeb naderwał więzadła w kolanie, ale zdołał się wykurować na czas i wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach. Reprezentacyjny rozdział swojej kariery zamknął 1 listopada 1965 r. występem w przegranym aż 1:6 meczu z Włochami.

Po zakończeniu kariery pracował jako trener w Odrze, a potem przez lata w warszawskiej Gwardii, którą prowadził aż pięciokrotnie. Był opiekunem zespołu w 68 meczach w ekstraklasie i w 126 w II lidze. A to wszystko na przestrzeni prawie 30 lat. Jako szkoleniowiec pracował też w Olimpii Poznań, Gwardii Koszalin, Stomilu, Motorze i Okęciu.

Urodził się 7 października 1933 r, w Wejherowie, zmarł 30 stycznia 2015 r. w Warszawie.

Reprezentacja: 45 mecze

Pozostałe części cyklu:

BARTOSZ DWERNICKI, RAFAŁ GAŁĄZKA, BARTŁOMIEJ MATULEWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...