Sezon 2002/2003 był stosunkowo udany dla polskiej piłki klubowej, przede wszystkim za sprawą sukcesów Wisły Kraków na arenie międzynarodowej. Rozgrywki ligowe na najwyższym szczeblu zakończyły się jednak jednym z największych skandali w dziejach polskiego futbolu, który przeszedł do historii jako afera barażowa.
Czytaj także:
- Calciopoli – kulisy afery, która wstrząsnęła futbolem
- Alex Ferguson- udawana choroba i afera korupcyjna
Kampania ligowa rozpoczęta po mistrzostwach świata w 2002 roku była szczególna z kilku powodów. Po raz pierwszy w historii koronę króla strzelców zdobył obcokrajowiec – Stanko Svitlica z Legii mógł się pochwalić dorobkiem 24 strzelonych goli.
Ponadto był to ostatni sezon, w którym o mistrzostwo Polski rywalizowało 16 drużyn – decyzją PZPN z lipca 2002 roku liczba zespołów dopuszczonych do gry w I lidze została zredukowana do czternastu (choć pierwotny plan zakładał ograniczenie ekstraklasy do 12 drużyn). Zdaniem Henryka Apostela, ówczesnego wiceprezesa PZPN ds. szkolenia, ta decyzja miała podnieść atrakcyjność ligi, czego efektem byłyby zwiększone wpływy z dnia meczowego. Reforma przetrwała tylko dwa lata.
Pięciu spadkowiczów
W jej wyniku w czerwcu 2003r. bezpośrednio do drugiej ligi spadły trzy drużyny. Dodatkowo zespoły z miejsc 12. i 13. musiały rozegrać baraże o utrzymanie ze srebrnymi i brązowymi medalistami II ligi – prawdopodobnie był to ukłon ze strony władz piłkarskiej centrali w stronę tych zespołów, mogący wynikać z faktu, że bezpośredni awans do ekstraklasy mógł wywalczyć tylko zwycięzca II ligi, którym okazał się Górnik Polkowice.
W stawce pierwszoligowców na dwóch ostatnich miejscach uplasowały się KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i Pogoń Szczecin, kończąc sezon z dorobkiem odpowiednio 15 (wszystkie zdobyte wiosną) i 9 punktów. Trzeci spadkowicz został wyłoniony na podstawie małej tabeli z wynikami bezpośrednich meczów pomiędzy Zagłębiem Lubin, Ruchem Chorzów i Szczakowianką Jaworzno (występującą wówczas pod nazwą Garbarnia Szczakowianka Jaworzno), wszystkie te zespoły zgromadziły bowiem po 32 punkty.
W wyodrębnionej klasyfikacji ostatnie miejsce zajął chorzowski Ruch i to właśnie 14-krotny mistrz Polski pożegnał się z grą na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a miejsca w barażach o utrzymanie w lidze przypadły Miedziowym i Szczakowiance (wyniki bezpośrednich meczów oraz mała tabela znajdują się poniżej). Rywalem Zagłębia został Górnik Łęczna, natomiast piłkarzy z Jaworzna czekał dwumecz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki.
Baraż Zagłębia z Górnikiem nie zapisał się w pamięci kibiców na długo – dwa zwycięstwa tych drugich zapewniły drużynie z Lubelszczyzny historyczny awans do ekstraklasy. Nie można tego powiedzieć o dwumeczu Szczakowianki ze Świtem.
Wyniki bezpośrednich meczów pomiędzy Szczakowianką, Zagłębiem i Ruchem
Runda jesienna:
Szczakowianka – Ruch 6:2
Zagłębie – Szczakowianka 0:0
Ruch – Zagłębie 0:3
Runda wiosenna:
Ruch – Szczakowianka 1:1
Szczakowianka – Zagłębie 1:2
Zagłębie – Ruch 2:1
Pozycja | Nazwa klubu | Punkty | Gole strzelone | Gole stracone |
1 | Zagłębie Lubin | 10 | 7 | 2 |
2 | Szczakowianka Jaworzno | 5 | 8 | 5 |
3 | Ruch Chorzów | 1 | 2 | 6 |
Oferta nie do odrzucenia
W pierwszym spotkaniu rozegranym w Nowym Dworze Mazowieckim gospodarze wygrali skromnie i nieco szczęśliwie – autorem jedynej bramki był Krzysztof Przytuła, piłkarz…Szczakowianki. Dzień rewanżu, czyli 22 czerwca 2003 roku, na zawsze przeszedł do historii polskiej piłki klubowej, lecz bynajmniej nie zapisał się na jej kartach złotymi zgłoskami.
Po pierwszej połowie meczu rewanżowego stan rywalizacji został wyrównany – piłkarze z Jaworzna schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem, zdobytym za sprawą Michała Karwana, obrońcy…Świtu. Drugiego gola strzelił Krzysztof Przytuła, czym odkupił swoje winy z pierwszego spotkania, a Nowodworzan dobił Maciej Iwański, późniejszy reprezentant Polski.
Zwycięstwo 3:0 oznaczało dla Szczakowianki utrzymanie w elicie. Sam Przytuła jeszcze przed końcowym gwizdkiem sędziego wyrażał pełne przekonanie, że jego drużyna nie wypuści zwycięstwa z rąk. Nie wypuściła, bo wypuścić – zgodnie z przedmeczowymi ustaleniami między Szczakowianką a grupą piłkarzy z Nowego Dworu – po prostu nie mogła…
Kilka dni później wszystkie serwisy sportowe w kraju obiegła sensacyjna wiadomość, że mecz został ustawiony, a Szczakowianka wywalczyła utrzymanie nieuczciwie. Jerzy Frenkiel, ówczesny dyrektor drużyny z Jaworzna po latach zeznał w prokuraturze, że propozycję sprzedania barażu zawodnicy Świtu przedstawili jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Kością niezgody stała się żądana kwota.
– Oni chcieli 500 tysięcy złotych, a nasze możliwości sięgały dużo mniejszej kwoty. Sprawę rozprowadzał były kierownik drużyny Polonii Warszawa Marek Kęska z naszym trenerem Albinem Mikulskim. Oni się znali z pracy w Polonii. Kiedyś przyszedł do mnie Mikulski i powiedział o tej propozycji – zeznawał Frenkiel.
Szczakowiance udało się zebrać nieco ponad połowę żądanej sumy – 265 tysięcy. Przed spotkaniami ze Świtem do piłkarzy przyszedł prezes Tadeusz Fudała, pytając, czy te środki mają być przeznaczone na kupno barażu, czy na premię za uczciwie wywalczone utrzymanie.
Rada drużyny, w skład której wchodzili Ryszard Czerwiec, Maciej Bykowski i Marek Kubisz podjęła decyzję, że szczęściu i boiskowym umiejętnościom trzeba będzie nieco dopomóc.
Czytaj: Olympique Marsylia i plama na ich honorze
Z podobnym pytaniem do swoich piłkarzy zwrócił się szef Świtu, Wojciech Szymański – zawodnicy mieli do wyboru 265 tysięcy złotych oferowane przez obóz przeciwnika za odpuszczenie dwumeczu lub 400 tysięcy złotych premii za wywalczenie awansu w duchu fair play. W Nowym Dworze także nie mieli wątpliwości i wybrano rozwiązanie mniej korzystne finansowo, lecz łatwiejsze do spełnienia.
Zeznania Frenkiela potwierdził Ryszard Czerwiec, biorący udział w sprawie w charakterze świadka. – Na spotkaniu ze mną, Kubiszem i Bykowskim prezes powiedział, że rywale nam mecz odpuszczą. Jeszcze tego samego dnia Fudała wezwał mnie ponownie i przekazał torbę. Miałem z nią iść do lasu. Domyślałem się, że to były pieniądze dla Świtu. W umówionym miejscu w lesie stały dwa samochody. Był tam nasz dyrektor Jerzy Frenkiel. Z tego, co pamiętam, był tam też Albin Mikulski. Przekazałem torbę i wróciłem z powrotem do ośrodka – mówił.
Ze strony Świtu w cały proceder początkowo zaangażowanych było sześciu piłkarzy: Maciej Lewna, Maciej Krzętowski, Marek Zawada, Adam Warszawski, Grzegorz Miłkowski i kapitan drużyny Rafał Ruta. Co ciekawe, Miłkowski został ukarany za udział w sprawie, choć nie zagrał ani minuty w żadnym spotkaniu ze Szczakowianką.
Surowe wyroki
Zgodnie z ustaleniami, pierwszy mecz miał zakończyć się bezbramkowym remisem, w drugim górą okazałaby się Szczakowianka. Realizacja tego planu pozwoliłaby na uniknięcie jakichkolwiek podejrzeń dotyczących nieczystych zagrań pozaboiskowych.
Czytaj: Z archiwum polskich skandali: Sprawa Rasicia
Pieczołowicie dopracowany plan nie został w pełni dotrzymany, ponieważ Świt odniósł minimalne zwycięstwo po przypadkowo strzelonym golu samobójczym, co doprowadziło do wściekłości sternika klubu z Nowego Dworu Mazowieckiego. Wojciech Szymański był prawdopodobnie jedynym prezesem klubu w historii polskiej piłki, który zarzucił swoim piłkarzom sprzedanie wygranego meczu.
Andrzej Prawda, który w 2003 roku pełnił funkcję dyrektora Świtu, tak opowiedział tę historię Michałowi Guzowi z „Przeglądu Sportowego”. – Bramka była zupełnie przypadkowa, jakiś rykoszet po rzucie wolnym. W sobotę był mecz, w niedzielę wolne. W poniedziałek przychodzimy do klubu, jest euforia. Nagle wpada prezes Szymański i krzyczy na swoich zawodników „Sprzedaliście mi mecz!”. Wyobraża sobie pan, jaki był szok? Szef klubu po wygranej drze się, że piłkarze ten mecz sprzedali.
Szymański podejrzewał, że piłkarze postanowili wycofać się z układu za jego plecami. Do tego dołączyła wściekłość działaczy z Jaworzna, którzy przekazali pieniądze, a przeciwnik nie wywiązał się z zawartej umowy.
W efekcie trzy dni po spotkaniu Rafał Ruta został odsunięty od drużyny. Maciej Krzętowski i Marek Zawada odnieśli kontuzje, a z kolei Adam Warszawski i Grzegorz Miłkowski wzięli zwolnienia lekarskie z powodu problemów żołądkowych. Z piłkarzy wtajemniczonych w proceder na placu boju pozostał tylko Maciej Lewna.
Z tego powodu do kręgu piłkarzy chcących sprzedać mecz został dokooptowany bramkarz Boris Pešković. Fragmenty rozmów, które toczyły się w mieszkaniu Słowaka, zostały zarejestrowane na taśmie magnetofonowej i zostały przedstawione jako dowód przyjęcia pieniędzy przez zawodników Świtu. Eugeniusz Kolator pełniący funkcję wiceprezesa PZPN nie krył radości z powodu upublicznienia nagrań. Jego zdaniem to pokazały one, że związek miał wystarczające dowody do ukarania handlarzy meczami.
Rewanż zakończył się zgodnie z planem dzięki wydatnej „pomocy” Peškovicia i Lewny. Lewna, grający w drugiej linii, został pod koniec meczu zmieniony i zastąpiony przez Łukasza Borkowskiego, będącego wówczas… bramkarzem piątoligowych rezerw.
31 lipca 2003 roku Wydział Dyscypliny PZPN uznał Szczakowiankę winną popełnienia przestępstw o charakterze korupcyjnym. Wynik drugiego spotkania został zweryfikowany jako walkower dla Świtu, co oznaczało degradację podopiecznych Albina Mikulskiego, którzy rok wcześniej także otrzymali promocję do I ligi w wyniku walkoweru przyznanego w meczu barażowym z RKS Radomsko (tzw. Sprawa Rašicia).
Ponadto na Jaworznian została nałożona kara 10 ujemnych punktów na starcie nowego sezonu. Na sześciu piłkarzy Świtu – Rutę, Lewnę, Krzętowskiego, Zawadę, Warszawskiego i Miłkowskiego – WD nałożył dożywotnią dyskwalifikację.
Łagodniej został potraktowany jedynie Pešković, którego zawieszono na rok – na jego korzyść zadziałało przyznanie się do winy. Kolator postrzegał aferę barażową w kategoriach wydarzenia przełomowego dla polskiej piłki.
– Do tej pory wszyscy mówiliśmy o przekupstwach w lidze, o „drukowaniu” meczów, ale nigdy nie było dostatecznych dowodów, żeby podjąć decyzje dyscyplinarne. Odebranie Legii mistrzostwa Polski w 1993 roku do dzisiaj odbija się nam czkawką. Teraz staraliśmy się już uniknąć błędów wtedy popełnionych, podejść do całej sprawy na spokojnie, bez emocji, wspierać się fachowcami, przeprowadzić solidne postępowanie dowodowe itd. Mam nadzieję, że afera barażowa stanie się przestrogą dla wszystkich, którym przyszłoby kiedyś do głowy handlować meczami – powiedział zastępca Michała Listkiewicza w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
Niespełna miesiąc później zebrała się Najwyższa Komisja Odwoławcza PZPN, której zadaniem było rozpatrzenie zażaleń złożonych przez zdyskwalifikowanych piłkarzy Świtu oraz prezesa Szczakowianki.
Przewodniczący NKO mecenas Eugeniusz Stanek podkreślił, że komisja jest zobowiązana do jak najszybszego rozpoznania sprawy.
Zaznaczył, że możliwe są następujące rozwiązania: utrzymanie w mocy decyzji Wydziału Dyscypliny, uchylenie jej w części lub w całości i wydanie w ich miejsce nowych postanowień lub uchylenie i ponowne skierowanie sprawy do rozpoznania przez WD w przypadku uznania zasadności odwołania się.
– Oczywiście walczymy dalej o to, żeby oczyszczono nas z zarzutów i przywrócono nam należne miejsce, tam, gdzie po prostu powinniśmy się znaleźć – mówił przed posiedzeniem NKO prezes Fudała.
Reprezentujący dożywotnio zawieszonych piłkarzy mecenas Paweł Dowgiłłowicz podważał zgodność decyzji WD z prawiem twierdząc, że zawodnicy nie dostali możliwości zapoznania się z przedstawionym materiałem dowodowym, ponadto zdaniem jego oraz jego klientów postępowanie miało charakter dochodzeniowy, a nie dyscyplinujący.
W podobnym tonie wypowiadał się Jacek Bednarz, pełnomocnik Peškovicia. – Uważam, że nie ma dowodów na to, iż mój klient brał jakikolwiek udział w przekupstwie, a właśnie za to został ukarany roczną dyskwalifikacją – mówił. Jadwiga Tomaszewska występująca w imieniu Szczakowianki winą za całą sytuację obciążyła Wojciecha Szymańskiego, zarzucając mu kierowanie się urażoną ambicją i chęcią zemsty na zawodnikach własnego klubu, którzy próbowali wyłudzić od niego pieniądze.
Zaznaczyła, że nie ma dowodów obciążających klub z Jaworzna. W październiku 2003 roku NKO wydała decyzję podtrzymującą degradację Szczakowianki i nałożoną na klub karę 10 ujemnych punktów w sezonie 2003/2004. Komisja zmniejszyła kary zawieszenia sześciu piłkarzy Świtu do dwóch lat, z kolei zawieszenie Peškovicia skrócono o połowę, dzięki czemu Słowak mógł zadebiutować w ekstraklasie wiosną 2004 roku.
Tylko jeden powrót
Golkiper pochodzący zza naszej południowej granicy był jedynym piłkarzem z całej siódemki, który po dyskwalifikacji zdołał wrócić do poważnej piłki. W Nowym Dworze Mazowieckim grał do końca sezonu 2003/2004. Po spadku Świtu do II ligi Słowak przeniósł się do łódzkiego Widzewa, by po kolejnych sześciu miesiącach zostać zawodnikiem Pogoni Szczecin.
Miejsce w bramce Portowców stracił jesienią 2006 roku, kiedy do „brazylijskiej” Pogoni powrócił wychowanek klubu i były reprezentant Polski Radosław Majdan. Po opuszczeniu Szczecina bronił jeszcze barw Zagłębia Sosnowiec i Górnika Zabrze, by w 2008 roku spróbować sił poza Polską. Wybrał ofertę z Portugalii i został zawodnikiem klubu Academica de Coimba. Po dwunastu miesiącach zdecydował się na przeprowadzkę do Rumunii, gdzie w 2010 roku został mistrzem tego kraju, choć w całym sezonie wybiegł na boisko jedynie w pięciu meczach. Po rocznym pobycie w Rumunii Pešković powrócił na chwilę do ojczyzny, a przed końcem kariery zdobył angaże w Zabrzu i Płocku, lecz w żadnych z tych klubów nie został numerem jeden.
W 2012 roku, tak szczególnym dla polskiego futbolu, zawiesił buty na kołku. Łatka zawodnika zamieszanego w aferę korupcyjną była przyklejona do Słowaka do końca jego przygody z piłką. Zimą 2011 roku Boris był bliski przejścia do Wisły Kraków, z tego powodu rozwiązał swój kontrakt w Cluj. Bogusław Cupiał w ostatniej chwili zablokował cały transfer, tłumacząc to właśnie udziałem bramkarza w aferze barażowej.
Dla Macieja Krzętowskiego mecz w Jaworznie był ostatnim w karierze. Obrońca nigdy nie wrócił do futbolu, nawet na poziomie amatorskim. Rafał Ruta oraz Grzegorz Miłkowski wyjechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie występowali w klubach polonijnych.
Miłkowski reprezentował barwy Arki Chicago, z kolei były kapitan Świtu przez trzy lata zakładał koszulkę Polonii Mielec Chicago S.C. Maciej Lewna wyemigrował do Austrii, tam występował w pięciu klubach: USV Leitzersdorf, SC Lassee, FC Polska Wien, FC Erhart Bau Vienna Celtics oraz FZSV Rußbach. Marek Zawada powrócił do rodzinnego Elbląga, grał w tamtejszych klubach: Concordii i Olimpii. Adam Warszawski do końca przygody z piłką przede wszystkim biegał po boiskach mazowieckich klubów z niższych lig. W 2013 zawiesił buty na kołku, jego ostatnim zespołem była Marcovia 2000 Marki.
Losami zdyskwalifikowanych zawodników zainteresowała się redakcja „Życia Warszawy”, w grudniu 2003 roku na jego łamach ukazał się artykuł opowiadający o tym, czym zajmowali się piłkarze, którym zabroniono wykonywania ich zawodu.
Marek Zawada nie tracił nadziei na powrót do piłki.
– Nieważne, czy kiedyś jeszcze zagram w piłkę. Walczę o swoje dobre imię, chcę oczyścić swoje nazwisko. Niczego złego nie zrobiłem i mam nadzieję, że prawda wyjdzie na jaw. Jeśli nie wrócę do piłki, świat się nie zawali. Znajdę pracę i będę normalnie żył – mówił.
Maciej Lewna próbował swoich sił w piłce halowej, jednak dyskwalifikacja nałożona na niego przez WD nie pozwala mu na uprawianie również tej odmiany futbolu. Lewna wytoczył procesy sądowe prezesowi Szymańskiemu oraz jednemu z dziennikarzy. – Moje życie bardzo się zmieniło. Nie ukrywam, że kiedy grałem, było mi dużo lepiej. Nie pracuję, nie mam żadnych dochodów. Na szczęście pomocną dłoń wyciągnął do mnie Bogdan Duraj, który ma drużynę Holiday Chojnice występującą w piłce halowej. On bardzo mi pomaga, zarówno finansowo, jak przy załatwianiu spraw procesowych. Niestety, w halówce także nie mogę się pokazać – nie ukrywał żalu.
Adam Warszawski, podobnie jak Lewna, nie został dopuszczony do udziału w rozgrywkach halowych. W wyniku przymusowego rozbratu z zawodową piłką wychowanek Okęcia Warszawa został kierowcą w hurtowni w Łomiankach. Jak sam przyznał to, co zarobił na piłce, wydał na adwokatów.
Kar nie ma, ale problem pozostał
W Jaworznie zaczęto liczyć straty wynikające z degradacji do niższej klasy rozgrywkowej. Utrata wpływów należnych klubowi wynikających ze sprzedaży praw telewizyjnych, utrata sponsorów, fiasko negocjacji z podmiotami mogącymi potencjalnie wesprzeć klub oraz zmniejszenie zysków z dnia meczowego – to wszystko kosztowało klub ponad 9 milionów złotych.
Część tych strat Szczakowiance mógłby zrekompensować powrót do piłkarskiej elity w 2004 roku. Drużyna zakończyła zmagania ligowe w sezonie 2003/2004 z dorobkiem 52 punktów. Awans do ekstraklasy dawało zdobycie 61 punktów. Zdecydowało 10 oczek, odebranych Jaworznianom na starcie sezonu. Już nigdy później ten klub nie był tak bliski powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Pod koniec grudnia 2003 roku cała zabawa zaczęła się od nowa. Trybunał Arbitrażowy przy Polskim Komitecie Olimpijskim uchylił w całości wszystkie decyzje PZPN, podjęte w obu instancjach (WD i NKO).
Trybunał wskazał szereg uchybień w całej procedurze, które dotyczyły m.in. brak postawienia konkretnych zarzutów obwinionym o udział w aferze, uniemożliwienie obrony, brak informowania obwinionych o toczącym się przeciw nim postępowaniu i nieudzieleniu prawa do zadawania pytań. Wyłączenie jawności prac organów związku stanowiło naruszenie statutu PZPN.
Podjęta przez Trybunał decyzja była prawomocna, nie przysługiwało od niej odwołanie, a całą sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia przez Wydział Dyscypliny. Mecenas Dowgiłłowicz powiedział, że decyzja pozwala reprezentowanym przez niego piłkarzom na podpisanie kontraktów z klubami i powrót na boisko, Tadeusz Fudała oznajmił wszem i wobec, że jest prezesem pierwszoligowego klubu, a Eugeniusz Kolator skwitował całą sytuację słowami „kar nie ma, ale problem pozostał”.
180 zł zamiast 9 milionów
Ponowne rozpatrzenie sprawy najpierw przez Wydział Dyscypliny, a w następnej kolejności przez Najwyższą Komisję Odwoławczą sprawiło, że związek podtrzymał decyzje podjęte jesienią 2003 roku przez ten drugi organ – degradacja Szczakowianki, odjęte 10 punktów, dwuletnie dyskwalifikacje dla sześciu graczy Świtu i półroczne zawieszenie dla Peškovicia.
W listopadzie 2005 roku, a zatem blisko 2,5 roku po rozegraniu meczu w Jaworznie, sprawa ponownie trafiła na wokandę w Trybunale Arbitrażowym przy PKOl i po raz drugi decyzje podjęte w PZPN zostały uchylone w całości – tym razem powodem było przedawnienie się karalności czynów. W odpowiedzi na tę decyzję władze PZPN wniosły skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. 12 kwietnia 2006 roku Sąd Najwyższy oddalił skargę i zasądził na rzecz syndyka Spółki Akcyjnej Szczakowianka kwotę w wysokości 180 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania kasacyjnego.
Trzynaście miesięcy później przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces wytoczony Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej przez Szczakowiankę. Klub domagał się od związku odszkodowania odpowiadającemu wysokości oszacowanych strat z tytułu degradacji.
Choć pozew do sądu złożyła Szczakowianka, w przypadku wygranego procesu do klubowej kasy nie trafiłaby ani złotówka – każda wywalczona złotówka zostałaby przelana na konto syndyka masy upadłościowej spółki akcyjnej. Przed sądek syndyka reprezentowała mecenas Jadwiga Tomaszewska, będąca obrońcą klubu we wszystkich sprawach toczących się przeciwko niemu w organach PZPN.
Reprezentacji piłkarskiej centrali wnosili o odrzucenie pozwu w całości, argumentując to brakiem wiarygodnych wyliczeń strat klubu oraz posiłkując się dowodami potwierdzającymi winę klubu w aferze barażowej. 31 stycznia 2008 roku Sąd Okręgowy wydał postanowienie, uznając roszczenia klubu za bezzasadne. W listopadzie tego samego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał decyzję sądu pierwszej instancji. Była to ostatnia rozprawa sądowa dotycząca afery.
Szczakowianka Jaworzno jest dziś klubem amatorskim i występuje dziś w IV grupie śląskiej klasy okręgowej (szósty poziom rozgrywkowy), po rundzie jesiennej sezonu 2019/2020 przewodzi stawce. Świt Nowy Dwór Mazowiecki możemy oglądać w grupie 1. III ligi (czwarty poziom rozgrywkowy).
Afera barażowa okazała się wierzchołkiem potężnej góry lodowej o nazwie „korupcja w futbolu”, na którą nasz piłkarski Titanic wpadł z całym impetem w 2005 roku.
W efekcie wspomniany w tym tekście trener Albin Mikulski był znany w kraju jako Albin M., a panowie Frenkiel i Fudała zaczęli być przedstawiani społeczeństwu jako Jerzy F. oraz Tadeusz F. Warto dodać, że sędzią feralnego spotkania w Jaworznie był Antoni F. Chociaż nie był zamieszany w ustawienie tamtego spotkania, to przeszedł do historii jako pierwsza osoba aresztowana w związku z aferą korupcyjną w polskiej piłce nożnej. Wówczas Michał Listkiewicz powiedział, że „mamy do czynienia z jedną czarną owcą w środowisku”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: WSPOMINAMY 1. LIGĘ Z SEZONU 2001/2002
PRZEMEK PŁATKOWSKI
afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa afera barażowa