W życiu każdego młodego kibica piłki nożnej przychodzi czas, kiedy zadaje sobie pytanie – kto był najlepszym piłkarzem wszech czasów?Abstrahując od tego, że ciężko porównać zawodników grających dzisiaj z tymi, którzy kopali piłkę kilkadziesiąt lat temu, najczęściej przewija się kilka nazwisk – Pele, di Stefano, Maradona, Messi, Beckenbauer czy Platini. Anglicy do tego grona dorzucają zazwyczaj Bobby’ego Moore’a i Bobby’ego Charltona. Albion dał światu jeszcze jednego piłkarza, o którym warto pamiętać. Stefan Szczepłek pisał o nim jako o „jednym z najbardziej utalentowanych graczy w całej historii angielskiego futbolu”. Walther Winterbottom mówił, że „w jego charakterze i duchu dostrzegł prawdziwe odrodzenie brytyjskiego futbolu”. Sir Bobby Charlton wspominał go jako „jedynego piłkarza, przy którym czuł się gorszy”.
Duncan Edwards – biogram
- Pełne imię i nazwisko: Duncan Edwards
- Data i miejsce urodzenia: 01.10.1936 Dudley
- Data i miejsce śmierci: 21.02.1958 Monachium
- Wzrost: 180 cm
- Pozycja: Pomocnik
Historia i statystyki kariery
Kariera juniorska
- Manchester United (1952-1953)
Kariera klubowa
- Manchester United (1953-1958) 151 występów, 20 bramek
Kariera reprezentacyjna
- Anglia (1955-1958) 18 występów, 5 bramek
Statystyki i osiągnięcia:
Osiągnięcia zespołowe:
Manchester United
- 2x mistrzostwo Anglii (1956, 1957)
- 2x Superpuchar Anglii (1956, 1957)
Urodzony, by grać
Duncan Edwards, bo o nim mowa, urodził się w październiku 1936 r. Kiedy przyszedł na świat, ważył 4,3 kg. Nawet jak na dzisiejsze standardy byłby wielki, w latach 30. był wręcz ogromny. Rodzice Duncana – Sarah Ann, do której wszyscy zwracali się Annie, i Gladstone mieszkali w niezbyt ładnej okolicy w małym domku w Dudley. Po przyjściu na świat Duncana wkrótce rodzina wprowadziła się do nowego domu przy Elm Road. Nowa posiadłość nie tylko była bardziej przestronna i zadbana, ale przynależał do niej ogród, w którym mały Duncan godzinami mógł kopać piłkę.
Kopał piłkę, zanim nauczył się chodzić, ojciec trzymał go za szelki, żeby mógł stanąć prosto i kopać piłkę – opowiadała Annie.
Jego talent, który zaczął się ujawniać w tak młodym wieku był bożym darem. Matka wspominała:
Nigdy nie uczyłam mojego syna grać w piłkę tak, jak mama Bobby’ego Charltona. On po prostu urodził z takim talentem i zdolnościami. To było naturalne. Kopał piłkę sam, nikt mu nawet nie pokazywał jak.
Często pierwszym boiskiem dla wielu piłkarzy była ulica. W latach 40. ciężko było o dobre boiska dla młodzieży, zwłaszcza że świat dopiero dochodził do siebie po wojnie. Były burmistrz Dudley, Ken Finch, który dorastał na tych samych ulicach co Duncan, wspomina:
Duncan grał z każdym o każdej porze. Gdziekolwiek była piłka, tam był też Duncan Edwards.
Już jako młody chłopak zaczął przejawiać talent przywódczy. Był organizatorem i dyrygentem gry. Ustawiał rówieśników na pozycjach i mówił, jak mają grać, a oni go słuchali. Praktycznie nie rozstawał się z piłką, była dla niego całym życiem.
Jako chłopak wychodził z piłką i wracał z piłką, spędzał godziny na odbijaniu piłki głową i kopaniu o mur. Nawet jak był ubrany odświętnie w niedzielę, to kopał kamienie, a jak jechaliśmy na wakacje, to zawsze musieliśmy mu kupić piłkę – mówiła Annie o synu.
Wielki talent piłkarski, który przejawiał już od najmłodszych lat, sprawiał, że chcieli z nim grać nawet dużo starsi koledzy. Pewnego razu, gdy Annie przechodziła przez jeden z lokalnych parków, zobaczyła grupkę chłopców pochłoniętych kopaniem piłki. Kiedy podeszła bliżej, zorientowała się, że jej syn gra z chłopakami dwa razy starszymi od siebie. Troszcząc się o niego, chciała sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Jednak starsi chłopcy ją uspokoili, mówiąc, że to raczej oni powinni się martwić, bo Duncan gra bardziej twardo i ostro niż ktokolwiek kogo znają. Innym razem miał wykonywać rzut karny i chciał uderzyć piłkę z całej siły. Niestety, boisko było mokre, poślizgnął się i upadł na plecy, a piłka przeleciała wysoko nad poprzeczką. Ubłocony i mokry Duncan stał się pośmiewiskiem. Od tego czasu postanowił, że będzie się uczył na swoich błędach. Zaczął intensywnie ćwiczyć, żeby poprawić technikę podań i strzałów. Wiedział, że jego największą słabością była lewa noga. Spędzał więc godziny na odbijaniu piłki o mur, poprawiając swoją technikę.
Zobacz także:
- Gordon Banks.”Banks of England” – część pierwsza (1937-1966)
- Manchester United i tragedia w Monachium
- Mecz w cieniu katastrofy
- Pamiętny 1999 i trzy korony Manchesteru United
Szkolna gwiazda
Tak naprawdę swoją poważną piłkarską edukację rozpoczął w Priory Road Junior School. To właśnie w tej szkole pierwszy raz wziął w udział w organizowanych meczach. Jego postura i dominująca osobowość zapewniły mu nie tylko miejsce w szkolnej drużynie, ale i rolę kapitana. Po jednym z meczów z lokalnymi rywalami z St. John’s, opiekun przeciwnej drużyny Gordon Meddings był zahipnotyzowany jego widokiem i tym jak mały Duncan miał wpływ na grę drużyny. Po latach wspominał:
To było oczywiste, że jest wyjątkowy, choć miał wtedy dopiero dziesięć lat. Pokrywał każdy centymetr boiska, wykonywał rzuty bramkowe, auty, rzuty rożne i wolne, a także starał się powstrzymywać każdy atak przeprowadzany naszą lepszą stroną. Trzykrotnie w ciągu gry wykonał indywidualne rajdy, podobne do tych, jakie dziewięć lat później przeprowadził z RFN. Jego gra natchnęła chłopców z Priory Road do zwycięstwa 3:0.
Po ukończeniu Priory Road Junior School kontynuował naukę w Wolverhampton Street Secondary School, podczas gdy większość jego przyjaciół wolała Park Seconary School. Co ciekawe, powodem wyboru szkoły nie była piłka nożna, a taniec. W tej placówce prowadzona była odnosząca sukcesy sekcja tańca Morris Sword.
Krótko przed rozpoczęciem nauki w nowej szkole, na świat przyszła siostra Duncana – Carol Anne. Duncan był nią oczarowany. Każdego dnia po szkole pędził jak najszybciej do domu i przyglądał się śpiącej w łóżeczku młodszej siostrze. Niestety mała Carol Anne zmarła na zapalenie opon mózgowych. Chłopak bardzo to przeżył i po raz pierwszy nie spieszył się, żeby grać w piłkę z rówieśnikami. Zamiast tego siadał na progu domu i szlochał.
We wrześniu 1948 r. Edwards rozpoczął naukę w Wolverhampton Street Secondary School. Z marszu stał się członkiem szkolnego zespołu tańca. Z podobną łatwością wszedł do drużyny piłkarskiej. Dyrektor szkoły – pan Groves nigdy nie zapomniał chwili kiedy pierwszy raz go zobaczył w akcji:
Zdominował cały mecz. Mówił wszystkim pozostałym 21 graczom, co mają robić, sędziemu i jego asystentom również. Kiedy wieczorem wróciłem do domu, napisałem do przyjaciela, że właśnie widziałem 11-letniego chłopca, który kiedyś zagra dla reprezentacji Anglii.
O umiejętnościach młodego Duncana było głośno nie tylko w jego szkole. Jego nazwisko miał zapisane w notesie Eric Booth, który był sekretarzem Dudley Schools Football Association:
Miał wtedy 11 lat, był kapitanem swojej szkolnej drużyny i grał w środku pola. Od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym – mówił Booth o tym, jak pierwszy raz spotkał Duncana.
Eric Booth odegrał bardzo ważną rolę na początku przygody Duncana z piłką. Spędził z nim wiele godzin, pracując nad jego techniką. To on przekazał mu wiele podstawowych umiejętności, nauczył go odpowiednio uderzać piłkę i pokazał jak ją kontrolować. Wpoił mu, że posiadanie piłki jest kluczowe dla wyniku meczu i zachęcał go do podań, kiedy tylko będzie miał ku temu okazję. Edwards wszystkie te elementy przyswajał natychmiast.
Pierwszy mecz w kadrze młodzieżowej
Zarówno Eric Booth, jak i Gordon Meddings, chcąc maksymalnie wykorzystać umiejętności Edwardsa, ustawiali go bardziej centralnie, tak, żeby mógł dyktować tempo gry. To było jednak tak naprawdę bez znaczenia, bo obojętnie na jakiej pozycji grał, to był przy piłce dłużej niż jakikolwiek inny zawodnik z drużyny. Będąc pod wrażeniem postępów, jakie czynił Duncan, Booth bez wahania wysunął jego kandydaturę do najlepszego zespołu w kraju w tej grupie wiekowej:
Zarekomendowałem Duncana do reprezentacji Anglii U-14 na mecz w Oldham. Byliśmy naprawdę zaskoczeni, że został wybrany do zespołu, bo trzeba pamiętać, że był sporo młodszy. Jeszcze bardziej nas zaskoczyło, że miał grać w meczu jako napastnik!
Wielu młodych chłopaków marzyło, by być na jego miejscu. W tym samym czasie jednak miały odbyć się mistrzostwa kraju w tańcu Morris Sword w Derby, w których Edwards miał wziąć udział. Ostatecznie jednak wybrał grę w reprezentacji, ale był trochę rozczarowany, bo taniec był dla niego równie ważny. O jego tanecznych umiejętnościach wspomniano nawet w lokalnej gazecie.
6 maja 1950 r. w Oldham na Boundary Park Duncan Edwards zaliczył swój międzynarodowy debiut. Był najmłodszym zawodnikiem na boisku i grał w ataku. Anglia wygrała 5:2, a Edwards zaliczył występ, jaki przeczył jego wiekowi. Przewyższał wszystkich, którzy byli na boisku. Wkrótce z drużyny U-14, został przeniesiony do U-15. Jedno z jego wielkich życiowych marzeń spełniło się 7 kwietnia 1951 r. Wtedy to po raz pierwszy zagrał na Wembley. Anglicy przy dopingu 53 400 widzów podejmowali Walię. Edwards pierwszy raz grał przed tak dużą publicznością, ale ani trochę się nie speszył i dzięki jego wysiłkom Anglicy zanotowali kolejne zwycięstwo. Był pierwszym chłopcem z Dudley od 40 lat, który zagrał w reprezentacji. Jednak rekordy go nie interesowały:
Wychodził z domu i grał, ale dopóki nie opróżniłam jego torby z medali i pamiątkowych odznak, nie wiedziałam, że tyle wygrał. Nigdy się nie popisywał. On grał, bo po prostu kochał futbol – opowiadała mama o jego stosunku do gry i rekordów
Wkrótce przejął funkcję kapitana w reprezentacji, a ogółem zaliczył w niej 9 występów, co było rekordem w tamtym czasie. W pamięci zapadł mu mecz z Walią na St. Andrews Stadium w Birmingham City, położonym ledwie kilka kilometrów o rodzinnego Dudley. Na trybunach byli nie tylko rodzice, ale rzecz jasna mnóstwo znajomych i rodzina. Wszyscy z dumą czekali na występ młodego Duncana. Ten, zazwyczaj był poważny i skupiony przed każdym meczem, ale przed tym, wyjątkowo już w tunelu uśmiechał się od ucha do ucha.
Duncan Edwards trafia do Manchesteru
Dobre występy w szkolnej reprezentacji zwróciły uwagę wielu klubów. W sercu Duncana był jednak tylko jeden zespół – Manchester United. Klub śledził jego rozwój już od 1948 r., kiedy to scout Jack O’Brien widział grę Edwardsa i szybko wysłał telegram do Matta Busby’ego:
Widziałem dzisiaj chłopaka, który wymaga specjalnej uwagi. Nazywa się Duncan Edwards i jest z Dudley. Proszę o instrukcje.
Od tego czasu był pod obserwacją. Asystenci Busby’ego Bert Whalley i Jimmy Murphy na własne oczy przekonali się, że Edwards naprawdę jest wart uwagi. Sprawdzano nie tylko jego rozwój piłkarski, ale też aspekty pozaboiskowe, Murphy rozmawiał nawet z nauczycielami. Kiedy Busby się dowiedział, że Duncan chętnie założyłby koszulkę United, pojechał do niego. Wytłumaczył mu, że Manchester ma na niego oko i obserwuje jego postępy. Duncan zapewnił go, że nie chce grać nigdzie indziej.
To, co wszyscy o nim mówili, było prawdą. Oczywiste było, że był graczem z wyjątkowym talentem. Tak łatwo panujący nad piłką, obunożny, ze znakomitym balansem, z nogami jak dęby i walecznym usposobieniem. Musieliśmy go mieć, ale jedno zaprzątało moje myśli. Czy nie będzie chciał grać dla klubu ze swoich okolic – Wolverhampton Wanderers? Nie miałem się jednak czego obawiać, bo wkrótce powiedział mi, że dla niego Manchester United jest największym klubem na świecie i jak tylko to będzie możliwe, to do nas dołączy – wspominał Matt Busby.
W wyścigu o jego zatrudnienie brały udział też Bolton i właśnie Wolves. Rodzice namawiali Duncana do dołączenia do którejś z tych drużyn, a sam Duncan bał się, że Manchester United stracił zainteresowanie. Busby wiedział, że musi ściągnąć Edwardsa za wszelką cenę. Wysłał więc do Dudley swoich współpracowników. Kiedy Whalley i Murphy dojechali na miejsce, było około 2:00 w nocy. Mimo że światła w domu były pogaszone, Murphy bez zastanowienia zapukał do drzwi. Gladstone myślał, że coś się stało, skoro ktoś o tej porze ich niepokoi. Whalley zaczął się tłumaczyć i przepraszać, ale Murphy przeszedł od razu do rzeczy. Kiedy zaspany Duncan schodził na dół, zastanawiał się o co chodzi. Jednak jak usłyszał, że ludzie, którzy przyjechali, są z Manchesteru United, i że są tu specjalnie po to, żeby uzyskać jego podpis, momentalnie oprzytomniał. Bolton i Wolves spędzili miesiące nad tym, co Murphy’emu i Whalley’owi zajęło 10 minut. Po wszystkim Duncan powiedział:
Nie wiem po co to całe zamieszanie. Mówiłem przecież, że Manchester United jest jednym klubem, do którego chciałem dołączyć.
Gladstone i Annie cieszyli się, że syn spełnia marzenia, ale jednocześnie mieli obawy, jak poradzi sobie w całkiem nowym środowisku. Annie miała nadzieję, że wybierze klub blisko miejsca zamieszkania. Wiedziała, że po jego wyjeździe ich dom stanie się pusty i bardzo cichy. Gladstone też był trochę rozczarowany, że syn nie wybrał jego ukochanych Wolves, ale zdawał sobie sprawę, że Manchester United to wielki klub i Duncan wiele się tam nauczy. W tamtych czasach drużyny nie mogły oferować rodzicom wsparcia finansowego. Jednakże kilka dni po wyrażeniu zgody przez Edwardsa na dołączenie do Manchesteru, Annie stała się dumną posiadaczką nowej markowej pralki.
Początki w wielkim świecie
Latem 1952 r. Duncan zaczął nowy rozdział w swoim życiu. Mając na sobie ubranie po ojcu i paczkę ulubionych cukierków w kieszeni, opuszczał pociągiem Dudley i ruszał na podbój Manchesteru. W Stanford dosiadł się do niego kolega ze szkolnej reprezentacji Anglii – Gordon Clayton. Kiedy dotarli do Old Trafford, ich oczom ukazał się napis Manchester United na brudnej czerwonej cegle z czerwonymi lampami na górze. To było to. To była arena gdzie wszystkie ich marzenia miały się urzeczywistnić.
Edwards zamieszkał niedaleko Old Trafford – u pani Watson. Mieszkało u niej wielu młodych graczy United. Duncan był bardzo nieśmiały, cichy, spokojny i nie odzywał się zbyt często, bo wstydził się swojego akcentu.
Duncan był trochę zamknięty w sobie, kiedy po raz pierwszy przyjechał do Manchesteru. Nie chciał, na przykład, iść do banku samemu. Nie było go na jako takim wieczorku zapoznawczym. Był nieśmiały wobec ludzi – opowiadał o nieśmiałości Edwardsa Gordon Clayton.
Samotny i tęskniący za domem Duncan często dzwonił do matki. Pytał, jak radzą sobie z ojcem i jak się ma jego pies Jimmy. Młodzi gracze United nie mogli podpisać profesjonalnego kontraktu do momentu ukończenia 17. roku życia. Do tego czasu mieli do wyboru dwie opcje: uczyć się zawodu albo zostać członkiem ekipy zajmującej się utrzymaniem stadionu. Młody chłopak pamiętał o radach matki, która mówiła mu o konieczności posiadania zawodu. Argumentowała to brakiem możliwości wiecznej gry w piłkę, a zawód miał być zabezpieczeniem na przyszłość. Wierząc w słuszność rad rodzicielki, Duncan uznał, że spróbuje swoich sił w meblarstwie. Po kilku miesiącach przerwał jednak staż i dołączył do obsługi stadionu. Nie mówił o tym matce, bojąc się jej rozczarowania.
Świetna gra w rezerwach i debiut w pierwszej drużynie
Po żmudnych przygotowaniach nadszedł wreszcie dzień debiutu. 16 sierpnia 1952 r. młodzi gracze Manchesteru podejmowali w towarzyskim meczu Chelsea. Duncan po raz pierwszy założył czerwoną koszulkę z numerem „6”. Piłkarze United wygrali 5:0. Po kolejnym meczu Edwards awansował do drużyny „A” rezerw United. Tam również wszystkich czarował, niejednokrotnie przesądzając o wynikach spotkań. To w rezerwach przylgnął do niego przydomek Big Dunc. Reporterzy prześcigali się w komplementowaniu umiejętności Edwardsa i prorokowali, że już wkrótce dostanie szansę debiutu w pierwszym zespole.
Tymczasem pierwsza drużyna Manchesteru coraz bardziej rozczarowywała i zespół potrzebował świeżej krwi, nowego impulsu. Po kolejnych pochlebnych artykułach Busby wiedział, że nie może już dłużej trzymać Edwardsa w rezerwie. Jak twierdził Murphy, Duncan był „dojrzały”. W piątek, 3 kwietnia 1953 r. Edwards został wezwany do biura menedżera. Nieśmiało zapukał do drzwi, po czym usłyszał, że ma wejść i usiąść. Młodzieniec wszedł, zastanawiając się, co zrobił źle. Busby się do niego zwrócił:
Idź i weź swoje buty, synu. Grasz jutro w pierwszej drużynie przeciwko Cardiff City.
Edwards grał już przed wielką publicznością, więc to nie był dla niego problem. Dobrze też wiedział, czego się od niego oczekuje. Przed meczem, kiedy Murphy kończył odprawę, Busby wszedł do szatni. Ściągnął ze ściany kartkę z taktyką przeciwnika, potargał, rzucił na ziemię i w ekspresyjny sposób zwrócił się do zawodników:
Zapomnijcie o tym. Oni nie umieją grać. Są kurewsko bezużyteczni, wielu z nich. Czerwone koszulki, które nosicie, są najlepsze na świecie, a kiedy je zakładacie, nikt nie może was pokonać i pamiętajcie, że waszymi najlepszymi przyjaciółmi jest wasze sześć wkrętów.
Kiedy stał w tunelu i słyszał, jak ponad 37 tys. kibicowskich gardeł krzyczy UNITED, UNITED, UNITED, przeszły go dreszcze. Edwards miał 16 lat i 185 dni i właśnie stał się najmłodszym zawodnikiem w historii ligi. Manchester niestety przegrał z Cardiff 1:4. Mimo krytyki, jaka w prasie spadła na drużynę, zauważono dobry występ Duncana. Alf Clarke z Manchester Evening Chronicle pisał:
Jednym promieniem słońca przebijającym się przez mrok United, był występ debiutanta Duncana Edwardsa, który zrobił wszystko, czego od niego oczekiwano, włącznie z próbą strzału z 30 metrów, który był tylko trochę niecelny. Jest dobry, najlepszy w swoim wieku.
Pierwszy sezon w United był dla Duncana zdecydowanie udany. Został kapitanem młodzieżowej drużyny, wygrał z nią w pucharze, zadebiutował w pierwszej drużynie. To była jednak tylko przystawka, w następnym miał wszystkim pokazać swoją wartość.
Profesjonalny kontrakt i marzenia o reprezentacji
1 października 1953, w dniu swoich 17. urodzin, Duncan otrzymał od Matta Busby’ego ofertę profesjonalnego kontraktu. Manchester grał poniżej oczekiwań. W 15 meczach odniósł tylko cztery zwycięstwa. Gracze, którym Busby ufał od 18 miesięcy, rozczarowywali. W kolejnym meczu z Huddersfield desygnował do gry kilku młodszych graczy, którzy świetnie spisywali się w rezerwach, ale ciągle nie był pewien czy są gotowi na pierwszy zespół. Jackie Blanchflower, Dennis Viollet i Duncan Edwards nie zawiedli. United co prawda zremisowało, ale młodzi pokazali się z bardzo dobrej strony. To po tamtym meczu zaczęto mówić o Dzieciach Busby’ego. Grali na tyle dobrze, że na przełomie roku w prasie pojawiały się informacje, o powołaniu Duncana do kadry na kwietniowe mecze. Tom Finney mówił o nim, że jest jest jedną z największych szans dla przyszłości Anglii, jaką ten kraj kiedykolwiek miał. Alf Clarke z Manchester Evening Chronicale poszedł jeszcze dalej i pisał, że Edwards w ciągu pięciu lat zostanie kapitanem reprezentacji. To wszystko, zanim chłopak nawet zadebiutował.
Walter Winterbottom, chciał go mieć w drużynie na zbliżający się mecz ze Szkocją. Jednak o powołaniu miała zadecydować komisja po zbliżającym się meczu na Highbury z Arsenalem. Niestety Manchester przegrał 1:3. Duncan był przygnębiony. Nie tylko dlatego, że zawinił przy dwóch golach, ale też dlatego, że przynajmniej na jakiś czas przekreślił swoje szanse w reprezentacji. Na koniec sezonu pomógł młodzieżowemu zespołowi, po raz drugi wygrać w FA Youth Cup i pojechał z nim na mini-tournée do Szwajcarii. Tam zdecydowanie wygrali wszystkie mecze. W jednym z nich w drużynie Red Star Zurich grał Sepp Blatter. Występ Duncana, który zaliczył wtedy hat-tricka, do dzisiaj uważa za jeden z najlepszych, jakie widział.
Rosnąca popularność
Po powrocie do Dudley Duncan nie był już Duncanem z Elm Street, teraz był Duncanem Edwardsem – gwiazdą Manchesteru United. Nadal jednak był tak samo skromny. Od futbolu najchętniej odpoczywał, wędkując:
Moją ulubioną rozrywką jest wędkowanie. Biorę spokojnie swoje kanapki i termos, po cichu wymykam się nad rzekę i siedzę w ciszy i spokoju, i nie myślę o tym tętniącym życiem świecie profesjonalnego futbolu.
Gdy wrócił do Manchesteru musiał się z kolegami wyprowadzić z Birch Avenue. Zamieszkali w Stretford przy Gorse Avenue. Tam, razem z Tommym Taylorem i Kennym Morganem szybko się zaaklimatyzowali. Bardzo im w tym pomogła życzliwość dzieci z sąsiedztwa, dla których byli idolami. Duncan często grał z nimi na ulicy. Jak wspomina Richard Foulser – jeden z sąsiadów Edwardsa, który miał wtedy 9 lat – każdej niedzieli pukali do drzwi Duncana. Piłkarz zapraszał ich do środka, siadał w pidżamie i popijając herbatę, opowiadał o meczu rozegranym poprzedniego wieczora. Dla dzieci z Gorse Avenue Duncan Edwards był bogiem.
Duncan Edwards i Molly Leach
Był nieśmiały, przez co nigdy nie szukał dziewczyny. Sytuacja zmieniła się, kiedy pewnego razu zauważył, jak jego przyjaciel Dave Sharrock siedzi ze swoją dziewczyną Pat przy herbacie. Podszedł do nich, chcąc się przyłączyć i zauważył, że razem z nimi siedzi drobna brunetka o potarganych lokach i rubinowych ustach. Była to przyjaciółka Pat – Molly Leach. Odwzajemniła uśmiech Edwardsa i od razu przypadli sobie do gustu. Mimo że Duncan był bardzo nieśmiały, przy Molly czuł się wyjątkowo swobodnie. Od tego czasu całe jego pozaboiskowe życie wypełniała właśnie ona. Nie przeszkadzało mu nawet to, że jej rodzina kibicowała lokalnemu rywalowi – Manchesterowi City.
Odkąd Duncan spotkał Molly , zniknął z radaru towarzyskiego. Molly była miłą dziewczyną, bardzo ładną, ale dla nas nieco z wyższej półki. Nie można było jej nazwać dziewczyną piłkarza. Duncan był rozpoznawalny, trudno było gdzieś wyjść. Teraz mógł chodzić wokół niej i siedzieć z nią. To jest to, co kochał robić – wspomniał Gordon Clayton.
Służba wojskowa i wymarzony debiut w kadrze
Od 1950 r. każdy zdrowy mężczyzna w wieku od 17 do 21 lat musiał odbyć dwuletnią służbę wojskową. Obowiązek ten nie omijał także piłkarzy. Szeregowy Duncan Edwards pracował w magazynie amunicji. Na szczęście jego przełożony był wielkim fanem Manchesteru United i dał Duncanowi pewną swobodę, żeby mógł utrzymać formę i dalej grać dla klubu. W zamian oczekiwał, że Edwards będzie też grywał dla drużyn w armii. Przez dwa lata służby rozegrał dla nich ponad 180 meczów. Grając tak dużo w piłkę, Edwards mówił, że życie w armii nie było takie złe.
Ciągle niespełnionym marzeniem Duncana była gra w dorosłej reprezentacji. Świetnie radził sobie w drużynie U-23, dobrze spisywał się w lidze, ale jak dotąd nie przekonał do siebie selekcjonerów. Kolejną okazję do udowodnienia swojej wartości miał w meczu przeciwko Preston North End. Jednakże raz jeszcze zaliczył raczej bezbarwny występ, choć United wygrali 2:0. Wrócił do koszar z poczuciem, że kolejna szansa wymknęła mu się z rąk. Rano jednak jego nastrój diametralnie się zmienił. Dowiedział się, że został wybrany do składu na mecz ze Szkocją 2 kwietnia 1955 r. Był oszołomiony, w wieku 18 lat i 183 dni został najmłodszym reprezentantem Anglii w XX wieku. Grał w jednej drużynie ze słynnym Stanleyem Matthewsem, który zaliczył trzy spotkania w kadrze, zanim Duncan przyszedł na świat.
Wszyscy mówili, że był silny, z tymi grubymi udami, budowa Edwardsa nie była niespodzianką. Jednak był bardzo szybki, to właśnie to robiło różnicę. Nie pamiętam żadnego innego gracza, który był tak zbudowany i jednocześnie tak szybki – opisywał warunki fizyczne Edwardsa Stanley Matthews.
Przed meczem Edwards był bardzo spokojny i opanowany. Wyglądał, jakby miał nerwy ze stali. Jednak jak sam później przyznał, miał motyle w brzuchu.
Im większa stawka, tym bardziej to lubił. Nie miał żadnych nerwów przed meczem. Był pod tym względem jak George Best. Podczas gdy inni gracze chodzili tam i z powrotem po szatni, pocierali swoje nogi, wykonywali ćwiczenia i szukali sposobów by zabić czas, Duncan, i później George, zawsze byli spokojni. Rzucili okiem na program albo ze spokojem się przebierali i czekali bez śladu zdenerwowania – opowiadał Matt Busby.
Anglicy wygrali 7:2, a Edwards zaprezentował pełnię swojego talentu. Wyglądał tak, jakby od zawsze grał na takim poziomie, presja absolutnie mu nie przeszkodziła. Pewny w odbiorze, błyskotliwy, uważny i staranny w rozegraniu stał się ulubieńcem kibiców. Narodziła się nowa gwiazda. Walter Winterbottom był zachwycony nie tylko jego dobrym występem, ale i sposobem, w jaki wszedł do drużyny:
Był bardzo miłym człowiekiem i do tego bardzo skromnym. Przyjemnie było patrzeć na to, jaki był szczęśliwy, kiedy trenował i grał.
Po tym meczu zapewnił sobie stałe miejsce w reprezentacji. Trener powiedział mu, że latem zabierze go na mecze z Portugalią, Francją i Hiszpanią. Edwards był zachwycony. Mimo że był już reprezentantem kraju, wciąż mógł grać w drużynie młodzieżowej United. Busby bez skrupułów to wykorzystał i Edwards pomógł im zdobyć kolejny FA Youth Cup.
Pierwsze mistrzostwo
Sezon 1955/56 był wyjątkowy. Mimo że na początku sezonu forma Edwardsa nie była najwyższa, to koledzy spisywali się znakomicie. Cały sezon byli w czołówce i sen o mistrzostwie stawał się coraz bardziej realny. 7 kwietnia 1956 r. United podejmowali Blackpool, które żeby zachować szansę na tytuł musiało wygrać. 62 tys. kibiców było świadkami zwycięstwa swoich ulubieńców, którzy wygrali 2:1. Obrońca Ian Greaves wierzył, że ta wygrana to głównie zasługa Edwardsa:
Duncan Edwards był majestatyczny, grał za trzech. Co ważne, on zawsze tak wyglądał!
Zawodnicy United noc spędzili na świętowaniu w klubie Plaza. Edwards jednak stronił od alkoholu i mimo że był z tego powodu obiektem żartów, to czuł się jak na szczycie świata. W wieku 19 lat zdobył mistrzostwo kraju, miał pewne miejsce w reprezentacji, mógł liczyć na wspaniałych przyjaciół w osobach Colmana i Charltona, no i oczywiście spotkał miłość swojego życia w osobie Molly Leach. Życie nie mogło się lepiej układać.
Gwiazda kadry narodowej i europejskie puchary
W reprezentacji wiodło mu się równie dobrze. Anglia zremisowała 1:1 ze Szkotami, a o tym, jak bardzo Edwards im uprzykrzał życie, niech świadczy fakt, że każdy jego kontakt z piłką spotykał się z gwizdami szkockich kibiców. Prawdziwym testem dla zawodnika miało być spotkanie z Brazylią na Wembley. Anglicy wygrali 4:2, a Edwards odegrał kluczową rolę w spotkaniu i po raz kolejny udowodnił, że jest gotów rywalizować z najlepszymi na świecie. Kilkanaście dni później, 26 maja 1956 r., na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, w obecności 90 tys. widzów Edwards strzelił jednego z najpiękniejszych goli, jakie widziano na niemieckiej ziemi. Przejął piłkę na połowie przeciwnika i ruszył na bramkę gospodarzy. Minął kilku rozpaczliwie próbujących go powstrzymać rywali i uderzył nie do obrony, tuż przy prawym słupku. Mecz miał wymiar wielowątkowy, świeże były jeszcze wojenne wspomnienia. Anglicy grali dobrze, z dużą pewnością siebie, ale Niemcy byli mistrzami świata – pokonali przecież Węgrów, którzy upokorzyli Anglików na Wembley. Synowie Albionu dali jednak solidną lekcję Niemcom i wygrali 3:1. Po meczu w prasie nadano Duncanowi przydomek Boom boom. Wspaniały sezon dobiegał końca, a przyszłość jawiła się w jasnych barwach.
W kolejnym sezonie United pierwszy raz brali udział w europejskich pucharach. W ćwierćfinale trafili na Atlethic Bilbao. Edwards źle znosił podróże samolotem. United przegrali 3:5. W rewanżu jednak odrobili straty, wygrywając 3:0. Prezydent Athletic Bilbao tak skomentował tamten mecz:
Manchester United to genialny zespół i zagrali lepiej niż Bilbao. Co mnie uderzyło, to pasja i wsparcie kibiców. To było bardzo motywujące dla United. Nasi skrzydłowi nie istnieli. Różnicę robił Duncan Edwards. Był rewelacyjny.
Ich ambicją było zdobycie historycznej potrójnej korony, ale w Pucharze Europy, w półfinale nie sprostali Realowi Madryt. Natomiast finał FA Cup – już jako mistrzowie – przegrali z Aston Villa. Porażkę w tym meczu Edwards określił jako najbardziej rozdzierającą serce przegraną, jaką kiedykolwiek odniósł. Po sezonie nie miał czasu na odpoczynek. Został powołany na eliminacyjne mecze mistrzostw świata, a później zagrał jeszcze w reprezentacji U-23.
6 czerwca został zwolniony ze służby i miał wreszcie trochę więcej wolnego czasu. Dzięki temu mógł poświęcać Molly więcej uwagi. Oboje chcieli związać się ze sobą na stałe i zaczęli planować ślub. Duncan zaczął oszczędzać i część swojej tygodniówki odkładał do słoika w łazience. Miał nadzieję, że uda mu się odłożyć wystarczająco dużo na ślub, miesiąc miodowy w Blackpool i mały domek. Tak długo, jak mógł grać w piłkę i tak długo, jak był z Molly, nie potrzebował do szczęścia niczego więcej.
Kolejny sezon miał być najlepszym w wykonaniu dzieci Busbego. Do historii przeszedł mecz z Arsenalem, wygrany przez United 5:4., a który został zapamiętany jako jeden z najbardziej wyrównanych i najładniejszych dla oka w tamtych czasach. Był też ostatnim meczem Edwardsa na angielskiej ziemi.
Monachium
Po meczu z Arsenalem piłkarze Manchesteru United wylecieli do Belgradu na mecz z Crveną Zvezdą. Zremisowali 3:3 i dzięki wygranej 2:1 w pierwszym meczu awansowali do półfinału. Jak wyglądała droga powrotna, powinien wiedzieć każdy szanujący się kibic. W Monachium, gdzie uzupełniano paliwo, doszło do katastrofy, która wstrząsnęła całą Anglią, całym piłkarskim światem.
Duncan jednak przeżył. Molly dowiedziała się o katastrofie nazajutrz rano, kiedy jechała do pracy rowerem. Podobnie jak rodzice Edwardsa, poleciała do Monachium, najszybciej jak się dało. Tam lekarze walczyli o życie gwiazdy Manchesteru. Miał połamane żebra, zapadnięte płuco, wielokrotne złamania prawego uda i poważnie uszkodzone nerki. Nie było wiadomo czy w ogóle będzie mógł chodzić, nie mówiąc już o graniu w piłkę. Największym zagrożeniem dla jego życia były wspomniane nerki. Większość ludzi z takimi obrażeniami nie przeżyłaby. Ale nie Duncan, on walczył. Kiedy odzyskał przytomność, zapytał Murphy’ego:
O której gramy w sobotę, Jim?
Murphy, ledwie powstrzymując się od łez, powiedział:
O trzeciej. Tak jak zwykle, synu.
Nawet walcząc o życie i mierząc się z ogromnym bólem, Duncan był myślami przy jednym z najważniejszych meczów sezonu z Wolves, który mógł decydować o mistrzostwie. Kiedy Charlton dowiedział się, że jego przyjaciel przeżył i odzyskał przytomność, poszedł go odwiedzić.
Chciałem się z nim zobaczyć, kiedy już wychodziłem, opierdolił mnie! „Gdzie byłeś?” dopytywał. Odpowiedziałem mu, że na dole. Później zaczął coś bełkotać…
Jego stan nieznacznie się polepszył, ale nerki nie pracowały i konieczne było sprowadzenie sztucznego narządu. Wkrótce znowu stan uległ pogorszeniu i konieczne było ponowne użycie sztucznej nerki. Rodzice nie przyjmowali do wiadomości możliwości, że ich syn może przegrać tę walkę. Niestety mylili się. Nad ranem 21 lutego 1958 r., Duncan Edwards zmarł we śnie. Rano w radiu i telewizji kibice usłyszeli komunikat:
Kiedy koledzy młodego, dzielnego piłkarza Duncana Edwardsa, z Manchesteru United, dowiedzieli się, że ten piłkarski geniusz przegrał swoją 15-dniową walkę o życie w szpitalu Rechts der Isar, nie mogli przestać płakać. Waleczny jak lew Edwards, odszedł spokojnie, we śnie, bez bólu, o 2:15 w nocy, tuż po ostatniej, desperackiej walce o uratowanie go. Około północy lekarze zauważyli, że jego krążenie ustało. Zastrzyki wywołały chwilową poprawę, ale siły go opuściły. Pielęgniarki przy jego łóżku, które były dobrze przygotowane i przyzwyczajone do cierpienia i nagłej śmierci, załamały się i płakały, kiedy widziały jak płomień życia, o który tak bardzo walczyły, gaśnie.
Pogrzeb odbył się 26 lutego w Dudley. Duncana żegnały tysiące ludzi. Ulice były pełne, każdy chciał towarzyszyć mu w ostatniej drodze i oddać mu hołd. Wieńce ułożone wokół grobu rozciągały się na prawie 30 metrów w każdą stronę. Największy i najładniejszy składał się z róż ułożonych w numer „6”, który z taką dumą nosił zarówno dla klubu, jak i kraju. Annie, Gladstone i Molly zastanawiali się, czemu to spotkało właśnie Duncana. Dlaczego taka tragedia dotknęła chłopaka, który kochał futbol, który nie skrzywdziłby nawet muchy, który stronił od alkoholu, który nie palił i który troszczył się o wszystkich swoich znajomych i rodzinę…
Wspomnienia
Każdy, kto widział jego grę i każdy z kim grał, uważa go za absolutnie wyjątkową postać i jednego z największych piłkarzy wszech czasów. Matt Busby w swojej wydanej w 1973 r. autobiografii pisał o nim:
Był najmłodszym reprezentantem Anglii i nie mam wątpliwości, że byłby też najstarszym. Duncan Edwards był wtedy, i dla mnie nadal jest, niezrównany. Jego śmierć po katastrofie w Monachium w 1958 r., kiedy miał zaledwie 21 lat, a zaliczył już 18 występów w reprezentacji, była, jeśli chodzi o zainteresowanych futbolem, największą pojedynczą tragedią, jaka przydarzyła się Anglii i Manchesterowi United. Wierzę, że nadal grałby dla Anglii.
W 1961 r. w kościele Dudley uhonorowano pamięć o nim dwoma witrażami, w 1999 r. odsłoniono jego pomnik, a obwodnica Dudley nosi jego imię. Przy odsłonięciu pomnika była obecna matka i jego wielki przyjaciel – Bobby Charlton, który powiedział:
Dużo myślę o Duncanie. Widziałem wszystkich piłkarzy, którzy w jego czasach byli określani mianem najlepszych na świecie – Puskasa, di Stefano, Gento, Didiego, Johna Charlesa i innych – i żaden z nich nie był tak dobry, jak wielki Duncan. Nie było też żadnego innego piłkarza, który był jak on wtedy i nikt nie mógł się z nim równać. Ten człowiek był niezrównany.
Można zastanawiać się, co by było, gdyby nie katastrofa w Monachium. Bardzo prawdopodobne, że z Duncanem Edwardsem w składzie, Anglicy odegraliby dużo większą rolę na mistrzostwach w Szwecji. A kto wie, może w 1966 r. zdobyliby Złotą Nike na własność. Być może Manchester United przerwałby dominację Realu w pierwszych edycjach Pucharu Europy. Może… Nie ulega jednak wątpliwości, że piłkarski świat wraz ze śmiercią Edwardsa poniósł ogromną stratę. Miał przecież tylko 21 lat… W pamięci kibiców zachowa jednak miejsce na zawsze.
BARTOSZ DWERNICKI
Podziękowania dla Alicji Mazur za pomoc w tłumaczeniu.