Rynek książek piłkarskich w Polsce ciągle się rozwija. Z roku na rok wydaje się u nas coraz więcej futbolowych pozycji. Ważną częścią tego segmentu są monografie klubów piłkarskich. Doczekały się ich już choćby Cracovia, Wisła, Gedania, Zagłębie Sosnowiec czy ostatnio Szombierki Bytom. Autorem tej ostatniej jest Paweł Czado, który już parę lat temu przybliżył kibicom historię innego śląskiego klubu – Górnika Zabrze. „Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach” to historia największych sukcesów zabrskiej ekipy pięknie opowiedziana słowami bohaterów sprzed lat.
Autora, który do niedawna kierował działem sportu katowickiego oddziału Gazety Wyborczej, nie trzeba chyba bliżej przestawiać. Oprócz wspomnianej książki o Szombierkach ma również na koncie napisaną wspólnie z Beatą Żurek biografię Antoniego Piechniczka, wydaną w ramach Biblioteki 90-lecia Polonii Bytom krótką publikację o Edwardzie Szymkowiaku, a także kilka pomniejszych pozycji. Jego teksty ukazywały się też w pierwszej i trzeciej Kopalni, a na prowadzonym przez siebie blogu często poruszał rozmaite kwestie dotyczące śląskiego futbolu – zarówno te współczesne, jak i historyczne.
Wydana w 2017 r. nakładem Wydawnictwa Agora książka o największych sukcesach Górnika liczy sobie 440 stron. Nie jest to publikacja, w której rok po roku są opisane kolejne sezony zabrskiej drużyny. Sam Czado we wstępie zaznacza, że nie koncentruje się na meczach czy pięknych bramkach, ale opowiada przede wszystkim o ludziach. Pokonując tysiące kilometrów i przeprowadzając dziesiątki rozmów udało mu się dotrzeć do wielu nieznanych historii związanych z Górnikiem. Te, jak to w życiu bywa, są czasem straszne, czasem wstydliwe, śmieszne czy wzruszające.
W swojej opowieści Czado skupia się na okresie od połowy lat 50. do początku lat 90., kiedy potęga klubu odeszła w niebyt. Całość jest podzielona na trzy części. Pierwsza z nich nosi tytuł Pierwszy wielki Górnik. Poznajemy w niej historię bramkarza Józefa Kaczmarzyka. Piłkarz potrafił upomnieć się o swoje i kiedy dowidział się, że koledzy dostali podwyżki, sam też o takową wystąpił. Początkowo działacze mieli się zgodzić, ale potem odmówili. Piłkarz nie przebierał w słowach i powiedział co myśli o komitecie partii i klubowych działaczach nie szczędząc przy tym wulgaryzmów. Wkrótce został wyrzucony z klubu a sprawa trafiła na milicję. Jednym z zarzutów miało być rzekome pochwalanie faszyzmu hitlerowskiego. W zeznaniach kolegów próżno było szukać potwierdzenia tych oskarżeń, ale nie przeszkodziło to jednak w skazaniu Kaczmarczyka, który w więzieniu w Strzelcach Opolskich spędził 19 miesięcy.
To niestety nie jedyna tragiczna historia z okresu, w którym Górnik zaczynał coraz więcej znaczyć w krajowym futbolu. Ogromny wkład w pierwsze sukcesy zabrskiego klubu miał duet Ernest Pohl i Edmund Kowal. Obaj poznali się w czasie wspólnej gry w Legii i jak mało kto w tamtych czasach potrafili czarować na boisku. Niestety jednak nie stronili od alkoholu, co czasem niosło ze sobą konsekwencje w postaci kar dyscyplinarnych od klubu. Kiedy trzeba było, to potrafili jednak się zmobilizować i prowadzić zespół do wygranych. Niestety ich boiskowa współpraca została brutalnie przerwana przez tragiczny wypadek Kowala.
Tragiczna śmierć Edmunda Kowala to jeden z najbardziej dramatycznych epizodów w historii zabrzańskiego klubu. Kwiecień, 1960 rok. W Święta Wielkanocne „Epi” wybiera się w odwiedziny do kolegi. Po drodze zauważa jadący tramwaj, biegnie w jego stronę. Dzielnica Zaborze na wysokości nieistniejącej dziś starej poczty, blisko dawnej kopalni Zabrze. Kowal chce wskoczyć do pędzącego wagonu, ale ślizga się na resztkach zlodowaciałego śniegu, przewraca się i wpada pod koła tramwaju. Za pazuchą ma flaszkę wódki, która rozbijając się, dodatkowo dotkliwie go rani. Zostaje przewieziony do miejscowego szpitala, ale tam nie odpowiedniego sprzętu medycznego. (s.52-52).
Piłkarza koleją przetransportowano do Poznania, ale było już za późno i nie udało się go uratować. Stefan Florenski wspominał, że wszyscy niecierpliwe czekali na jakieś wiadomości ze szpitala z nadzieją, że jego stan się polepszy.
W pewnym momencie w moim pokoju… spadł obraz. Tak jakby „Epi” dawał mi znak: „Florek”, wróciłem, już jestem… Pięć minut później zadzwonił telefon. Jeden z działaczy przekazał mi, że Kowala przywieźli z powrotem do Zabrza. Martwego. Na pogrzebie niosłem jego trumnę. (s. 53).
Podobnych wspomnień, choć na szczęście nie tak tragicznych, jest w książce całe mnóstwo. To bez wątpienia jej największy atutów. Czado daje swoim rozmówcom bardzo dużo miejsca, dzięki czemu dowiadujemy się o naprawdę wielu ciekawych historiach z szatni i z boiska. Pierwszą część opowieści dopełniają szeroko przedstawione sylwetki dwóch innych wielkich piłkarzy Górnika – Romana Lentnera i Jana Kowalskiego, któremu powojenna władza zmieniła imię.
Górą Górnik to tytuł drugiej części książki, w której bohaterami są wymieniani w piosence Skaldów piłkarze. Włodzimierz Lubański, Zygfryd Szołtysik, Stefan Florenski, Hubert Kostka, Henryk Latocha, Alfred Olek i Stanisław Oślizło. Każdemu z nich Czado poświęca osobny rozdział. Oprócz krótkiego życiorysu przedstawia okoliczności w jakich zawodnicy dołączyli do klubu, wpływ jaki mieli na grę zespołu i sukcesy, jakie stały się ich udziałem.
Nie zapomina oczywiście o graczach pozostających nieco w cieniu. Sporo dowiadujemy się o Janie Gomoli, który rywalizował z Hubertem Kostką o miejsce między słupkami. Ważnymi elementami drużyny byli też Jerzy Gorgoń, Zygmunt Anczok, Erwin Wilczek i Rainer Kuchta. W pionierskim okresie Górnika swój niemały wkład w zdobywanie trofeów mieli Antoni Franosz czy Henryk Hajduk, który zapamiętany został m.in. przez to, że grał w okularach. Autor pamięta też o Janie Banasiu i Andrzeju Szarmachu. Każdy z piłkarzy ma swoją historię i każdy znalazł w książce należne mu miejsce.
Osobno potratowane zostały pucharowe osiągnięcia Górnika. Boje z praską Duklą, kijowskim Dynamem czy z Manchesterem United wspominane są w Zabrzu do dzisiaj. Autor nie skupia się jednak na suchym przedstawieniu wyników i przebiegu meczów, ale stara się znaleźć jak najwięcej ciekawych historii, które im towarzyszyły. I tak przy okazji meczu z Glasgow Rangers w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów Włodzimierz Lubański opowiedział o prośbie, z jaką zwrócił się do piłkarzy Jan Ciszewski.
Przed tamtym meczem Janek prosił nas wyjątkowo mocno: „Wygrajcie, od was zależy moje życie!”. Okazało się, że postawił na nas wtedy wszystkie pieniądze, jakie miał. Bardzo w nas wierzył, ale na wszelki wypadek upomniał nas, żebyśmy o nim nie zapomnieli. Po meczu Jasiu przyszedł do nas do szatni i nam gorąco dziękował. (s. 222-223).
Stanisław Oślizło z kolei opowiadał, że przy okazji losowania po trzymeczowym boju z Romą nie było żadnej monety, ale żeton. Z jednej strony był zielony, a z drugiej czerwony. Obrońca wybrał zieleń i chwilę później wyskoczył w górę i mógł się cieszyć z awansu do finału.
Gra w pucharach to wyjazdy za granicę, a to była wtedy znakomita okazja, żeby pohandlować i nieco przy okazji zarobić. Handel to kolejna ważna część historii ekipy z Zabrza. Również tutaj nie brakuje czasem zabawnych anegdot. Podczas pobytu w Moskwie Ernest Pohl sprzedał niemal całą swoją odzież i później trząsł się z zimna, bo została mu tyko koszulka z krótkim rękawem. Na szczęście mógł liczyć na kolegów, którzy poratowali go dresem. Z kolei z Turcji Stanisław Oślizło przywiózł sobie porządną skórzaną kurtkę, która służyła mu czterdzieści lat.
Należne miejsce w publikacji znalazło też kilku wybitnych trenerów, którzy pracowali w Górniku.. Wielki wkład w sukcesy zespołu miel szkoleniowcy z Węgier, którzy na niektóre aspekty otworzyli Polakom oczy. Zwłaszcza Géza Kalocsay, który pracował z samym Gusztavém Sebesem, a zdobyte doświadczenie przekazywał później w Zabrzu. Wielu piłkarzy wypowiada się o nim z wielkim uznaniem, a niektórzy twierdzą, że gdyby to on prowadził ich w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, to wynik mógłby być zupełnie inny.
Nie byłoby też sukcesów Górnika, gdyby nie charyzmatyczny prezes Eryk Wyra. O roli, jaką odgrywał w klubie najlepiej świadczy fakt, że poświęcony jemu rozdział zatytułowany jest Kazimierz Wielki. Wprowadził w klubie wiele zmian, dzięki czemu zespół mógł wejść na wyższy poziom i rywalizować z najlepszymi w Europie. A zaczęło się od bardzo przyziemnych spraw. Stefan Florenski wspominał, że na początku jego gry w klubie zdarzało się, że chodzili do pracy na kopalni, ale Wyra definitywnie z tym skończył. Prezes zadbał też o odpowiednie zaplecze.
Wcześniej kąpaliśmy się w łaźni w wiadrach, wszystko był archaiczne. On to zmienił, postawił klub na nogi – mówi Jan Kowalski, który za rządów Wyry debiutował w roli trenera i zdobył z Górnikiem mistrzostwo i Puchar Polski. (s. 264).
To Wyra też umożliwił drużynie wyjazdy na zagraniczne tournée. W latach 1963-1968 Górnik wylatywał za Atlantyk aż sześciokrotnie. Hubert Kostka wspominał, że te wyjazdy ogromnie dużo dały, a zdobyte doświadczenie pozwalało nabrać większej pewności siebie w starciu z krajowymi rywalami. W Ameryce Górnik pokazywał się z bardzo dobrej strony, czym zdobył sobie sympatię wielu miejscowych kibiców, wśród których oczywiście nie brakowało Polaków. Ci chętnie wpychali do kieszeni piłkarzy zwitki dolarów, dzięki czemu zawodnicy mogli całkiem dobrze zarobić. Zagranicznym wojażom właśnie poświęcony jest kolejny rozdział górniczej historii.
Trzecia część publikacji opowiada o Ostatnim wielkim Górniku, czyli o drużynie, która w latach 80. czterokrotnie z rzędu sięgała po mistrzostwo Polski. Głównymi bohaterami są tutaj Waldemar Matysik, Andrzej Zgutczyński, Jan Urban, Andrzej Pałasz, Ryszard Komornicki czy Andrzej Iwan. Po raz kolejny pojawia się też Hubert Kostka, tym razem w roli trenera. Wielu zawodników podkreśla, że nie byłoby tych sukcesów bez znakomitej atmosfery, jaka panowała w drużynie. Każdy znał swoje miejsce, a kiedy ktoś trochę odpuszczał, to reszta zespołu przywoływała go do porządku. Piłkarze nie stronili od życiowych uciech, ale wiedzieli, na ile mogą sobie pozwolić. Jan Urban wspominał:
Nikt święty nie był, ale każdy wiedział, co w Górniku może stracić. Obowiązywało kilka prostych zasad. Pierwsza: „Nie umiesz pić – nie pij”. Jeśli miało to mieć wpływ na jakość twojej gry, nie dajesz rady, to wybacz. Tak to funkcjonowało. Druga zasada: „Jeśli zabawa, to tylko do środy”. Kto przekroczył ten termin, miał problemy z kolegami w szatni. Zdarzało się stawianie do pionu tego, który przesadzał. Niedyspozycję dało się łatwo zauważyć, choćby podczas treningu. (s. 338).
To też czasy, kiedy do Zabrza znowu zawitała wielka europejska piłka. Rywalizację z Realem Madryt i piękną bramkę Piotra Jegora na Santiago Bernabeu wielu kibiców pamięta zapewne do dzisiaj. Skazywani na porażkę Polacy zagrali jak równy z równym i niewiele zabrakło, żeby z tej rywalizacji wyszli zwycięsko.
Osobny rozdział Paweł Czado poświęca Waldemarowi Matysikowi. Ten piłkarz jest chyba jednym z najbardziej niedocenianych zawodników w historii polskiej piłki. Znakomite występy na mundialu w Hiszpanii okupił ciężką chorobą, ale po powrocie na boisko znowu był jak maszyna. W książce opowiada m.in. o początkach swojej piłkarskiej drogi, odbieraniu wypłaty w kopalni czy wyjeździe do Francji, gdzie kibice Auxerre pamiętają o nim do dzisiaj.
Historia wielkiego Górnika kończy się wraz z przemianami ustrojowymi i początkiem problemów finansowych w całej polskiej lidze. Ostatnio w związku z szkoleniem młodzieży pojawiają się jednak nadzieje na lepszą przyszłość, o czym autor wspomina też w epilogu.
Książkę kończą rozmaite aneksy, w których Czado krótko przybliża historię klubu Preußen Zabrze, miejskiego stadionu wybudowanego jeszcze przed wojną, czy kontaktów Górnika z zespołem żołnierzy radzieckich. Szczegółowo są też wyliczone mecze drużyny w europejskich pucharach wraz ze strzelcami bramek oraz występy zabrzan w Ameryce. Wymienieni zostali również wszyscy piłkarze i trenerzy, którzy z Górnikiem sięgali po tytuł mistrza Polski.
Oprócz samej przepełnionej faktami, anegdotami i szerzej nieznanymi wspomnieniami treści największym chyba atutem książki jest bardzo bogata szata graficzna. Praktycznie na każdej stronie znajdziemy archiwalne, często trudno dostępne zdjęcia zawodników i drużyny, a także programy meczowe czy nawet zdjęcie piłki z meczu z Duklą Praga. Zadbano nawet o takie detale jak małe logo Górnika przy numerach stron.
„Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach” to znakomicie przedstawiona historia jednego z najlepszych polskich klubów. Czytając ją można niemal namacalnie poczuć wielkość polskiej klubowej piłki, z którą kilkadziesiąt lat temu liczono się w Europie. Choćbym chciał, to naprawdę trudno o cokolwiek się w niej przyczepić. Każdemu polskiemu klubowi życzę, żeby jego kibice doczekali się takiej publikacji, jak sympatycy Górnika Zabrze.
NASZA OCENA: 9/10
Paweł Czado pokazał, jak powinna wyglądać klubowa monografia i pozostaje nam mieć nadzieję, że znajdzie godnych naśladowców. Książkę śmiało można polecić każdemu piłkarskiemu kibicowi i to nie tylko z Zabrza, bo przecież historia Górnika to również kawał historii polskiego futbolu.
BARTOSZ DWERNICKI