Futbol zawsze przyciągał polityków, którzy chcieli się ogrzać w jego świetle, albo – co gorsza – wykorzystać go do swoich celów. Od jakiegoś czasu obserwujemy także ruch w drugą stronę. To futboliści wkraczają do świata polityki, próbując zamienić popularność zdobytą na zielonej murawie do zbicia politycznego kapitału. Trzeba przyznać, że kilku piłkarzom wyszło to całkiem nieźle.
Przed laty piłkarze byli kojarzeni, jako niespecjalnie rozgarnięci ludzie, spędzający czas na hulankach, podbojach miłosnych bądź w kasynach. Ten obraz, jak się wydaje, już jakiś czas temu odszedł do lamusa i coraz częściej futboliści zabierają głos na tematy poważniejsze niż tylko wynik ostatniego meczu. Kilku z byłych futbolistów zbudowało sobie w trakcie kariery autorytet, dzięki któremu po zawieszeniu butów na kołku mogli liczyć na pozostanie w życiu publicznym. Część idzie w stronę roli eksperta telewizyjnego, wykorzystując swoja popularność, a nieco mniejsza grupa stara się zaistnieć poza futbolem. Wśród niej pojawiają się piłkarze, którzy bardzo mocno angażują się w politykę, czasem nawet walcząc o najwyższe stołki w państwie. Efekt tego zaangażowania jest różny, czasem śmieszny a czasem straszny, ale z pewnością warty prześledzenia.
Schwarzenegger z Monrovii
Piłkarzem, którego polityka wciągnęła najbardziej, był z pewnością George Weah z Liberii. Jego kariera piłkarska zaczęła się w tym bardzo biednym kraju jeszcze w latach 80-tych, kiedy to zachwycał swoimi popisami miejscowych kibiców. W Afryce jedyną szansą na wyjście z biedy była właśnie piłka nożna, dlatego Weah, pochodzący z ubogiej, wielodzietnej rodziny, porzucił edukację i wyruszył w świat w poszukiwaniu lepszego życia. Najpierw we Francji, a potem we Włoszech zrobił oszałamiającą karierę, podbijając europejskie salony piłkarskie. W 1995 roku został uznany przez France Football za najlepszego piłkarza występującego w Europie. Jego błyskotliwa kariera zakończyła się pod koniec lat 90- tych, kiedy już jako grający trener prowadził reprezentację swojego kraju.
Przeczytaj także: „Moja wizyta w Monachium”
Po zawieszeniu butów na kołku Weah bardzo chciał coś zrobić dla swojego kraju. W tamtym okresie Liberią targały konflikty i wojny domowe, które doszczętnie rujnowały ten kraj. Stąd też rozpoczął on swoją działalność od UNICEF. Wraz z tą organizacją bardzo aktywnie włączył się w pomoc dla dzieci z ubogich rodzin, a także tak zwanych dziecięcych żołnierzy, którym umożliwił edukację i zdobywanie nowych umiejętności. Tworzył wiele ośrodków, gdzie obok gry w piłkę młodzież miała możliwość zdobycia wykształcenia.
W tym czasie krajem rządził dyktator Charles Taylor, który w przeszłości odsiadywał już karę więzienia za defraudację pieniędzy. Okres jego rządów to bardzo krwawy czas dla Liberyjczyków. Ludobójstwa, mordy i nepotyzm były zmorą tego kraju, nagminne też było łamanie praw człowieka i przestępczość. Taylor pod wpływem nacisków opinii międzynarodowej w 2003 roku złożył urząd i w zamian za gwarancję nietykalności udał się do Nigerii, gdzie otrzymał od tamtejszych władz luksusową posiadłość nad Atlantykiem. Jednak w 2006 roku rząd nigeryjski cofnął mu azyl i został on pojmany, a także postawiony przed Trybunałem w Hadze. Oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości został skazany na 50 lat więzienia.
Po tych wydarzeniach w Liberii rozpisano nowe wybory, które miały się odbyć dopiero w 2005 roku. Powstawały nowe partie, w tym Kongres Partii Demokratycznej, której to szeregi zasilił właśnie Weah. Na spotkaniu tegoż ugrupowania postanowiono, że to właśnie on zostanie kandydatem na stanowisko nowego prezydenta Liberii. Co prawda wielu obserwatorów wytykało mu braki w wykształceniu, jednak wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jak wielką popularnością cieszy się w swoim kraju Weah, a co za tym idzie, jak duży kapitał polityczny można na tym zbić. Poza tym sam zainteresowany deklarował, że nadrobi braki w wykształceniu.
Jako ikona sukcesu, były piłkarz z miejsca stał się faworytem do wygrania wyborów. Młodzież wyrażała dla niego bezgraniczne poparcie, a on sam szczycił się, że ma plan jak podnieść swój kraj z gruzów. Zarzucano mu, że obnosi się z bogactwem, że nie ma potrzebnego wykształcenia, ale on sam argumentował, że chce być takim politykiem jak Arnold Schwarzenegger, gubernator Kalifornii. W pierwszej turze wyborów zgromadził 30% głosów i pokonał aż 27 innych kandydatów. Do drugiej tury obok niego stanęła Ellen Johnson – Sirleaf, posiadająca wykształcenie ekonomiczne zdobyte na uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych. Jak się okazało to ona, jako pierwsza w historii Afryki kobieta, wygrała wybory i została prezydentem Liberii. Dość nieoczekiwana porażka nie zniechęciła jednak ambitnego zawodnika, który postanowił nadrobić braki w wykształceniu, zdał maturę, a następnie dostał się na Uniwersytet w Monrovii. Zapowiadał również start w kolejnych wyborach, jednakże jego partia postanowiła desygnować go jako kandydata na wiceprezydenta, którym ostatecznie nie został. W roku 2014 udało mu się w końcu osiągnąć polityczny sukces i po bezapelacyjnym zwycięstwie w swoim okręgu, dostał się do senatu Liberii, będąc tym samym pierwszym sportowcem, któremu się to udało. Znając jego upór i ambicję, na pewno nie jest to jego ostatnie słowo. Może kiedyś ponownie spróbuje startu w wyborach prezydenckich, tym razem z lepszym skutkiem?
Canarinhos w garniturach
Wobec szaleństwa Brazylijczyków na punkcie futbolu obecność jednego z ich ulubieńców w polityce była tylko kwestią czasu. Pomniejsze stanowiska piastowało wielu byłych zawodników, ale trafili się też tacy, którzy weszli do władz centralnych. Wśród nich nie mogło zabraknąć największego z największych, czyli Pelego. O jego piłkarskich wyczynach napisano już wszystko, dlatego przejdźmy od razu do polityki. W roku 1995, kiedy to prezydentem Brazylii został wybrany Fernando Henrique Cardoso z partii socjaldemokratycznej, Pele został powołany na brazylijskiego ministra sportu. Pełnił tę funkcję przez 3 lata, promując swój kraj na arenie międzynarodowej. Dzierżył on tekę ministra nadzwyczajnego. Dzięki swojej popularności mógł nie tylko dbać o sport w swoim kraju, ale też promować Brazylię w wielu krajach, między innymi w Stanach Zjednoczonych, gdzie miał okazję spotkać się z Bilem Clintonem, którego uczył gry w piłkę.
Co prawda nie był on wybitnym politykiem, jednak dzięki temu, że był rozpoznawalny na całym świecie, mógł promować brazylijski sport poza granicami swojego kraju. Fakt, że przez trzy lata utrzymał się na stanowisku świadczy o tym, że spełnił swoją funkcję bardzo dobrze. Później nadal angażował się w działalność promocyjną swojego kraju, między innymi bardzo aktywnie uczestnicząc w kampanii na rzecz przyznania Brazylii prawa organizacji mundialu w 2014 roku. Jego zaangażowanie przyniosło oczekiwany efekt i to właśnie ten kraj gościł finalistów mistrzostw świata. Był także członkiem komitetu olimpijskiego, który walczył o organizację igrzysk olimpijskich w tym samy roku. Po raz kolejny się udało i odbędą się one w Rio de Janeiro. Widać więc jasno, jak wielką siłą przebicia w świecie sportu jest osoba Pelego i jak jego zaangażowanie może ułatwić wiele spraw.
Jakiś czas temu na łamach Retro Futbol opisywaliśmy historię Romario (klik). Wielkiego lekkoducha, który szedł przez życie z uśmiechem, podchodzącego do swoich obowiązków z przymrużeniem oka. Wszystko zmieniło się, kiedy jego córka urodziła się z zespołem Downa. Wtedy piłkarz odmienił swoje podejście o 180 stopni. Mocno zaangażował się w działalność społeczną, spotykając się z chorymi i niepełnosprawnymi. Kolejnym krokiem było wejście w politykę. Romario uznał, że ktoś musi reprezentować tych, o których nie ma się kto upomnieć i ubiegał się o mandat do Izby Deputowanych. Zdobył 150 tysięcy głosów, co było szóstym wynikiem. Początkowo walczył o wszelakie ułatwienia dla niepełnosprawnych, między innymi, aby mogli śledzić mundial w ojczyźnie z miejsc przystosowanych do wózków inwalidzkich. Później przeszedł również do uzdrawiania brazylijskiej piłki i walki z korupcją w związku piłkarskim. Mimo tego, że był w tej walce osamotniony, to jego działania przyniosły spore efekty i rozpoczęto śledztwo, w które zamieszani byli praktycznie wszyscy włodarze piłki w Kraju Kawy.
Warto też zauważyć, że Romario jest wręcz wzorem polityka. Jego dom mieści się 900 kilometrów od siedziby brazylijskiego Parlamentu, a mimo tego może pochwalić się najlepszą frekwencją wśród wszystkich deputowanych. Jak twierdzi, ma zobowiązania wobec całej Brazylii, która teraz składa się na jego pensje. Mówi się, że polityka to bagno, ale akurat Romario chyba musiał się w nim zanurzyć, żeby wypłynąć na powierzchnię. Bo pamiętajmy, że rozmawiamy o zawodniku, dla którego spóźnienie się na trening było codziennością, a odpuszczanie meczów z powodu karnawału niczym niezwykłym.
Partnerem w ataku reprezentacji Brazylii Romario był Bebeto i także on postanowił rozpocząć karierę w polityce. Jednak podobnie jak w Selecao, tak i w gabinetach politycznych drugi z wymienionych pozostawał nieco w cieniu. W tym samy roku, w którym Romario został deputowanym w Parlamencie, popierany przez Demokratyczną Partię Pracy Bebeto dostał się do władz Rio de Janeiro, gdzie przez 4 lata piastował urząd radnego. Na salonach jednak nie czuł się tak dobrze, jak pod bramką rywali i po zakończeniu kadencji został ambasadorem igrzysk w Rio. Może się jednak poszczycić, że w wyborach, w których brał udział, odniósł sukces w przeciwieństwie do innych byłych zawodników, takich jak Danrlei, Vampeta czy Joao Leite.
Polacy nie gęsi, piłkarzy w polityce mają
Kariery polityczne piłkarzy w Polsce nie są czymś nieznanym, ale próżno szukać u nas przykładów podobnych do Romario, czyli ludzi maksymalnie zaangażowanych w swoją pracę. Byli zawodnicy byli raczej magnesem na wyborców, którzy potem raczej nieszczególnie starali się brać udział w życiu politycznym. Szczególnym przykładem tutaj jest Grzegorz Lato, który przez cztery lata sprawował mandat senatora RP. Niestety jedyne czym się wyróżnił to fakt, że nie zabrał głosu na żadnym posiedzeniu przez cały okres kadencji. Złośliwi twierdzą, że jedyne co wyszło z jego ust to prośba o uchylenie okna podczas letnich obrad.
Ciekawy jest też przypadek Jana Tomaszewskiego, który jeszcze będąc czynny piłkarzem, angażował się w politykę. W 1982 roku wstąpił do Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, który popiera wprowadzenie stanu wojennego. Już po zmianach ustrojowych był doradcą ówczesnego Ministra Kultury Fizycznej i Turystyki Jacka Dębskiego. W roku 2010 popierał Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a rok później z ramienia PiS wszedł do sejmu. Jako poseł był znany z kontrowersyjnych wypowiedzi i częstego udzielania się w mediach. Pod koniec kadencji zdecydował się na dość kontrowersyjny transfer i przeszedł do PO, co spotkało się ze sporą krytyką środowiska. W ostatnich wyborach parlamentarnych nie zdołał uzyskać mandatu, ale znając ambicję byłego bramkarza, należy zakładać, że nie zamierza się rozstawać z polityką.
Przez chwilę, po transferze do PO, kolegą z partii Tomaszewskiego był Cezary Kucharski, który w wyborach w 2011 roku uzyskał mandat poselski z ramienia Platformy. Były kapitan Legii angażował się głównie w działalność ministerstwa sportu, ale wielu zarzucało mu, że najwięcej energii poświęca swojej działalności menedżerskiej i sprawom Roberta Lewandowskiego. Sporo kontrowersji wzbudził również fakt, że nie chciał złożyć oświadczenia majątkowego na koniec kadencji, jednak nie zamierzał się ubiegać o reelekcję, także sprawa dość szybko przycichła. Poza tym Kucharski był posłem niezawodowym i nie pobierał uposażenia poselskiego, także niezłożenie oświadczenia nie groziło żadnymi konsekwencjami.
Spośród byłych zawodników najbardziej doświadczony w poselskich ławach jest Roman Kosecki, który aż czterokrotnie był wybierany na reprezentanta naszego społeczeństwa z listy Platformy Obywatelskiej. Już sam fakt czterokrotnej elekcji świadczy o zaufaniu, jakim cieszy się w swoim okręgu Kosecki. Mimo prowadzenia swojej szkółki piłkarskiej, a także piastowania funkcji wiceprezesa w PZPN Kosa aktywnie działa także na polu sejmowym, skupiając się oczywiście głównie na sprawach związanych ze sportem. Może jak dotąd nie zrewolucjonizował polskiego prawa, jednak docenić należy jego dużą aktywność i częste zabieranie głosu. Jeżeli zaczynaliśmy od przykładu senatora, którego jedynym pomysłem było otwarcie okna, to o Koseckim można powiedzieć, że zapewne byłby tym, który to okno otworzy. I pewnie zrobić nawet coś więcej.
Oczywiście w Polsce, ale także i na całym świecie, mamy wiele przykładów piłkarzy, którzy zasiadali w rozmaitych radach miasta, sejmikach wojewódzkich itp., nierzadko jak Jan Woś czy Radosław Majdan, będąc bardzo aktywnymi działaczami. Tutaj jednak skupiliśmy się tylko na tej polityce przez duże „P”, która decyduje o życiu całych społeczeństw. Może i niewielu piłkarzy faktycznie miało na to wpływ, ale jeżeli tylko wykazali chęci, żeby coś zmienić, to trzeba to docenić. Przykład Romario pokazuje, że da się wykorzystać sławę zdobytą na boisku do realnych zmian w polityce. Wystarczy tylko mieć wystarczająco determinacji, by to zrobić. Nie wolno zapominać też o otworzeniu okien.
KUBA KĘDZIOR
Obserwuj @retro_magazyn Follow @JaKuba87
OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE! POLUB NAS NA FACEBOOKU!