Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć sylwetki stu piłkarzy, którzy występowali w biało-czerwonych barwach. Nie będzie to jednak zestawienie najlepszych, czy najpopularniejszych zawodników, bo podobnych list jest multum. Skupiliśmy się na postaciach mniej znanych, czasem trochę zapomnianych, o których albo pisze się sporadycznie, albo wcale. Każdy z nich miał swój wkład w rozwój futbolu nad Wisłą, a stulecie naszej niepodległości to dobra okazja, żeby przypomnieć ich sylwetki szerszej publiczności. Oczywiście nie udało się zamknąć listy setką nazwisk, więc będzie ich troszkę więcej. Przed Wami piąta część zestawienia.
Edward Madejski
Bramkarz Wisły Kraków i reprezentacji Polski, grał w słynnym meczu 1/8 finału MŚ przeciwko Brazylii w 1938 r. Zaczynał od siatkówki, koszykówki i piłki ręcznej w Wawelu i Cracovii, na futbol postawił w 1931 r. w krakowskiej Juvenii. Rok później przeszedł do Wisły, w której zadebiutował 2 lipca 1933 r. w wygranym 10:1 meczu z Podgórzem Kraków. Skoczny i bardzo zwinny, imponujący refleksem, zbierał świetne recenzje zarówno w meczach ligowych, jak i w prestiżowych spotkaniach towarzyskich z Chelsea FC czy Ferencvárosi TC. W październiku 1937 r. przed meczem z Ruchem Wielkie Hajduki został odsunięty od składu. On i Alojzy Sitko wstawili się za Antonim Łyko, który przyszedł na mecz po całonocnej imprezie. Kierownictwo odstawiło od składu całą trójkę i Madejski pożegnał się z Białą Gwiazdą w meczu przeciwko AKS Chorzów (5:2, 14 listopada 1937 r.). Łącznie zagrał dla Wisły 64 mecze ligowe. Przez kilka miesięcy pozostawał bez klubu, a przed wybuchem wojny reprezentował jeszcze Garbarnię i Zaolzie Trzyniec (miasteczko przyłączone do Polski w 1938 r.)
Był zastępcą Spirydiona Albańskiego na IO w Berlinie, a jego debiut w reprezentacji przypadł na 6 września 1936 r. W Belgradzie przegraliśmy z Jugosławią aż 3:9, Madejski wystąpił w pierwszej połowie i puścił pięć goli. W sumie w ciągu dwóch lat zagrał z orzełkiem na piersi 11 razy, a najbardziej pamiętny mecz z jego udziałem miał miejsce 5 czerwca 1938 r. Polska debiutowała w MŚ, a jej rywalem w 1/8 finału była wspaniała Brazylia. Cztery gole Ernesta Wilimowskiego, hat-trick Leonidasa i przegrana 5:6 po dogrywce – Edward Madejski był jednym z aktorów dreszczowca w Strasburgu. Z reprezentacją pożegnał się 13 listopada 1938 r. w wygranym 3:2 meczu z Irlandią w Dublinie (zszedł z boiska w 14. minucie z powodu kontuzji).
Po wybuchu wojny działał w podziemiu, brał także udział w rozgrywkach konspiracyjnych. W 1943 r. trafił do celi śmierci w Stanisławowie, ale uciekł podczas transportu do więzienia gestapo przy ul. Montelupich w Krakowie. Do końca wojny musiał się ukrywać, nie powstrzymało go to jednak przed dalszą grą w podziemnych meczach, wyjeżdżał nawet w tym celu do Warszawy. W 1945 r. znalazł się na Śląsku i reaktywował działalność Polonii Bytom. W 1950 r. wrócił do rodzinnego Krakowa, aby założyć Hutnika w Nowej Hucie. Sport nie kolidował u niego z nauką – jeszcze przed wojną uzyskał tytuł magistra chemii na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1954 r. uzupełnił wykształcenie o dyplom inżyniera chemika na Akademii Górniczo-Hutniczej. W 1956 r. został aresztowany jako „szpieg” i „zdrajca narodu”. Po trzech latach uwolniono go i zrehabilitowano, jednak nie mógł już odzyskać straconego zdrowia i rodziny, która się go wyparła. Zmarł samotnie 15 lutego 1996 r. w Bytomiu i spoczął na cmentarzu w Batowicach.
Jestem dumny, że byłem reprezentantem Polski. Na piłkarskich stadionach ze wszystkich sił starałem się godnie walczyć o jej sławę. Nie szczędziłem wysiłku, aby trwać w boju o jej wolność podczas wojny i okupacji. Nie czułem bólu, gdy po „wyzwoleniu” więziono mnie za to, że pragnąłem być patriotą. Zapominam o goryczy, że ponad pół wieku fałszowano historię, a to przecież jest i moje życie – napisał w przedmowie do 2. tomu Encyklopedii Piłkarskiej FUJI w 1992 r.
Urodził się 11 sierpnia 1914 r. w Krakowie, zmarł 15 lutego 1996 r. w Bytomiu.
Reprezentacja: 11 meczów, 33 stracone bramki
Horst Mahseli
Twardy boczny obrońca grający w latach 50. bardzo nowocześnie. Dorastał w przedwojennym Bytomiu, który był wówczas po niemieckiej stronie granicy. Po wojnie w 1948 r. jako 14-latek zapisał się do reaktywowanej Polonii. Początkowo grywał jako napastnik, ale szybko został przesunięty do defensywy. W ligowym meczu zadebiutował w wieku 18 lat. 19 października 1952 r. wszedł na boisko w przegranym 0:1 meczu z Wisłą, zmieniając Klausa Jerominka. Wystąpił też w dwumeczu z Ruchem, który wówczas decydował o mistrzostwie Polski. Wtedy Polonia nie zdołała wygrać, ale kiedy dwa lata później sięgała po tytuł, to Mahseli był już jednym z podstawowych zawodników. To był jego ostatni rok w bytomskim klubie, dla którego rozegrał w ciągu trzech lat 22 mecze.
Po utalentowanego piłkarza sięgnęła warszawska Legia. Od razu zyskał uznanie w oczach trenera Steinera i wystąpił we wszystkich meczach sezonu. Razem z innym kolegami ze Śląska poprowadził stołeczny klub do pierwszego mistrzostwa Polski, a w tydzień po zakończeniu kampanii ligowej, dorzucili do tego puchar Polski. Sukces, jakim było zdobycie dubletu, powtórzyli rok później. Na kolejny tytuł mistrza kraju Mahseli musiał czekać 13 długich lat. Dopiero w 1969 r., kiedy sporadycznie już pojawiał się na boisku, zespół zdobył swoje trzecie mistrzostwo. To był jego ostatni sezon w legijnych barwach. Przez większość swojego pobytu w warszawskim klubie był jednym z tych, od których zaczynało się ustalanie składu. W sumie dla Legii zagrał w 317 ligowych spotkaniach i strzelił dwie bramki. W 1964 i 1966 r. zdobył z kolegami swój trzeci i czwarty puchar Polski w karierze. Dał się poznać jako twardy i nieustępliwy defensor. Swoje obowiązki w obronie potrafił łączyć z zadaniami ofensywnymi. Był bardzo towarzyski i lubiany przez kolegów także poza boiskiem.
W biało-czerwonych barwach swój pierwszy występ zanotował 29 maja 1955 r. zremisowanym 2:2 meczu z Rumunią w Bukareszcie. Mimo że w Legii grał praktycznie wszystko od deski do deski, to w reprezentacji nie stawiano na niego zbyt często. Jego reprezentacyjna kariera trwała tylko trzy lata, a w jej trakcie uzbierał tylko dziewięć występów. Ostatni raz wystąpił 25 maja 1958 r. w przegranym 2:3 spotkaniu z Danią w Kopenhadze. Po zakończeniu kariery pracował w Okęciu Warszawa, gdzie pełnił funkcję grającego instruktora. W 1974 r. prowadził jeszcze Star Starachowice, ale niedługo później wyemigrował do Niemiec.
Urodził się 20 czerwca 1934 r. w Bytomiu, zmarł 3 grudnia 1999 r. w Singen w Niemczech.
Reprezentacja: 9 meczów
Henryk Martyna
Obrońca i kapitan Legii Warszawa, 24-krotny reprezentant Polski, członek zespołu, który zajął czwarte miejsce na IO w Berlinie w 1936 r.
Miał słynny, oswobadzający wykop oraz bił potężne rzuty karne i wolne. Pamiętam, jak raz na meczu z austriackim Rapidem strzelił wolnego niemal ze środka boiska i trafił w poprzeczkę. Gdzie te czasy? – wspominał jego grę redaktor Bohdan Tomaszewski.
Antałek to mała beczułka przeznaczona do przechowywania wina albo piwa, w potocznym języku oznaczająca po prostu grubasa. Właśnie Antałkiem nazywano Martynę i faktycznie jego sylwetka daleka była od ideałów fitnessu, przy wzroście 167 cm ważył ponad 80 kg. Jednak twardo stał na nogach, grał z wielkim wyczuciem i poświęceniem, a rywali straszył swoimi atomowymi strzałami. Przygodę z futbolem zaczynał w krakowskich klubach (Orzeł, Korona), w stolicy Małopolski skończył też szkołę handlową. W 1928 r. rozpoczął służbę wojskową w Warszawie i trafił do Legii, gdzie przeżył najlepsze lata swojej kariery. Dla Wojskowych rozegrał 160 meczów i zdobył 18 goli. Odszedł w 1936 r. i do wybuchu wojny grał w Warszawiance. Był pierwszym strzelcem gola dla reprezentacji w meczu o punkty – 15 października 1933 r. w eliminacjach MŚ pokonał legendarnego bramkarza Františka Pláničkę strzałem z rzutu wolnego (przegraliśmy 1:2). W kadrze debiutował 28 września 1930 r. w towarzyskim meczu ze Szwecją (zwycięstwo 3:0), a przygodę z drużyną narodową zakończył 4 października 1936 r. z Danią (zszedł w 21. minucie w meczu przegranym 1:2).
W czasie kampanii wrześniowej walczył w obronie Twierdzy Modlin. Niemcy zwolnili go z obozu jenieckiego w Iławie i wrócił do Warszawy. W rozgrywkach konspiracyjnych w stolicy reprezentował barwy KS Radość. W czasie Powstania Warszawskiego był cywilnym komendantem kamienicy przy ul. Mokotowskiej 52, a po zakończeniu walk trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie. Uciekł stamtąd i resztę życia spędził w Krakowie. Był współwłaścicielem firmy poligraficznej, a także kierownikiem sklepu, w czym z pewnością pomogło mu wykształcenie ekonomiczne.
Urodził się 14 listopada 1907 r. w Krakowie, zm. 17 listopada 1984 tamże.
Reprezentacja: 23 mecze, 4 bramki
Joachim Marx
Przygodę z piłką zaczynał w Sośnicy Gliwice. Potem przyszedł czas na GKS Gliwice, a stamtąd Joachim Marx powędrował do Gwardii Warszawa, by odrobić tam służbę wojskową. W stołecznym klubie wypłynął na szerokie wody. Spędził w nim sześć lat, zagrał 139 spotkań i strzelił 78 bramek. Miał odejść już w 1967 r. Przez jakiś czas trenował z Górnikiem Zabrze. Jednak na jeden z treningów czarną wołgą przyjechał pułkownik Budziłowski z Gwardii i namówił Achima, by ten spędził jeszcze sezon w Warszawie. Odszedł dwa lata później. Pojechał na Śląsk, ale już nie do Zabrza. Wybrał występy w niebieskiej koszulce Ruchu Chorzów. Zadebiutował w meczu z… Górnikiem. Gdy prezes Eryk Wyra z Zabrza zobaczył go w barwach lokalnego rywala, wykrztusił tylko zdezorientowany: Synek, coś ty zrobił? W Ruchu grał do 1975 r. Wystąpił w 162 ligowych meczach i 66 razy wpisywał się na listę strzelców. Z Niebieskimi wywalczył dwa tytuły mistrza Polski (1974 i 1975) i puchar Polski (1974). W finale tych ostatnich rozgrywek Ruch zwyciężył były klub Marxa – Gwardię Warszawa, a Achim zdobył w tym spotkaniu dwie bramki. Uchodził w tamtych czasach za jednego z czołowych snajperów ligi. Był już wówczas reprezentantem Polski.
W narodowych barwach zadebiutował 3 grudnia 1966 r., w meczu z Izraelem w Jaffie, który zremisowaliśmy 0:0. Z orłem na piersi zagrał łącznie 23 razy i strzelił dla kadry 10 goli. Jego występy rozkładały się na niemal dekadę, bo ostatni raz reprezentował nasz kraj 26 października 1975 r. Graliśmy wówczas z Włochami i również było 0:0. Pomimo przyzwoitych statystyk wiele osób uważa, że Marx był piłkarzem, który świetnej gry w klubie nie potrafił przełożyć na występy w narodowych barwach (dziewięć bramek zdobył w meczach towarzyskich). Mimo to może się poszczycić złotym medalem olimpijskim zdobytym w Monachium w 1972 r. Na olimpiadzie zagrał w dwóch spotkaniach: drugą połowę meczu z Ghaną (4:0) i pierwszą połowę meczu z Danią (1:1). Z gry w mistrzostwach świata w RFN, wykluczyła go choroba. Należy do elitarnego „klubu 100”. W najwyższej lidze zdobył łącznie 102 gole w 244 meczach.
W 1975 r. zdecydował się na wyjazd za granicę. Postanowił spróbować sił we Francji. Początkowo wyjazd utrudniali mu chorzowscy działacze, nie chcąc się zgodzić na ten transfer. Podobno w przejściu do Lens pomógł mu prezydent Francji – Valery Giscard d’Estaing – który interweniował w czasie wizyty w Polsce. Francuski prezydent żył w dobrych relacjach z ówczesnym merem Lens, stąd miała wyniknąć ta pomoc. Marx dzień po przybyciu do Francji zagrał już mecz i … popisał się hat-trickiem. Przeciwnikiem Lens był wtedy Lyon, jedna z najlepszych francuskich drużyn. Z Les Sang et Or zdobył wicemistrzostwo Francji. Łącznie zagrał tam 110 razy i strzelił 38 goli. Nie miał większych problemów z aklimatyzacją, gdyż okolice Lens były zamieszkane przez dużą ilość imigrantów z Polski. Po czterech latach przeniósł się do zespołu Noeux-les-Mines. Do gry w tym klubie przekonał go młody trener tego zespołu – Gerard Houllier. Grę w tym zespole łączył z pracą w markecie Leroy Merlin. Karierę piłkarza zakończył w 1982 r. Postanowił pozostać we Francji. Od tego czasu zawsze był blisko futbolu, wiążąc się z nim różnymi funkcjami. Był trenerem Lens, które wprowadził do Pucharu UEFA. Przez krótki okres pracował również w Tunezji, lecz szybko wrócił do Francji. Prowadził kluby z Ligue 2. Odpowiadał też za pracę związkowej szkółki piłkarskiej, z której wypłynęli m.in. Raphael Varane czy Gaël Kakuta. Pełnił też rolę skauta w Lens. Obecnie odpoczywa na zasłużonej emeryturze.
Urodził się 31 sierpnia 1944 r. w Gliwicach.
Reprezentacja: 23 mecze, 10 bramek
Michał Matyas
Odstawiał dyrektora, operował tylko w środku pola, skąd podawał piłkę kolegom. Trzeba jednak przyznać, że mimo lenistwa robił to wyśmienicie, jak prawdziwy mistrz, a nawet artysta – pisano o nim w Przeglądzie Sportowym w 1935 r.
Przed wojną był jednym z czołowym lwowskich piłkarzy. Uwielbiał sztuczki techniczne, czym doprowadzał do wściekłości obrońców rywali, którzy w efekcie często brutalnie go faulowali. Był wychowankiem Lechii Lwów, do której dołączył jako 14-latek. Dwa lata później przeniósł się do słynnej Pogoni. Na ligowych boiskach pierwszy raz pokazał się w wieku 19 lat. Debiutował w przegranym 0:1 meczu z Warszawianką, ale już w kolejnym spotkaniu z łódzkim Klubem Turystów otworzył wynik spotkania i strzelił swoją pierwszą bramkę w lidze. W sumie do wybuchu wojny uzbierał ich 100. Wśród kresowych snajperów nie ma sobie pod tym względem równych. Imponujący świetnym dryblingiem i dysponującym ostrym uderzeniem z dystansu zawodnik pojechał z kadrą na igrzyska do Berlina, ale wystąpił tylko w spotkaniu z Norwegią. Swój pierwszy mecz rozegrał 10 lipca 1932 r. ze Szwecją (2:0). Ostatni występ w narodowych barwach zaliczył w 1939 r. w spotkaniu z Francją (0:4).
Kiedy we wrześniu 1939 r. Lwów zajęli Sowieci, Matyas został zawodnikiem klubu Nieftianik Borysław. Później razem z Aleksandrem Skoceniem, Tadeuszem Jedynakiem, Mieczysławem Górskim i Ołehem Łajewskim został zabrany do Dynama Kijów. Po wojnie osiedlił się w Bytomiu, gdzie lwowiacy założyli klub Polonia. W swoim nowym klubie grał do 1948 r. To był jego ostatni sezon w zespole.
Rozpoczął pełną sukcesów pracę szkoleniową. Zaczynał oczywiście w Polonii, początkowo jako asystent trenera. Później samodzielnie prowadził AKS Chorzów i Wisłę Kraków. Z krakowskim klubem w 1951 r. sięgnął po mistrzostwo kraju i doszedł do finału pucharu Polski. W 1965 r. razem z bytomską Polonią świętował sukcesy w Pucharze Ameryki i Interlidze, a rok wcześniej doprowadził ją do finału pucharu Polski. To on zastąpił Gézę Kalocsaya w Górniku i wiosną 1970 r. prowadził drużynę w pamiętnych bojach w Pucharze Zdobywców Pucharów. Po przegranym finale z Manchesterem City jednak szybko mu podziękowano. Pracował też m.in. w Warcie Poznań, Stali Mielec i w Cracovii, a od 7 listopada 1966 r. do końca 1967 r. prowadził reprezentację jako trener selekcjoner w dziewięciu meczach. Nie był to jego debiut z kadrą, bo opiekował się nią już podczas igrzysk w Helsinkach. Był także trenerem reprezentacji B i drużyn młodzieżowych.
Urodził się 28 września 1910 r. w Brzozowie, zmarł 22 października 1975 r. w Krakowie.
Reprezentacja: 18 meczów, 7 bramek
Włodzimierz Mazur
Koledzy z boiska mówili, że był silny jak tur, a uda miał jak ze stali. Obok Andrzeja Jarosika to największa legenda Zagłębia Sosnowiec. Przygodę z piłką rozpoczynał w Górniku Kazimierz. Wyróżniającego się młodego zawodnika zauważyło Zagłębie. Do klubu trafił jako 16-latek. Szybko poznano się na jego talencie i przepowiadano mu świetlną przyszłość. Mówiło się, że ma być następcą Jarosika.
To był piłkarz kompletny. Jego technice też nic nie brakowało. Miał dobrą lewą i prawą nogę. Umiał się zastawić i uderzyć z daleka. Zgadzam się jednak z tym, że wyróżniał go niesamowity instynkt – mówił Jerzy Dworczyk, który w latach 70. grał razem z Mazurem w ataku.
W krótkim czasie stał się ulubieńcem kibiców, którzy okrzyknęli go królem Sosnowca. Mimo sukcesów nie zadzierał nosa, nie wywyższał się. Był normalnym człowiekiem. Nigdy nie odmawiał znajomym w potrzebie. Nawet kiedy w sezonie 1976/77 został królem strzelców z 17 bramkami na koncie, to nadal potrafił wyjść na piwko ze starymi przyjaciółmi. Koledzy wspominali, że nawet jak trochę przesadził z piciem, to na drugi dzień niczego nie było po nim widać. Swoją grą przyciągał ludzi na stadion. To głównie jego chciano oglądać. Z Zagłębiem dwukrotnie świętował zdobycie pucharu Polski (1977 i 1978). W sumie dla klubu rozegrał 319 spotkań (282 w lidze) i strzelił 100 bramek (79 w lidze).
Jego talent i umiejętności zostały dostrzeżone przez Jacka Gmocha, który dał mu szansę debiutu w reprezentacji 31 października 1976 w wygranym 5:0 meczu z Cyprem. Zabrał go również na mistrzostwa świata do Argentyny. Zagrał tylko w jednym meczu z gospodarzami. Kiedy przegraliśmy 0:2, Gmoch rzucił w stronę ławki rezerwowych Włodek, rozbieraj się. Dres zaczął rozbierać Włodek Lubański, ale trener szybko doprecyzował, że chodzi mu o Włodka Mazura. To on miał odmienić losy meczu. Nie odmienił. W pamięci kibiców zapisał się jednak rok później. W meczu z Holandią w ramach eliminacji do Euro 1980 Mazur wykonywał rzut karny. Napastnik Zagłębia położył bramkarza na ziemi i lekkim strzałem posłał piłkę w sam środek bramki. Po tamtym meczu odebrał talon na samochód.
W 1983 r. wyjechał do Francji, gdzie grał dla Stade Rennais. Dwa lata później jednak wrócił do kraju i zagrał jeszcze kilka spotkań dla Zagłębia. Karierę kończył w Górniku Wojkowice. Jako zawodnik Zagłębia był wzorem dla młodszych kolegów, garnęli się do niego, podglądali, jak kopie piłkę i jak się zachowuje na boisku. Chciał być trenerem, ale niestety dobrze zapowiadającą się kariera została przerwana. 1 grudnia 1988 r. wyszedł z domu, żeby zrobić zakupy. Upadł przed sklepem i już nigdy nie odzyskał przytomności. Zmarł w wieku 34 lat. Jest Patronem Akademii Zagłębia, w której trenuje blisko pół tysiąca młodych adeptów piłki nożnej.
Urodził się 18 kwietnia 1954 r. w Opatowie, zmarł 1 grudnia 1988 r. w Sosnowcu.
Reprezentacja: 23 mecze, 3 bramki
Walenty Musielak
Był dynamicznym i szybkim napastnikiem, który dysponował silnym strzałem. Piłkę kopać zaczynał w Sokole Leszno, ale w 1933 r. przeniósł się do Poznania. Został zawodnikiem fabrycznego zespołu Huty Cegielski Poznań. Drużyna ta w 1936 r. minimalnie przegrała rywalizację o wejście do ekstraklasy z chorzowskim AKS. Był jednym z najskuteczniejszych graczy swojego klubu, a dobre występy zostały zauważone przez Józefa Kałużę. Musielak znalazł się w kadrze na igrzyska w Berlinie, ale był tylko rezerwowym. Po spotkaniu z Brytyjczykami okazało się, że Fryderyk Scherfke ma pęknięte żebra i w półfinałowym meczu z Austrią konieczna będzie zmiana w żelaznym dotąd składzie. Naturalnym wyborem wydawał się Michał Matyas. Kałuża postawił jednak na debiutanta – Walentego Musielaka, co nie podobało się niektórym zawodnikom z zespołu.
Musielak miał kilka dobrych okazji do strzelenia bramki. Tuż po przerwie trafił nawet w słupek, ale cały polski atak raził w tamtym meczu nieskutecznością. Po porażce kozła ofiarnego zrobiono właśnie z Musielaka. Przegląd Sportowy pisał o nieudolnie zestawionym polskim ataku, a Adam Obrubański był zdania, że Musielakowi zabrakło rutyny. Nigdy więcej nie zagrał w narodowych barwach, choć był rezerwowym w spotkaniu o trzecie miejsce z Norwegią i we wrześniowym meczu z Jugosławią, w którym Polacy ponieśli klęskę 3:9.
Tydzień po powrocie z igrzysk udowodnił jednak, że potrafił strzelać bramki. W meczu z Gryfem w Toruniu strzelił aż sześć bramek, z czego aż pięć uzyskując pomiędzy 30. a 38. minutą spotkania. W 1938 r. opuścił Poznań i przeniósł się do Skarżyska-Kamiennej, gdzie został zawodnikiem miejscowego Granatu. W czasie wojny podpisał volsklistę i grał dla DSW Posen, a potem podobno w 1944 r. dla HSV Hamburg. Po wojnie krążyły pogłoski, że chciał dołączyć do zespołu Warty, ale zawodnicy mieli się na to nie zgodzić. Późniejsze jego losy są owiane tajemnicą. Najprawdopodobniej osiedlił się we Francji i tam dożył swoich dni.
Urodził się 7 lutego 1913 r. w Buczynie, zmarł 11 kwietnia 1977 r. ? we Francji
Reprezentacja: bez występów
Rochus Nastula
Niezwykle skuteczny napastnik o bardzo marnych warunkach fizycznych. Mierzył zaledwie 164 cm i ważył 60 kg, ale dzięki znakomitemu wyszkoleniu fizycznemu napsuł mnóstwo krwi obrońcom rywali. Był wychowankiem klubu Silesia Lipiny. W 1924 r. został zawodnikiem innej drużyny z Lipin – Naprzodu. Pewnego dnia Nastula zażądał od klubu zwrotu zarobków za dzień, w którym nie pracował, lecz grał w piłkę. Wybuchła afera i posądzono go o zawodowstwo. Po bramkostrzelnego napastnika zgłosili się Czarni Lwów. Prosty robotnik z Lipin dostał łatwą pracę w fabryce konserw mięsnych Zygmunta Ruckera, który był promotorem klubu. Ciekawostką jest fakt, że konserwy dostawało się za darmo, albo za symboliczną cenę i można je było później odsprzedać sklepikarzom, co stanowiło dodatkowy dochód.
Zadebiutował w nowym zespole 22 maja 1927 r. w meczu z Klubem Turystów (2:3), a cztery dni później w derbowym starciu z Hasmoneą (2:3) strzelił swoją pierwszą ligową bramkę dla klubu. Do końca sezonu uzbierał ich w sumie dziewięć, ale trzeba zaznaczyć, że wystąpił tylko w 10 meczach. Dobrą formę utrzymał rok później. W sierpniu strzelił katowickiemu 1. FC aż cztery bramki, jako jedyny w ligowych dziejach Czarnych i zapoczątkował serię jedenastu kolejnych trafień w siedmiu meczach o punkty, w których tylko on zdobywał gole dla swojej drużyny. W 1929 r. dalej strzelał jak na zawołanie, a w trzech kolejnych meczach – z Ruchem, z 1. FC i z Garbarnią uzyskał hat-tricka, co jest jedynym takim wyczynem w ekstraklasie. Sezon zakończył z 25 trafieniami w 20 tylko meczach i mimo że pod koniec kampanii ligowej leczył kontuzję, to został pierwszym i jedynym w dziejach klubu królem strzelców. Ogółem dla zespołu rozegrał 58 meczów i strzelił 56 bramek, co czyni go najskuteczniejszym ligowym snajperem w dziejach Czarnych.
Nastula jak tylko mógł, unikał kontaktu z rywalami, preferując grę bezkontaktową, co nie podobało się selekcjonerom i nie pozwoliło mu zadebiutować w reprezentacji. Był jedynym przedwojennym królem strzelców, który nie dostąpił zaszczytu gry w biało-czerwonych barwach, choć gra z orłem na piersi była jego wielkim i nieskrywanym marzeniem. Po trzech latach spędzonych we Lwowie wrócił do Lipin, gdzie razem z kolegami bezskutecznie próbował dostać się do elity, ale zawsze im czegoś brakowało. Mimo wielu propozycji z innych klubów nie opuścił już Lipin. Po wojnie próbował swoich sił jako szkoleniowiec. Trenował m.in. Szombierki, Liniarnię Bytom, ŁTS Łabędy czy Hejnał Kęty, ale bez większych sukcesów.
Urodził się 15 sierpnia 1902 r. w Lipinach, zmarł 17 marca 1977 r. w Świętochłowicach.
Reprezentacja: bez występów
Józef Nawrot
Jeden z symboli przedwojennej drużyny Legii Warszawa. Był pierwszym piłkarzem w dziejach klubu, który strzelił ponad 100 bramek w lidze. Karierę zaczynał jednak w Krakowie. Był wychowankiem Wawelu, a w wieku 16 lat został zawodnikiem Cracovii. Wystąpił w jej barwach w finałowych meczach mistrzostw Polski w 1926 r. i w wygranym 12:0 meczu z Lublinianką aż pięciokrotnie wpisał się na listę strzelców. W 1925 r. występował w WKS 1 pp Legionów Wilno, a później powrócił do Cracovii. W 1927 r. przeniósł się do warszawskiej Legii. W stołecznym klubie zadebiutował 29 maja w wygranym 4:3 meczu z Pogonią Lwów i strzałem głową otworzył wynik spotkania. Szybko wpasował się do składu i stworzył znakomity tercet z Józefem Ciszewski i Marianem Łańko. Początkowo z całej trójki zdobywał najmniej bramek, ale po paru latach to on stał się liderem ofensywnej formacji Legii. Miał znakomity strzelecki instynkt, ale nie był boiskowym egoistą i znakomicie potrafił też obsługiwać podaniami partnerów. W wojskowym klubie występował do 1936 r. W sumie rozegrał dla niego 175 spotkań i strzelił 105 bramek. Granicę stu ligowych goli w karierze pokonał w 1935 r. i dokonał tego jako drugi piłkarz w historii ekstraklasy. Ciekawostką jest, że trakcie swojej przygody z Legią miał dwa sezony, w których ani razu nie trafił do siatki rywali. Pierwszy raz stało się to w 1929 r., a po raz drugi przytrafiło mu się to w 1936 r. Brak jego bramek był wówczas dotkliwy dla klubu, bo Legia zajęła 10. miejsce tabeli i jedyny raz w swojej historii spadła z ligi. Nawrót wystąpił jednak wówczas w tylko ośmiu spotkaniach. W październiku, kiedy sprawa spadku była już praktycznie przesądzona, razem z Henrykiem Martyną, Franciszkiem Cebulakiem i Edwardem Drabińskim wybrał się do Nowego Jorku na pokładzie statku Batory. Do podróży namówił ich kapitan. Poprzednim razem, kiedy Batory był w USA, drużyna załogi statku poniosła dotkliwą porażkę z Klubem Polsko-Amerykańskim, więc kapitan wpadł na pomysł, żeby przed rewanżem zespół marynarzy wzmocnić legionistami. Rewanż się udał i goście z Polski wygrali tym razem 4:1, a Nawrot strzelił trzy bramki. Po powrocie do kraju zarząd klubu zdyskwalifikował jednak swoich zawodników na dwa lata.
Nawrot przeniósł się do Polonii, z którą w 1937 r. walczył o awans do elity. Na ekstraklasowe boiska wrócił wiosną 1938 r. Wystąpił wówczas w 13 spotkaniach i z dziewięcioma golami na koncie był najskuteczniejszy w zespole. W Polonii grał do wybuchu wojny. W tym ostatnim, niedokończonym sezonie dwa razy pojawiał się na boisku. Jesienią 1939 r. we Lwowie dostał się do sowieckiej niewoli. Trafił na Syberię, a stamtąd w ostatniej chwili załapał się do Armii Andersa. W wojsku był instruktorem sportu. Walczył pod Arnhem, a po wojnie występował w szkockim klubie w Edynburgu. W 1948 r. zapowiadano jego powrót do kraju, ale do niczego takiego nie doszło. Unikał kontaktów ze znajomymi w Polsce.
W biało-czerwonych barwach zadebiutował już 10 czerwca 1928 r. Wystąpił wówczas w zremisowanym 3:3 meczu z USA. W meczu z Łotwą w 1930 r. jako drugi w historii (po Batschu) strzelił w jednym meczu cztery bramki. W sumie dla reprezentacji strzelił 16 bramek. Ostatni raz wystąpił w starciu z Łotwą w 1935 r. Zabrakło dla niego miejsca w kadrze na igrzyska.
Urodził się 24 września 1906 r. w Krakowie, zmarł 24 września 1982 r. w Southsea w Wielkiej Brytanii.
Reprezentacja: 19 meczów, 16 bramek
Antoni Nieroba
W chorzowskim Ruchu występował przez 20 lat. Do spróbowania swoich sił namówił go Eugeniusz Lerch. Zaczynał w trampkarzach jako 13-latek, po roku grał już w lidze juniorów, a w czasie meczów pierwszej drużyny był jednym z chłopców do podawania piłek. W podstawowym składzie pojawił się po dyskwalifikacji Czesława Suszczyka. Zadebiutował 8 kwietnia 1956 r. w wygranym 3:0 meczu z opolską Odrą. Początkowo grywał jako pomocnik, dopiero później przesunięto go do obrony. 6 września zdobył swoją pierwszą ligową bramkę dla klubu. W Ruchu występował do 1972 r. jeśli zliczyć występy z pucharu Polski, Intertoto i Pucharu UEFA, to uzbierał ich łącznie 401. W lidze zagrał 347 razy i strzelił 20 bramek. Przez całą swoją karierę był wzorem dla młodych zawodników. Imponował swoim podejściem do zawodu, prowadził sportowy tryb życia i zawsze odnosił się z szacunkiem do rywali.
Po latach wspominał, że miał oferty z innych klubów. Chciano go w Szczecinie, Bydgoszczy czy Krakowie. Nieroba bał się jednak dyskwalifikacji, a poza tym dzięki grze w barwach Ruchu ominęła go służba wojskowa. Gdyby opuścił zespół, to natychmiast doręczono by mu bilet do wojska i musiałby grać dla Śląska Wrocław, co mu jednak nie odpowiadało. W 1965 r. razem z Faberem i Zygmuntem Schmidtem został wypożyczony do bytomskiej Polonii na mecze w amerykańskiej Interlidze. Z chorzowskiego klubu odszedł po przyjściu Michala Vičana, który chciał budować nowy zespół. Nieroba wyjechał do Francji i został zawodnikiem LB Châteauroux, w czym pomógł mu grający w Lens Eugeniusz Faber. Trafił tam pod skrzydła pochodzącego ze Świętochłowic Gerarda Woźnioka. Po dwóch sezonach wrócił jednak do Polski. W 1980 r. skończył kurs trenerski na katowickiej AWF i rozpoczął pracę szkoleniową. Pracował w Rozwoju Katowice, potem przez dwa lata w LB Châteauroux, a po powrocie do Polski przez pięć lat trenował Uranię Ruda Śląska. Zaliczył też epizod w AKS-ie.
W reprezentacji debiutował w wygranym 7:2 meczu z Izraelem. W latach 1962-63 był podstawowym graczem zespołu. W sumie w biało-czerwonych barwach zagrał 17 razy. Ostatni raz w 1967 r. z Rumunią.
Urodził się 17 stycznia 1939 r. w Chorzowie.
Reprezentacja: 17 meczów
Marian Norkowski
Król strzelców ligi polskiej z 1960 r. Popularny Mala, choć urodził się w Toruniu, gdzie grał jako junior dla miejscowego Pomorzanina, to przez większość kariery był związany z Polonią Bydgoszcz. Grał razem ze swoim starszym bratem Henrykiem, z którym stworzył groźny dla rywali duet. Był postrachem bramkarzy i lisem pola karnego. Sześciokrotny reprezentant Polski. W kadrze A strzelił jednego gola. Olimpijczyk. Znajdował się w drużynie, która reprezentowała nasz kraj na igrzyskach w Rzymie w 1960 r. Nie zagrał tam jednak ani minuty. Doprowadził Polonię do historycznego, piątego miejsca w I lidze. W tamtym sezonie wsławił się strzeleniem czterech bramek mistrzom Polski, drużynie Górnika Zabrze. Co ciekawe, rozegrał też jedno spotkanie dla Gwardii Warszawa. Ówczesne władze komunistyczne, które wyznaczyły stołeczny klub do gry w europejskich pucharach, postanowiły dokonać jednomeczowego wypożyczenia. Norkowski zagrał w Szwecji, przeciwko Djurgårdens IF. Transfer pomiędzy milicyjnymi klubami na niewiele się zdał. Gwardia odpadła z Pucharu Europy.
Norkowski w ciągu siedmiu sezonów w elicie strzelił 94 bramki w 149 meczach. Po zakończeniu kariery, przez wiele lat pracował jako trener w bydgoskiej Polonii. Podobno jego ulubionym powiedzeniem było: Macie ich już na widelcu, wystarczy ich tylko połknąć. Traktowany był jak wielki autorytet. Gdy był trenerem juniorów, na jeden z meczów nie dojechał arbiter. O poprowadzenie spotkania poproszono Malę. Uznał bramkę dla przeciwnika, pomimo tego, że sędzia liniowy podniósł chorągiewkę. Zmarł 7 marca 2001 r. Przed stadionem Polonii znajduje się skwer jego imienia, a na samym stadionie wisi pamiątkowa tablica.
Urodził się 17 maja 1935 r. w Toruniu, zmarł 7 marca 2001 r. w Warszawie.
Reprezentacja: 6 meczów, 1 bramka
Krzysztof Nowak
Karierę zaczynał w RKS Ursus. Szybko zauważono, że miał predyspozycje do gry w roli defensywnego pomocnika, jednak równie dobrze radził sobie jako klasyczny rozgrywający. Wkrótce przeniósł się do Sokoła Pniewy, dla którego rozegrał ponad 50 spotkań. Po fuzji Sokoła z GKS Tychy wyjechał do Grecji. Nie spędził tam jednak dużo czasu i wrócił do Polski. Został zawodnikiem Legii Warszawa, ale zdołał rozegrać tylko jeden mecz w barwach klubu. Kolejnym przystankiem była Brazylia, do której trafił po rundzie wiosennej w 1996 roku. Razem z Mariuszem Piekarskim przeszli do Atlético Paranaense, stając się pierwszymi Polakami w historii ligi brazylijskiej.
W ciągu dwóch lat odbudował swoją karierę i wyrobił sobie świetną markę wśród brazylijskich kibiców. Nowak został zauważony przez chcący zbudować potęgę Wolfsburg. Dobre występy w drużynie Wilków zwracały uwagę dużych europejskich klubów. Mówił się o Bayernie i Juventusie. Niestety dobrze zapowiadającą się karierę przerwała choroba. U Nowaka stwierdzono stwardnienie zanikowe boczne. Klub nie porzucił swojego piłkarza w potrzebie. Natychmiastowo przedłużono kontrakt z Krzysztofem, do którego wliczono wszystkie koszty związane z chorobą, czyli opłacanie leczenia. W 2003 r. zorganizowano jego benefis. Nie był w stanie już poruszać się o własnych siłach, siedział tylko na wózku inwalidzkim. Mecz przeciwko Bayernowi Monachium miał przynieść spore zyski, przeznaczone na leczenie zawodnika. Gdy fani wyciągali na trybunach transparenty z napisami Krzysztof, na zawsze pozostaniesz jednym z nas bądź Jesteś numerem 10 naszych serc widać było, jak po policzkach spływają mu łzy. Nie mógł już nawet pomachać komukolwiek, ponieważ choroba była w zbyt zaawansowanym stadium. Zmarł 26 maja 2005 roku. Na jego pogrzebie zjawiły się setki kibiców, specjalna delegacja z Wolfsburga oraz rodzina. Przedstawiciele VfL co roku odwiedzają jego grób, podkreślając, że był i ciągle jest jednym z nich.
Urodził się 27 września 1975 r. w Warszawie, zmarł 26 maja 2005 r. w Wolfsburgu.
Reprezentacja: 10 meczów, 1 bramka
O Nowaku więcej pisaliśmy tutaj.
Roman Ogaza
Jest wychowankiem Górnika Lędziny, po odejściu z macierzystego klubu grał w Górniku Zabrze, ale największą karierę zrobił w Szombierkach Bytom i w GKS Tychy. W drużynie z Bytomia zaliczał wzloty i upadki. Poznał gorycz spadku z ekstraklasy, ale i smak powrotu do niej. Awans wywalczył bowiem w sezonie 1972/1973, zaledwie po roku spędzonym na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Przepustka do elity nie była wówczas jedynym sukcesem, jaki Ogaza odniósł z Szombierkami. Dotarł bowiem też do półfinału pucharu Polski. W 1975 r. został piłkarzem GKS-u Tychy. Już w pierwszym sezonie cieszył się z wicemistrzostwa kraju. Niestety kolejny przyniósł spadek do drugiej ligi. Po sezonie spędzonym na zapleczu Ogaza wrócił do Bytomia. W Tychach jest jednak pozytywnie wspominany do dziś, a w oficjalnym serwisie internetowym klubu przeczytać można, że to bez wątpienia najwybitniejszy piłkarz w historii GKS Tychy. Ponowne występy w Szombierkach okazały się bardzo udane. Najpierw był półfinał krajowego pucharu, a w sezonie 1979/1980 Ogaza wspólnie z kolegami świętował zdobycie mistrzostwa Polski. W kolejnym sezonie jego drużyna zajęła w lidze trzecie miejsce.
Po sukcesach na arenie krajowej zawodnik wyjechał za granicę. Pierwszym przystankiem była Francja. W 1982 r. trafił do RC Lens. Jest to klub z polskiego punktu widzenia wyjątkowy. Wcześniej grali tam Eugeniusz Faber, Ryszard Grzegorczyk, Walter Winkler, Joachim Marx i Henryk Maculewicz. W kolejnych latach po przyjściu Ogazy, do klubu trafiali Mirosław Tłokiński, Cezary Tobollik, Ryszard Tarasiewicz i Jacek Bąk. Ponadto legendami klubu było kilku zawodników o polskich korzeniach. Pobyt w Lens był udany. Trwał dwa sezony. Polak rozegrał tam 63 mecze, w których strzelił 15 goli, po czym przeniósł się do Olympique Ales. Następnie trafił do belgijskiego Royal Francs Borains, skąd wrócił do Francji, by reprezentować barwy US Forbach i SG Marienau. Największym sukcesem reprezentacyjnym było zdobycie z kadrą Kazimierza Górskiego srebrnego medalu olimpijskiego na igrzyskach w Montrealu w 1976 r. Ogaza zagrał tam w jednym meczu – wygranym 5:0 ćwierćfinale z Koreą Północną. Karierę zakończył dopiero w wieku 39 lat.
Urodził się 17 listopada 1952 r. w Katowicach, zmarł 4 marca 2006 r. w Forbach we Francji.
Reprezentacja: 21 meczów, 6 bramek
Alfred Olek
Żeby Olek był bożyszczem wszystkich Polek – śpiewali Skaldowie. Jeden z najmniej docenianych piłkarzy Górnika z jego złotych czasów. Przygodę z piłką zaczynał podobnie jak Roman Lentner w klubie Czarni Chropaczów. Zaczynał jako 15-latek i to w tym zespole wchodził w wiek seniorski. Dopiero kiedy miał 24 lata przeniósł się do GKS Świętochłowice, a po roku trafił do Górnika.
Po pierwszych treningach pukaliśmy się wszyscy w czoło. Kto takiego faceta jak Alfred Olek ściągnął do Górnika? Po co? Ale potem wszystko się zmieniło, Alfred „urósł” i stał się ważną postacią naszej drużyny – wspominał Stanisław Oślizło.
Dużo czasu poświęcił mu trener Géza Kalocsay, który godzinami trenował z Olkiem rajdy wzdłuż linii bocznej boiska i dośrodkowania. Technicznie był, delikatnie mówiąc, dość surowy, ale nadrabiał to pracowitością. Był wrogiem alkoholu i papierosów, a o jego wydolności krążyły legendy. W pucharowym meczu z Djurgårdens reporter Sportu zachwycał się, że Olek był dosłownie wszędzie. Zygfryd Szołtysik wspominał, że Alfred biegał jak nakręcony, a jak miał kogoś wyłączyć z gry, robił to doskonale. Grał tam, gdzie trener go ustawił i robił to znakomicie. Miał „żelazne płuca” i był niesamowicie waleczny i ambitny. W Zabrzu spędził sześć sezonów. Trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski (1967, 1971, 1972) i czterokrotnie puchar Polski (1968, 1969, 1970, 1971.
Tylko raz dostał szansę w reprezentacji. Trener Koncewicz wpuścił go na boisko w drugiej połowie wygranego 2:1 meczu z Irlandią w Poznaniu 6 maja 1970 r. Z Górnika odszedł do szkockiego Hamilton FC. Po dwóch latach wrócił do kraju i grał jeszcze dla Concordii Knurów, a karierę kończył w LZS Gierałtowice. Z tymi dwoma zespołami pracował także jako szkoleniowiec. Na emeryturze trenował młodzież w Victorii Pilchowice, a czasami, kiedy nie miał kto zagrać, sam pojawiał się na murawie. Zawsze bardzo dbał o boisko. Spędzał na nim mnóstwo czasu, równiutko kosząc trawę.
Urodził się 23 lipca 1940 r. w Świętochłowicach, zmarł 10 marca 2007.
Reprezentacja: 1 mecz
Marian Ostafiński
Zasłużony głównie dla podkarpackiej i śląskiej piłki. Jest wychowankiem Polonii Przemyśl. Następnie grał w Bieszczadach Rzeszów i Stali Stalowa Wola, aż w końcu trafił do rzeszowskiej Stali. To właśnie w barwach tego klubu zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Już w pierwszym spotkaniu złamał rękę, lecz nie przeszkodziło mu to w rozegraniu meczu do końca. Spędził w stolicy Podkarpacia trzy sezony. W 1972 r. zasilił szeregi Ruchu Chorzów. Z Niebieskimi odnosił największe sukcesy w karierze. Dwa razy sięgał po mistrzostwo Polski (1974 i 1975). W 1974 r. cieszył się także z wywalczenia pucharu Polski i dotarcia do ćwierćfinału Pucharu UEFA. Rok później wspólnie z kolegami znalazł się w kolejnym ćwierćfinale – tym razem w rozgrywkach o Puchar Europy. Spędził w Chorzowie cztery i pół sezonu i rozegrał dla klubu 115 meczów, w których zdobył sześć goli. W 1976 r. został zawodnikiem Polonii Bytom. Grał w niej do zakończenia kariery z przerwą na występy przez jeden sezon we francuskim SC Hazebrouckois.
W reprezentacji zadebiutował w 1971 r., grając w zakończonym bezbramkowym remisem meczu z RFN w Hamburgu. W 1972 r. znalazł się w kadrze, która pod wodzą Kazimierza Górskiego zdobyła złoty medal na igrzyskach olimpijskich w Monachium. W pamiętnym finale z Węgrami jednak nie zagrał. Nie załapał się do drużyny, która dwa lata później zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach świata w RFN, choć znalazł się szerokiej kadrze. Pracował jako trener. Pełnił rolę szkoleniowca m.in. w Polonii Bytom. Doczekał się wielu wyróżnień. Został odznaczony tytułem Zasłużony Mistrz Sportu, Złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe oraz Złotym Krzyżem Zasługi.
Urodził się 8 grudnia 1946 r. w Przemyślu.
Reprezentacja: 11 meczów
O Ostafińskim więcej przeczytacie tutaj.
Tadeusz Parpan
Prawdziwy symbol wielkości powojennej drużyny Cracovii i jeden z najlepszych polskich obrońców w tamtych latach. Pochodził z usportowionej, piłkarskiej rodziny. Ojciec był jednym z twórców KS Łagiewianka i to tam Tadeusz stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. W barwach klubu występował także podczas rozgrywek w czasie okupacji. Zwrócił na siebie wtedy uwagę trenera Józefa Kałuży i trafił do Cracovii. W drużynie Pasów stał się prawdziwym liderem defensywy. Kibice wspominali, że tak dobrze czyścił przedpole własnej bramki, że bramkarze byli niemal bezrobotni. Imponował przeglądem pola i znakomicie grał głową. Był wysoki i silny, ale przy tym bardzo ruchliwy. Świetnie potrafił to wykorzystać. Umiejętność gry głową wyćwiczył, skacząc do zawieszonej na sznurku piłki. Przed sezonem pokonywał na śniegu niezliczone ilości kilometrów. Był centralną postacią każdego meczu i to on rozgrywał najwięcej piłek.
Z Cracovią zdobył mistrzostwo Polski w 1948 r., a rok wcześniej razem z Mieczysławem Graczem został wybrany do reprezentacji FIFA, ale nie mógł w niej zagrać z przyczyn politycznych. W 1949 r. potwierdzili z kolegami swoją klasę, zajmując drugie miejsce na finiszu rozgrywek. Dla Cracovii występował do 1950 r. W lidze zaliczył w jej barwach 57 meczów i strzelił 13 bramek. Później przeniósł się do Garbarni, gdzie występował razem ze starszym bratem Leopoldem.
W czasach kiedy polska reprezentacja rozgrywała kilka meczów rocznie, w ciągu paru lat rozegrał w jej barwach 20 spotkań. Debiutował 11 czerwca 1947 r. w pierwszym powojennym meczu, który rozgrywaliśmy z Norwegią w Oslo (1:3). Jedyną bramkę w biało-czerwonych barwach zdobył w zremisowanym 1:1 meczu z Bułgarią 4 kwietnia 1948 r. Ostatni występ zanotował przeciwko rosnącej w siłę drużynie Węgier 4 czerwca 1950 r. w Warszawie. Po zakończeniu kariery pracował jako trener i to pod jego wodzą Cracovia spadła w 1954 r. z ligi. Przejął zespół w połowie sezonu, ale nie był w stanie utrzymać go w elicie. W tym samym roku ukończył Politechnikę Krakowską, gdzie od 1959 r. zajął się pracą dydaktyczną.
Urodził się 16 listopada 1919 r. w Krakowie, zmarł 21 kwietnia 1990 r. tamże.
Reprezentacja: 20 meczów, 1 bramka
Karol Pazurek
Nikt w elicie nie strzelił dla Garbarni więcej bramek niż on i prędko się to nie zmieni. Pierwszym jego klubem był niemiecki Turngemeinde Katowice, z którego w 1924 r. trafił do Pogoni. To właśnie jako zawodnik tego klubu zadebiutował 19 czerwca 1927 r. w biało-czerwonych barwach w meczu z Rumunią w Bukareszcie (3:3). Zarząd nowopowstałej wówczas ligi nie wyraził zgody na udział swych graczy w meczu reprezentacji. Skład oparto więc na zawodnikach z Krakowa i Katowic. Pazurek jako jeden z niewielu, którzy wystąpili w tym pojedynku, zagrał jeszcze później w koszulce z orłem na piersi. W Pogoni występował do 1928 r., ale w czasie służby wojskowej grał dla WKS 73 pp Katowice.
Sezon 1929 zaczynał w barwach krakowskiej Garbarni. Już w debiucie 7 kwietnia w meczu z Klubem Turystów dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, a krakowianie wygrali aż 8:2. Miejsca w składzie nie oddał już do końca i wystąpił we wszystkich spotkaniach. W 25 meczach 14 razy pokonywał bramkarzy rywali. Garbarnia zajęła drugie miejsce w tabeli, ale już w 1931 r. Pazurek wraz z kolegami mógł cieszyć się z wygranej w rozgrywkach. W krakowskim klubie grał do 1937 r. W sumie rozegrał dla niego 174 ligowe mecze i strzelił 88 bramek. Był prawdziwym asem Garbarni i rozegrał dla niej wiele znakomitych spotkań. W 1938 r. został zawodnikiem warszawskiej Polonii, w której barwach zaliczył 11 występów i dwa razy wpisywał się na listę strzelców.
Był piłkarzem najwyższej klasy. Budził podziw swoją przebojowością, nieustępliwością i wszechstronnym wyszkoleniem. W reprezentacji zagrał 16 razy. Czterokrotnie wpisywał się na listę strzelców – w debiucie z Rumunią, w 1934 r. z Niemcami (2:5) i z Łotwą (6:2) oraz w pożegnalnym występie w 1935 r. z Rumunią (1:4). Po wybuchu wojny został wcielony do Wehrmachtu. Zginął na początku stycznia 1945 r. Zastrzelono go, gdy w niemieckim mundurze prowadził wojskowy samochód osobowy na trasie do Jędrzejowa.
Urodził się 17 grudnia 1905 r. w Katowicach, zmarł 6 stycznia 1945 r. w okolicy Miechowa.
Reprezentacja: 16 meczów, 4 bramki
Teodor Peterek
Trzeci obok Wodarza i Wilimowskiego członek legendarnego ofensywnego tercetu chorzowskiego Ruchu. Mimo problemów z techniką i kiepskiej szybkości imponował przed wojną skutecznością. Urodził się w Świętochłowicach, ale jego rodzina pochodziła z czeskiego Śląska. Ojciec chłopaka przed 1905 r. grał w piłkę w Opawie w klubie Troppauer SV. Mały Teo miał zostać skrzypkiem, ale za zgodą ojca wybrał piłkę. Zaczynał w Śląsku Świętochłowice, gdzie dość szybko stał się gwiazdą drużyny młodzików. Kiedy zdarzyło mu się zawalić jakiś mecz, w obawie przed gniewem ojca wolał nie wracać wówczas do domu i nocował u znajomych, m.in. u rodziców Gerarda Cieślika. Kiedy jego zespół wygrał 2:0 z rówieśnikami z Wielkich Hajduk, działacze Ruchu zaproponowali Peterkowi przejście do nich. Zgodził się. W drużynie Niebieskich były większe możliwości rozwoju, a za przejście dostał parę modnych butów. W debiucie w juniorskim zespole strzelił trzy gole, a tydzień później już w seniorskiej drużynie dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. W obu przypadkach rywalem był jego były klub. W lidze zadebiutował 23 września 1928 r. w meczu z ŁKS-em, a debiut uświetnił golem z rzutu karnego.
Wkrótce stał się jednym z czołowych strzelców drużyny. W 1929 r. pomógł zespołowi utrzymać się w lidze, a dwa lata później z 14 golami na koncie był najskuteczniejszym graczem w zespole. W tym samym roku rozpoczął w Warszawie służbę wojskową. O utalentowanego piłkarza rywalizowały Legia i Warszawianka, ale ich prezesi nie mogli dojść do porozumienia, gdzie Peterek ma grać, więc pozwolili mu samemu wybrać. Teo wybrał Ruch, dzięki czemu na każdy ligowy mecz dostawał trzydniowy urlop. Rok później zdobył z drużyną pierwsze mistrzostwo, a w 1934 r. stoczył wewnątrzklubowy pojedynek strzelecki z Wilimowskim. Ezi strzelił 34 gole, a Teo o sześć mniej. W dwóch ostatnich kolejkach sezonu 1937 zapoczątkował strzelecką superserię, która trwała do 14. kolejki sezonu 1938. W szesnastu (!) kolejnych meczach wpisywał się na listę strzelców. Strzelec wybitny, jakich niewielu było nad Wisłą. Bezkonkurencyjny w grze głową, elegancki w grze, waleczny i dobrze spisujący się w roli kierownika ataku. Często trafiał z rzutów karnych, ale kiedy bramkarz Śmigłego Wilno Longin Pawłowski obronił jego strzał, to Peterek podszedł do niego i rzucił mu błotem w twarz. Często nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy i za niewybredne komentarze pod adresem sędziów aż pięciokrotnie był usuwany z boiska.
W październiku 1939 r. rozegrał pierwszy mecz w stworzonym na bazie Ruchu zespole BSV. Trzy lata później wcielono go do Wehrmachtu. Stacjonował na granicy niemiecko-francuskiej i tam też grał w piłkę, dzięki czemu podobno uniknął wysłania na front wschodni. Dostał się do niewoli, a stamtąd do II dywizji generała Maczka. Następnie trafił do Wielkiej Brytanii, a stamtąd wrócił statkiem do Polski 2 sierpnia 1946 r. Dwa dni później Ruch wygrał ze Slavią Ruda Śląska 8:4, a Peterek pięć razy pokonał bramkarza rywali. W 1948 r. wystąpił jeszcze w jednym ligowym meczu, ale wkrótce potem zawiesił buty na kołku. Z Ruchem pięć razy zdobywał mistrzostwo Polski (1933, 1934, 1935, 1936, 1938), rozegrał dla klubu 192 ligowe mecze i strzelił 157 bramek. Przed wojną nikt nie strzelał więcej niż on (156 goli). Jako jedyny trafiał w ponad stu (!) meczach.
Po zakończeniu kariery został trenerem. Opuścił Chorzów i zamieszkał pod Wałbrzychem. W reprezentacji grał tylko dziewięciokrotnie i strzelił sześć bramek. Debiutował w 1931 r. z Rumunią (2:3), a pożegnał się z kadrą meczem z Niemcami (1:4) w 1938 r., w którym strzelił gola. Wystąpił też we wszystkich meczach na berlińskich igrzyskach.
Urodził się 7 listopada 1910 r. w Świętochłowicach, zmarł 12 stycznia 1969 r. w Słupcu.
Reprezentacja: 9 meczów, 6 bramek
Pozostałe części cyklu:
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część pierwsza
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część druga
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część trzecia
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część czwarta
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część szósta
- 100 zapomnianych piłkarzy na stulecie niepodległości – część siódma
BARTOSZ BOLESŁAWSKI, BARTOSZ DWERNICKI, RAFAŁ GAŁĄZKA, GRZEGORZ ZIMNY