Wspomnienie ludzi futbolu, którzy odeszli w ostatnim roku

Czas czytania: 55 m.
5
(1)

Dzisiaj, jak co roku w tym szczególnym dniu, wielu z nas odwiedza cmentarze i groby bliskich nam osób. Coraz więcej osób chce też pojawić się na miejscach spoczynku ważnych, z różnych względów, dla siebie ludzi, w tym również sportowych idoli. Dla nas, ludzi rozkochanych w futbolu, jest to czas, żeby na chwilę się zatrzymać i wspomnieć w myślach tych, którzy wzmocnili szeregi niebiańskiej drużyny, nierzadko mocno przedwcześnie. W tym tekście, podobnie jak w poprzednich latach, przypominamy niektórych ludzi ze świata piłki nożnej, którzy odeszli w ostatnim roku.

Kiedy siadałem do napisania tego tekstu i przeglądałem listy zmarłych w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, ze smutkiem i goryczą spostrzegłem, że coraz mniej wśród nich jest przedstawicieli zamierzchłych piłkarskich czasów, a niestety coraz częściej pojawiają się w tym gronie zawodnicy, których dobrze znałem z opowiadań i książek, czy których sam nawet pamiętałem z boiska. Nigdy też skompletowanie listy nie przyszło mi tak łatwo. Zdaje się to potwierdzać zdanie, że ostatni rok był wyjątkowo tragiczny pod tym względem, a kibice musieli się pogodzić z odejściem wielu naprawdę wybitnych osobowości.

Ray Clemence (5 sierpnia 1948 – 15 listopada 2020)

Jeden z najlepszych angielskich bramkarzy lat 70. i legenda Liverpoolu z tamtego okresu. Swoją profesjonalną karierę zaczynał w trzecioligowym Scunthorpe United. Jeszcze jako nastolatek stał się podstawowym zawodnikiem drużyny. Klub nie zwątpił w niego nawet po upokarzającej porażce z lokalnym rywalem 1:7. Clemence, który obawiał się, że ta przegrana położy się cieniem na jego karierze, zaliczył potem serię kilkudziesięciu bardzo solidnych występów. Dzięki temu odbudował się mentalnie, a dobrą grą zwrócił na siebie uwagę sztabu Liverpoolu.

Bill Shankly zakontraktował go w czerwcu 1967 r. Kiedy oferta The Reds została zaakceptowana, prezes Scunthorpe United osobiście zawiózł Clemence’a na Anflield swoim własnym Rolls Roysem. Na debiut w nowym zespole młody bramkarz musiał poczekać do września 1968 r., a przez kolejne dwa lata był rezerwowym i sporadycznie pojawiał się na boisku. Kiedy jednak w 1970 r. stał się pierwszym wyborem przy obsadzie bramki, to pozostał nim do końca swojego pobytu w klubie.

W czasie kilkunastu lat spędzonych na Anfield pięciokrotnie (1972/73, 1975/76, 1976/77, 1978/79, 1979/80) zdobywał mistrzostwo Anglii. Raz cieszył się z triumfów w Pucharze Anglii (1973/74) i Pucharze Ligi (1980/81). Był podstawowym elementem drużyny, która odnosiła też wielkie sukcesy na arenie europejskiej. Dwa razy z kolegami zwyciężał w Pucharze UEFA (1972/73, 1975/76) i trzykrotnie podnosił w górę Puchar Europy (1976/77, 1977/78, 1980/81), a także raz Superpuchar Europy (1977).

Pomiędzy 1972 a 1983 r. był pewnym punktem angielskiej reprezentacji. O miejsce między słupkami musiał jednak rywalizować ze znakomitym Peterem Shiltonem, przez co niejednokrotnie przychodziło mu godzić się z rolą drugiego bramkarza. Mimo to zdołał uzbierać 61 występów w narodowych barwach. Bronił podczas mistrzostw Europy w 1980 r., kiedy Anglia zakończyła rywalizację na fazie grupowej, a także pojechał na mundial do Hiszpanii, gdzie jednak ani razu nie podniósł się z ławki.

Finałowy pojedynek Pucharu Europy w 1981 r. rozgrywany był na Parc des Princes w Paryżu. Naprzeciw siebie stanęły wówczas Real Madryt i Liverpool. Po bardzo wyrównanym meczu The Redds wygrali minimalnie 1:0. Jak się później okazało był to ostatni występ Clemence’a w barwach klubu z Anfield. Coraz bardziej odczuwał presję za swoimi plecami, a pojawienie się w drużynie Bruce’a Grobbelaara po raz pierwszy od dłuższego czasu postawiło pod znakiem zapytania obecność Raya w pierwszym składzie.

Latem 1981 r. za 300 tys. funtów przeniósł się do Tottenhamu Hotspur. Z nowym klubem wygrał Puchar Anglii (1981/82), a także Puchar UEFA (1983/84), choć finałowe spotkanie z Anderlechtem z powodu kontuzji oglądał jako rezerwowy. Przez kolejne lata ciągle był pewnym punktem zespołu i miał swój niemały udział w zdobyciu przez zespół trzeciego miejsca na finiszu rozgrywek w sezonach 1984/85 oraz 1986/87. W listopadzie 1987 r. doznał kontuzji ścięgna Achillesa. Przyspieszyła ona jego decyzję o przejściu na emeryturę, co ostatecznie nastąpiło w 1988 r.

Na koniec sezonu 1976/77 znalazł się w Drużynie Roku wybranej przez Professional Footballers’ Association (PFA Team of the Year). Należy do bardzo elitarnego grona zawodników, którzy w trakcie całej kariery rozegrali ponad 1000 oficjalnych meczów. Na jego 1118 występów 61 przypadło na dorosłą reprezentację, a cztery na młodzieżową U-23. 337 razy zakładał bluzę Tottenhamu, a barwy Liverpoolu przywdziewał aż 665 razy. Do tego dolicza się mu jeszcze przynajmniej 50 spotkań z czasów Scunthorpe. Jego 460 czystych kont to też wynik rekordowy.

Po zakończeniu kariery zawodniczej próbował się odnaleźć w roli szkoleniowca. Co prawda w klubach pracował bez większych sukcesów, ale jako trener bramkarzy przez parę lat był członkiem sztabu angielskiej reprezentacji. Pracował również w strukturach federacji, stojąc na czele FA Development Team. Nadzorował tam rozwój młodych angielskich zawodników w kategoriach wiekowych od U-16 do U-21. W 2005 r. zdiagnozowano u niego raka prostaty i to z tą chorobą przegrał po kilkunastoletniej walce.

Andrzej Gowarzewski (19 lipca 1945 – 16 listopada 2020)

Jeden z najwybitniejszych polskich dziennikarzy sportowych. Jako reporter i publicysta współpracowałem ze Sportem Sportowcem. W połowie lat 70. zaczęły się pojawiać jego pierwsze publikacje książkowe, których do końca życia uzbierał ponad setkę. Był współautorem pozycji Od Realu do Ajaxu, w której przybliżono historię europejskich pucharów, a także napisanej wspólnie z Grzegorzem Stańskim publikacji Wielcy piłkarze. Sławne kluby, w których autorzy przedstawili sylwetki kilkudziesięciu wybitnych zawodników w historii futbolu, a także opowiedzieli nieco o największych klubach z całego świata. Dla wielu sympatyków piłki nożnej lektura tych książek była pierwszym zetknięciem z wielkim światowym futbolem, a przytaczane przez autorów wyczyny piłkarskich herosów rozpalały ich wyobraźnię.

W czasie stanu wojennego stracił zatrudnienie i poświęcił się pracy nad rozwojem i uporządkowaniem swojego sporego archiwum. Był akredytowany m.in. na igrzyskach olimpijskich w Montrealu i Moskwie. To on był pomysłodawcą rankingu najlepszych polskich lekkoatletów roku Złote Kolce, a także klasyfikacji w krajowym kolarstwie Kryształowe Koło.

Jego największą miłością była jednak piłka nożna. Był akredytowany na kolejnych dziewięciu turniejach finałowych piłkarskich mistrzostwach świata (od 1982) i dziesięciu turniejów finałowych mistrzostw Europy (od 1980). W 1990 r. wydana została Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata jego autorstwa, która zebrała bardzo pochlebne recenzje wśród przedstawicieli FIFA. Rok później Andrzej Gowarzewski założył wydawnictwo GiA, którego flagowym produktem stała się doskonale wszystkim znana Encyklopedia piłkarska FUJI, która dziś liczy już sobie kilkadziesiąt tomów. Nie można też zapominać o Kolekcji klubów, w której autorzy przedstawiają losy największych polskich klubów, a także o wysokiej jakości okolicznościowych albumach o historii polskiego futbolu.

Jego wkładu w rozwój naszej rodzimej historii piłki nożnej nie sposób przecenić. I to nawet pomimo tego, że jego publikacje nie są pozbawione błędów, co starają się wychwytywać kolejni badacze. Można mieć też obiekcje, co do tego, czy tak przez niego ceniona ankieta osobowa zawodnika czy trenera, na pewno jest wystarczająco obiektywnym źródłem. Jednak bez jego wieloletniej pracy i poświęcenia historia polskiego futbolu miałaby nieporównywalnie więcej ciemnych plam, niż obecnie.

Zmarł w wieku 75 lat, do końca pracując nad kolejnymi publikacjami.

Adam Musiał (18 grudnia 1948 – 18 listopada 2020)

Wieloletni zawodnik krakowskiej Wisły, z którą święcił największe sukcesy. Z drużyną Białej Gwiazdy wywalczył mistrzostwo Polski w sezonie 1977/78. Z mistrzostw świata w RFN w 1974 r. przywiózł srebrny medal. To jego właśnie postanowił przykładnie ukarać Kazimierz Górski przed meczem drugiej rundy ze Szwecją. Odsuwając Musiała od składu, trener chciał nieco wstrząsnąć zespołem, bo zauważył, że w jego szeregi wkradło się małe rozprężenie. Obrońca miał wówczas według rożnych wersji wypić o jedno piwko za dużo i wrócić o kilka minut za późno, na dodatek wdając się w niepotrzebną dyskusję z trenerem. W pozostałych meczach turniej wrócił jednak do pierwszego składu.

Swoje pierwsze futbolowe kroki Musiał stawiał w rodzinnej Wieliczce. Dorastał tutaj wraz z trójką rodzeństwa w bardzo skromnych warunkach, bo w domu nie było bieżącej wody, kuchni, ani łazienki. Jako dziecko był bardzo ruchliwy i wszędzie go było pełno, swoimi wybrykami nieraz przysparzał też zmartwień matce. O jej surowości przekonał się już w przedszkolu, kiedy wypalił pierwszego papierosa. Każdą wolną chwilę spędzał na gonitwie za piłką, więc szkoła schodziła na dalszy plan. Do orłów nie należał, ale kiedy na swojej drodze spotkał nauczyciela WF-u pana Strojnego, przeszedł prawdziwą metamorfozę i z jednego z najgorszych uczniów w szkole stał się jednym z najlepszych.

Jego pierwszym klubem była Wieliczanka, skąd szybko trafił do wielickiego Górnika, gdzie występował do 1967 r. Wtedy to przeniósł się do Krakowa, gdzie w miejscowej Wiśle z marszu stał się podstawowym zawodnikiem. Kontuzja, z jaką po igrzyskach w Monachium zmagał się Zygmunt Anczok, stała się szansą dla Musiała i to właśnie zawodnik Wisły zabezpieczał naszą lewą stronę na mistrzostwach świata w 1974 r. Czasem zarzucano mu twardą i ostrą grę, ale po eliminacyjnych bojach z Walią i Anglią wielu doceniło jego nieustępliwość i charakter.

Po powrocie z mundialu nasi reprezentanci zyskali wielką popularność i na każdym kroku wzbudzali duże zainteresowanie. Tym większym więc echem odbił się w prasie wypadek, jaki Musiał spowodował w nocy z 31 października na 1 listopada 1974 r. i po którym w ciężkim stanie trafił do szpitala. Jechał wówczas swoim BMW do matki w Wieliczce i będąc pod wpływem alkoholu (1,6 promila), zderzył się ciężarówką. Sąd ukarał go grzywną, wyrokiem w zawieszeniu i pięcioletnim zakazem prowadzenia pojazdów.

Wrócił do zdrowia i do składu Wisły, ale w reprezentacji już nigdy więcej nie zagrał. Wiosną 1978 r. przeniósł się do Arki Gdynia, z którą rok później zdobył Puchar Polski. Gdynię opuścił w 1980 r. i spróbował szczęścia za granicą. Przez trzy lata występował w angielskim Hereford United, a później grał jeszcze w nowojorskim Eagle Yonkers, gdzie w 1987 r. zakończył karierę zawodniczą.

Jako szkoleniowiec pracował w Wiśle (trener roku 1991 w plebiscycie Piłki nożnej), Lechii Gdańsk, Stali Stalowa Wola i GKS-ie Katowice. W czasie kiedy na czele Wisły stał Bogusław Cupiał, Adam Musiał znalazł zatrudnienie jako administrator klubowego stadionu i podchodził do tej roli z pełnym zaangażowaniem. Znany z pogodnego usposobienia był dobrym duchem drużyny i zawsze imały się go żarty.

Diego Maradona (30 października 1960 – 25 listopada 2020)

Dla wielu był najwybitniejszym graczem w historii futbolu. Można się z tym stwierdzeniem zgadzać lub nie, ale takich, którzy dorównywali Maradonie skalą talentu i piłkarskiego geniuszu było raptem kilku w całej historii dyscypliny. Jego nieprzeciętne umiejętności zostały dostrzeżone jeszcze, kiedy był dzieckiem i młody Diego szybko stał się nadzieją wielu rozkochanych w futbolu Argentyńczyków na upragnione sukcesy reprezentacji. W 1978 r. nie zdołał się załapać do składu, a w 1982 r. był nieustannie niemal kopany i faulowany, przez co Argentyna skończyła zmagania na drugiej fazie. Dopiero w 1986 r. objawił światu pełną skalę swojego geniuszu i praktycznie w pojedynkę doprowadził swoją reprezentację do mistrzostwa świata, strzelając po drodze dwie pamiętne bramki Anglikom w ćwierćfinale.

W argentyńskiej ekstraklasie debiutował w wieku 16 lat jako zawodnik Argentinos Juniors. Trzykrotnie w latach 1979-81 był królem strzelców Primera División. W 1981 r. przeszedł do Boca Juniors, a rok później wyjechał do Europy. Pierwszym jego europejskim przystankiem była Barcelona, ale po dwóch latach w stolicy Katalonii odszedł z klubu i przeniósł się do Włoch. Jego nowym domem stał się Neapol, a na jego prezentację w barwach miejscowego SSC Napoli przyszło aż 75 tys. kibiców. W drużynie z Kampanii swoimi występami zbudował sobie status klubowej legendy i doprowadził zespół do największych sukcesów w historii. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo Włoch (1986/87 i 1989/90), raz Puchar Włoch (1986/87) i Superpuchar Włoch (1990), a do tego dołożył sukces na arenie europejskiej, zwyciężając w Pucharze UEFA w sezonie 1988/89. W 1988 r. był też królem strzelców Serie A.

Neapol go ubóstwiał, ale to tutaj właśnie zaczął się jego powalony upadek. Choć pierwsze kontakty z narkotykami miał już w Barcelonie, to dopiero Neapol ze swoim nocnym życiem zaczął go pochłaniać coraz bardziej. Często widywany był w towarzystwie osób, którym zarzucano działalność przestępczą i kwestią czasu było, kiedy sam podpadnie stróżom prawa. Mimo zgubnego wpływu trybu życia, jaki prowadził, Maradona ciągle był piłkarzem wybitnym. Udowodnił to w 1990 r., kiedy na włoskim mundialu drugi raz z rzędu zameldował się z kolegami z reprezentacji w wielkim finale. Tym razem jednak musieli oni przełknąć gorycz porażki.

W marcu 1991 r. świat obiegła informacja, że w organizmie Diego wykryto niedozwolone środki, a konkretnie kokainę. Poskutkowało to piętnastomiesięcznym zawieszeniem ze strony FIFA. Od tego czasu coraz dalej było mu na sportowy szczyt, a coraz więcej słyszało się o skandalach z jego udziałem. W 1992 r. próbował się odbudować w hiszpańskiej Sevilli FC, ale po sezonie odszedł skonfliktowany z władzami klubu i wrócił do Argentyny. Tu podpisał kontrakt z Newell’s Old Boys, ale zdołał rozegrać zaledwie kilka spotkań dla klubu.

Mimo to znalazło się dla niego miejsce w kadrze na mundial w USA, na który Argentyna awansowała dopiero po barażowym dwumeczu z Australią. Na turnieju dobrze zaprezentował się w meczach z Grecją i Nigerią. Zwłaszcza jego gol przeciwko Grekom i radość po tym trafieniu zapadły kibicom w pamięć. Można było mieć nadzieję, że znakomity Argentyńczyk raz jeszcze wzniesie się na wyżyny i natchnie zespół do wielkich rzeczy. Nic bardziej mylnego. Cztery dni po starciu z Nigeryjczykami Sepp Blatter ogłosił, że badanie antydopingowe wykazało w organizmie Maradony obecność efedryny. Mistrzostwa świata dla Diego dobiegły końca.

Ostatnim przystankiem w jego zawodniczej karierze było Boca Juniors. Ciągle jednak mierzył się z kolejnymi problemami ze zdrowiem i narkotykami, przez co w ciągu trzech sezonów uzbierał ledwie 30 występów. Ostatni raz zagrał 25 października 1997 r. w wygranym 2:1 pojedynku z River Plate na Estadio Monumental. Piłkarz rozegrał 45 minut, po czym zszedł z boiska. Pięć dni później oficjalnie zakończył karierę.

Jako trener pracował w klubach w Meksyku, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Argentynie. 29 października 2008 r. objął stanowisko selekcjonera reprezentacji. Jego podopieczni awansowali na mistrzostwa świata w RPA w 2010 r., a przed turniejem byli wymieniani w gronie faworytów. Przygodę z turniejem zespół z Maradoną na ławce zakończył na ćwierćfinale, gdzie uległ 0:4 Niemcom.

Na początku listopada 2020 r. trafił do szpitala i musiał poddać się operacji. Ta przebiegła pomyślnie i w połowie miesiąca Diego wypisał się na własne życzenie i wrócił do domu. Zmarł rankiem 25 listopada w wyniku ostrej niewydolności serca i obrzęku płuc.

Papa Bouba Diop (28 stycznia 1978 – 29 listopada 2020)

Bohater senegalskiej reprezentacji z mistrzostw świata w 2002 r. dorastał na ulicach Dakaru. Pierwsze lekcje piłkarskiego rzemiosła odbierał w juniorskim zespole Ndeffann Saltigue, skąd w  1995 r. trafił do klubu ASC Diaraf. Już po roku gry w klubie został zawodnikiem pierwszego zespołu, który na krajowej arenie bił się o najwyższe laury. Dobra postawa w lidze zaowocowała też powołaniem do juniorskiej reprezentacji kraju, ale żeby w pełni wykorzystać swoje możliwości, Papa Bouba Diop musiał pójść krok dalej.

To oznaczało, że nadszedł czas, żeby spróbować swoich sił w Europie. Pierwszym przystankiem Diopa na Starym Kontynencie była położona pośród alpejskich szczytów Szwajcaria. Kraj o tak odmiennym krajobrazie od senegalskiego musiał zrobić na młodym chłopaków duże wrażenie. Angaż w Neuchâtel Xamax załatwił mu brat, ale najpierw Diop przez rok musiał ogrywać się w trzecioligowym Vevey Sports. Miało to pomóc mu w szybszej adaptacji do nowego otoczenia, choć jak sam wspominał, był to dla niego trudny czas.

Po udanym przetarciu w trzeciej lidze Diop szybko zaczął pokazywać swój talent. Dobrze wszedł do zespołu Neuchâtel Xamax i stał się jednym z wyróżniających się graczy całej ligi. Dobra forma zaowocowała kolejnym transferem i w 2001 r. Diop był już zawodnikiem Grasshopper Club Zürich. Nowemu klubowi pomógł w zdobyciu krajowego mistrzostwa, a także po raz pierwszy pokazał się w europejskich pucharach. W styczniu 2002 r. sięgnęło po niego francuskie Lens.

To właśnie będąc zawodnikiem tego klubu przedstawił się szerszej publiczności w meczu otwarcia mistrzostw świata w 2002 r. Senegal sensacyjnie pokonał wówczas mistrza świata i Europy Francję. Diop strzelając jedynego gola w meczu, wprawił w zachwyt roztańczonych senegalskich kibiców, a radość po strzelonej bramce była jednym z kilku zapadających w pamięć obrazków tamtego turnieju. Koleje dwa trafienia Diop dołożył w meczu z Urugwajem. Razem z kolegami dotarł wówczas do ćwierćfinałów, a Senegal swoją grą wzbudził sympatię wielu neutralnych kibiców.

Po turnieju jego marka tylko rosła, ale kolejne dwa lata spędził jeszcze we Francji. W 2004 r. stało się jednak jasne, że Lens jest już dla niego za małe i w lipcu Senegalczyk został zawodnikiem angielskiego Fulham. Już w pierwszym sezonie w Anglii zdołał odcisnąć swoje piętno na drużynie i szybko stał się jednym z najlepszych graczy w zespole. W Fulham spędził w sumie trzy lata, po czym na kolejne trzy sezony przeniósł się do Portsmouth, z którym sięgnął po Puchar Anglii. Potem na rok przeniósł się do Aten, gdzie grał dla AEK-u. Po tym czasie wrócił do Anglii i zdążył jeszcze zaliczyć występy w barwach West Hamu i Brimingham City, gdzie w lutym 2013 r. zakończył karierę.

Reprezentacyjną koszulkę zakładał 63 razy i zdobył dla kraju 11 bramek. Oprócz dobrego występu na mundialu w 2002 r. na konto sukcesów z kadrą można mu jeszcze dopisać drugie miejsce w Pucharze Narodów Afryki w tym samym roku. Zawsze imponował siłą i przygotowaniem fizycznym, dobrze spisywał się w defensywie i przy odbiorze piłki. Potrafił też jednak dokładnie podać do partnerów i precyzyjnie uderzyć na bramkę. Stylem gry porównywany do Patricka Vieiry, często dawał się rywalom we znaki i mało kto lubił przeciwko niemu grać.

Przez lata zmagał się z chorobą Charcota-Mariego-Tootha, a potem także ze stwardnieniem zanikowym bocznym. Walczył długo, ale w końcu musiał się poddać. Zmarł w Paryżu.

Wiktor Poniedielnik (22 maja 1937 – 5 grudnia 2020)

Razem z reprezentacją ZSRR zwyciężył w premierowej edycji turnieju o mistrzostwo Europy. W finale Sowieci pokonali Jugosłowian, wygrywając po dogrywce 2:1. Strzelcem gola na wagę triumfu był właśnie Poniedielnik. To był jego drugie trafienie w finałach. Wcześniej w półfinale z Czechosłowacją ustalił wynik meczu na 3:0 dla ZSRR. Cztery lata później Poniedielnik razem z kolegami stanie przed szansą obrony tytułu, ale lepsi wówczas okażą się Hiszpanie. W 1962 r. na mistrzostwach świata w Chile Wiktor również był ważną częścią zespołu, a swoimi dwiema bramkami w fazie grupowej (w tym jednej w pamiętnym meczu z Kolumbią) wydatnie pomógł reprezentacji w wyjściu z grupy. Ćwierćfinał to było jednak wszystko, na co stać było mistrzów Europy.

Poniedielnik urodził się i dorastał w Rostowie nad Donem. Z klubami z tego miasta był związany przez większość kariery. Poważnej piłki uczył w miejscowym Torpedo, które grało na drugim poziomie rozgrywkowym. Wiktor jednak wyróżniał się na tyle, że w 1958 r. przeniósł się do największego klubu w Rostowie. Był nim występujący wówczas w Klasie A wojskowy SKA. W 1959 r. zadebiutował w radzieckiej ekstraklasie w starciu z CSKA, w którym zdołał wpisać się na listę strzelców.

Pewnie jeszcze lepiej wspominał debiut w reprezentacji, który nastąpił 19 maja 1960 r. w meczu z Polską. W Moskwie nasi reprezentanci przegrali aż 1:7, a Poniedielnik swój pierwszy mecz w narodowych barwach uświetnił zdobyciem aż trzech goli. Ogółem dla kadry ZSRR zagrał 29 razy i strzelił 20 bramek.

W 1961 r. ściągnęło go do siebie moskiewskie CSKA, ale w klubie ze stolicy Poniedielnik nie zagrał ani razu i szybko wrócił do Rostowa. Tutaj w ciągu kolejnych kilku lat zaliczył ponad setkę ligowych występów i stając się liderem zespołu, w dużej mierze stanowił o jego sile. W 1966 r. jeszcze raz postanowiono sprawdzić go w stolicy. Tym razem został zawodnikiem Spartaka, ale również tutaj ani razu nie pojawił się na boisku i niedługo później zakończył karierę.

Próbował swoich sił jako szkoleniowiec, ale bez większych sukcesów. Zdecydowanie lepiej odnalazł się w roli dziennikarza sportowego. Zawód ten z upodobaniem uprawiał do początku lat 90. Był też autorem kilku książek o tematyce piłkarskiej. Był ostatnim żyjącym mistrzem Europy z 1960 r. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie.

Alejandro Sabella (5 listopada 1954 – 8 grudnia 2020)

Dorastał w dość zamożnej dzielnicy Buenos Aires w rodzinie klasy średniej. Znakomicie radził sobie w szkole i bez problemu dostał się na Wydział Prawa Uniwersytetu w Buenos Aires, ale miłość do piłki okazała się mocniejsza. Zaczynał jako pomocnik w stołecznym River Plate. W ciągu czterech lat pobytu w klubie zdołał uzbierać ponad setkę występów i razem z kolegami trzykrotnie w tym czasie świętował mistrzostwo.

W lipcu 1978 r. Sabella wyjechał do Europy, gdzie podpisał kontrakt z angielskim Sheffield United. Klub występował wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym, a z przybyciem Argentyńczyka wiązano spore nadzieje. Anglii jednak nie zawojował. Kiedy Sheffield spadło do Third Division, Sabella zaczął rozglądać się za nowym pracodawcą. W końcu w 1980 r. przeszedł do Leeds United, gdzie w ciągu kolejnego sezonu grał ze zmiennym szczęściem. Na boisko wybiegał tylko 23 razy i dwukrotnie udało mu się pokonać bramkarzy rywali.

Pod koniec 1981 r. pomocnik stwierdził, że pora wracać do Argentyny. Trafił do Estudiantes de La Plata, gdzie pod okiem przyszłego selekcjonera Carlosa Bilardo szybko wpasował się do drużyny. Wkrótce linia pomocy z Sabellą w składzie stała się jedną z najsilniejszych w lidze, czego efektem były dwa tytuły mistrzowskie w latach 1982 i 1983.

Tylko osiem razy zagrał w drużynie narodowej. Przyczyną takie stanu jest fakt, że na jego pozycji rywalizacja w kadrze była ogromna. Dość powiedzieć, że wśród rywali o miejsce w składzie miał choćby takich graczy jak Ricardo Bochini, Carlos Tapia, Jorge Burruchaga czy Diego Maradona. W 1983 r. wziął co prawda udział w Copa América, gdzie zagrał w czterech grupowych meczach, ale Argentyna nie przeszła dalej.

Pod koniec kariery zakładał jeszcze koszulki brazylijskiego Grêmio Porto Alegre, a także argentyńskiego Ferro Carril Oeste. Przygodę z piłką kończył w Meksyku występami w barwach Club Deportivo Irapuato. Po zakończeniu czynnej kariery poświęcił się pracy szkoleniowej. Przez lata był asystentem Daniela Passarelli i towarzyszył mu podczas pracy z argentyńską i urugwajską reprezentacją, a także w klubach. W marcu 2009 r. objął stery Estudiantes, a już w lipcu cieszył się z wygranej w Copa Libertadores. Do tego dołożył mistrzostwo kraju w 2010 r. W sierpniu 2011 r. w jego ręce powierzono losy narodowej reprezentacji. Jedną z pierwszych decyzji nowego selekcjonera było mianowanie Messiego kapitanem. Pod jego wodzą Argentyna w 2014 r. po raz pierwszy od wielu lat dotarła do finału mistrzostw świata, gdzie jednak uległa Niemcom.

Zmarł w wieku 66 lat w wyniku problemów kardiologicznych.

Paolo Rossi (23 września 1956 – 9 grudnia 2020)

Człowiek, który swoimi dwiema bramkami w półfinałowym starciu hiszpańskiego mundialu pozbawił rzesze polskich kibiców nadziei na występ Polaków w wielkim finale. Dużo jednak nie brakowało, a urodzony w toskańskim Prato napastnik w ogóle do Hiszpanii by nie pojechał. Został bowiem skazany na trzy lata dyskwalifikacji za udział a korupcyjnej aferze Totonero. Ostatecznie karę skrócono mu do dwóch lat, dzięki czemu w ostatniej chwili mógł zostać dołączony do zespołu.

Król strzelców i najlepszy zawodnik hiszpańskich mistrzostw jako junior odwiedził kilka klubów, zanim w 1972 r. trafił do Juventusu. W klubie z Turynu trudno mu było się przebić i w 1976 r. trafił do Vicenzy. To tutaj wypłynął na szerokie wody. Szybko przekonał do siebie członków sztabu i stał się podstawowym zawodnikiem drużyny. Vicenza, która rok wcześniej spadła z Serie A, nie miała zamiaru spędzać zbyt wiele czasu w Serie B i potrzebowała tylko roku, żeby wrócić do elity. Paolo Rossi swoimi 21 bramkami znacząco w tym powrocie pomógł i zapewnił sobie koronę króla strzelców.

Wyczyn ten powtórzył rok później. Wydawać by się mogło, że na najwyższym poziomie trudniej będzie o to osiągnięcie, ale Rossi nic sobie z klasy rywali nie robił. Strzelał jak na zawołanie i w całym sezonie 24 razy zmuszał bramkarzy rywali do wyciągania piłki z siatki. Vicenza z kolei finiszowała w rozgrywkach na zaskakująco dobrej drugiej lokacie.

Jego forma nie umknęła uwadze Enzo Bearzota, który znalazł dla niego miejsce w kadrze na mundial w 1978 r. Włosi tamten turniej zakończyli na czwartym miejscu. Rossi trzykrotnie posłał piłkę do siatki, a swoimi podaniami aż cztery razy otwierał kolegom drogę do bramki. Po turnieju wielkim kosztem zdołała go u siebie zatrzymać Vicenza. Sezon 1978/79 był jednak dla Rossiego naznaczony kontuzjami i mimo zdobycia 15 goli w Serie A, nie zdołał z kolegami uniknąć spadku. Później zaliczył jeszcze sezon na wypożyczeniu w Perugii i w końcu w 1981 r. trafił do Juventusu.

Do składu turyńskiej ekipy wskoczył pod koniec sezonu 1981/82, czyli w samą porę, żeby załapać się na mundial. Dołożył w ten sposób swoją małą cegiełkę do sukcesu, jakim było zdobycie przez klub scudetto w tamtym sezonie. Do mistrzostwa Włoch i mistrzostwa świata dołożył na koniec roku Złotą Piłkę przyznaną przez magazyn France Football. W Juventusie razem z Michelem Platinim i Zbigniewem Bońkiem stworzył atak, który budził respekt wśród większości rywali. Prymat na krajowym podwórku gracze Juve potwierdzili w sezonie 1983/84, a rok wcześniej podnieśli w górę Puchar Włoch. Do scudetto z 1984 r. Rossi z kolegami dorzucił w tym samym roku jeszcze Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. 29 maja 1985 r. zagrał w pamiętnym finale Pucharu Europy na Heysel z Liverpoolem wygranym przez Juve 1:0.

Na koniec kariery przeniósł się jeszcze do Mediolanu. W barwach miejscowego Milanu spędził jednak tylko sezon, ale zdobył uznanie wśród kibiców dwoma golami w derbowym pojedynku z Interem. Kolejną ligową kampanię, która później okazała się ostatnią w jego karierze, rozpoczął w Weronie. Do miejscowego Hellasu trafił po mundialu w Meksyku, gdzie jednak nie zagrał ani minuty, w czym przeszkodziły mu problemy zdrowotne. Z Serie A pożegnał się czterema bramkami w 20 występach, a Hellas na finiszu rozgrywek zajął czwarte miejsce w tabeli.

Powszechnie uważa się go za jednego z najlepszych włoskich piłkarzy w historii. Po zakończeniu kariery nie widział się w roli trenera, ale spełniał się jako ekspert telewizyjny. Odszedł w wieku 64 lat, przegrywając walkę z rakiem płuc. W jego ostatniej drodze w Vicenzie towarzyszyły mu tysiące kibiców.

Gérard Houllier (3 września 1947 – 14 grudnia 2020)

Francuz najbardziej znany jest ze swojej pracy w Liverpoolu, który pod jego batutą na początku XXI w. odnosił największe od lat 80. sukcesy. Urodzony w położonym na północy Francji miasteczku Thérouanne szkoleniowiec ma też jednak za sobą krótką karierę zawodniczą. Na przełomie lat 60. i 70. Houllier był zapalonym piłkarzem i występował jako pomocnik, ale umiejętności starczyło mu tylko na poziom amatorski. Szybko zdał sobie sprawę, że wielkiej kariery nie zrobi i zaczął myśleć o pracy trenerskiej. Na uniwersytecie w Lille ukończył anglistykę, a w trakcie studiów zaliczył też roczny wyjazd do Liverpoolu, gdzie oprócz pracy, chętnie oddawał się też futbolowi.

Swoją zawodniczą karierę kończył w Le Touquet AC i przez jakiś czas pełnił w klubie funkcję grającego trenera. Po paru latach znalazł zatrudnienie w US Nœux-les-Mines. W starym klubie pamiętają o nim jednak do dziś, czego dowodem jest stadion noszący jego imię. Z US Nœux-les-Mines związany był przez sześć lat i w tym czasie mimo ograniczonych środków zdołał awansować z zespołem do Division 2.

Zwrócił tym uwagę lokalnego potentata, czyli RC Lens. To stery tego zespołu objął w 1982 r. i z drużyny z dolnej połowy tabeli szybko stworzył ekipę liczącą się w kraju. W 1984 r. jego podopieczni ukończyli zmagania na czwartym miejscu, co oznaczało awans do Pucharu UEFA. Jego pozycja we francuskim futbolu stale się umacniała, a kolejnym przystankiem na jego trenerskiej drodze była praca w Paris Saint-Germain. Na efekty nie trzeba było długo czekać i prowadzona przez Houlliera drużyna sezon 1985/86 zakończyła na szczycie ligowej tabeli, zdobywając tym samym pierwsze, historyczne mistrzostwo Francji.

W paryskim klubie pracował tylko trzy lata i w 1988 r. został mianowany dyrektorem technicznym reprezentacji Francji i asystentem Michela Platiniego, który kierował wówczas drużyną narodową. Po słabym Euro 1992 w wykonaniu Francuzów Platini pożegnał się z posadą, a obowiązki selekcjonera powierzono Houllierowi. Miał uzyskać kwalifikacje na mundial w USA, ale mimo że na dwie kolejki Francuzi liderowali grupie i do awansu potrzebowali ledwie punktu, to ostatecznie musieli obejść się smakiem. Lepsi okazali się Szwedzi i Bułgarzy, a szerzej o tamtych eliminacjach pisaliśmy w tym tekście.

W listopadzie 1993 r. Houllier podał się do dymisji. Przez kolejne kilka lat nadal był związany z krajową federacją, pracując z kadrami młodzieżowymi i juniorskimi. Na mistrzostwach Europy U-18 w 1996 r. jego podopieczni, wśród których byli m.in. William Gallas, Nicolas Anelka, Thierry Henry czy David Trezeguet, pewnie sięgnęli po końcowe zwycięstwo. Rok później ta sama drużyna pojechała do Malezji na młodzieżowe mistrzostwa świata. Houllier ze swoimi chłopakami zakończył rywalizację na ćwierćfinale, gdzie po rzutach karnych lepsi okazali się Urugwajczycy.

Wreszcie w lipcu 1998 r. zgłosił się po niego Liverpool, który zaproponował mu dzielenie funkcji trenera z Royem Evansem. Takie rozwiązanie nie przyniosło jednak oczekiwanych korzyści i po paru miesiącach Evans zrezygnował. Houllier miał dzięki temu wolną rękę i mógł spokojnie rozpocząć proces przebudowy zespołu. W ciągu kolejnych lat w drużynie pojawiło się sporo nowych twarzy, jak choćby Sami Hyypiä czy Vladimír Šmicer. Houllier nie bał się też stawiać na klubową młodzież. To pod jego okiem do seniorskiej piłki wchodzili Jamie Carragher, Michael Owen i Steven Gerrard.

Liverpool był domem francuskiego szkoleniowca przez sześć lat. W tym czasie najbardziej owocny okazał się sezon 2000/01. Prowadzeni przez Houlliera graczy okazali się najlepsi w rozgrywkach Pucharu Anglii i Pucharu Ligi. W Pucharze UEFA dotarli do finału, gdzie dopiero po dogrywce pokonali hiszpańskie Deportivo Alavés 5:4. U progu nowego sezonu dołożyli jeszcze do tego wygrane w meczach o Tarczę Dobroczynności i Superpuchar Europy. Te triumfy nie przełożyły się jednak na wyniki w lidze. Tu Houllier musiał się zadowolić tylko wicemistrzostwem, które jego zawodnicy zdobyli w 2002 r. Wygrana w Pucharze Ligi w 2003 r. była ostatnim triumfem, jaki w barwach Liverpoolu odniósł Francuz. W maju kolejnego roku rozstał się z zespołem The Reds.

Pod koniec maja 2005 r. przejął Olympique Lyon. Klub kolejny rok z rzędu dominował na krajowym podwórku, a Houllier miał sprawić, że gracze OL z dobrej strony pokażą się też w Europie. W 2006 r. dotarli co prawda do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale w kolejnym sezonie polegli już na pierwszej przeszkodzie w fazie pucharowej, jaką była Roma. Dla Jean-Michel Aulasa to było za mało i po dwóch latach pracy w klubie i zdobyciu dwóch krajowych mistrzostw, Houllier pożegnał się z posadą.

We wrześniu 2010 r. na kilka miesięcy związał się z Aston Villą. Zespół nie prezentował się jednak najlepiej, co spotykało się z coraz większym sprzeciwem kibiców. W kwietniu 2011 r. francuski szkoleniowiec trafił do szpitala. Jego stan określano jako stabilny, ale do końca sezonu nie wrócił już na trenerską ławkę. 1 czerwca rozstał się z klubem za porozumieniem stron.

Zmarł w Paryżu, gdzie przechodził operację serca. Miał 73 lata. Steven Gerrard powiedział o nim, że był kimś więcej, niż menedżerem. Legendarny pomocnik Liverpooli podkreślił też, że to właśnie Houllier pomógł mu się stać lepszym piłkarzem, lepszym człowiekiem i w końcu lepszym liderem.

Maksim Cyhałka (27 maja 1983 – 25 grudnia 2020)

Tak zapisane nazwisko białoruskiego piłkarza dla wielu jest pewnie anonimowe, ale kiedy napisałbym Maxim Tsigalko, to z pewnością duża część wiedziałaby o kogo chodzi. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy, podobnie jak ja, świata futbolowych menedżerów uczyli się na przykładzie Championship Managera 01/02. Cyhałka, który w grze występował pod nazwiskiem Tsigalko, dla wielu graczy był jednym z pierwszych wyborów przy kompletowaniu kadry w nowym klubie. Dysponował ogromnym potencjałem, więc potrafił sobie poradzić praktycznie w każdym zespole w każdej lidze. Tak było w grze, a jak Maksim poradził sobie w realnym świecie?

Swoją przygodę z piłką zaczynał jako nastolatek w stołecznym Dynamie Mińsk. Początkowo występował w grającej na zapleczu białoruskiej ekstraklasy młodzieżowej drużynie Dynama-Juni. Następnie zaliczył kilka meczów w zespole rezerw, ale nie rozwijał się tak, jak niektórzy liczyli. W końcu zadebiutował w pierwszym zespole Dynama, ale nie był podstawowym zawodnikiem. W latach 2001-2006 zdołał uzbierać raptem 53 występy w klubowych barwach i strzelić 24 bramki. Miał też swój niewielki udział w zdobycie przez Dynamo Pucharu Białorusi w 2003 r. i mistrzostwa kraju rok później.

W kwietniu 2003 r. w wieku niespełna 20 lat zadebiutował w białoruskiej reprezentacji. Białoruś dwukrotnie mierzyła się wówczas z Uzbekistanem. Cyhałka zagrał w obu meczach. W pierwszym z nich, które ostatecznie zakończyło się remisem, otworzył nawet wynik spotkania. To było jego jedyne trafienie w dorosłej reprezentacji i jedyne dwa spotkania, w których dostąpił zaszczytu reprezentowania barw narodowych.

Widząc, że w Mińsku ma niewielkie szanse na regularną grę, postanowił zmienić otoczenie. Znalazł zatrudnienie w Naftanie Nowopołock, ale w 24 spotkaniach tylko trzy razy trafiał do siatki rywali. Znowu więc musiał się rozglądać za nowym pracodawcą. Tym razem postanowił spróbować szczęścia poza granicami kraju i podpisał kontrakt z kazachskim klubem Kajsar Kyzyłorda. Wielkiej furory na azjatyckich stepach nie zrobił, ale sześć trafień w lidze w sezonie 2007 wystarczyło, żeby być najskuteczniejszym zawodnikiem w klubie.

Latem 2008 r. opuścił Kazachstan i przeniósł się do Armenii. Dołączył do zespołu Bananc Erywań, ale długo miejsca na Kaukazie nie zagrzał. Po ledwie czterech występach i dwóch golach jeszcze w tym samym roku wrócił do ojczyzny. Sawit Mohylew był ostatnim przystankiem w piłkarskiej podróży Maksima. Zespół był beniaminkiem białoruskiej ekstraklasy i swój premierowy sezon w elicie zakończył na przedostatnim miejscu w tabeli, które oznaczało spadek. Przed rozpoczęciem nowej ligowej kampanii klub ostatecznie został rozwiązany. Osiem rozegranych meczów i dwa gole to dość kiepski bilans ostatniego sezonu Cyhałki.

Harmonijny rozwój utrudniały mu kontuzje. Buty na kołek odwiesił bardzo wcześnie, bo już jako 26-latek, ale na tę decyzję wpływ miały też ciągłe problemy z kolanem. Kto wie jak potoczyłby się jego losy, gdyby nie urazy. W jednym z wywiadów po karierze przyznał, że był o krok od przejścia do portugalskiego CS Marítimo, ale na ostatnim treningu zerwał więzadła i transfer upadł. Po rozstaniu z piłką pracował jako monter okien, a potem przez pewien czas prowadził firmę budowlaną. Zmarł w wieku 37 lat, a przyczyną śmierci według pogłosek białoruskich mediów miała być choroba nowotworowa.

Zbigniew Pocialik (1 czerwca 1945 – 27 grudnia 2020)

Urodził się tuż po wojnie i dorastał na gruzach odbudowywanej wysiłkiem całego narodu stolicy. To w Warszawie właśnie spędził lwią część swojej kariery. Był wychowankiem Varsovii, skąd w 1960 r. przeniósł się do grającej wówczas w III lidze Warszawianki. Nastoletni bramkarz nie potrzebował zbyt wiele czasu, żeby zwrócić na siebie uwagę działaczy jednego z dwóch największych wówczas klubów w stolicy, jakim obok Legii była milicyjna Gwardia.

Na Racławicką przeniósł się wiosną 1963 r. Gwardia tamten sezon zakończyła na 10. pozycji w tabeli, a nastoletni Pocialik zagrał w trzech ostatnich meczach sezonu. Debiutował kilka dni po swoich 18. urodzinach w wyjazdowym meczu z Odrą Opole. W kolejnych latach cierpliwie budował swoją pozycję w zespole, a Tomasz Stefaniszyn, który do tej pory nie miał konkurencji, coraz częściej musiał godzić się z rolą rezerwowego.

W Gwardii Pocialik regularnie występował do końca sezonu 1973/74, dzieląc z kolegami radość z ligowych awansów i smutek po spadkach z ekstraklasy. Był pewnym punktem ekipy, która w 1973 r. zakończyła ligowy sezon na podium. W 1974 r. wyjechał do Belgii. Został zawodnikiem klubu SK Beveren-Waas, ale zaliczył tu tylko siedem występów i wrócił do ojczyzny. W Beveren poznał młodego Jean-Marie Pfaffa, z którym później przez lata się przyjaźnił.

Po powrocie do Polski przez rok był graczem bydgoskiej Polonii, a potem wrócił do warszawskiej Gwardii. Pozostał w klubie przez kolejne trzy sezony. W drugim mógł cieszyć się z awansu do ekstraklasy, więc w swoim ostatnim sezonie w karierze Pocialik zdołał się pożegnać z pierwszoligowymi boiskami, zaliczając osiem występów. Do pełni szczęścia z pewnością zabrakło mu występów w narodowej reprezentacji, o którą parę razy się ocierał. Konkurencja o miejsca w składzie była wówczas ogromna, a miejsce między słupkami tylko jedno.

Jako szkoleniowiec swoich sił próbował m.in. w Polonezie Warszawa i Pogoni Siedlce. W Gwardii też jakiś czas przepracował. Początkowo był asystentem, a od października 1991 r. do końca 1992 r. pierwszym trenerem. Starał się wówczas uratować klub przed spadkiem z drugiej ligi, ale bezskutecznie. Jesienią 1997 r. znalazł się w sztabie reprezentacji, którą opiekował się wówczas Janusz Wójcik.

Tommy Docherty (24 kwietnia 1928 – 31 grudnia 2020)

Ten szkocki piłkarz i szkoleniowiec dwukrotnie z narodową reprezentacją brał udział w mistrzostwach świata. Dorastał w Glasgow, gdzie w znanym ze szkolenia młodzieży klubie Shettleston uczył się piłkarskiego abecadła. Wkrótce zwrócił na siebie uwagę krajowych potentatów i w 1947 r. został zawodnikiem Celtiku. W drużynie The Bhoys ciężko było mu się przebić i po dwóch latach spędzonych w zespole, w trakcie których rozegrał raptem kilka spotkań, postanowił przenieść się do Anglii.

Jego wybór padł na klub Preston North End, w którym spędzi swoje najlepsze lata kariery. Zespół ten przed przyjściem Docherty’ego spadł do Second Division, ale klubowi włodarze liczyli, że drużyna szybko wróci w szeregi elity. Cel ten udało się osiągnąć już w drugim sezonie spędzonym na zapleczu ekstraklasy. Preston pewnie zajęło pierwsze miejsce w ligowej kampanii i gracze mogli szykować się na występy wśród najlepszych.

Pierwszy sezon po powrocie ukończyli na solidnym siódmym miejscu, ale prawdziwą klasę pokazali rok później. Na finiszu sezonu 1952/53 zespół zgromadził tyle samo punktów, co Arsenal i o tym, że tytuł trafił w ręce Kanonierów zdecydował dopiero stosunek bramek. W kolejnym sezonie dotarli do finału Pucharu Anglii, gdzie jednak musieli uznać wyższość West Hamu, przegrywając 2:3.

Docherty był ważną częścią drużyny, a jego umiejętności i wysoka forma zwróciła uwagę sztabu reprezentacji. Z kadrą narodową pojechał na dwa turnieje o mistrzostwo świata – w 1954 r. do Szwajcariicztery lata później do Szwecji. Szkoci nie odnosili tam jednak większych sukcesów. W sumie w trakcie swojej kariery 25 razy przywdziewał narodowe barwy i raz wpisał się na listę strzelców. Było to w przegranym 2:7 meczu z Anglią w 1955 r.

Zawodnikiem Preston pozostawał do 1958 r, a w trakcie swojego pobytu w klubie rozegrał grubo ponad 300 ligowych pojedynków. Jego nowym pracodawcą został Arsenal, gdzie spędził kolejne trzy lata. Pierwszy rok pobytu w nowym otoczeniu uświetnił zdobyciem z partnerami trzeciego miejsca w lidze. Potem jednak drużyna wpadła w kryzys i kończyła ligowe rozgrywki poza pierwszą dziesiątką.

Ostatnim jego klubem była londyńska Chelsea, dla której w sezonie 1961/62 rozegrał cztery spotkania jako grający trener. Nie zdołał jednak uratować drużyny przed spadkiem. Mimo to nadal cieszył się zaufaniem klubu i mógł spokojnie pracować. Na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż już po roku Chelsea wróciła do First Division. Wysoką klasę jego podopieczni potwierdzili w 1965 r. zdobyciem Pucharu Ligi i trzeciego miejsca w lidze.

Później prowadził ze zmiennym szczęściem m.in. Queens Park Rangers i Aston Villę. Na jeden sezon trafił nawet do Portugalii, gdzie z FC Porto zajął trzecie miejsce w lidze. W 1971 r. objął stanowisko selekcjonera reprezentacji Szkocji. Funkcję tę sprawował krótko, bo już po niewiele ponad roku pożegnał się z posadą.

W grudniu 1972 r. przejął stery w Manchesterze United. Sezon 1973/74 prowadzona przez niego drużyna zakończyła na miejscu spadkowym, ale podobnie, jak wcześniej w Chelsea, Docherty utrzymał stanowisko. Podobnie też jak poprzednio na powrót do ekstraklasy potrzebował zaledwie roku. Pierwszy sezon po powrocie Czerwone Diabły zakończyły na trzeciej lokacie. Zespół dotarł też do finału Pucharu Anglii, w którym przegrał 0:1 z drugoligowym Southampton. Rok później raz jeszcze wywalczyli miejsce w finale i tym razem to Docherty i jego piłkarze mogli cieszyć się z wygranej, pokonując 2:1 mistrza Anglii Liverpool.

Mimo dość dobrych wyników Docherty musiał ustąpić ze stanowiska. Przyznał się bowiem, że miał romans z żoną klubowego fizjoterapeuty. Włodarze klubu nie mogli zaakceptować tak nagannej moralnie postawy i podziękowali mu za współpracę. Potem pracował jeszcze w Derby County, na chwilę wrócił też do Preston, zaliczył też parę klubów w Australii. Ostatnim przystankiem w jego trenerskiej przygodzie była drużyna Altrincham, gdzie 1988 r. przeszedł na emeryturę. Zmarł w wieku 92 lat po długiej chorobie.

Colin Bell (26 lutego 1946 – 5 stycznia 2021)

Jeden z najlepszych angielskich pomocników lat 60. i 70. Był częścią reprezentacji, która w 1968 r. na mistrzostwach Europy doszła do półfinału, a dwa lata później w Meksyku dotarła do ćwierćfinału mundialu. W drużynie narodowej występował przez siedem lat i zdołał w tym czasie uzbierać 48 meczów i dziewięć razy trafić do siatki rywali. Wielu kolegów z boiska wyrażało się o jego umiejętnościach z wielkim uznaniem.

Najbardziej jest znany ze swoich występów w Manchesterze City, ale jego pierwszym poważnym klubem było Bury. W tym drugoligowym klubie, w którym szybko powierzono mu opaskę kapitańską, spędził niecałe trzy sezony. Na początku 1966 r. przeszedł do City, które w Second Division walczyło o awans do ekstraklasy. Wiosną zagrał w 11 spotkaniach i swoimi czterema bramkami dołożył małą cegiełkę do osiągniętego sukcesu, jakim było zajęcie pierwszego miejsca w tabeli.

Przez szereg kolejnych sezonów Bell był pewnym punktem drużyny i jednym z najskuteczniejszych strzelców w klubie. Obok niego ważnymi ogniwami zespołu byli Francis Lee i Mike Summerbee. Cała trójka dobrze się rozumiała i współpracowała ze sobą na boisku, co przekładało się na strzelone gole. Wkrótce trio Bell-Lee-Summerbee stało się jednym z najgroźniejszych ataków w lidze i na stałe zapisało się w pamięci kibiców.

W 1968 r. Colin Bell był jednym z motorów napędowych drużyny, która zdobyła drugie w historii klubu mistrzostwo kraju. Rok później do tego tytułu zawodnicy dołożyli Puchar Anglii, a w 1970 i 1976 r. dwa Puchary Ligi. Wygrana w Pucharze Anglii uprawniała Manchester City do startu w Pucharze Zdobywców Pucharów. Angielska ekipa w sezonie 1969/70 radziła sobie w tych rozgrywkach znakomicie. Odprawiali każdego rywala po drodze i dotarli aż do wielkiego finału. Tu ich rywalem była drużyna Górnika Zabrze i jak wielu polskich kibiców doskonale pamięta, to City okazało się w tym pojedynku lepsze.

Jego kariera została zastopowana w listopadzie 1975 r., kiedy doznał poważnej kontuzji prawego kolana. Uraz okazał się na tyle skomplikowany, że pomocnik stracił nie tylko resztę sezonu, ale też cały kolejny. Wrócił dopiero 26 grudnia 1977 r. w meczu z Newcastle. Na boisku pojawił się po przerwie, czym wywołał wielki aplauz wśród publiczności. Kontuzja pozostawiła jednak swój ślad i po absencji Bell nie był już tym samym zawodnikiem.

Sam pomocnik zdawał sobie sprawę, że jego czas powoli przemija. Sezon 1978/79 był jego ostatnim w barwach City. Przez kilkanaście lat pobytu w klubie stał się jego ikoną, a dziś bez zastanowienia wymieniany jest w gronie największych legend Manchesteru City. W lidze zaliczył bez mała 400 meczów, a jeśli doliczymy do tego spotkania pucharowe, to licznik jego klubowych występów zatrzyma się na imponującej liczbie 492.

W 1980 r. postanowił wycisnąć ze swojej kariery jeszcze trochę i spróbować swoich sił w amerykańskiej NASL. Został zawodnikiem San Jose Earthquakes, ale przygoda ta skończyła się po rozegraniu ledwie pięciu meczów. Po zakończeniu kariery Bell pracował jako szkoleniowiec w zespołach rezerw i drużynach juniorskich City. Pełnił też funkcję klubowego ambasadora. W 2005 r. zdiagnozowano u niego raka jelita grubego. Na szczęścia wykryto go w dość wczesnym stadium i możliwa była operacja, którą przeprowadzono trzy tygodnie po diagnozie. Zmarł w wieku 74 lat.

Gothard Kokott (6 października – 10 stycznia 2021)

Jako piłkarz najdłużej był związany z Rakowem Częstochowa. W klubie tym występował na pozycji bramkarza w latach 1967-1975. Przez ten czas zdążył zaliczyć 149 meczów w trzecioligowej drużynie. Być może osiągnąłby nieco więcej, ale poważna kontuzja kolana zmusiła go przedwczesnego zakończenia kariery. Kiedy wieszał buty na kołku miał dopiero 32 lata, więc spokojnie mógł jeszcze pograć przez kilka sezonów.

Po zakończeniu czynnej kariery pozostał przy futbolu i zajął się pracą szkoleniową. To właśnie jako trener był bardziej znany w piłkarskim środowisku. Zaczynał od prowadzenia młodzieżowych drużyn Rakowa. Szybko okazało się, że potrafi znaleźć wspólny język z juniorami, co przekładało się też na osiągane wyniki. Pod jego okiem dojrzewały talentu kilku młodych zawodników, którzy później decydowali o obliczu pierwszego zespołu. W Częstochowie uzdolnionej młodzieży nie brakowało, czego najlepszymi przykładami są Jacek Magiera i Jakub Błaszczykowski, którzy na początku swojej piłkarskiej drogi trafili pod skrzydła trenera Kokotta.

W 1993 r. zanotował swój największy w dotychczasowej karierze szkoleniowej sukces. Prowadzona przez niego drużyna juniorów młodszych (U-17) dotarła na szczebel półfinałowy mistrzostw Polski. Turniej, którego zwycięzca awansował do finału, zorganizowano w Poznaniu. Oprócz zespołu Lecha, który był gospodarzem zawodów, rywalami Rakowa były jeszcze Śląsk Wrocław i Wieluński KS. Częstochowianie zwycięsko wyszli ze starć z rówieśnikami z Wrocławia i z Wielunia, a w pojedynku z gospodarzami padł remis. Tyle wystarczyło, żeby zameldować się w wielkim finale, gdzie naprzeciw Rakowa stanęli juniorzy gdańskiej Lechii. Pierwsze spotkanie wygrał Raków 2:0, ale w rewanżu gracze Lechii z nawiązką odrobili straty i po pewnym zwycięstwie 5:1 mogli cieszyć się z końcowego sukcesu.

Gothard Kokott w czasie swojej pracy dla Rakowa kilkukrotnie przejmował obowiązki trenera pierwszego zespołu. Stało się tak po raz pierwszy u progu sezonu 1985/86. Częstochowska drużyna w latach 80. i na początku 90. balansowała pomiędzy drugim, a trzecim poziomem rozgrywkowym. Kokott na stanowisku utrzymał się tylko przez pół sezonu, a prowadzona przez niego ekipa na finiszu rozgrywek zajęła drugie miejsce w grupie VI III ligi, nie uzyskując awansu.

Drugie podejście do pierwszej drużyny było dużo bardziej udane. Kokott przejął zespół w marcu 1995 r. i prowadził go przez kolejne dwa lata. Raków był wówczas absolutnym ekstraklasowym beniaminkiem, ale pod wodzą Kokotta zespół zdołał bezpiecznie utrzymać się w lidze. Kolejna ligowa kampania okazała się jeszcze bardziej owocna. Częstochowianie grali bez kompleksów i zdołali urwać punkty paru ligowym potentatom, a na koniec sezonu uplasowali się na zaskakująco dobrym ósmym miejscu. W tamtych latach zespół dwa lata z rzędu docierał też do fazy ćwierćfinałowej Pucharu Polski.

Po serii słabszych występów w kolejnym sezonie szkoleniowiec musiał ustąpić ze stanowiska. W kwietniu 1997 r. zastąpił go Hubert Kostka, który w Częstochowie spędził tylko parę miesięcy i w połowie wrześnie podziękowano mu za współpracę. Kolejni szkoleniowcy zmieniali się co parę tygodni aż w końcu na początku grudnia stery ponownie powierzono w ręce pana Gotharda. Trenerska karuzela nie pomagała w budowaniu formy, a zespół szorował po dnie ligowej tabeli. O tym, w jakim wówczas miejscu znalazł się Raków najlepiej zaświadczy liczba poniesionych w tamtym sezonie porażek, których nazbierało się aż 25 w 34 kolejkach. Kokott nie był zwyczajnie w stanie odbudować zespołu i po spadku do II ligi rozstał się z zespołem. W ekstraklasie prowadził Raków w sumie w 94 meczach.

Poza Częstochową zaliczył też trenerskie epizody w bydgoskiej Zawiszy i gliwickim Piaście. Dobrze wspomina się go także w Radzionkowie. W kwietniu 1999 r. objął tamtejszy Ruch i finiszował z nim w lidze na szóstym miejscu, co jest najlepszym wynikiem w historii klubu. Z posadą pożegnał się już jednak na początku kolejnego sezonu. Seria kilku porażek z rzędu spowodowała, że włodarze szybko stracili cierpliwość i pod koniec sierpnia podziękowali mu za współpracę.

Trener Kokott dał się też poznać jako skuteczny szkoleniowiec w halowej odmianie piłki nożnej. W 1999 r. w futsalowej ekstraklasie zadebiutował zespół Clearex Chorzów. Pod wodzą pana Gotharda klub w swoim debiutanckim sezon na tym szczeblu prezentował się znakomicie i zajmując pierwsze miejsce w tabeli, sięgnął po mistrzostwo Polski. Sukces ten udało się powtórzyć w kolejnych dwóch ligowych kampaniach. Po wicemistrzostwie zdobytym w 2003 r. na pewien czas Gothard Kokott rozstał się z klubem. Wrócił w sezonie 2005/06, w którym po raz kolejny udowodnił, że zna się na swojej pracy i doprowadził klub do czwartego mistrzostwa kraju.

Pracował też w klubach z niższych lig, takich jak Błękitni Kościelec, Stradom Częstochowa oraz MKS Myszków. W latach 2008-2009 pełnił funkcję dyrektora w Rakowie. Zmarł w wieku 77 lat w Częstochowie, gdzie został pochowany.

Luton Shelton (11 listopada 1985 – 22 stycznia 2021)

Urodzony w Kingston na Jamajce zawodnik najczęściej występował jako skrzydłowy albo napastnik. W latach 2004-2013 rozegrał 75 meczów dla reprezentacji Jamajki, w których 35 razy piłka po jego strzałach lądowała w siatce. Wynik ten ciągle daje mu pierwsze miejsce na liście wszechczasów najskuteczniejszych graczy Reggae Boyz.

Poważne granie zaczynał w młodzieżowych drużynach Harbour View. W pierwszym zespole debiutował w wieku 18 lat i w swoim pierwszym sezonie wśród seniorów zdobył z kolegami wicemistrzostwo kraju. Lepsi w finałowym starciu okazali się wówczas gracze Tivoli Gardens F.C. Okazja do rewanżu nadarzyła się dość szybko, bo już w grudniu 2004 r. Oba zespoły spotkały się w finale CFU Club Championship (Klubowych Mistrzostw Karaibów) i tym razem lepsi w dwumeczu okazali się piłkarze Harbour View. Luton Shelton ze swoimi dziewięcioma bramkami wspólnie z klubowym kolegą Jomo Gordonem został królem strzelców rozgrywek.

W listopadzie 2004 r. otrzymał szansę debiutu w narodowej drużynie. W rundzie eliminacyjnej Pucharu Karaibów Jamajka rozbiła 12:0 reprezentację Saint-Martin, a Shelton aż czterokrotnie pokonywał bramkarza rywali. Stał się tym samym pierwszym zawodnikiem, który w swoim pierwszym meczu na arenie międzynarodowej aż cztery razy trafiał do siatki.

Zawodnik wiedział, że żeby dalej móc się rozwijać, musi spróbować szczęścia w Europie. W sierpniu 2005 r. przebywał na testach w Burnley, które występowało wówczas w Championship. Jamajczyk pokazał się z na tyle dobrej strony, że chciano podpisać z nim kontrakt, ale transfer upadł po tym, jak nie udało uzyskać mu się pozwolenia na pracę. Rok później został zawodnikiem szwedzkiego Helsingborgu. Aklimatyzację w nowym miejscu utrudniały mu urazy, ale i tak zdołał wystąpić w 19 ligowych meczach i zdobyć dziewięć goli. Oprócz tego dorzucił też kilka ważnych trafień w meczach pucharowych.

Następnym przystankiem było dla niego grające w Premiership Sheffield United. W styczniu 2007 r. Anglicy zapłacili za niego dwa miliony funtów. Na debiut musiał jednak czekać aż do kwietnia 2007 r., gdy wystąpił na Old Trafford w przegranym 0:2 meczu z Manchesterem United. Zespół mimo walki do końca nie zdołał utrzymać się w elicie, a Shelton nie znalazł uznania w oczach sztabu i tylko cztery razy pojawiał się na boisku. Kolejny sezon był tylko trochę lepszy. Jamajczyk zaliczył kilkanaście występów w Championship i strzelił jedną bramkę, ale w większości wchodził na boisko z ławki.

Chciał grać regularnie, więc w lipcu 2008 r. zdecydował się na zmianę klubu. Tym razem przeniósł się do Norwegii, gdzie podpisał kontrakt z Vålerengą i już po paru miesiącach świętował zdobycie Pucharu Norwegii. Po pół roku został wypożyczony do duńskiego Aalborg BK, w barwach którego zdobył nawet dwie bramki w Pucharze UEFA. Wrócił do Norwegii na drugą część sezonu 2009 i krok po kroku budował swoją pozycję w drużynie. Robił to na tyle skutecznie, że w 2010 r. był już podstawowym zawodnikiem i w 28 występach strzelił 12 goli. Vålerenga sezon zakończyła na drugim miejscu w tabeli, a Shelton oprócz skuteczności imponował również wielką szybkością.

Po kilku latach spędzonych w chłodnej Skandynawii Shelton przeniósł się do słonecznej Turcji. Został graczem klubu Kardemir Karabükspor, gdzie w ciągu dwóch sezonów był jednym z ważniejszych piłkarzy w zespole. 47 razy pojawiał się w tym czasie na boisku i dziesięciokrotnie trafiał do siatki rywali. Ostatnim jego przystankiem w Europie była liga rosyjska. W 2013 r. podpisał kontrakt z Wołgą Niżny Nowogród, z którą na koniec sezonu spadł z ligi. Na zapleczu rosyjskiej ekstraklasy nie zabawił zbyt długo i zaliczył raptem kilka występów. Spory wpływ mogły na to mieć problemy, z jakimi klub mierzył się po spadku. Kłopoty finansowe spowodowały problemy z wypłatami wynagrodzeń dla piłkarzy i Shelton wkrótce opuścił Rosję.

W kwietniu 2015 r. był o krok od gry w MLS. Przebywał na testach w Colorado Rapids, gdzie sztab wiązał z nim spore nadzieje, ale ostatecznie z transferu wyszły nici. Następnie przez prawie dwa lata zmagał się z kontuzją kolana i pozostawał z dala od futbolu. Wrócił na początku 2017 r. do swojego macierzystego klubu Harbour View. W swoim pierwszym meczu po powrocie wystąpił przez 45 minut, a jego drużyna wygrała 2:1 z Tivoli Gardens F.C. On sam zdobył wówczas jedną z bramek. Później okazało się, że był to jego pożegnalny mecz.

Nigdy nie dane mu było zagrać z kadrą na mistrzostwach świata, ale w pamięci kibiców na zawsze zapisał się 7 września 2012 r. Jamajka odniosła wówczas pierwsze historyczne zwycięstwo na USA (2:1), a Shelton zdobył jedną z bramek. W 2018 r. poinformowano, że piłkarz choruje na stwardnienie zanikowe boczne. Walką z chorobą zdominowała ostatnie lata jego życia, zanim odszedł w wieku zaledwie 35 lat.

Leopoldo Luque (3 maja 1949 – 15 lutego 2021)

Urodzony w Santa Fe napastnik na początku swojej kariery wędrował od klubu do klubu i nigdzie nie potrafił na dłużej się zadomowić. Sytuacja ta zmieniła się dopiero w 1975 r., kiedy został zawodnikiem wielkiego River Plate. Już w swoim debiucie w prestiżowym pojedynku z Boca Juniors zdołał przekonać do siebie kibiców, zdobywając gola na wagę zwycięstwa. 22 lutego 1976 r. River Plate rozbiło 5:1 zespół San Lorenzo, a Luque zapisał się tego dnia w kronikach, strzelając dla swojej ekipy wszystkie pięć bramek.

W drużynie Los Millonarios spędził w sumie pięć lat i w tym czasie pięć razy cieszył się ze zdobytego mistrzostwa. Rozegrał dla klubu 176 spotkań i strzelił 75 bramek. Jego strzeleckie umiejętności nie umknęły uwadze selekcjonera narodowej reprezentacji. César Luis Menotti dał Luque szansę pokazania się w Copa América w 1975 r., a napastnik jej nie zaprzepaścił.

Podczas mundialu w 1978 r. był podstawowym zawodnikiem. W pierwszym meczu z Węgrami Luque strzelił wyrównującego gola, a w drugim grupowym starciu przeciwko Francji jego trafienie dało Argentynie wygraną. W czasie gry doznał urazu łokcia i powinien opuścić plac gry, ale limit zmian Argentyńczycy zdążyli już wykorzystać. Luque został więc opatrzony poza boiskiem i z zabandażowanym ramieniem wrócił na ostatnie kilka minut gry. W tym samym dniu w wypadku samochodowym zginął brat. Luque kiedy się o tym dowiedział, opuścił zgrupowanie reprezentacji, żeby wspomóc rodzinę w tym tragicznym czasie i pożegnać brata.

Zabrakło go więc w kończącym grupowe zmagania pojedynku z Włochami, ale wrócił na najważniejsze starcie drugiej rundy, jakim dla Argentyńczyków był mecz z Brazylijczykami. Wynik 0:0 bardziej pasował drużynie Albiceleste, która na koniec mierzyła się z Peru, podczas gdy Brazylię czekał jeszcze mecz z Polską. Peruwiańczycy zgodnie z oczekiwaniami gładko przegrali 0:6, co oznaczało, że to Argentyna zagra w finale. Luque zaaplikował drużynie Peru dwie bramki i w czterech meczach turnieju miał już na koncie cztery trafienia.

Liczył, że poprawi ten dorobek w wielkim finale, ale Holandia postawiła bardzo twarde warunki. Po 90 minutach gry był remis 1:1 i gospodarze dopiero w dogrywce zdołali przechylić szalę wygranej na swoją korzyść. Dwie bramki w finale strzelił Mario Kempes, który z sześcioma golami został królem strzelców turnieju. Luque, który zaliczył przecież bardzo dobre występy, pozostawał przez to nieco w cieniu reprezentacyjnego kolegi.

Po odejściu z River Plate grywał w zespołach Racingu i Unión de Santa Fe. Zaliczył też krótki epizod w brazylijskim Santosie. Znowu jednak nigdzie nie zadomowił się na dłużej. Nigdy też nie próbował szczęścia w którejś z europejskich lig. Karierę zawodniczą zakończył w 1985 r., a jego strzelecki dorobek w argentyńskiej Primera División zamyka się okrągłą liczbą 100 trafień.

W 2007 r. przeszedł zawał serca, po którym jednak zdołał wrócić do zdrowia. Pod koniec 2020 r. z objawami COVID-19 trafił do szpitala. Początkowo obyło się bez komplikacji, ale po paru dniach jego stan się pogorszył i trzeba go było podłączyć do respiratora. Swój ostatni mecz jednak przegrał i zmarł 15 lutego w wieku 71 lat.

Ian St. John (7 czerwca 1938 – 1 marca 2021)

Napastnik, który w latach 60. decydował o obliczu ataku Liverpoolu. Jako dziecko oprócz piłki nożnej wykazywał też talent w boksie, ale obiekcje ze strony matki spowodowały, że skupił się na futbolu. Dorastał w szkockim Motherwell, gdzie już jako nastolatek poznał smak pracy w hucie. W tym czasie występował w różnych drużynach juniorskich i robotniczych aż w 1957 r. podpisał profesjonalny kontrakt z Motherwell F.C.

Klub ten był bardzo bliski sercu młokosa, który od dziecka mu kibicował. W 1952 r. jako kibic wybrał się na Hampden Park, gdzie był świadkiem pierwszego triumfu Motherwell w Pucharze Szkocji. Jego ulubieńcy wygrali wówczas 4:0 z Dundee F.C.  Młody zawodnik szybko dał się poznać jako bardzo skuteczny napastnik. Wielokrotnie przyprawiał swoją grą o ból głowy boiskowych rywali. Do historii przeszedł jego wyczyn z meczu Pucharu Ligi przeciwko Hibernian F.C. Ian zdobył wówczas hat-tricka, na którego skompletowanie potrzebował zaledwie dwóch i pół minuty. Do dzisiaj wynik ten jest jednym z najszybszych w szkockim futbolu.

W tym samym roku zadebiutował w reprezentacji Szkocji. Łącznie w ciągu kilkunastu lat 21 razy przywdziewał narodowe barwy i zdobył dla kraju dziewięć goli. Pierwsze trafienie zaliczył w przegranej 2:3 towarzyskiej potyczce z Polską na Hampden Park w 1960 r.

W rodzimej lidze występował do 1961 r. 2 maja za 37,5 tys. funtów przeszedł do Liverpoolu, co stanowiło wówczas klubowy rekord. Przez kilka lat występów dla Motherwell F.C. zdobył 105 bramek w 144 meczach. Na dorobek ten składają się trafienia w lidze, Pucharze Szkocji i Pucharze Ligi. Do Anglii ściągnął go legendarny Bill Shankly. Jego Liverpool grał wówczas w Second Division, a sezon 1961/62 zakończył upragnionym awansem do ekstraklasy. Oprócz Rogera Hunta, który był najlepszym strzelcem zespołu, duży udział w sukcesie mieli Ian St. John i Ron Yeats. Obaj w tym samym czasie dołączyli do zespołu, a Shankly po latach przyznał, że ich przyjście było punktem zwrotnym w procesie przekształcania się Liverpoolu w drużynę klasy europejskiej.

Swój pierwszy mecz zaliczył w rozgrywkach Liverpool Senior Cup przeciwko odwiecznemu rywalowi Evertonowi. Mimo porażki 3:4 pokazał się z bardzo dobrej strony, zdobywając wszystkie trzy bramki dla swojej ekipy i zyskując uznanie w oczach kibiców. Swoje nieprzeciętne umiejętności potwierdził także na poziomie First Division. W pierwszym sezonie po powrocie do elity Liverpool uplasował się na ósmym miejscu, ale już rok później St. John z kolegami nie mieli sobie równych w lidze i zdobyli dla klubu pierwsze od kilkunastu lat mistrzostwo.

W kolejnym sezonie musieli łączyć grę w lidze z europejskimi pucharami, co na koniec rozgrywek przełożyło się na siódme miejsce w tabeli. W Pucharze Europy dotarli jednak aż do półfinału, gdzie nieznacznie w dwumeczu przegrali z Interem Helenio Herrery. Bardzo dobrze zaprezentowali się w Pucharze Anglii. Zespół dotarł do wielkiego finału, w którym przeciwnikiem Liverpoolu było Leeds United. Kibice na bramki musieli czekać aż do dogrywki, a wynik otworzył w 93. minucie Roger Hunt. Rywale zdołali wyrównać i wydawało się, że starcie zakończy się remisem. Wtedy jednak dał o sobie znać geniusz St. Johna, który swoimi trafieniem głową na trzy minuty przed końcem dał swojemu klubowi wygraną. Dla The Reds był to pierwszy triumf w tych prestiżowych rozgrywkach.

Dominację na krajowym podwórku Liverpool potwierdził zdobyciem w 1966 r. kolejnego mistrzostwa Anglii. W maju tego roku z kolei po raz pierwszy wystąpili w finale europejskiego pucharu. Wielki finał Pucharu Zdobywców Pucharów rozgrywano wówczas na Hampden Park, ale znajome otoczenie nie pomogło Ianowi i ostatecznie musiał uznać wyższość Borussii Dortmund, która wygrała po dogrywce.

Połowa lat 60. była szczytowym okresem w jego karierze. Choć w Liverpoolu występował jeszcze przez kilka kolejnych lat, to z biegiem czasu był ustawiany coraz głębiej. Wraz z wiekiem zaczęły się też pojawiać problemy kondycyjne i wahania formy. W końcu stracił miejsce w pierwszym zespole i musiał zadowolić się grą w rezerwach. Z klubem rozstał się pod koniec sierpnia 1971 r. W oficjalnych spotkaniach reprezentował jego barwy 426 razy i zdobył w nich 118 goli.

W połowie 1971 r. zdążył jeszcze zaliczyć krótki epizod w południowoafrykańskim Hellenic F.C. Po powrocie do Anglii związał się z Coventry City, ale zabawił tam tylko jeden sezon. Ostatnim jego klubem w zawodniczej karierze było prowadzone przez Ron Yeatsa Tranmere Rovers, gdzie Ian St. John przeszedł na emeryturę w 1973 r.

Jako trener prowadził zespoły Motherwell oraz Portsmouth, ale bez większych sukcesów. Przez pewien czas pracował również jako asystent w Sheffield Wednesday i Coventry City. Po rozstaniu z Sheffield w 1979 r. postanowił sprawdzić się w roli telewizyjnego eksperta. Szło mu na tyle dobrze, że miał nawet swój własny program. Razem z innym byłym piłkarzem Jimmym Greavesem prowadził w latach 1985-1992 magazyn Saint and Greavsie, w którym poruszali bieżące piłkarskie wydarzenia i dyskutowali o ligowych meczach.

W 2014 r. poinformowano, że St. John przeszedł operację usunięcia pęcherza i gruczołu krokowego, które były zaatakowane przez nowotwór. Zmarł po długiej walce z chorobą w wieku 82 lat.

Konrad Kornek (12 lutego 1937 – 6 marca 2021)

Czołowy polski bramkarz lat 60., który w reprezentacji miał wielkiego rywala w osobie Edwarda Szymkowiaka. Mimo to Kornek zdołał przez pięć lat gry w kadrze zaliczyć 15 występów w narodowych barwach. Wyróżniał się bardzo dobrym refleksem, czym po części nadrabiał trochę słabsze warunki fizyczne. Mierzył zaledwie 175 centymetrów, co nawet jak na czasy, w których grał, nie powalało.

Był wychowankiem LZS-u Krzanowice, skąd trafił do opolskiej Odry, z którą związany był przez wiele lat. W 1959 r. na dwa sezony przeniósł się do Warszawy, gdzie reprezentował barwy Legii. Ze stołecznym klubem zdobył w 1960 r. wicemistrzostwo Polski, po czym zdecydował się na powrót do Opola. Sezon 1963/64 Odra ukończyła na trzecim miejscu w lidze, co jest najlepszym osiągnięciem w dziejach klubu. Kornek był wówczas jedną z czołowych postaci w zespole.

W Opolu występował do listopada 1969 r., kiedy to rozegrał ostatni mecz w barwach Odry, w którym rywalem było wałbrzyskie Zagłębie. Łącznie na pierwszoligowych boiskach reprezentował opolski klub 185 razy. Natomiast w całej karierze między słupkami stawał ponad 550 razy. Po odejściu z Odry wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie grywał w polonijnych klubach w Nowym Jorku. Zaliczył też pobyt w słynnym New York Cosmos, ale było to jeszcze przed przybyciem Pelégo. Po zakończeniu kariery osiadł na stałe w Niemczech w Dormagen, gdzie dożył 87 lat.

Agustín Balbuena (1 września 1945 – 9 marca 2021)

Kolejny znakomity snajper rodem z Argentyny, któremu nie dane było zaistnieć na poważnie w reprezentacji. Trudno uwierzyć, że czterokrotny zdobywca Copa Libertadores zdołał zgromadzić w swoim dorobku ledwie osiem występów w narodowych barwach. Wystarczyło to jednak, żeby załapać się na mistrzostwa świata w 1974 r. Na turnieju w RFN wystąpił w meczach z Polską, Haiti, Holandią i Brazylią.

Balbuena urodził się w leżącym w północno-wschodniej Argentynie mieście Santa Fe. Swoje pierwsze piłkarskie doświadczenia zbierał, będąc zawodnikiem miejscowego Club Atlético Colón. Debiutował w dorosłej drużynie na boiskach Primera División B w sezonie 1964/65, w którym klub wywalczył awans do Primera División. Przez kolejne cztery lata ugruntował swoją pozycję w zespole i stał się pewnym punktem drużyny.

Kiedy w 1970 r. przenosił się do Rosario Central, jego licznik oficjalnych występów dla Colón zatrzymał się na liczbie 93 spotkań, w których 22 razy trafiał do siatki. W nowym klubie spędził tylko rok, ale zdążył w tym czasie dotrzeć z kolegami do finałowego spotkania Campeonato Nacional. Ich przeciwnikami byli wtedy zawodnicy Boca Juniors, którzy dopiero w dogrywce zdołali rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść. Balbuena wszedł w tym spotkaniu na murawę w trakcie drugiej połowy, ale niczym szczególnym się nie wyróżnił. Rok później Rosario znów doszło do finału i tym razem wyszło z walki zwycięsko, ale Agustína wtedy już dawno nie było w klubie.

Sezon 1971 był pierwszym z kilku, jakie rozegrał dla wielkiego Club Atlético Independiente i początkiem najlepszego okresu w jego karierze. Po przenosinach do Avellaneda z marszu wszedł do pierwszego zespołu i wkrótce za kolejnymi występami zaczęły też iść i gole. Nie był najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu i czasem pozostawał nieco w cieniu takich graczy, jak choćby Ricardo Bochini. Tworzył jednak ważny element trenerskiej układanki i dobrze wywiązywał się z powierzonych mu zadań.

Już w pierwszym roku swojego pobytu w klubie Balbuena mógł cieszyć się z wygranej w Torneo Metropolitano, która dawała prawo startu w Copa Libertadores. To właśnie w tych rozgrywkach święcił z kolegami największe triumfy. Mimo że w krajowych rozgrywkach Independiente prezentowało się dość przeciętnie, to na arenie międzynarodowej mało kto mógł się z nimi równać.

W 1972 r. w finałowym dwumeczu 2:1 pokonało peruwiańskie Universitario. Rok późnej Argentyńczycy po raz drugi z rzędu okazali się najlepsi, tym razem w finale zwyciężając po trzech wyrównanych bojach Colo-Colo z Chile. Trzeci puchar do klubowej gabloty trafił w 1974 r., a gorycz porażki musieli wówczas przełknąć gracze São Paulo FC. Balbuena w rewanżowym spotkaniu w Avellaneda swoim golem ustalił wynik meczu na 2:0, co finalnie doprowadziło do konieczności rozegrania trzeciego, decydującego spotkania. W Santiago górą było wówczas Independiente, wygrywając 1:0. Również trzech meczów do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było w 1975 r. Balbuena z kolegami czwarty raz z rzędu zameldował się w finale i czwarty raz z rzędu okazał się lepszy od rywali, którymi tym razem byli zawodnicy chilijskiego Unión Española.

Agustín Balbuena miał swój niemały udział w każdym z tych triumfów. Momenty chwały przeżywał także przy okazji meczów o Puchar Interkontynentalny. W 1973 r. jego zespół jedyny raz zwyciężył w tych rozgrywkach, pokonując na Stadio Olimpico w Rzymie Juventus. Rok wcześniej Independiente musiało uznać wyższość Ajaxu, a rok później lepsze okazało się Atlético. Co prawda pierwszy mecz po golu Balbueny wygrało Independiente, ale w rewanżu Hiszpanie odrobili straty i wygrali 2:0.

Przez pięć lat gry dla Independiente uzbierał 214 oficjalnych występów i strzelił dla klubu 50 bramek. W 1976 r. został zawodnikiem drugiego wielkiego klubu w mieście, czyli Racingu. Na stadionie El Cilindro występował jednak tylko przez rok, a bilans, który zamknął się w trzech bramkach w 19 spotkaniach nie rzucał na kolana.

Ostatnie lata czynnej kariery spędził w Kolumbii. Zaliczył tu krótkie epizody w barwach Club Atlético Bucaramanga i América de Cali. Przed przejściem na emeryturę próbował jeszcze szczęścia w lidze salwadorskiej, gdzie związał się z klubem C.D. FAS, aż w końcu w 1978 r. zawiesił buty na kołku.

Po zakończeniu kariery ponownie związał się z klubem, w którym święcił triumfy i zajął się wyszukiwaniem młodych talentów. To on jako pierwszy zwrócił uwagę na umiejętności Sergio Agüero, który trafił pod jego opiekę w wieku ośmiu lat. Balbuena miał spory wpływ na rozwój talentu młodego chłopaka i nie posiadał się ze szczęścia, kiedy Agüero debiutował w lidze krótko po ukończeniu 15 lat.

Peter Lorimer (14 grudnia 1946 – 20 marca 2021)

Urodzony w szkockim Dundee zawodnik już od najmłodszych lat przejawiał talent do futbolu. Początkowo grywał w drużynach szkolnych, ale szybko poznano się na nim w reprezentacji, gdzie konsekwentnie zaliczał występy w kolejnych juniorskich kategoriach wiekowych. W 1962 r. strzelił jedną z bramek w wygranym 4:2 meczu szkolnej reprezentacji Szkocji z rówieśnikami z Anglii. Wkrótce po tym podpisał swój pierwszy kontrakt i ze łzami w oczach opuścił rodzinne Dundee i przeniósł się do Leeds.

Debiut w nowym zespole zaliczył 29 września 1962 r. w meczu przeciwko Southampton. Lorimer miał wówczas zaledwie 15 lat i 289 dni, stając się w ten sposób najmłodszym graczem pierwszego zespołu. Regularnie zaczął grać od sezonu 1965/66 i przez kolejne kilkanaście lat był jednym z czołowych piłkarzy w klubie. Leeds United zaliczało się wówczas do ścisłej krajowej czołówki i raz po raz kończyło ligowe zmagania na podium.

Lorimer w czasie swojej gry przy Elland Road dwukrotnie zdobywał mistrzostwo kraju (1968/69 i 1973/74). Kilka razy docierał też z kolegami do finałowego starcia Pucharu Anglii, ale tylko w 1972 r. wyszli z tego pojedynku zwycięsko. Na arenie europejskiej zespół również prezentował się przyzwoicie i dwa razy sięgnął po Puchar Miast Targowych (1967/68 i 1970/71).

W 1975 r. Leeds United dotarło do finału Pucharu Europy, gdzie mierzyło się z Bayernem. Lorimer zdołał się nawet wpisać wtedy na listę strzelców i dał swojej drużynie upragnione prowadzenie. Niestety sędzia dopatrzył się złamania przepisów i jego trafienie nie zostało ostatecznie uznane. Kilka minut później to Bayern wyszedł na prowadzenie, czym wyraźnie podciął skrzydła rywalom. Dziesięć minut niezawodny Gerd Müller podwyższył na 2:0 i rozwiał resztki nadziei angielskich kibiców na dobry wynik.

Szkoci napastnik odszedł z Leeds w 1979 r. Wyjechał do Ameryki Północnej i przez parę lat występował w Kanadzie, gdzie grał dla Toronto Blizzard i Vancouver Whitecaps. Zaliczył też krótki pobyt w grającym na poziomie Fourth Division angielskim York City. W 1983 r. wrócił na stare śmieci i po rozegraniu kolejnych trzech sezonów w barwach drugoligowego wówczas Leeds, ostatecznie zawiesił buty na kołku. Jego bilans zamknął się w 238 golach w 705 występach.

W reprezentacji zagrał 21 razy i strzelił cztery gole. Wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach Szkocji na mundialu w 1974 r. Po zakończeniu czynnej kariery pozostał blisko futbolu. Pracował jako ekspert w rozgłośniach radiowych, a także spełniał się jako felietonista. Zawsze chętnie rozmawiał o swoim ukochanym klubie, z którym do końca łączyły go bliskie relacje. W ostatnich latach zmagał się z ciężką, długotrwałą chorobą. Zmarł w wieku 74 lat.

Tremaine Stewart (5 stycznia 1988 – 18 kwietnia 2021)

Jamajczyk, który w czasie kariery grał jako napastnik albo skrzydłowy, urodził się w Kingston i to na przedmieściach stolicy Jamajki poznawał smak futbolu. Jego pierwszym poważnym klubem było August Town, skąd w wieku 20 lat przeniósł się do Portmore United. W tym jednym z największych i najbardziej utytułowanych jamajskich klubów spędził kolejne cztery sezony, w trakcie których pokazał się z całkiem dobrej strony.

Nadszedł w końcu czas, żeby spróbować swoich sił w Europie. Jego wybór padł na występujący w norweskiej Tippeligaen klub Aalesunds FK, którego zawodnikiem został w 2012 r. Początkowo wchodził na boisko jako rezerwowy, ale po paru miesiącach zdołał wywalczyć miejsce w pierwszym składzie. W swoim pierwszym sezonie na norweskiej ziemi uzbierał 21 występów i cztery bramki. Kolejne dwa trafienia dołożył w eliminacyjnych meczach Ligi Europy przeciwko KF Tirana.

W tym samym czasie zwrócił na siebie uwagę sztabu reprezentacji. Pierwszy raz w narodowych barwach zagrał 24 lutego 2012 r., kiedy to wszedł z ławki w meczu z Kubą. Pięć dni później w spotkaniu z Nową Zelandią wyszedł w podstawowej jedenastce i zdobył swoją premierową bramkę dla kraju. Jamajka wygrała wówczas 3:2. Łącznie w drużynie Reggae Boyz wystąpił 11 razy i strzelił dwa gole.

Kolejne sezony nie były jednak najlepsze w jego wykonaniu i miał problemy, żeby na stałe zagościć w wyjściowej jedenastce. W lipcu 2014 r. zdecydował się na zmianę otoczenia i wrócił na Jamajkę. Na rok związał się z zespołem Waterhouse F.C., z którym w lidze zajął na koniec sezonu drugie miejsce. Po tym czasie raz jeszcze spróbował szczęścia na północy Europy. Podpisał roczny kontrakt z drużyną Rovaniemen Palloseura, a z jego przyjściem wiązano spore nadzieje. Niestety pobyt w mieście Świętego Mikołaja zakończył się dla jamajskiego piłkarza marnymi czterema występami na poziomie Veikkausliigi.

Po nieudanej przygodzie w Finlandii wrócił do ojczyzny i w sezonie 2016/17 reprezentował barwy Portmore United. Klub w lidze zajął czwarte miejsce w tabeli, ale dzięki dobrym występom w play-offach dotarł do finałowego pojedynku o mistrzostwo kraju. Tu jednak lepsi okazali się gracze Arnett Gardens. Stewart był już wówczas graczem drugiego szeregu i żeby liczyć na regularne występy, musiał rozejrzeć się za nowym pracodawcą.

Raz jeszcze postanowił związać się z Waterhouse F.C., gdzie występował do 2020 r., kiedy to rozgrywki zostały zawieszone ze względu na pandemię koronawirusa. Dwukrotnie w tym czasie (w 2018 i 2019 r.) meldował się z kolegami w wielkim finale jamajskiej ekstraklasy i niestety dwukrotnie schodzili oni z boiska pokonani. W obu przypadkach z mistrzostwa cieszyli się gracze Portmore United.

Przed startem sezonu 2020/21 Stewart dołączył do drużyny Dunbeholden F.C., ale nie zdążył w jej barwach rozegrać ani jednego oficjalnego spotkania. 18 kwietnia 2021 r. podczas przedpołudniowego niedzielnego meczu, który rozgrywany był w Spanish Town, Tremaine nieoczekiwanie upadł i stracił przytomność. Mimo natychmiastowego przewiezienia do najbliższego szpitala i podjętej próby reanimacji 33-latka nie udało się uratować.

Willy van der Kuijlen  (6 grudnia 1946 – 19 kwietnia 2021)

Holenderski piłkarz, który z powodzeniem grał jako napastnik lub ofensywny pomocnik w trakcie swojej kariery dorobił się wiele mówiącego przydomka Mister PSV. W klubie z Eindhoven jako zawodnik spędził aż 17 lat. Był z nim również związany po zakończeniu kariery, więc nic dziwnego, że uważa się go za jedną z największych klubowych legend.

Wychowywał się w położonym kilkanaście kilometrów od Eindhoven miasteczku Helmond. Pierwsze piłkarskie treningi rozpoczął w wieku ośmiu lat w miejscowym klubie HVV Helmond. Szybko zaczął przerastać swoich rówieśników i od najmłodszych lat imponował skutecznością. W dorosłej drużynie zadebiutował już jako 15-latek, co nie mogło umknąć uwadze lokalnego potentata.

PSV chciało go do siebie ściągnąć już w 1963 r., ale Willy odrzucił propozycję kontraktu. Mógł wówczas podpisać tylko umowę juniorską, a proponowana płaca była niższa od tej, jaką otrzymywał w HVV. Łącznie dla zespołu z Helmond zdołał rozegrać 63 mecze i strzelić w nich 69 goli. Mimo że dokonał tego w rozgrywkach amatorskich, to wkrótce ustawiła się do niego kolejka chętnych chcących go zatrudnić. Tym razem oferta PSV okazała się najlepsza spośród kilkunastu innych i w 1964 r. van der Kuijlen związał swoją przyszłość właśnie z tym klubem.

Podpisał kontrakt półprofesjonalny, co oznaczało, że oprócz gry w piłkę, znalazł też zatrudnienie w fabryce Philipsa, gdzie pracował jako magazynier. Mimo młodego wieku nie miał żadnych problemów z wejściem do zespołu. Już w debiucie w jednym ze sparingów strzelił pięć goli. Swoją klasę potwierdził też w lidze – trafił w swoim pierwszym ligowym meczu, a już w drugim popisał się hat-trickiem. Jako najmłodszy zawodnik w drużynie stał się jednym z jej motorów napędowych. Pierwszy sezon w barwach PSV zakończył z 20 golami na koncie, co dało mu drugie miejsce w klasyfikacji strzelców.

Barierę 20 bramek w sezonie przekraczał później jeszcze wielokrotnie. Nie było wówczas w Holandii nikogo, kto mógł się poszczycić taką regularnością. Grę ciągle łączył z pracą magazyniera, a na dodatek dostał też powołanie do wojska, co z pewnością nie sprzyjało stabilizacji formy. Nie zawsze potrafił też znaleźć wspólny język z trenerami i raz był nawet o krok od opuszczenia PSV.

Van der Kuijlen imponował skutecznością i zachwycał techniką, ale brakowało mu sukcesu z drużyną. W 1969 i 1970 r. PSV dotarło co prawda do finału Pucharu Holandii, ale oba były dla nich przegrane. Drużyna z Eindhoven ciągle była wówczas jednym z wielu ligowych średniaków, a karty w lidze rozdawały zespoły Ajaxu i Feyenoordu. Dopiero kiedy posadę trenera objął Kees Rijvers, PSV zdołało na poważnie zaistnieć na krajowym podwórku.

Szkoleniowiec odmienił oblicze drużyny i zdołał wykorzystać potencjał takich graczy jak Jan van Beveren, Ralf Edström czy Willy i René van der Kerkhof. Kluczowym elementem układanki był jednak Willy van der Kuijlen, wokół którego Rijvers budował zespół. W 1974 r. PSV zdobyło w końcu upragniony Puchar Holandii po wygranej w finale nad NAC Breda aż 6:0. Po drodze w ćwierćfinale odprawili Feyenoord, a w półfinale ich ofiarą padł Ajax. Rok później do listy klubowych sukcesów dołożyli mistrzostwo kraju, notując w sezonie tylko dwie ligowe porażki.

Sezon 1975/76 van der Kuijlen z kolegami zakończył z dubletem na koncie. Do udanej obrony tytułu w lidze dołożyli kolejny triumf w krajowym pucharze. Bardzo udana była też ligowa kampania w sezonie 1977/78, którą zawodnicy PSV trzeci raz w ciągu kilku lat zakończyli w glorii mistrzów. Znakomicie prezentowali się też w Europie. W Pucharze UEFA dość pewnie pokonywali kolejne rundy, eliminując m.in. Widzew Łódź. W półfinale ich rywalem była wielka Barcelona z Johanem Cruijffem w składzie. W Eindhoven PSV wygrało 3:0, a w stolicy Katalonii górą byli gospodarze, ale tylko 3:1. Finałowym rywalem była francuska Bastia, która na swoim boisku zdołała zremisować 0:0, ale na wyjeździe nie potrafiła postawić się PSV i przegrała 0:3. Van der Kuijlen ustalił wówczas wynik meczu i jako kapitan zespołu mógł wznieść w górę cenne trofeum.

Półfinałowa wygrana nad zespołem Cruijffa musiała smakować szczególnie, bo obaj panowie niezbyt za sobą przepadali. Mimo że van der Kuijlen debiutował w narodowej drużynie jeszcze jako nastolatek i w pierwszych pięciu meczach strzelił cztery gole, to nigdy w pełni nie rozwinął skrzydeł w reprezentacji. Stracił w niej miejsce właśnie na rzecz Cruijffa. Razem ze swoim klubowym kolegą Janem van Beverenem nie gryzł się w język i nie bał się krytykować gracza Ajaxu, co raz po raz powodowało tarcia w drużynie. Graczom PSV nie podobały się też szczególne względy, jakimi cieszyli się w oczach sztabu Cruijff i Neesekens. Dlatego też m.in. zabrakło miejsca dla van der Kuijlena w składzie na mundial w RFN, mimo że był on wówczas w życiowej formie.

W ciągu czterech kolejnych sezonów (1973/74-1976/77) zdobył w lidze aż 106 bramek, czym wydatnie przyczynił się do sukcesów klubu. W Eindhoven występował do sezonu 1981/82. Rozegrał wówczas pięć spotkań w barwach PSV, po czym przeniósł się do MVV Maastricht. Ostatnim przystankiem było grające w drugiej lidze belgijskiej VV Overpelt, gdzie van der Kuijlen zakończył karierę w sezonie 1982/83.

Jego zdecydowanie zbyt skromny bilans w reprezentacji zamyka się zaledwie w 22 spotkaniach, w których trafiał do siatki siedem razy. Przez kilkanaście lat występów na poziomie Eredivisie zdołał uzbierać aż 311 bramek w 544 występach (dla PSV 308 goli w 528 meczach). Wynik ten jest oczywiście ligowym rekordem wszech czasów i trudno oczekiwać, że ktokolwiek kiedykolwiek go poprawi. Trzy razy (1966, 1970 i 1974) zdobywał koronę króla strzelców.

Po zakończeniu kariery Willy pracował w PSV jako trener z napastnikami. Miał też epizod w roli asystenta trenera w PSV i Rodzie Kerkrade. Później pełnił jeszcze w klubie obowiązki trenera młodzieży, a także skauta. W październiku 2004 r. przed klubowym stadionem odsłonięto jego pomnik. Mimo upływu lat pamięć o jego osiągnięciach ciągle jest żywa wśród kibiców. Pod koniec życia zmagał się z chorobą Alzheimera. Odszedł w wieku 74 lat.

Marian Kosiński (4 grudnia 1945 – 21 kwietnia 2021)

W latach 70. był podstawowym obrońcą mieleckiej Stali, z którą dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski. Do Mielca przyszedł w styczniu 1969 r. z A-klasowego Gwarka Tarnowskie Góry. Początkowo miał trafić do Ruchu Chorzów, ale krótka nieobecność trenera chorzowian spowodowała, że to działacze z Mielca ściągnęli go do siebie. Stal grała wówczas w trzeciej lidze, a 24-letni wówczas obrońca nie potrzebował dużo czasu, żeby zadebiutować w nowym zespole i później ugruntować swoją pozycję.

Dobrą postawą na trzecioligowych boiskach zapewnił sobie miejsce w składzie na kolejne mecze i rozpoczął z kolegami marsz ku największym sukcesom mieleckiego klubu. Sezon zakończyli awansem do drugiej ligi, gdzie spędzili tylko rok i mogli cieszyć się z powrotu na ekstraklasowe salony. Na najwyższym szczeblu potwierdził swoje niemałe umiejętności i szybko wyrobił sobie markę jednego z czołowych ligowych stoperów.

Był podstawowym zawodnikiem drużyny, która dwukrotnie sięgała po mistrzostwo Polski (1972/73 i 1975/76) oraz raz po wicemistrzostwo (1974/75). W 1976 r. Stal dotarła do finału Pucharu Polski, gdzie uległa Śląskowi Wrocław. Drużyna godnie prezentowała się też w europejskich pucharach. Wiosną 1976 r. toczyła wyrównany, choć ostatecznie przegrany, bój w ćwierćfinale Pucharu UEFA z niemieckim Hamburgerem SV. Jesienią z kolei w pierwszej rundzie Pucharu Europy mielczanie trafili na Real Madryt. Pojedynek znowu był wyrównany, ale i tym razem lepsi okazali się bardziej znani rywale. Wspomnienia tych pucharowych starć są jednak żywe w pamięci kibiców do dzisiaj.

Pod względem ilości meczów rozegranych dla Stali Kosińskiego wyprzedzają tylko Zygmunt Kukla i Grzegorz Lato. Obrońca na ligowych boiskach pojawiał się 303 razy, z czego aż 263 mecze to spotkania na szczeblu ekstraklasowym. Dwukrotnie też wpisywał się do protokołu jako strzelec gola.

Mimo że był czołową postacią jednej z najlepszych drużyn w kraju, to nigdy nie dane mu było zagrać w reprezentacji. Umiejętności mu nie brakowało, co potwierdzał w lidze, ale na uznanie w oczach sztabu to było widocznie za mało. Sezon 1979/80 był jego ostatnim w zawodniczej karierze. Oficjalnie pożegnano go 23 sierpnia 1980 r. przed ligowym meczem z Zawiszą Bydgoszcz, a kibice zgotowali mu wówczas wielkie brawa.

Już kilka miesięcy później stał się członkiem sztabu szkoleniowego mieleckiej ekipy. Kiedy wiosną 1981 r. odmłodzonej drużynie Stali w oczy zajrzało widmo spadku, rolę trenera-strażaka powierzono właśnie Kosińskiemu. Później jeszcze dwukrotnie stawał przed podobnym zadaniem. Poza tym w klubie pełnił jeszcze funkcję kierownika drużyny oraz kilkukrotnie asystenta trenera. Jako szkoleniowiec pracował również w latach 80. w mieleckim Gryfie, a na przełomie lat 80. i 90. prowadził Karpaty Krosno. Ukończył katowicką AWF i po uzyskaniu dyplomu podjął pracę w Zespole Szkół Budowlanych, gdzie był nauczycielem wychowania fizycznego. Kilka lat przed śmiercią wskutek choroby musiał przejść operację amputacji nogi powyżej kolana. Miał 75 lat.

Georgi Dimitrow (14 stycznia 1959 – 8 maja 2021)

Czołowy bułgarski obrońca lat 80., wieloletni zawodnik CSKA Sofia i jeden z pierwszych Bułgarów, którzy zagrali w zachodniej Europie. Urodził się w nieistniejącej już dzisiaj wsi Gledaczewo i to klubie z rodzinnej miejscowości stawiał pierwsze piłkarskie kroki. W drużynie grywał już jako 14-latek i początkowo występował na pozycji napastnika. Na jednym z młodzieżowych turniejów został nawet królem strzelców. Jego talent został zauważony przez jednego ze znajomych matki, którym Georgi Laskow. Postanowił on zabrać chłopaka na trening do lokalnego potentata, jakim był klub Beroe Stara Zagora, żeby tamtejsi trenerzy mogli mu się bliżej przyjrzeć.

Młokos musiał pokazać się z dobrej strony, bo już niedługo później dołączył do młodzieżowej drużyny Beroe. Jako dziecko często bywał na meczach pierwszego zespołu, na które zabierał go tata, więc gra dla klubu stanowiła dla niego spore wyróżnienie. Do zespołu ze Starej Zagory dołączył w 1975 r., a już wiosną 1976 r. dostał szansę pokazania się na boiskach bułgarskiej ekstraklasy. Beroe było wtedy beniaminkiem Grupy „A”, a sezon zakończyło w dolnej połowie tabeli. Podobnie było w kolejnym roku, w którym Dimitrow cierpliwie budował swoją pozycję w zespole. Zaliczył wówczas już kilkanaście występów w pierwszej jedenastce i strzelił swojego pierwszego gola w lidze.

Młody zawodnik wyróżniał się już wówczas na tyle, że parol na niego zagiął jeden z największych bułgarskich klubów – CSKA Sofia. Dimitrow wprawdzie chciał odejść do stolicy, ale w Starej Zagorze starano się go zatrzymać za wszelką cenę. Rozpoczęły się przepychanki między klubowymi działaczami, a o zamieszaniu z transferem listowenie powiadomiono nawet Todora Żiwkowa. CSKA miało jednak dużo mocniejszą pozycję w bułgarskim futbolu niż prowincjonalne Beroe. Dimitrow ostatecznie trafił właśnie do wojskowego klubu, ale zmiana barw kosztowała go dwutygodniowy pobyt w areszcie.

Po latach wspominał, że wejście do szatni pełnej reprezentantów kraju było dla niego niemałym przeżyciem, ale dość szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Debiut w nowych barwach zaliczył 24 września 1977 r. Wszedł wtedy z ławki w spotkaniu z Lokomotiwem. Od tego momentu do końca sezonu zagrał we wszystkich meczach przez pełne 90 minut. W kolejnych latach ugruntował swoją pozycję w zespole, stając się jednym z jego liderów. Jako opoka defensywy miał swój wydatny udział w zdobyciu przez klub czterech tytułów mistrza kraju z rzędu (1979/80-1982/83) i dwóch Pucharów Bułgarii (1982/83 i 1984/85). W 1985 r. wybrany został piłkarzem roku w Bułgarii.

Razem z CSKA zapisał też piękną kartę swoimi występami na arenie europejskiej. W sezonie 1981/82 bułgarska drużyna dotarła do fazy półfinałowej Pucharu Europy, czym wyrównała swój najlepszy wynik w tych rozgrywkach z sezonu 1966/67. Rok wcześniej mistrzowie Bułgarii już w pierwszej rundzie pokazali się z dobrej strony i pokonali angielskie Nottingham Forrest. Tamte rozgrywki zakończyli na ćwierćfinale, gdzie musieli uznać wyższość Liverpoolu. Obie ekipy los skojarzył ze sobą również wiosną 1982 r. Tym razem to Bułgarzy okazali się lepsi. W półfinale z kolei ich rywalem był Bayern Monachium. U siebie CSKA prowadziła już 4:1, ale dała sobie strzelić dwa gole w końcówce. Rewanż od początku przebiegał już po myśli Niemców, którzy pewnie wygrali 4:0. Według Dimitrowa zespołowi zabrakło wówczas wiary w to, że wcale nie są gorsi i są w stanie awansować do finału.

Przez lata kierował defensywą stołecznego klubu, skąd szybko trafił do reprezentacji. Debiutował 29 listopada 1978 r. w Sofii w starciu z Irlandią Północną. W drużynie narodowej zadomowił się na kolejnych parę lat i podobnie jak w CSKA, również tutaj stał się liderem formacji obronnej. Przez 10 lat gry dla kraju zgromadził 77 występów i strzelił siedem bramek. 56 razy wyprowadzał reprezentację na boisko jako kapitan. Funkcję tę pełnił również podczas mundialu w Meksyku w 1986 r. Mimo błędów popełnionych podczas przygotowań, Bułgarzy, których prowadził Iwan Wucow, po raz pierwszy przeszli do drugiej rundy. W grupie zanotowali dwa remisy i porażkę, więc, mimo awansu, na pierwsze mundialowe zwycięstwo swoich ulubieńców kibice ciągle musieli czekać. To nie nadeszło niestety w 1/8 finału, gdzie 0:2 przegrali z Meksykiem. Dimitrow zagrał w pełnym wymiarze w każdym z czterech meczów.

Po turnieju wyjechał do Francji, gdzie trafił do AS Saint-Étienne, w którym trenował go Henryk Kasperczak. Zespół był wówczas beniaminkiem francuskiej ekstraklasy, ale płacono w nim na tyle dużo, że Dimitrow zdołał nieco odłożyć. Dzięki temu poznał też wówczas smak jazdy Mercedesem i Alfą Romeo. W pierwszym sezonie po jego przyjściu zespół zajął miejsce w środku tabeli, ale już w kolejnym byli o krok od podium, plasując się na czwartej pozycji. Bułgar był wyróżniającym się zawodnikiem w lidze i został nawet uznany najlepszym obcokrajowcem, a konkurencję miał niemałą.

W 1988 r. wrócił do kraju i w barwach CSKA wywalczył swoje ostatnie mistrzostwo i puchar kraju. Potem za namową trenera Iwana Wucowa związał się jeszcze na jeden sezon z drużyną Sławii Sofia, z którą zdobył wicemistrzostwo Bułgarii. Zaliczył też krótkie epizody w Izraelu, gdzie zamiast grać w barwach Maccabi zachorował na zapalnie wątroby, a także w Szwecji, gdzie związał się z drugoligowym Linköpings FF. Podjętą na początku lat 90. decyzję o zakończeniu kariery przyspieszyły kłopoty ze zdrowiem, z którymi mierzył się po zerwaniu więzadeł w kolanie.

Od 1982 r. był członkiem Bułgarskiej Partii Komunistycznej, z której został usunięty w 1988 r. za opóźnienia w płaceniu składek członkowskich. Próbował swoich sił w pracy szkoleniowej, ale bez szczególnych osiągnięć. Prowadził mniejsze kluby, takie jak Wełbyżd Kiustendił, Minior Pernik, Wełbyżd Słokoszica i Marek Dupnica, ale w żadnym z nich nie zadomowił się na dłużej.

Kilkanaście miesięcy przed śmiercią zdiagnozowano u niego raka jelita grubego. Mimo szybko podjętego leczenia, które wsparła bułgarska federacja i kilku zagranicznych operacji, choroba była już zbyt zaawansowana i na ratunek było za późno. Walkę z rakiem Dimitrow przegrał w wieku 62 lat.

Tarcisio Burgnich (25 kwietnia 1939 – 26 maja 2021)

Czołowy włoski obrońca lat 60., który znakomicie radził sobie zarówno na bokach, jak i na środku obrony. Imponował przygotowaniem fizycznym i pewną grą w powietrzu. Na boisku wyróżniał się inteligencją i nieustępliwością, a dzięki swojej pracowitości potrafił dużo dać drużynie nie tylko w defensywie, ale i w ofensywie. Razem z innym obrońcą Giacinto Facchettim stworzył niezapomniany duet, który decydował o obliczu reprezentacyjnej i klubowej obrony.

Zanim jednak obaj panowie spotkali się w Interze, Burgnich występy w barwach kilku innych cenionych włoskich ekip. Piłkarskiego abecadła uczył się Udinese i to jako zawodnik tego klubu zaliczył debiut w Serie A w czerwcu 1959 r. Kolejny sezon przyniósł mu kilka kolejnych występów w barwach pierwszej drużyny, które zaowocowały przenosinami do Juventusu. W Turynie Burgnich spędził jednak tylko sezon, ale dzięki 13 występom w lidze mógł cieszyć się ze swojego pierwszego mistrzostwa. Kolejnym przystankiem na jego drodze było Palermo, gdzie w końcu doczekał się regularnych występów. Sycylijska przygoda nie trwała zbyt długo i na sezon 1962/63 Tarcisio przeniósł się do Lombardii.

Został zawodnikiem Interu, którego stery pozostawały wówczas w rękach legendarnego Helenio Herrery. Burgnich z marszu wszedł do podstawowej jedenastki i szybko stał się jednym z kluczowych elementów układanki pochodzącego z Argentyny trenera. Wkrótce później cała piłkarska Europa miała przekonać się o sile włoskiej ekipy, która w historii zapisała się jako Grande Inter, a termin catenaccio na stałe miał wejść do języka futbolu.

Już pierwszy sezon Burgnicha w zespole Nerazurrich okazał się szczęśliwy. Inter zdominował rozgrywki i pewnie zajął pierwsze miejsce w tabeli. Drużyna zdobyła w ten sposób ósmy tytuł mistrza Włoch w historii klubu, a Herrera ze swoimi podopiecznymi rozpoczęli okres pełen sukcesów. Jesienią 1963 r. udanie rozpoczęli zmagania w Pucharze Europy, kiedy to odprawili Everton i AS Monaco. Dobrą passę kontynuowali wiosną, eliminując w ćwierćfinale belgradzki Partizan, a w półfinale Borussię Dortmund, nie notując po drodze żadnej porażki. Wielki finał rozgrywano na wiedeńskim Praterze, a rywalem Interu był Real Madryt. Włosi nie pozostawili złudzeń madryckiej ekipie i przekonująco wygrali 3:1.

Dziesięć dni po tym triumfie rozegrali mecz decydujący o krajowym mistrzostwie. Na finiszu rozgrywek zgromadzili taką samą liczbę punktów, co Bologna i losy tytułu miały rozstrzygnąć się w dodatkowym meczu w Rzymie. Tym razem górą byli rywale, którzy zwyciężyli 3:0. Na tron Inter wrócił już jednak rok później, a dominację w kraju potwierdził ponownie w 1966 r., zdobywając trzecie scudetto w ciągu czterech lat.

Ciągle też bardzo dużo znaczyli w Europie i jako obrońcy trofeum zameldowali się w finale Pucharu Mistrzów. Tym razem po drodze doznali jednak paru porażek, ale w wielkim finale, który rozgrywano na San Siro w Mediolanie, wynik mógł być tylko jeden. Burgnich i Facchetti udanie zneutralizowali wówczas zagrożenie ze strony Mário Coluny i Eusébio, a po jedynym w meczu golu Jaira mogli cieszyć się z drugiego z rzędu zwycięstwa. Rok później w półfinale udanie zrewanżował im się Real, a dwa lata po wygranej na San Siro musieli w lizbońskim finale uznać wyższość Celtiku Jocka Steina. Dwukrotnie stawali też do walki o Puchar Interkontynentalny i dwukrotnie ich przeciwnikiem było Club Atlético Independiente z Argentyny. W obu przypadkach to Włosi wychodzili z tych starć zwycięsko.

W 1968 r. po bardzo zaciętych bojach sięgnął z kolegami z reprezentacji po mistrzostwo Europy. Dwa lata później Włosi dotarli do finału mistrzostw świata. W półfinale mierzyli się wówczas z zespołem RFN. Ten pasjonujący pojedynek, którego zwycięzcę wyłoniła dopiero dogrywka, w kronikach zapisał się jako mecz stulecia. Burgnich strzelił w nim jednego ze swoich dwóch goli w reprezentacji. W finałowym starciu z Brazylią sił Włochom starczyło tylko na pierwszą połowę. Po przerwie w piłkę grali już tylko Canarinhos. Po porażce 1:4 obrońca opowiadał, że przed meczem wmawiał sobie, że Pelé jest takim samym człowiekiem, jak każdy inny. Jednak po tym, co zobaczył na boisku w jego wykonaniu, zmienił zdanie. Reprezentacyjną koszulkę zakładał w sumie 66 razy. Debiutował w 1963 r. i trzykrotnie jechał z kadrą na mistrzostwa świata. Ostatni raz w barwach narodowych zagrał w przegranym 1:2 meczu z Polską na niemieckim mundialu.

Kiedy w 1968 r. Herrera opuścił Inter, zespół nieco obniżył loty. Ciągle należał jednak do krajowej czołówki, a Burgnich niezmiennie był jednym z najważniejszych jego elementów. Pod wodzą nowego trenera, którym został Giovanni Invernizzi, drużyna wróciła na szczyt w 1971 r., a Tarcisio zdobył swój piąty w ogóle tytuł, a czwarty z Interem. Rok później Burginch po raz czwarty zagrał o Puchar Europy, ale w rozgrywanym na De Kuip w Rotterdamie spotkaniu górą był Ajax.

W stolicy Lombardii spędził dwanaście pełnych sukcesów lat. Rozstał się z Interem, kiedy nastąpiły zmiany w klubowych władzach. Nowym prezesem został Ivanoe Fraizzoli, którego jednym z celów stało się odmłodzenie drużyny. Burginch jako jeden z najbardziej doświadczonych zawodników zgodził się odejść i przeniósł się do Neapolu. W barwach Napoli rozegrał kolejne trzy pełne sezony, w trakcie których mógł świętować wicemistrzostwo kraju (1975) i Puchar Włoch (1976). Decyzję o emeryturze podjął w 1977 r. Na szczeblu Serie A rozegrał 494 spotkania i strzelił sześć bramek.

Po odwieszeniu butów na kołek przez kolejne dwie dekady pracował jako trener. Prowadził w tym czasie wiele klubów, wśród których wspomnieć wypada choćby takie ekipy, jak Bologna, Livorno, Foggia, Lucchese, Cremonese, Genoa czy Vicenza. Spektakularnych sukcesów jednak nie odnosił. Zmarł w wieku 82 lat w szpitalu San Camillo w Forte dei Marmi, gdzie trafił po przebytym udarze.

Yoo Sang-chul (18 października 1971 – 7 czerwca 2021)

Jeden z bohaterów koreańskiej reprezentacji, która na mistrzostwach świata zajęła czwarte miejsce. Faktem jest, że niemały udział w tym sukcesie mieli sędziowie, którzy wyraźnie sprzyjali współgospodarzom. Nie można jednak odmówić Koreańczykom umiejętności, o czym sami boleśnie się przekonaliśmy. Guus Hiddink wśród swoich podopiecznych miał kilku naprawdę klasowych graczy. Yoo Sang-chul z pewnością należał do tego grona i to pomimo tego, że nigdy nie zagrał w europejskim klubie.

Na początku lat 90. studiował na prestiżowym Konkuk University w Seulu. To tutaj właśnie po raz pierwszy zetknął się z poważnym graniem i był członkiem akademickiej drużyny piłkarskiej. W maju 1993 r. był członkiem koreańskiej reprezentacji na organizowanych w Szanghaju I Igrzyskach Azji Wschodniej. Razem z kolegami z zespołu byli bezkonkurencyjni w turnieju piłkarskim, pewnie wygrywając pięć z sześciu meczów. W ostatnim zremisowali 1:1 z sąsiadami z północy, którzy jako jedyni przysłali reprezentację opartą na doświadczonych zawodnikach. Dwa miesiące po tym sukcesie wziął udział w XVII Letniej Uniwersjadzie, której gospodarzem było amerykańskie Buffalo. Z Ameryki przywiózł z kolegami z piłkarskiej drużyny srebrne medale.

Kariera młodego zawodnika zaczynała nabierać rozpędu i na początku 1994 r. podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt. Został piłkarzem występującego w K League klubu Ulsan Hyundai Horang-i. Nie miał kłopotów z wywalczeniem miejsca w składzie i szybko dał się poznać jako bardzo solidny, silny fizycznie obrońca. Pięć goli w 20 spotkaniach w debiutanckim sezonie i pewna postawa w defensywie dały mu miejsce w jedenastce sezonu.

Rok później zdobył z klubem pierwsze trofeum, zwyciężając w rozgrywkach Adidas Cup. W lidze zajął wówczas drugie miejsce, ale już w 1996 r. mógł cieszyć się z kolegami z upragnionego mistrzostwa kraju. Finałowym rywalem był wówczas zespół Suwon Samsung Bluewings. To oni wygrali 1:0 pierwszy mecz i byli w lepszej sytuacji przed rozgrywanym na własnym terenie rewanżem. W Suwon górą jednak byli goście, ale samo spotkanie przeszło do historii jako jedno z najbardziej brutalnych. Arbiter aż 14 razy pokazywał żółtą kartę i aż pięciu z graczy wyrzucił z boiska. Yoo Sang-chul został bohaterem zespołu, strzelając ważną bramkę na 2:1 w drugiej połowie.

Po dwóch latach obie ekipy ponownie spotkały się w wielkim finale, ale tym razem to gracze z Suwon cieszyli się z końcowego sukcesu. Na uwagę zasługuje postawa Yoo w tamtym sezonie. Przygodę z klubem zaczynał na pozycji obrońcy, ale z czasem zaczął przejawiać coraz większy talent do gry ofensywnej. Zbierane doświadczenie procentowało i Koreańczyk wkrótce został przesunięty nieco wyżej. W środku pola radził sobie bez zarzutu. Potrafił dyktować tempo i imponował wizją gry. Podaniami stwarzał kolegom sporo sytuacji, ale sam też często trafiał do siatki. Tak też było w 1998 r., kiedy to grając już w pomocy, a po powrocie z francuskiego mundialu także w ataku, w 20 spotkaniach strzelił 14 bramek, czym zwyciężył w klasyfikacji strzelców. Po raz drugi trafił też do jedenastki sezonu – tym razem jako gracz drugiej linii.

Pierwszy występ w narodowych barwach zaliczył w towarzyskim spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi 5 marca 1994 r. Kilka miesięcy później reprezentował kraj na Igrzyskach Azjatyckich, których gospodarzem była Hiroszima. W ćwierćfinałowym meczu z Japonią strzelił na początku drugiej połowy ważnego, wyrównującego gola na 1:1. Ostatecznie Koreańczycy wygrali 3:2, a całą imprezę ukończyli na czwartej lokacie.

Yoo cierpliwie piął  się po szczeblach reprezentacyjnej hierarchii aż w końcu w latach 1997-98 stał się jednym z liderów kadry. W ciągu tych dwóch lat aż 45 razy wystąpił w reprezentacji. Był pewnym punktem zespołu, który wywalczył awans na francuski mundial. W eliminacjach strzelił trzy bramki, a ponadto jedno trafienie zaliczył też na samym turnieju w starciu przeciwko Belgom. Po dobrym występie we Francji znalazł się w orbicie zainteresowań kilku europejskich klubów. Pojawiły się nawet pogłoski, że miałby przejść do Barcelony, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Zamiast do Katalonii trafił do Japonii, gdzie podpisał kontrakt z zespołem Yokohama F. Marinos. W japońskiej J1 League występował przez kolejne kilka sezonów. Zwłaszcza drugi jego sezon w nowym klubie był udany. Koreańczyk strzelił wówczas w lidze 17 bramek i poprowadził drużynę do finałów rozgrywek. Tu jednak piłkarze z Jokohamy musieli uznać wyższość Kashimy Antlers.

Kolejnym jego przystankiem w Japonii była drużyna Kashiwa Reysol. W jej barwach występował przez kilkanaście miesięcy i zdążył strzelić 14 bramek. Po bardzo udanych dla Korei mistrzostwach świata w 2002 r. wiele europejskich klubów uważniej postanowiło się przyjrzeć tamtejszym piłkarzom. Yoo Sang-chul przyznał potem w jednym z wywiadów, że nie brał nawet pod uwagę gry w przeciętnych ligach europejskich. Ambitny pomocnik mierzył znacznie wyżej. Miał oferty z Fulham i Tottenhamu. Najbardziej konkretna była propozycja Kogutów. Transfer wydawał się na tyle pewny, że piłkarz rozwiązał kontrakt z Kashiwą. Niestety transakcja wysypała się na ostatniej prostej i zawodnik został na lodzie.

Wrócił do Korei, gdzie ponownie związał się z zespołem Ulsan Hyundai Horang-i. Dołączył do drużyny w trakcie sezonu, ale przez to, że nie był zgłoszony do rozgrywek, nie mógł pojawić się na boisku. Zgodę na dopisanie go do listy musiały wyrazić wszystkie pozostałe kluby K League i Yoo wrócił do gry dopiero w październiku. Do końca sezonu pozostawało osiem spotkań, ale zawodnik był bardzo zdeterminowany, żeby udowodnić swoją wartość. Już w pierwszym meczu po powrocie trafił do siatki i swoje strzeleckie umiejętności potwierdził w kolejnych spotkaniach.

Prawdziwy popis dał jednak w kończącym sezon starciu z Busan I’Cons. Gracze z Ulsan wygrali wtedy 4:2, a Yoo strzelił wszystkie cztery bramki. Ogółem w ośmiu meczach uzyskał dziewięć trafień, doprowadził zespół do drugiego miejsca w lidze i po raz trzeci został wybrany do jedenastki sezonu, tym razem jako napastnik. Stał się przez to jedynym piłkarzem, który zdobywał to wyróżnienie w trzech różnych formacjach.

W 2003 r. raz jeszcze związał się z ekipą Yokohama F. Marinos. Druga próba podbicia Japonii okazała się dużo bardziej owocna niż pierwsza. Yoo Sang-chul stanowił pewny punkt zespołu, któremu mało kto wówczas potrafił stawić czoła w lidze. W 2003 r. wygrali obie rundy spotkań i automatycznie zostali mistrzami, a rok później w finałowej potyczce po rzutach karnych pokonali Urawę Red Diamonds.

Następnie wrócił do ojczyzny, gdzie ze swoim ukochanym zespołem w 2005 r. zdobył mistrzostwo kraju. Po tym sukcesie Yoo zmagał się z przewlekłą kontuzją lewego kolana, która przyspieszyła jego decyzję o emeryturze, co nastąpiło w 2006 r. Był jednym z najbardziej wpływowych zawodników w reprezentacji, a dzięki swojej wszechstronności potrafił odnaleźć się w różnych systemach gry. W drużynie narodowej rozegrał 124 mecze i strzelił 18 bramek. Nam w pamięć zapadło jego trafienie z Pusan z 2002 r., którym pozbawił nas nadziei na wyrównanie. Po zakończeniu kariery wprawił w osłupienie opinię publiczną, informując, że w czasie kariery nie widział na jedno oko.

Jako trener pracował m.in. w Daejeon Citizen, Jeonnam Dragons i Incheon United. Przez trzy lata prowadził też piłkarską drużynę Uniwersytetu w Ulsan. Jesienią 2019 r. zdiagnozowano u niego zaawansowanego raka trzustki. Pracował wówczas w Incheon, ale mimo choroby pozostał na stanowisku szkoleniowca i uratował zespół przed spadkiem. Po rezygnacji w styczniu 2020 r. został mianowany honorowym trenerem. Zmarł w Seulu w wieku 49 lat.

Gerd Müller (3 listopada 1945 – 15 sierpnia 2021)

Jeden z najlepszych napastników w historii nie tylko niemieckiego, ale i światowego futbolu. Jeszcze do niedawna mogło się wydawać, że ustanawiane przez niego w latach 70. kolejne rekordy Bundesligi, są niemal nie do pobicia. O jego wielkości i niesamowitym instynkcie pod bramką rywali najlepiej świadczą liczby. W 437 ligowych meczach 365 razy wpisywał się na listę strzelców. Jeszcze lepszą skutecznością mógł pochwalić się w reprezentacji. W ciągu ośmiu lat zagrał w narodowych barwach 62 razy i strzelił 68 bramek. Z tych 68 goli aż 14 uzyskał na mundialach, co było rekordem aż do 2006 r.

Z klubem i drużyną narodową wygrał wszystko, co było do wygrania. Triumfował w mistrzostwach świata, mistrzostwach Europy, Pucharze Europy (trzykrotnie), Pucharze Zdobywców Pucharów i Pucharze Interkontynentalnym. Cztery razy zdobywał mistrzostwo RFN i również cztery razy zwyciężał w krajowym pucharze. Wielokrotnie zdobywał koronę króla strzelców i był wybierany do najlepszych drużyn sezonu, roku czy turnieju.

Po rozstaniu z Bayernem wyjechał do USA, gdzie próbował swoich sił w NASL. Z zespołem Fort Lauderdale Strikers dotarł nawet do finałów ligi i oczywiście ciągle imponował nieprzeciętną skutecznością. Po zakończeniu kariery w 1982 r. trudno mu było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, aż w końcu popadł w alkoholizm. Pomocną dłoń wyciągnęli wówczas do niego włodarze Bayernu na czele z Franzem Beckenbauerem. Müller został zatrudniony jako trener młodzieży i pod okiem starych przyjaciół udało mu się wyjść z nałogu. W 2015 r. poinformowano, że były napastnik cierpi na chorobę Alzheimera. To właśnie walka z tym przeciwnikiem zdominowała ostatnie lata jego życia. Zmarł w domu opieki w Wolfratshausen, mając 75 lat.

***

To oczywiście tylko niektóre nazwiska z długiej listy osób, które odeszły od nas w ostatnim roku. Zdaję sobie sprawę, że w podobnych zestawieniach zawsze kogoś będzie brakować, albo któraś z przedstawionych postaci nie zostanie dostatecznie szeroko opisana. Niemniej zwłaszcza dzisiaj zasługują oni na choćby takie niepełne przypomnienie.

Rodzimy się nadzy i nadzy też umieramy. Niczego ze sobą z tego świata nie zabierzemy, ale mamy wielki wpływ na to, co po sobie zostawimy. Ci, których postaci przybliżyłem powyżej, zostawili po sobie wiele wspomnień pięknych goli i cudownych akcji. W pamięci kibiców też zazwyczaj zajmują oni szczególne miejsce. Swoimi występami na zielonej murawie budzili w nas szereg przeróżnych emocji, których tak bardzo poszukujemy w sporcie. Wylewaliśmy przez nich łzy smutku, ale też i łzy szczęścia. Choćby z tego względu zasługują na szacunek i miejsce w naszej pamięci.

Bo przecież ponoć człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim.

BARTOSZ DWERNICKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...

Przełamanie w starciu z liderem – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Weegree AZS Politechnika Opolska

Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii w meczu 9. kolejki Bank Pekao 1. Ligi podejmowali Weegree AZS Politechnikę Opolską. Spotkanie rozegrane zostało w przeddzień Święta...